Media podały, że na wszystkich szpitalnych oddziałach intensywnej opieki czyli na tak zwanych SOR-ach odbywają się obecnie kontrole. Kontrolujący odkryli to co wie każdy pacjent, który miał okazję zetknąć się z opieką szpitalną na poziomie izby przyjęć. Ciężko chorzy ludzie czekają po kilkanaście godzin na pomoc. Nikogo nie interesują pacjenci, którzy zasłabli, którzy krwawią, albo zwijają się z bólu. Zdaniem personelu ci pacjenci symulują żeby wymusić przyjęcie do szpitala. Problem jest w tym, że jak wiadomo na podstawowe badania jak i na wizytę u specjalisty czeka się w Polsce miesiącami, a osoba która dostanie się do szpitala może przynajmniej liczyć, że zrobią jej szybko niezbędne badania. Nawet lekarze rodzinni ( tak zwani lekarze pierwszego konfliktu) doradzają pacjentom żeby wzywać pogotowie i wpychać się na siłę do szpitala zamiast czekać pół roku na USG czy tomografię. Oburzanie się na pacjentów, że usiłują ratować się jak mogą w niewydolnym systemie, który nie gwarantuje im opieki ani bezpieczeństwa jest idiotyczne. W latach powojennych, gdy tabor kolejowy był niewystarczający ludzie nagminnie wsiadali do wagonów przez okna albo wskakiwali do pociągu przed stacją żeby zająć miejsce. Nic nie pomagały mandaty karne ani nagłaśnianie tragicznych wypadków do których dochodziło przy takim sposobie wsiadania. Od wielu lat nie widziałam podobnych scen i nie ma to żadnego związku z kulturą, wykształceniem ludzi czy wychowaniem ich przez prawo. Świadczy to tylko, że podróżuje się obecnie łatwiej i nikt nie musi skakać do pociągu ani wsiadać do przedziału przez okno aby gdzieś dojechać. System zrobił się bardziej wydolny.
System medyczny jest obecnie w stanie całkowitej zapaści o czym dowodnie świadczy pierwszy lepszy SOR. W szpitalu na Stępińskiej oczekujący w ogromnej sali na przyjęcie do szpitala pacjenci zapraszani są na rozmowę kwalifikacyjną (trudno to nazwać badaniem) do pokoiku na drzwiach którego wisi napis „Selekcja”. Widziałam młodych ludzi, którzy chichocząc robili sobie pod tym napisem tak zwane selfie. Jak mi powiedzieli napis skojarzył im się ze znanym z lektur szkolnych opowiadaniem Borowskiego: „ Proszę państwa do gazu”. Rozmowę kwalifikacyjną przeprowadza znudzony sanitariusz lub ratownik medyczny, całkowicie nieczuły na cierpienie bliźniego. Doskonale widać, że jego zadaniem jest odesłanie z kwitkiem jak największej liczby potencjalnych pacjentów. Nic dziwnego, ze przy tak działającym systemie zdarzają się tragiczne wpadki. Oto nie przyjęto do szpitala chłopca, który stracił przytomność zarzucając mu symulację. Nastąpiło nieodwracalne niedotlenienie mózgu i chłopiec jest obecnie w stanie wegetatywnym. W kolejnym szpitalu odmówiono pomocy kobiecie w ciąży. Kobieta zapadła w śpiączkę, ciążę udało się jak dotąd utrzymać.
