Kraków to jedyne w swoim rodzaju środowiskowo hermetyczne galicyjskie miasto wychowane na wiedeńskich walcach, Zielonym Baloniku i starej Piwnicy pod Baranami. Słowem sędziwy gród z tradycjami zamieszkały od wieków przez uwrażliwionych kulturowo koneserów Sztuk Pięknych i smakoszy Kultury Wysokiej.
To unikatowe miejsce, gdzie, jak nigdzie indziej życie toczy się wolno i spokojnie w atmosferze cudownie bezkarnej, leniwej beztroski, cienkiego dowcipu i frywolnej plotki. Gdzie czcigodni obywatele Królewskiego Miasta, w rutynowo stałych porach popijają drobnymi łyczkami w ciszy i spokoju rytualną kawę w rozmieszczonych wokół Rynku ażurowo przeszklonych kawiarenkach, skąd spoglądają z pietyzmem, jak u stóp Bazyliki Mariackiej miejscowe kwiaciarki tkają swe kolorowe arrasy, a wokół Sukiennic i Ratusza szybują dostojnie stada szczęśliwych gołębi.
Ta specyficzna atmosfera panowała w Krakowie od zawsze i śmiem twierdzić, że to ona właśnie ściąga w to zaczarowane miejsce bezsensownie i krańcowo zagonionych ludzi z całego Świata, którzy w pogoni za sukcesem i pieniędzmi zapominają o tym, co w życiu jest de facto najważniejsze.
Niestety ostatnimi laty rządzi pod Wawelem przyjezdny prezydent namaszczony przez partię hołdującą post-komuszej subkulturze odpustowo podwórkowej, a o życiu miasta decydują ciała i przeróżne jury, w których z reguły nie zasiada ani jeden Krakowianin. Słowem miasto Kraka powierzono w ręce elementów napływowych.
W obliczu zbliżających się wyborów, obecnie rezydujący pod Wawelem prezydent dogadał się z aktywistami TVN-u, że na prastarej płycie krakowskiego Rynku urządzi się nie bacząc na koszta bajerancki piknik dla ciemnego luda pod nazwą „Sylwester 2013”, na który audiowizualnymi bajerami ściągnie się nieprzebrane tłumy Krakowian, które później jak barany podążą do urny.
Od mniej więcej dwóch tygodni krakowski Rynek zarzucono więc ciężkim sprzętem w sposób przypominający atak baterii czołgowych. Ku rozpaczy obywateli Stołecznego Królewskiego Miasta, gwałcąc jego historyczną dostojność, na krakowski Rynek wjechały z łomotem kolumny ciężkiego sprzętu i samojezdnych dźwigów, przy pomocy których rozstawiono w sercu miasta kaleczące piękno tego kultowego miejsca metalowe konstrukcje. Plac ogrodzono szpetnymi płotami, a butni agresorzy w czarnych mundurach przegonili z rynku ludzi. Akcji towarzyszyło prostactwo i elementarny brak poszanowania dla miejsca, gdzie się tworzyła historia Rzeczpospolitej.
Przez kilka dni, od rana do nocy trwały próby nagłośnienia, co sprawiało wrażenie jakby z płyty krakowskiego Rynku startowały ponaddźwiękowe bombowce i do śmierci nie zapomnę fruwających w panice nad Sukiennicami stad oszalałych z przerażenia gołębi.
Zdegustowani Krakowianie przemykali się chyłkiem po ich ukochanym Rynku, a ja patrząc na tę brutalną aneksję uświęconego dla Polaków miejsca przez współczesnych Hunów miałem wrażenie jakby do królewskich komnat wkraczały hordy nieproszonych arogantów w ubłoconych buciorach
Jednocześnie telewizja TVN trąbiła od rana do nocy, że Krakowianie przywitają Nowy Rok w sile ponad stu tysięcy przy oprawie, jakiej jeszcze świat nie widział.
Lecz tym razem przebrała się miarka brutalnego gwałtu na Królewskim Mieście i gdy nadszedł wieczór sylwestrowy z natury wrażliwi Krakowianie pokazali barbarzyńskim agresorom z TVN-u i platformersko eseldowskiej sitwie z Rady Miejskiej, gdzie się zgina mandolina i w Sylwestra nie przyszli na krakowski Rynek.
