Witaj: Niezalogowany | LOGOWANIE | REJESTRACJA
List do Gwiazdora
Wysłane przez Marcin B. Brixen w 24-12-2012 [10:01]
Tata Łukaszka poszedł spełnić swój obowiązek, czyli wynieść śmieci. Koło śmietnika, w kępie krzaków rozpoznał znajomą postać. Habit, kosa...
- O nie... - wyszeptał przerażony.
- Czego tak stoisz Hiobowski, chodź no tu, musimy pogadać - burknęła Śmierć poprawiając opadający na oczodoły kaptur. - Mam tu coś, zobacz no.
- List??? - zdumiał się tata Łukaszka. - Dorabia pani? Na poczcie?!
- Weź ty się w ten pusty łeb stuknij! Czy ja wyglądam na doręczyciela?!
- Raczej na dręczyciela...
- Co ty tam mamroczesz?
- Nic.
- Jak nic to dobrze. Zobacz no ten list.
Tata Łukaszka odstawił kubeł ze śmieciami i posłusznie wziął do ręki kopertę. Napis na niej zaskoczył go.
- Przecież jest adresowana "do Gwiazdora"!
- Gorzej jak z dzieckiem - westchnęła Śmierć. - Przecież Gwiazdora nie ma, nie? To jak może odebrać list?
- A dlaczego ten list trafił akurat do pani? - nie poddawał się tata Łukaszka, ośmielony wieloletnią znajomością z interlokutorką.
- Czytaj, mówię!
- "Kochany Gwiazdorku! Byłam bardzo grzeczna i chciałabym na Święta chłopaka"... - tata Łukaszka urwał i spojrzał na Śmierć okrągłymi oczami. - Matrymo...
- Dalej, dalej...
- "...chłopaka. Chciałabym znaleźć jego nogi pod choinką w dużym pokoju. Rączki niech będą pod choinką na balkonie. A głowa pod choinką w moim pokoju. Poniżej lista chłopaków do wyboru. 1. Hiobowski Łukasz..."
Tata Łukaszka przerwał czytanie i spojrzał na podpis.
- Aaaa! Kojarzę ją. Chodzi z moim synem do jednej klasy i zazwyczaj odzywa się jako pierwsza.
- No i powiedz Hiobowski, co ja mam zrobić? - spytała zmęczonym głosem Śmierć.
- Nic - odezwał się głos z tyłu. Obejrzeli się wystraszeni, za nimi stał jeden z członków brygady remontowej, robotni Andrzej. - Zajmiemy się tym.
- To i dobrze - Śmierć odetchnęła z ulgą. - Nie lubię roboty w Święta. A mają one krwawą tradycję...
- Co też pani - obruszył się tata Łukaszka.
- A co, Hiobowski, Heroda kojarzysz? A świętego Szczepana?
- To co będzie z moim synem? I z tą dziewczynką? - tacie Łukaszka list zaczął skakać w ręku.
- Spokojnie. Już mówiłem, zajmiemy się tym - powtórzył robotnik Andrzej.
- Jak już idziesz to przekaż swojemu szefowi życzenia urodzinowe - zatrzymała go jeszcze Śmierć.
- Przecież on nie ma dziś urodzin... - zdumiał się robotnik Andrzej.
- Jutro - wyrwał się tata Łukaszka.
- Niektórzy twierdzą, że siódmego stycznia - poinformował go robotnik Andrzej.
- Wiem, że data jest czysto umowna - burknęła Śmierć. - Że źle liczą dzień, źle liczą rok, że nie była to nawet szopka czy stajenka, tylko grota. Ale przekaż mu te życzenia, dobrze?
- Dobrze.
- A który z was się zajmie tą dziewczynką?
- Robotnik Jan.
- O rany - Śmierć była wstrząśnięta. - Ten cymbał nie odróżnia czwórki od siódemki. A mówili: nie chwal dnia przed zachodem słońca...
- Spokojnie - robotnik Andrzej się uśmiechnął. - Poradzi sobie.
- Ciekaw jestem - poskrobał się po brodzie tata Łukaszka - co się tam teraz dzieje...
Dziewczynka, która zawsze odzywała się jako pierwsza siedziała w swoim pokoju, gdy zajrzała do niej jej mama.
- Nie słyszałaś dzwonka do drzwi? Kolega do ciebie.
- Kolega? Samiec? - dziewczynka spytała z odrazą. - Kto do mnie przyszedł?
- On nie przyszedł... - mama dziewczynki zrobiła dziwną minę. - Chodź wreszcie.
W przedpokoju siedział na swoim wózku niepełnosprawny uczeń Sajmon, jej kolega z klasy i trzymał na kolanach jakiś pakunek.
- Jak się tu dostałeś? - spytała zaskoczona dziewczynka.
- Windą... Zresztą pomógł mi jeden robotnik, z tych, którzy tu obok robią remont mieszkania. Co w tym dziwnego? Do szkoły przecież jeżdżę sam...