Dwa lata temu ukazała się ciekawa książka pod tytułem „ Mali bogowie” z podtytułem: „ O znieczulicy polskich lekarzy”. Jej autor, Paweł Reszka przeprowadził wiele rozmów z lekarzami różnych specjalności, a także zatrudniał się w kolejnych szpitalach jako sanitariusz czyli osoba stojąca w hierarchii szpitalnej najniżej, ale posiadająca spore pole do obserwacji. Obserwacje Reszki potwierdzają przede wszystkim fakt, że przeciętny pacjent szpitala jest całkowicie uprzedmiotowiony. Wbrew buńczucznym deklaracjom kolejnych ministrów zdrowia pacjent szpitalny jest przedmiotem procedur medycznych, przewożonym z sali do sali jak kloc drewna. Zarówno sanitariusze jak i lekarze całkowicie znieczulili się na cierpienia pacjenta, rozmawiają brutalnie nad jego głową na temat jego dolegliwości, żartują z jego tuszy czy wyglądu. Czy taki całkowity brak empatii jest produktem systemu, czy współtworzy system to odwieczny problem wszelkich reformatorów. Wprawdzie jak wiadomo struktura kształtuje ludzi (w tym przypadku młodych lekarzy) ale to ludzie tworzą strukturę. Można podejrzewać, że pomiędzy tymi procesami zachodzi tak zwane dodatnie sprzężenie zwrotne, to znaczy wzajemnie potęgują końcowy efekt. Na pytanie co należy zmienić, strukturę czy ludzi prawidłową odpowiedzią byłby „ zarówno strukturę jak i ludzi”. Jednak w przypadku służby zdrowia jak i w przypadku nauczycieli jest to praktycznie niemożliwe. Opcja zero ( inaczej -wszyscy won) byłaby możliwa w służbach mundurowych, wśród naukowców ( wbrew ich dobremu niczym nie uzasadnionemu samopoczuciu) czy dziennikarzy ale z tej możliwości i tak nie skorzystano. Byłaby trudna lecz możliwa w systemie prawnym. Lepiej byłoby metodą rewolucji pozbyć się wszystkich dyspozycyjnych czy nieuczciwych sędziów i przez kilka lat koniecznych do wyszkolenia nowej kadry ograniczyć działanie sądów tylko do naprawdę ważnych przestępstw kryminalnych niż zgodzić się na pełzającą kontrrewolucją blokującą dobre zmiany. Należałoby ograniczyć spory o miedzę, o naruszenie dóbr osobistych i wszelkie inne pieniactwo, które rozpanoszyło się wraz z fasadową demokracją. Dobrym wzorem mogłyby być Niemcy gdzie ujawnienie archiwów Gaucka stało się metodą naturalnej selekcji zawodów zaufania publicznego. Termin „zawody zaufania publicznego” jest obecnie w Polsce całkowicie pusty. Więcej zaufania mamy do hydraulika niż do nauczyciela czy lekarza, o sędziach nawet nie wspominając.
Nie bez przyczyny przywołuję tu nauczycieli. Sama przez wiele lat byłam zwykłym kiepsko zarabiającym belfrem, ale strajkowanie na dwa tygodnie przed maturą i na tydzień przed egzaminami do liceów nie mieści mi się w głowie.
To tak jakby chirurg odszedł od stołu operacyjnego na którym leży uśpiony i pokrojony już pacjent i powiedział: „Sorry ale dziś mamy strajk lekarzy, wiec nie kończę operacji.”. Wydaje nam się to niewyobrażalne, ale słynny doktor G, który odmówił operacji mającej na celu wyjęcie zapomnianej przez niego w ciele pacjenta chusty byłby chyba do czegoś takiego zdolny.
Nauczyciele zajęci walką o podwyżki zostawili swemu losowi maturzystów i absolwentów zlikwidowanych gimnazjów. Społeczeństwo im tego raczej nie zapomni.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 13577
Co tu dużo mówić, i w prywatnej szkole i w prywatnej klinice sprawy mają się bezsprzecznie dobrze.
I po drugie, czy wszystko wszystkim bezpłatnie, a zatem akceptacja kolejek i roszczeniowości. Kolejki i roszczeniowość oddalają od lekarza bardziej chorych i mniej zaradnych, bardziej zapracowanych.
Po trzecie kreowanie potrzeb profilaktycznych redukuje dostępność do świadczeń w stanach dla pacjenta zero-jedynkowych.
Pozdrawiam
Z tego co wiem, żaden chirurg z powodu strajku nie odszedł od stołu operacyjnego. W odróżnieniu od nauczycieli, którzy z powodu strajku odeszli od stołu egzaminacyjnego. Czy lekarze powinni leczyć się "na głowę". Tak, powinni się leczyć ci, którzy zgodzili się pracować na SOR-ach. Problem jest w idiotycznej organizacji, która uniemożliwia w miarę porządne wykonywanie pracy.
Mały przykład:
Był program badań przesiewowych w kierunku raka jelita grubego. Każdy, kto miał dodatni wywiad mógł zgłosić się do tego programu i koloskopię miał najdalej za 3 dni. A co miał zrobić chory, który chudnął i miał krew w stolcu? Miał termin koloskopii za 3 albo 4 miesiące. Co robił sprytny lekarz pierwszego kontaktu? Mówił: "Proszę zgłosić się tu a tu, to koloskopię będzie pan miał od razu. Tylko, na miłość Boską, proszę nie mówić, że coś panu dolega, bo nie zrobią badania od razu i wyleci pan do 3 miesięcznej kolejki". Efekt: program badań przesiewowwych w Polsce zakończył się nadspodziewanym sukcesem, wykryto więcej raka jelita grubego, niż w innych krajach. I nikogo to nawet nie zdziwiło....
