List do Gwiazdora

Tata Łukaszka poszedł spełnić swój obowiązek, czyli wynieść śmieci. Koło śmietnika, w kępie krzaków rozpoznał znajomą postać. Habit, kosa...
- O nie... - wyszeptał przerażony.
- Czego tak stoisz Hiobowski, chodź no tu, musimy pogadać - burknęła Śmierć poprawiając opadający na oczodoły kaptur. - Mam tu coś, zobacz no.
- List??? - zdumiał się tata Łukaszka. - Dorabia pani? Na poczcie?!
- Weź ty się w ten pusty łeb stuknij! Czy ja wyglądam na doręczyciela?!
- Raczej na dręczyciela...
- Co ty tam mamroczesz?
- Nic.
- Jak nic to dobrze. Zobacz no ten list.
Tata Łukaszka odstawił kubeł ze śmieciami i posłusznie wziął do ręki kopertę. Napis na niej zaskoczył go.
- Przecież jest adresowana "do Gwiazdora"!
- Gorzej jak z dzieckiem - westchnęła Śmierć. - Przecież Gwiazdora nie ma, nie? To jak może odebrać list?
- A dlaczego ten list trafił akurat do pani? - nie poddawał się tata Łukaszka, ośmielony wieloletnią znajomością z interlokutorką.
- Czytaj, mówię!
- "Kochany Gwiazdorku! Byłam bardzo grzeczna i chciałabym na Święta chłopaka"... - tata Łukaszka urwał i spojrzał na Śmierć okrągłymi oczami. - Matrymo...
- Dalej, dalej...
- "...chłopaka. Chciałabym znaleźć jego nogi pod choinką w dużym pokoju. Rączki niech będą pod choinką na balkonie. A głowa pod choinką w moim pokoju. Poniżej lista chłopaków do wyboru. 1. Hiobowski Łukasz..."
Tata Łukaszka przerwał czytanie i spojrzał na podpis.
- Aaaa! Kojarzę ją. Chodzi z moim synem do jednej klasy i zazwyczaj odzywa się jako pierwsza.
- No i powiedz Hiobowski, co ja mam zrobić? - spytała zmęczonym głosem Śmierć.
- Nic - odezwał się głos z tyłu. Obejrzeli się wystraszeni, za nimi stał jeden z członków brygady remontowej, robotni Andrzej. - Zajmiemy się tym.
- To i dobrze - Śmierć odetchnęła z ulgą. - Nie lubię roboty w Święta. A mają one krwawą tradycję...
- Co też pani - obruszył się tata Łukaszka.
- A co, Hiobowski, Heroda kojarzysz? A świętego Szczepana?
- To co będzie z moim synem? I z tą dziewczynką? - tacie Łukaszka list zaczął skakać w ręku.
- Spokojnie. Już mówiłem, zajmiemy się tym - powtórzył robotnik Andrzej.
- Jak już idziesz to przekaż swojemu szefowi życzenia urodzinowe - zatrzymała go jeszcze Śmierć.
- Przecież on nie ma dziś urodzin... - zdumiał się robotnik Andrzej.
- Jutro - wyrwał się tata Łukaszka.
- Niektórzy twierdzą, że siódmego stycznia - poinformował go robotnik Andrzej.
- Wiem, że data jest czysto umowna - burknęła Śmierć. - Że źle liczą dzień, źle liczą rok, że nie była to nawet szopka czy stajenka, tylko grota. Ale przekaż mu te życzenia, dobrze?
- Dobrze.
- A który z was się zajmie tą dziewczynką?
- Robotnik Jan.
- O rany - Śmierć była wstrząśnięta. - Ten cymbał nie odróżnia czwórki od siódemki. A mówili: nie chwal dnia przed zachodem słońca...
- Spokojnie - robotnik Andrzej się uśmiechnął. - Poradzi sobie.
- Ciekaw jestem - poskrobał się po brodzie tata Łukaszka - co się tam teraz dzieje...
Dziewczynka, która zawsze odzywała się jako pierwsza siedziała w swoim pokoju, gdy zajrzała do niej jej mama.
- Nie słyszałaś dzwonka do drzwi? Kolega do ciebie.
- Kolega? Samiec? - dziewczynka spytała z odrazą. - Kto do mnie przyszedł?
- On nie przyszedł... - mama dziewczynki zrobiła dziwną minę. - Chodź wreszcie.
W przedpokoju siedział na swoim wózku niepełnosprawny uczeń Sajmon, jej kolega z klasy i trzymał na kolanach jakiś pakunek.
- Jak się tu dostałeś? - spytała zaskoczona dziewczynka.
- Windą... Zresztą pomógł mi jeden robotnik, z tych, którzy tu obok robią remont mieszkania. Co w tym dziwnego? Do szkoły przecież jeżdżę sam...
Podał dziewczynce pakunek.
