Gdybyśmy mieszkali w normalnym, suwerennym kraju, to takie marsze miałyby sens w umacnianiu uczuć patriotycznych. Ale żyjemy w PRL-bis i wszyscy wiemy, że te marsze są w intencji większości patriotów formą walki ze sprzedajną władzą. Problem jednak polega na tym, że samymi marszami żadnej władzy się nie zdobędzie. Zobaczcie Państwo na przykład Greków - ileż oni się już namaszerowali, ile szyb wybili, ile samochodów podpalili - i co? Ich rząd i parlament realizują niemiecką politykę oszczędności.
Jeśli wiec chodzi nam o uzyskanie władzy nad naszym państwem, to już dawno nasi przywódcy powinni nam to jasno zakomunikować: nie tędy droga! Gdyby jeszcze te marsze były całkowicie nieszkodliwe, to siedziałbym cicho - niech kto chce, idzie sobie podefilować. I nie chodzi mi o olbrzymi wysiłek finansowy czy czasowy - większość z uczestników zapewne i tak nic specjalnie pożytecznego nie zrobiłaby z tymi dobrami, więc jeśli od czasu do czasu poświęcą je dla wspólnego, wyższego dobra, chwała im za to. Nie chodzi mi też o to, że działania pozorne odciągają nas od działań skutecznych. Liderzy PiS i tak nic nam konkretnego nie proponują, to możemy się bawić działaniami pozornymi. Przynajmniej są to jakieś ćwiczenia. Trochę zła jest w tym, że części z nas marsze dają satysfakcję, że zrobiliśmy coś konkretnego dla Polski, podczas, gdy jesteśmy parą puszczaną w gwizdek zaworu bezpieczeństwa - manifestacje są dla władzy swoistym wybuchem kontrolowanym, by nie doszło do niekontrolowanego. Prawdziwe zło czai się jednak gdzie indziej.
Otóż może się okazać, że na fali wielkiej demonstracji wyrośnie nam nowa siła "patriotyczna" na której czele stanie Roman Giertych z kolegami z niedawnego grilla. I co? Gdzie Państwo-uczestnicy marszu umyjecie rękę z nocnika?
A może być jeszcze gorzej. Władza potrzebuje pretekstu do delegalizacji PiS-u (wczoraj pisałem o tym obszerny tekst, ale nie wzbudził on większych emocji za wyjątkiem oburzenia, że przypomniałem, że Cezary Gmyz jest protestantem) - "RZĄD FACHOWCÓW CZY STAN WYJĄTKOWY?"
Gdyby nasi marszowi przywódcy byli sprytni, to przygotowaliby zawczasu wariant robiący władzę w konia - np. przenieśliby w ostatniej chwili marsz do Krakowa (przygotowania prowokacji wymaga więcej misternych przygotowań i mogłoby władzy nie wystarczyć czasu), ogłosiliby marsze gwiaździste w we wszystkich miastach powyżej 100 tys. mieszkańców (policji mamy jak na lekarstwo, więc jak by to wszystko obsadzili? Poza tym, policjant inaczej zachowuje się w swoim mieście, gdzie jest znany, a inaczej na 'spotkaniu wyjazdowym' w stolicy). Można by też w ostateczności odwołać marsz w przeddzień Święta i wezwać uczestników do dołączenia do oficjalnych uroczystości i wygwizdywania przemawiających polityków obozu władzy. Ale do tego trzeba wybitnych przywódców i świadomego, oddolnie zorganizowanego społeczeństwa. Brak nam obu tych elementów, więc w niedzielę posłusznie wejdziemy w zastawiony przez władze sak - o ile tylko będzie się jej chciało cokolwiek zastawiać (może nas spokojne olać i pograć sobie w piłkę).

Mam już trochę siwych włosów na głowie, a to według Biblii zobowiązuje do mądrego zachowania. Nie zamierzam więc działać pozornie lub na rękę władzy, którą uważam za szkodliwą. Co w takiej sytuacji zrobiłby Marszałek? Nie miałem wątpliwości - wraz z młodzieżą z Twojego Ruchu (twojruch.net) zorganizowaliśmy warsztaty strzeleckie. Nie zaszkodzi, a przydać się może - kiedyś nadejdzie czas, że wolna Polska będzie potrzebowała dobrych kandydatów do wojska i policji; będzie jak znalazł!
U wolnych narodów - np. szwajcarskiego, izraelskiego lub amerykańskiego - spędzanie świąt narodowych na strzelnicy to nic nadzwyczajnego...
TU klika zdjęć z piątku - zajęcia "na sucho". W sobotę ostre strzelanie! W niedzielę ćwiczenia "w polu".
Jedyne konserwatywne pismo protestanckie na polskim rynku:

Pozdrawiam
Paweł Chojecki
Z politowaniem
Paweł Chojecki
Pozdrawiam
Paweł Chojecki
Pozdrawiam
Paweł Chojecki
Pozdrawiam
Paweł Chojecki
Pozdrawiam
Paweł Chojecki
Paweł Chojecki