Skąd mamy polityków? Może urodziły ich mamusie, przy ograniczonej pomocy tatusiów, jak powiedziała pewna pięciolatka zapytana o to, skąd się biorą dzieci? Nie, taka odpowiedź jest zbyt banalna i mocno nieprecyzyjna. Pewien satyryk twierdził, że polityków lepi z gliny i plasteliny baba Jaga nocą, w ciemnej piwnicy. Ta hipoteza jest znacznie bliższa prawdy. Czy ktoś z Państwa Czytelników zna polityka, którego znał zanim nim został? Prawda, że wcześniej oni byli, w zasadzie, zwykłymi ludźmi. Odpowiadali na „dzień dobry”, odbierali telefony, reagowali na maile, rozpoznawali znajomych przypadkiem spotkanych na ulicy . Wszystko zmienia się radykalnie gdy stają się politykami, dajmy na to dostają się do Sejmu, zostają posłami. Tuż po złożeniu przysięgi poselskiej, przedstawieniu numeru swojego konta bankowego w administracji sejmowej, otrzymaniu stałej, poselskiej przepustki do Parlamentu, hotelu sejmowego i restauracji Hawełka, spływa na nich tajemnicza moc, nadprzyrodzone kompetencje, nadzwyczajne rozeznanie spraw arcyważnych i przekonanie o permanentnej racji. Wcześniej organizowali swoje kampanie wyborcze. Spotykali się z ludźmi. Byli mili i uprzejmi. Obiecywali pracę, służbę, otwartość, troskę, zrozumienie, zaangażowanie, empatię, szlachetność własnych motywacji i dozgonną gorliwość w reprezentowaniu obywateli. Mówili, że wystarczy tylko na nich oddać głos, a nasze życie zmieni się na lepsze, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki tej byłej pani minister od zdrowia. Prosili znajomych o pieniądze na kampanię, użyczanie płotów pod banery i takie tam inne bajery. A po wygranych wyborach, znalezieniu lokalu na biuro poselskie, zatrudnieniu w nich rodziny i młodziaków z młodzieżówki swojej partii, wstępują na Olimp, dokąd wyborcy nie mają wstępu.
Kiedy oglądamy debaty polityczne w telewizjach, czy choćby zwykłe dyskusje z udziałem przedstawicieli różnych opcji politycznych, mamy wrażenie, że ci ludzie się szczerze nienawidzą. Kłócą się, obrażają nawzajem, przekrzykują i zioną niechęcią eksponując swoje poglądy skrajnie odmienne od zdania adwersarza. Najczęściej poda wówczas, z obu stron, zdanie: ”Ja panu nie przerywałem”. Tak się zachowują w przekonaniu, że tego od nich oczekują osoby najważniejsze, liderzy ich partii. A to oni układają listy wyborcze, mogą dać im na nich miejsce, albo nie dać. Ale ze studia wychodzą już pogodzeni. Często udając się razem na obiad do drogiej i eleganckiej restauracji. Stać ich. Swego czasu telewizyjne kamery pokazały słodką scenę wychodzenia z obrad Parlamentu Europejskiego dwóch kobiet, eurodeputowanych z wrogich sobie partii. Jedna miła pani była kiedyś ministrem edukacji. Ta druga , także miła, zasłynęła wtargnięciem do kościoła i brutalnym zakłóceniem Mszy Świętej. Panie czule się wyściskały i wycałowały. „No to kochana widzimy się na kolacyjce, tylko nie spóźniaj się skarbie”. Powiedziała ta reprezentująca „Hutu”, do tej z plemienia „Tutsi”. Panie dostały się do Europarlamentu na lukratywne posady, za świetne pieniądze w euro dolarach, mając zagwarantowane rozmaite luksusowe apanaże i europejską emeryturę już po jednej kadencji. Wobec powyższego nie mają już ochoty odgrywania udawanych ról rzekomej nienawiści. Życie europosła w Brukseli i Strasburgu jest piękne. W kąt niech idą polityczne podziały! Łączy nas pieniądz! Nasz system głosowania jest, nie bez racji, nazywany partiokracją. O wszystkim decyduje miejsce na liście wyborczej. Są pierwsze miejsca, tak zwane miejsca „biorące” i miejsca wypełniacze. Jerzy Przystawa przez lata walczył o tak zwane JOWY, Jednomandatowe Okręgi Wyborcze. Jego zadanie podjął Paweł Kukiz Takie jak w Wielkiej Brytanii. Ale ten system ma jedną wadę. Wygrywają najlepsi, najbardziej popularni kandydaci, ci, którzy mają największe uznanie wśród elektoratu. A to byłaby zbyt wielka ekstrawagancja. Najlepsi, a nie najbardziej posłuszni? No, bez przesady. W tym systemie tracą niepodzielną władzę liderzy partii, ci, którzy układają listy wyborcze. Ergo, ta metoda nie mogła być przyjęta i nie mogła obowiązywać. Przecież liderom chodzi o to, żeby wszystko się zmieniło po to, żeby nic się nie zmieniło. Taka jest logika naszych wyborów.