Podał dziewczynce pakunek.
- Proszę. Oddaję ci twoje zeszyty. Wszystko już przepisałem. Dzięki.
- Nie ma za co. A... Czemu pożyczasz zeszyty akurat ode mnie? - spytała dziewczynka.
- Bo ładnie piszesz...
- Nie stójcie tak w korytarzu - fuknęła mama dziewczynki, spojrzała na Sajmona, zrozumiała swoje faux pas i chwyciwszy wózek za rączki zaprowadziła go do pokoju dziewczynki. Sajmon nie chciał zdjąć ani kurtki ani butów.
- Ja tylko na chwilę - zastrzegł. - Łał, ale masz fajny pokój!
- Dzięki - bąknęła dziewczynka. - Nie mogłeś oddać mi tych zeszytów w szkole?
- Myślałem, że może będziesz chciała się pouczyć.
- W święta?
- No... Zawsze masz najlepsze oceny, więc myślałem, że się uczysz cały czas...
- Nie tylko się uczę - odparła gorzko dziewczynka. - Nie jestem kujonem...
- Nic takiego nie mówiłem - zastrzegł Sajmon i sięgnął pod wózek. - No i chciałem ci dać to. W podzięce.
W paczuszce był śliczny pluszowy prosiaczek.
- Ciągle mówisz, że faceci to świnie, więc... - rzekł z uśmiechem Sajmon.
- Bo są - odparła bez przekonania dziewczynka odkładając do szafy zeszyty i biorąc w dłonie prosiaczka.
- Co robiłaś?
- Pisałam... - dziewczynka rzuciła okiem na biurko i fala gorąca uderzyła jej do głowy. Listu nie było! Listu, który pisała do Gwiazdora! Wiedziała oczywiście, że Gwiazdora nie ma, ale... Napisała tam o tym, że chciałaby chłopaka, nóżki tu, rączki tam...
- Wziąłeś!!! Czytałeś!!! - rzuciła wściekle do Sajmona.
- Co wziąłem i czytałem? - wystraszył się Sajmon.
- List!!! Z mojego biurka!!!
- Niczego nie brałem!
"Świnia, jak każdy chłopak zresztą, nie przyzna się!!" dziewczyna wrzała wewnętrznie. Postanowiła atakować.
- Tak, to prawda! Pisałam do Gwiazdora! Chciałabym chłopaka! A ja jak już będę mieć chłopaka to jednego na stałe, musi być taki i taki...
- Czy ja bym się nadawał? - przerwał jej Sajmon.
- Ale ja chcę mieć potem dzieci! Oczywiście dziewczynki. A ty... - spojrzała na wózek.
- Bez obaw. Ja mam sparaliżowane tylko nogi, a nie...
- Nie mów tego świńskiego słowa! - zakryła mu dłonią usta.
- Ale masz ciepła dłoń... - mruknął i zanim zdążył cofnąć rękę cmoknął ją w palce.
- Ty świnio - powiedziała, ale jakoś tak bez zwykłej pasji. No i nie cofnęła jednak ręki.
Trzy minuty później do pokoju zajrzała mama dziewczynki i krzyknęła głośno. Oderwali usta od siebie, dziewczynka zerwała się z kolan Sajmona.
- No wiesz co!? Tego się po tobie nie spodziewałam! - mówiła z wyrzutem mama dziewczynki pomagając Sajmonowi przesiąść się z wózka na tapczan. - Co ty wyprawiasz?!
Dziewczynka stała w milczeniu, z płonącymi ze wstydu uszami i policzkami, patrząc jak jej mama ściąga z Sajmona buty i kurtkę.
- Nie rób tego więcej! - zgromiła ją jej mama i wychodząc rzuciła:
- Bo podrzesz rajstopy o szprychy! Za pół godziny przyjdę z herbatą.
- Eeee... - powiedział Sajmon i rymnął do tyłu na tapczan przewrócony tygrysim skokiem dziewczynki.
Komentarze
24-12-2012 [10:34] - Zdenek Wrhawy (niezweryfikowany) | Link: Nieźle sie zaczyna!
Tygrysi skok...i koniec?!
Czekam na ciąg dalszy!
Jak na razie,to nie jest to pornografia,ale wszystko przed Tobą...:-)
Drogi Marcinie z Poznania!
Składam Ci niniejszym serdeczne zyczenia: Błogosławionych,radosnych,rodzinnych i ciepłych Świąt Bozego Narodzenia :-)
Na wszelki wypadek...Dosiego 2013!!!
semper idem---Patryk
24-12-2012 [11:36] - Marcin B. Brixen | Link: @Zdenek Wrhawy
Bez przesady, i tak klimat jest hardkor! Dziękuję :)
24-12-2012 [11:39] - Marcin B. Brixen | Link: @all
Czytelnikom składam życzenia wszystkiego najlepszego z okazji Świąt Bożego Narodzenia.