W efekcie w zabawie wzięło udział niespełna dwadzieścia tysięcy przyjezdnych z podkrakowskich wiosek i miasteczek.
Długo będę pamiętał, jak reporter TVN szukając desperacko wśród zebranych jakiegoś Krakowianina podchodził z mikrofonem do uczestników tej dętej zabawy, a ku jego rozpaczy na pytanie skąd jesteś padały nazwy małopolskich wsi, miast i miasteczek, a spanikowany reporter na darmo szukał choćby jednego Krakusa. Oczywiście nic nie mam przeciw gościom z tych miasteczek. Tylko mi żal, że dali się zwieść nachalnej reklamie, że w Krakowie odbędzie się organizowany przez TVN Sylwester tysiąclecia nie mając pojęcia, że wezmą czynny udział w żenującej mega wtopie.
Ale muszę sprawiedliwie przyznać, że jedno się udało propagandystom TVN-u.
Bowiem gdy włączyłem na chwilę tę post-komuszą szczekaczkę z miejsca się zorientowałem, że na krakowski Rynek zjechała się w znakomitej większości wychowana na Kuźniarze szpica wielbicieli tej telewizyjnej pralni mózgów.
Bo właśnie zobaczyłem na ekranie jak łżący jak pies reporter TVN24, że na płycie krakowskiego Rynku bawi się szampańsko ponad sto dwadzieścia tysięcy Krakowian podszedł z mikrofonem do kilku tępawych dzierlatek, które nie były w stanie wydukać dwu zdań bez zgubienia wątku. A gdy zrozpaczony zoczył stojącego na hydrancie młodzieńca i spytał, jak to robi, że od dwóch godzin stoi w tak niewygodnej pozycji usłyszał rozczulająco szczerą odpowiedź, przepraszam ale cytuję dosłownie (poszło na antenie!): „bo jestem pijany jak chuj”.
Jak więc widać na Sylwestra 2013 nauczyciele i wychowawcy grupy medialnej ITI ściągnęli na krakowski Rynek swoich najzdolniejszych uczniów. Pochlastać się można!
Lecz na koniec mam dobrą nowinę.
Już od dłuższego czasu poważnie się obawiałem, że krakowscy mieszczanie omamieni „europejską” subkulturą III RP i zapatrzeni w panią Jolantę Kwaśniewską, która w TVN-Style dawała oglądane pasjami przez krakowski salon cykliczne wykłady, jak jeść bezę widelczykiem, wysportowanego Donalda Tuska i odrodzonego Leszka Millera zgubili na zawsze swą wielowiekową tożsamość.
To fakt, że na parę lat coś im się z głowami stało, skoro sobie na prezydenta wybrali pana Majchrowskiego. Na szczęście galicyjska tradycja i wyrosły z korzeni Miasta Królów instynkt samozachowawczy wzięły górę i Krakusi nareszcie pojęli, jak się dali zrobić w trąbę.
Więc na Nowy Rok życzę obywatelom Stołecznego Królewskiego Miasta Krakowa, by tym razem pomyśleli nim ruszą do urny.
Krzysztof Pasierbiewicz
(nauczyciel akademicki)
Dokumentacja filmowa oddająca wiernie atmosferę tej zorganizowanej przez TVN, niezapomnianej sylwestrowej nocy patrz:
http://www.youtube.com/w…
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 92407
Póki co poczekajmy, co życie pokaże.
Pozdrawiam serdecznie,
kp
lubię na chwilę przycupnąć przy stoliku pana Piotra,
który u wejścia do ażurowo przeszklonej kawiarenki Vis-à-vis w Krakowie
spoziera znad niedopitej filiżanki
kto dziś przyszedł na Rynek żeby nieśpiesznie pogadać o niczym,
co jest jeszcze możliwe jedynie w tym królewskim mieście,
gdzie czas płynie tak wolno, że kac mija zanim jeszcze ośmieli się zrodzić.
