Co do tej wysokości, to wyjaśnienie jest dość proste, jeśli nie liczyć teorii, że rzeczywiście komisja czekała, czekała i doczekała się tego, że brzoza wyrosła, wręcz wypączkowała z nagła te 2 zagadkowe metry z upływu czasu. Tymczasem po prostu wyjaśnienie jest prawdopodobnie takie, że ktoś wreszcie wlazł na to drzewo i zmierzył calówką. Przy całym niechlujstwie tego śledztwa, przy tych wszystkich niesłychanych nieprawidłowościach to wydaje się jedynym możliwym wytłumaczeniem. Pamiętajmy, że ostatnio prokuratura, na przykład wykazuje się dziwną aktywnością, więc może i z wysokością i obwodem władze postanowiły zrobić nowe otwarcie. Kto wie? Już tyle dziwnych rzeczy się wydarzyło i zostało odkrytych w sprawie Smoleńska.
Co do próbek, to makabryczność tej informacji dorównuje temu, co przeżywaliśmy po ujawnieniu, że zwłoki ludzkie są przemieszane, pod niewłaściwymi nazwiskami, że trzeba je dodatkowo badać, żeby mieć pewność, kto tak właściwie gdzie leży i kogo będziemy chować w trumnach. Na szczęście sprawa została wyjaśniona w zarodku. Są to próbki pobrane „z ciał ofiar katastrofy w Moskwie w kwietniu 2010 r., które pozostały po przeprowadzeniu przez Rosjan badań molekularno-genetycznych, toksykologicznych, gazowo-chromatograficznych i biologicznych - informuje prokurator Rzepa. W trakcie badań sekcyjnych zwłok ofiar katastrofy, które zostały przeprowadzone w Moskwie w kwietniu 2010 r., powołani w tym celu rosyjscy eksperci pobrali ze zwłok po dwa egzemplarze próbek biologicznych, z których jeden egzemplarz przekazano stronie polskiej. Jak wynika z informacji rzecznika Rzepy, próbki zostały sprawdzone i odsiane jeszcze w Rosji, i do Polski przyjechały już wyłącznie próbki polskie, bez domieszek. Prokuratorzy Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie w sierpniu 2012 r. przywieźli do kraju wyłącznie próbki biologiczne opisane, jako pochodzące od ofiar katastrofy – zapewnia płk Zbigniew Rzepa, rzecznik prasowy Naczelnego Prokuratora Wojskowego. No i dobrze, przynajmniej na tym etapie wykazaliśmy się czujnością.
Oczywiście, niezależnie, co tym razem się odkryje, co wyjdzie na jaw, praprzyczyną tego jest to, że oddaliśmy śledztwo Rosji, i teraz, nawet jak udaje nam się zyskać życzliwe zainteresowanie kogoś zza granicy, to słyszymy słuszna uwagę, że przecież sami zrezygnowaliśmy z udziału w śledztwie, a sprawę badały już nie jedna ale dwie komisje, powiedziały swoje i nie ma żadnych prawnych możliwości nawet zadania pytania. Mamy, czego chcieliśmy, a, jak wiadomo, chcącemu nie dzieje się krzywda, jak mawiali Rzymianie.
P.S. Zachęcam do czytania felietonów w „Gazecie Polskiej Codziennie”, „Warszawskiej Gazecie” i w Freepl.info. Jest też już nowa książka, „Alfabet Seawolfa”!

http://multibook.pl/pl/p…
http://sklep.radiownet.p…
Tym kimś był oczywiście Jaś Osiecki, który osobiście obmierzył brzozę. I wyniki Jasia nie zgadzają sie z pomiarami prokuratury. A, że nie ma żadnych racjonalnych powodów, by kwestionować słowa niezależnego dziennikarza Jasia Osieckiego, podobnie jak intencji fotoamatora Amielina pytanie należy odwrócić:
Dlaczego oto po ponad 2 latach śledztwa śledztwa prokuratura nagle zdecydowała się na zbieranie dowodów? Przecież w tym brak logiki! No i dlaczego zbierając te dowody popełnia fałszerstwa? Kto za tym stoi? Jakie ma interesy?
Sam byłem przy tej brzozie dwa razy, wiem że opis w raporcie Millera jest jak najbardziej odpowiadajacy temu drzewu które ja sam że tak powiem dotykałem .Jest ściete na opisywanej wysokości i ma ok 30-40 cm w obwodzie na wysokości złamania.tak oceniłem( to "jajko" dlatego to nie żaden domysł (30-40cm)ale poprostu wymiar owalu.
Pozatym to co mówiła prof. Binienda jest jak najbardziej prawdopodobne, tzn gdyby samolot uderzył w te brzozę, musiałby uderzyc w istniejace jeszcze drzewa bo nie zdążyłby podnieść sie w ułemek sekundy na wysokośc 18 m.Opisałem to i wysłałem juz rok temu do Zespołu, proponując aby zrobic poprostu makietę w skali i wyszłoby jak drut ze to co opisuje Miller to głupota nie majaca pokrycia w rozumowaniu logicznym opartym na faktach.ale nie otrzymałem odpowiedzi niestety.