Proszę zrozumieć.. Lekarzom nie brak empatii. Kombinują, jak koń pod górę, żeby te idiotyzmy obejść. Ale czasem mają dość i dają za wygraną...
nonaprel
Przychodnie od dawna nie mają laboratoriów tylko punkty pobrań bo konkurencja centralnych laboratoriów to wymusiła, a wymusiła również z takich powodów dla których koszt druku wielkiego nakładu jest niższy licząc od strony. W innym systemie - pacjent decyduje bo płaci - być może minilaby (drogie badanie jednostkowe) w przychodniach by zarobiły na siebie a wynik byłby od ręki, ale niekoniecznie.
Co za podświadoma synchronizacja ;) Bo w przypadkowość nie wierzę.
Analizujemy tą nieszczęsną służbę zdrowia i widzimy coraz więcej chaosu, upadku etosu, degrengoladę.
Jako umysł ścisły wiesz zapewne dużo o teorii systemów. Pozwalam sobie przekleić z mojego blogu komentarz,wprawdzie o lekach, lecz to też służba zdrowia.
To wszystko jest chore. Nędznie zaprojektowane i jeszcze gorzej realizowane.
Wiesz, że jestem specjalistą od systemów. Dobry system ma poprawnie realizować zamierzony cel. Musi być stabilny. I musi być odporny na zakłócenia. Ważna jest rola integralnych zabezpieczeń, w tym głównie sprzężeń zwrotnych, które samoistnie redukują błędy i odchylenia. To co sprawdza się w automatyce, jest standardem naukowym, musi identycznie być zorganizowane w systemach społecznych. Takich jak szpitalnictwo, obrót lekami i jak właśnie widzimy w szkolnictwie. Systemy są tworzone przez biurokratów i prawników.Tworzone intuicyjnie oraz w oparciu o stare schematy. Nikt tam nie ogarnia podstawowych zasad poprawnych zasad organizacji. Powiedziałbym, że to niestety normalne, lecz na przykład dobre banki potrafią zorganizować dobry system.
Od 1 kwietnia w ramach kontroli dystrybucji leków wprowadzono codzienne raportowanie. Coś, jakby remanent dnia. Zakupy, sprzedaż, stany magazynowe,itp. MZ szarpnął się wreszcie na dużą serwerownię i monitoruje codzienną aktywność aptek. Oczywiście pozwoli to wyłapać,jeżeli oprogramowanie jest dobre, podejrzane przypadki.Jeżeli pewna apteka kupuje codziennie 100 porcji jednej z insulin,a ma tylko średnio 50 pacjentów, to znaczy, że zajmuje się handlowaniem lekami w taki sposób, że nie zaopatruje pacjentów tylko bierze udział w nielegalnych transakcjach. No dobrze,to tylko monitorowanie, zbieranie danych. Nie wiemy jaki konkretny efekt ma to powodować. Poza tym, apteki to najmniejszy gracz w przekrętach lekowych. Ale tak to już jest, że zawsze uderza się w małych. Łapie się ulicznego dilera trawki, a wielkich dystrybutorów się nie tyka. Więcej - TV co rusz pokazuje najazdy pancernej policji na plantacje marychy gdzieś w piwnicy, prowadzonej przez paru nastolatków. A nigdy nie słyszałem o akcjach związanych z obrotem kokainy. Może ten drogi i ekskluzywny towar zażywają ci, co decydują o działaniach. A są to grube pieniądze.
Jako system nie działa prawidłowo wiele sektorów państwa. Lecznictwo i szkolnictwo widzimy dokładnie. Znamy też fatalny system obrotu żywnością: od pola do stołu.
Coś trzeba radykalnie zmienić.
Bo dobry Bóg, zrobił co mógł, pora teraz zawołać fachowca.
Przykładowo: jeśli widzimy, że są banki potrafiące dobrze zarządzać klientami i produktami, to trzeba wiedzieć i wyraźnie o tym mówić, że zawracanie głowy w okienku bankowym kosztuje i to sporo: bilet za parking złotych parę + dycha za obsługę, a jeśli obsługa darmowa, to kilkanaście złotych miesięcznie za odpowiedni rodzaj konta. Klienci podejrzani odsyłani są z kwitkiem. I wtedy to działa.
Tak długo, jak wizyta lekarska będzie darmowa w tym sensie, że wejście do placówki zdrowia nie wiąże się z sięgnięciem do portfela, tak długo nic się nie zmieni. Nigdy.