Już pierwszy łyk kawy przy tym magicznym stoliku, jak narkotyk,
przenosi mnie w świat szczęśliwej epoki dzieci kwiatów
niezapomnianych lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku,
kiedy pod Baranami,
jak już pan Piotr skończył ceremonialną odsłonę programu
dla krakowskich mieszczan i warszawskich snobów,
już grubo po północy,
kiedy na ołtarzu krakowskiej bohemy
ostawali się sami czystej krwi waganci
do fortepianu zasiadał sam Zygmunt Konieczny,
a swoje czarodziejskie skrzypce stroił arcymistrz Paleta,
i rozpoczynały się trwające zawsze do białego rana,
dopiero wówczas prawdziwe, baśniowe piwniczne spektakle.
Tam, przy genialnej muzyce, jaką tylko pan Zygmunt umiał wyczarować,
śpiewały największe gwiazdy polskiego kabaretu,
których ówczesny Paryż by się nie powstydził.
A
moc wychylonych trunków, czar odurzającej muzyki
i siła znamienitych nazwisk sprawiały,
że entuzjastkom owych czarownych symfonii krakowskiego snu nocy letniej,
zwariowanym artystkom, ekscentrycznym intelektualistkom,
wyzwolonym emancypantkom
a także
niespełnionym połowicom miejscowych notabli i akademickich nudziarzy,
odlatywał rozum.
i wtenczas...
Ech! Szalone szelmutki!
Łza się w oku kręci!
Kończę, bo mi stygnie kawa.
Czy Teraz Pan rozumie???
Pozdrawiam serdecznie,
kp
LUDZIE SZCZĘŚLIWI CHWILĄ
W szaroburym czasie peerelu
w Krakowie, jak już nigdy potem kwitło życie bynajmniej nie szare,
a serce miasta tętniło w „świątyniach opaczności losu”
Grandzie, Francuzie, Kaprysie, Cyganerii, Warszawiance...
gdzie przy ciepłej wódce i zeschłym tatarze
w kreślonym znakiem czasu
desperackim tańcu pawi pląsał kwiat królewskiego grodu,
niebojących się jutra, ludzi szczęśliwych chwilą.
W tych niezapomnianych spelunkach, już nad ranem,
zbierała się śmietanka krakowskich birbantów
ściekających z nigdy nie policzonych balów, rautów, bankietów, biesiad i popijaw
by przy nieczynnej kuchni i dogasających rytmach pucio pucio
dorżnąć się w eleganckim towarzystwie
mających sobie coś do powiedzenia ludzi z nazwiskami, fantazją, pieniędzmi,
pod okiem czujnych ubeków, którzy byli wszędzie.
W tych kultowych miejscach
redaktorzy gazet i znani aktorzy dzielili stoliki z panią bufetową.
I wszyscy byli radośni, choć nie było tlenu.
O świcie, jak już zamknięto bar Klubu pod Gruszką i SPATiF
i za Boga nie było gdzie się czegokolwiek napić,
starannie oddestylowana czołówka
pielgrzymowała do gościnnej przez okrągłą dobę restauracji „Dworcowa”,
by strzelić strzemiennego, nim robotnicy wstaną.
A gdy już wschodziło słoneczko,
pustymi ulicami, po których błąkało się echo wleczonych kontenerów z mlekiem,
sponiewierani twórczo waganci wracali do domu podkradając kapslowane flaszki.
Dzisiaj zaś, gdy nas Pan Bóg „pokarał wolnością”
a w mieście proszą się o gości setki bajeranckich restauracji, barów i dyskotek,
moja dorastająca córka biadoli, że wszędzie jest nudno.
Ot, przewrotna zemsta makiawelicznej komuny.
Serdecznie pozdrawiam,
Krzysztof Pasierbiewicz
Marcus Semper Polonus
Serdecznie pozdrawiam,
kp
Nie jest lekko..
Ale może są jakieś obejścia??? Liczę na inwencję Internautów.
Pozdrawiam serdecznie,
kp
Pozdrawiam,
kp
http://www.youtube.com/w…
Pozdrawiam,
kp
------------------------
Nieprawdaż???
Serdecznie pozdrawiam,
kp
Pozdrawiam Pana serdecznie,
kp