Było to w 1991 roku. Zadzwonił do mnie zafrasowany pan Jerzy Grohman, niezwykle elegancki potomek wielkiego rodu łódzkich fabrykantów. Bardzo się sumitując powiedział, że dowiedziawszy się, że otrzymał nagrodę Kisiela (w drugiej edycji) wraz z Janem Krzysztofem Bieleckim oraz Bogusławem Bagsikiem, bez porozumienia ze mną ogłosił w mediach , że przekazuje tę nagrodę mnie i błaga, żeby tego nie dementować i zgłosić się następnego dnia po odbiór nagrody w kawiarni Rozdroże. Rozżalona powiedziałam , że przypomina mi to mi ulubioną zabawę wiejskich pastuszków w rzucanie gorącym kartoflem albo jeszcze lepiej w rzucanie w wojsku odbezpieczonym granatem i widzę, że to właśnie ja zostałam z gorącym kartoflem w ręku. Dodałam, że nie przyjmuję od nikogo pieniędzy, bo tak mnie nauczyła mamusia, a w szczególności nie mogę przyjąć żadnej nagrody w podobnym towarzystwie. Narzucanie mi towarzystwa Bagsika , szczególnie w tych okolicznościach wyglądało jak (niezamierzona oczywiście) kpina z okoliczności wykrycia sprawy FOZZ. Natomiast Bielecki też nie jest przecież postacią z mego sztambucha.
W pierwszej edycji nagrody wśród wielu innych osób ( też nie z mego sztambucha) figurował właśnie Janusz Korwin- Mikke, a wszyscy beneficjenci dwóch pierwszych edycji byli osobiście wskazani przez Kisiela. W 2013 roku nagrodę dostali Jacek Rostowski i Adam Michnik. Niektórzy twierdzą, że Kisiel się w grobie przewraca. Myślę, że wręcz przeciwnie. Lubił burze w szklance wody.
Всё хорошо, что хорошо кончается. ( wszystko dobre co się dobrze kończy).
Nie zawiodłam pana Grohmana choć rozmawiałam z nim wtedy pierwszy raz w życiu. Zgłosiłam się do kawiarni Rozdroże w towarzystwie profesora Dakowskiego jako świadka. Nie wiedziałam jak potoczy się zabawa w rzucanie gorącym kartoflem i czy nie okaże się on przypadkiem odbezpieczonym granatem.
Obecni bez cienia zainteresowania przyjęli oświadczenie Grohmana, że przeznacza pieniądze na fundację imienia mojego męża, którą faktycznie założyliśmy razem. Dodam, że w zarządzie fundacji wszyscy pracowali społecznie, nikt nigdy nie wziął ani grosza, zorganizowaliśmy kilka seminariów i szczęśliwie została wyrejestrowana.
Wściekła na Grohmana, że wpakował mnie w tak nie odpowiadające mi okoliczności i towarzystwo, zrewanżowałam mu się przy wyjściu z kawiarni. Otrzymałam maskę pośmiertną Kisiela z brązu , kopertę z pieniędzmi i ogromny bukiet kwiatów. Grohman odprowadzał mnie do wyjścia miotając się z tymi przedmiotami.
„Dość tych ceregieli z fantami”- powiedziałam. „ ja biorę szmal i wiecheć, a pan zabiera to truchełko”.
Stanął jak wryty i wręcz zaniemówił. Potem gdy spotykaliśmy się przy okazji działań fundacji powiedział, że sparaliżował go tak zwany „dysonans poznawczy”. Wychowana na wyścigach umiałam doskonale imitować knajacki język i akcent.
Opisana historia jest częścią tak zwanej historii żywej czasami bardzo różnej od jej wygładzonej wersji. Wszystkie drobiazgi powinny jednak składać się jak puzzle w spójną całość. Jeżeli się nie składają- ktoś kłamie i trzeba to wyjaśnić.
Kisiel był idolem nas wielu. Trudno teraz ustalić dlaczego miał słabość do cwaniaków i oryginałów. To najdelikatniejsza ocena wielu beneficjentów nagrody Kisiela. Nie dziwię się, że pan Grohman nie chciał się znaleźć w ich towarzystwie i- jak każdy prawdziwy mężczyzna- zwalił wszystko na mnie, czyli słabą kobietę.
P.S. Piszę to złośliwie zainspirowana bredniami opowiadanymi na temat kobiet przez JKM
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 7611
To wszystko oczywiście nie do Pana, którego przy tej okazji serdecznie pozdrawiam.
No popatrz, nigdy bym nie pomyślał, że Kisiel, którego oczywiście bardzo poważałem, zadysponuje nagrodę JKM.
Może jeszcze wtedy szydło tak bardzo nie wystawało z worka?
Serdeczności