Ubiegły tydzień spędziłem wśród zakonników – nie żartuję, naprawdę wśród zakonników, a nie napisałem, że „w klasztorze”, bo tam są klasztory dwa – jeden XVIII wieczny, a drugi z wieku XIX i czas spędzałem w obu, choć w tym nowszym – więcej.
Przez cały tydzień nie oglądałem telewizji i wcale mi to nie przeszkadzało, parę razy włączyłem Internet, żeby pocztę sprawdzić, ale też jakoś tak bez większego entuzjazmu.
Na powrót autostradą się nie zdecydowałem, choć na planach prezentuje się ona zupełnie fenomenalnie, bo po planie jechać się nie da i wybrałem (zupełnie jak mają wybrać ci kibice z całego świata) podróż koleją.
Pociąg, a jakże – Intercity, składał się z wagonów jakby prosto ze szrotu wziętych i u picera (to z języka samochodowych handlarzy) farbą ręcznie po wierzchu ochlapanych – dobrze! pomyślałem (bo teraz jest obowiązkowy entuzjazm), to pewnie w ramach akcji zapoznawania zagranicznych turystów z historią polskich kolei !
Szrotowe Intercity do planowanych 2 godzin 30 minut dołożyło minut 40, jak rozumiem po to, żeby pasażerowie mogli się urokami polskiego krajobrazu napawać?
Jeden taki się wprawdzie pieklił, że tych marnych 40 minut to jest ponad 25% czasu podróży, ale od razu mu sąsiad z przedziału wytłumaczył, że i tak ma szczęście, bo właśnie się w Ostrowie pociągi stuknęły, a parę dni wcześniej, na warszawskiej Pradze i do tego czołowo więc niech nie pyszczy, bo nasz pociąg jedzie po prostu… ostrożnie.
I miał rację, bo teraz właśnie mówią w telewizorze (który po powrocie od zakonników znów zacząłem włączać) , że się jakieś cysterny wywaliły.
Jakoś (nie jakość, niestety – jakoś) jednak do tej Warszawy dojechałem i się zaczęło:
pewna pani, znana z tego, że sobie (nieudaną) operację plastyczną IQ zrobiła , ponoć się przyznała w telewizorze, że lubi palić zioła, co się nie spodobało panu, który palenie ziół zwalcza, co się z kolei nie spodobało panu znanemu z … no, mniejsza z tym – kto wie, o kim piszę, ten i wie, z czego jest ten pan znany.
Do tego jakiś potomek szamana, pełniący chwilowo obowiązki najważniejszego polityka na świecie, nasiusiał Polakom na buzię, bo jakoś tak jest, że teraz byle kundelek (ale heca – teraz sobie przypomniałem, że ten pan sam tak siebie w przypływie dobrego nastroju nazywa) , może Polaków obsikiwać, co nie zmienia faktu, że się teraz z nami na całym świecie:
a/ liczą
b/ szanują
c/ podziwiają
d/ zazdroszczą
Wiecie co? Ja to (…) – wracam do tych zakonników, bo mi w tej warszawce (nie poprawiać – Warszawa, to była przed wojną) ciągle coś podśmierduje.
Nie wiem tylko, czy marychą, czy uryną.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 2713
słusznie - Ostrów, nie Ostrowiec. Bardzo dziękuję za zwrócenie uwagi.
pozdrawiam<
EF
W sprawie świata i punktów a), b), c), d), to proszę pytać tych, co tak twierdzą - ja nie twierdze, a CYTUJĘ, a to różnica :-))
Co do "ostrości":
tu nie ma zgody - co , jak co, ale i zmysł obserwacji i język mam ostre i to bardzo.