- Proszę. Oddaję ci twoje zeszyty. Wszystko już przepisałem. Dzięki.
- Nie ma za co. A... Czemu pożyczasz zeszyty akurat ode mnie? - spytała dziewczynka.
- Bo ładnie piszesz...
- Nie stójcie tak w korytarzu - fuknęła mama dziewczynki, spojrzała na Sajmona, zrozumiała swoje faux pas i chwyciwszy wózek za rączki zaprowadziła go do pokoju dziewczynki. Sajmon nie chciał zdjąć ani kurtki ani butów.
- Ja tylko na chwilę - zastrzegł. - Łał, ale masz fajny pokój!
- Dzięki - bąknęła dziewczynka. - Nie mogłeś oddać mi tych zeszytów w szkole?
- Myślałem, że może będziesz chciała się pouczyć.
- W święta?
- No... Zawsze masz najlepsze oceny, więc myślałem, że się uczysz cały czas...
- Nie tylko się uczę - odparła gorzko dziewczynka. - Nie jestem kujonem...
- Nic takiego nie mówiłem - zastrzegł Sajmon i sięgnął pod wózek. - No i chciałem ci dać to. W podzięce.
W paczuszce był śliczny pluszowy prosiaczek.
- Ciągle mówisz, że faceci to świnie, więc... - rzekł z uśmiechem Sajmon.
- Bo są - odparła bez przekonania dziewczynka odkładając do szafy zeszyty i biorąc w dłonie prosiaczka.
- Co robiłaś?
- Pisałam... - dziewczynka rzuciła okiem na biurko i fala gorąca uderzyła jej do głowy. Listu nie było! Listu, który pisała do Gwiazdora! Wiedziała oczywiście, że Gwiazdora nie ma, ale... Napisała tam o tym, że chciałaby chłopaka, nóżki tu, rączki tam...
- Wziąłeś!!! Czytałeś!!! - rzuciła wściekle do Sajmona.
- Co wziąłem i czytałem? - wystraszył się Sajmon.
- List!!! Z mojego biurka!!!
- Niczego nie brałem!
"Świnia, jak każdy chłopak zresztą, nie przyzna się!!" dziewczyna wrzała wewnętrznie. Postanowiła atakować.
- Tak, to prawda! Pisałam do Gwiazdora! Chciałabym chłopaka! A ja jak już będę mieć chłopaka to jednego na stałe, musi być taki i taki...
- Czy ja bym się nadawał? - przerwał jej Sajmon.
- Ale ja chcę mieć potem dzieci! Oczywiście dziewczynki. A ty... - spojrzała na wózek.
- Bez obaw. Ja mam sparaliżowane tylko nogi, a nie...
- Nie mów tego świńskiego słowa! - zakryła mu dłonią usta.
- Ale masz ciepła dłoń... - mruknął i zanim zdążył cofnąć rękę cmoknął ją w palce.
- Ty świnio - powiedziała, ale jakoś tak bez zwykłej pasji. No i nie cofnęła jednak ręki.
Trzy minuty później do pokoju zajrzała mama dziewczynki i krzyknęła głośno. Oderwali usta od siebie, dziewczynka zerwała się z kolan Sajmona.
- No wiesz co!? Tego się po tobie nie spodziewałam! - mówiła z wyrzutem mama dziewczynki pomagając Sajmonowi przesiąść się z wózka na tapczan. - Co ty wyprawiasz?!
Dziewczynka stała w milczeniu, z płonącymi ze wstydu uszami i policzkami, patrząc jak jej mama ściąga z Sajmona buty i kurtkę.
- Nie rób tego więcej! - zgromiła ją jej mama i wychodząc rzuciła:
- Bo podrzesz rajstopy o szprychy! Za pół godziny przyjdę z herbatą.
- Eeee... - powiedział Sajmon i rymnął do tyłu na tapczan przewrócony tygrysim skokiem dziewczynki.

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Zdenek Wrhawy

24-12-2012 [10:34] - Zdenek Wrhawy (niezweryfikowany) | Link:

Tygrysi skok...i koniec?!

Czekam na ciąg dalszy!

Jak na razie,to nie jest to pornografia,ale wszystko przed Tobą...:-)

Drogi Marcinie z Poznania!

Składam Ci niniejszym serdeczne zyczenia: Błogosławionych,radosnych,rodzinnych i ciepłych Świąt Bozego Narodzenia :-)

Na wszelki wypadek...Dosiego 2013!!!

semper idem---Patryk

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen

24-12-2012 [11:36] - Marcin B. Brixen | Link:

Bez przesady, i tak klimat jest hardkor! Dziękuję :)

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen

24-12-2012 [11:39] - Marcin B. Brixen | Link:

Czytelnikom składam życzenia wszystkiego najlepszego z okazji Świąt Bożego Narodzenia.