Poglądy polityczne dzielą rodziny, znajomych, ba przyjaciół, przebiegają w poprzek stołu wigilijnego. Niesłusznie. Tego oczekują od nas politycy sami, na ogół, nie zachowując takiej żarliwej pryncypialności. Są w obecnym rządzie, podobnie jak byli w poprzednim także ci, którzy bez trudu i problemu, dla kariery i apanaży zmienili partyjne barwy.
Opowiadał mi kiedyś znajomy dyplomata o zdarzeniu kiedy do polskiej ambasady przyjechała delegacja parlamentarzystów, w ramach współpracy bilateralnej z parlamentarzystami kraju, w którym on pracował. Kierownik placówki był przerażony wizją awantur i konfliktów wewnątrz tej grupy. Reprezentowali oni bowiem kilka mocno zantagonizowanych partii i ugrupowań politycznych. Planował nawet wynajęcie kilku samochodów, zamiast jednego busa, którym transportowano gości na spotkania, aby uniknąć konfrontacji . Jego obawy okazały płonne. Delegacja była zgrana. Jej uczestnicy byli dla siebie mili, wręcz serdeczni. Po raz kolejny okazało się, że luksus wystawnych przyjęć zbliża, jednoczy i integruje.
Na początku każdej kadencji posłowie zawsze podwyższają sobie diety i uposażenia poselskie, stawki kilometrówek, ryczałty na mieszkania i biura poselskie. Czynią to bez zbędnych dyskusji, po cichu i wszyscy, zgodnie głosują za, tylko w tej sprawie. Zawsze są to podwyżki poważne, kilkudziesięcioprocentowe. Do końca kadencji już innego tak błyskawicznego rozstrzygnięcia nie ma. Za to długo, emocjonalnie i spektakularnie wypowiadają się, z trybuny sejmowej, o konieczności podwyższenia pensji nauczycielom i po wielomiesięcznej debacie podwyższają je o 3%, poniżej wskaźnika inflacji.
Jeśli ktoś kto przeczyta ten tekst zakrzyknie: To nie jest śmieszne proszę pani! Będzie miał rację.
Politycy biorą się z wykopalisk. Jak patrze na te mordy w USA to mnie krew zalewa. Ale, jak ktoś powiedział, demokracja to najgorszy system, ale..............
Pozdrawiam moją ukochaną Izabelle.
Politycy biorą się z okazji dorwania do darmowego szmalu. To efekt optymalizacji, albo raczej minimalizacji wysiłku w poszukiwaniu żarła w ramach gatunku ;)
Większość z nich nie przepracowała ani dnia w życiu, a mądrzą się jakby mieli doświadczenie pokoleń i stale ustawiają życie innym ludziom (stąd właśnie wywodzi się moje ostatnie powiedzenie "lewus czyli wpieprzacz się w cudze życie", a nie że jest na lewo od czegoś zerowego). Owszem, polityk nie musi się znać na wszystkim, ale uczciwie by było, żeby się znał na czymkolwiek.
Cześć i czołem, pytacie skąd się wziąłem jestem wesoły Romek......., AI dopowie.
Ten Churchill to miał pijany łeb , leciał po wszyskiem ale demokraczie zostawił enigmatyczna.
Posłowie przynajmniej niektórzy biorą się z naszej głupoty. Chyba trzeba by idiotą żeby zakreślić krzyżyk koło nazwiska takiej Jachiry,Zembaczyńskiego czy duetu od dżwigania pizzy na granicy.
Sake i tu jest clou. Okazało sie ze nawet 800+ tego myślenia nie zmieniło . Ale może myślenie partii PiS sie zmieni. Coś trzeba robić , wymyślić plan ataku na V Kolumnę . A może sie nie da.
Pytanie czy polscy politycy różnią się generalnie od polskich Polaków? To znaczy od innych grup społecznych i zawodowych? A także w profilu indywidualnym.
Bo ci którzy nigdy nie powinni "głosować" idą do wyborów,a ci którzy powinni głosować...nie idą do
wyborów.
Politycy zaczynają na ulicy a kończą we własnej kamienicy 😡
Niektórzy ich mają 12 a i tak dostaną teraz darmowe opłacane przez podatników.To się nazywa mieć fart.
ponieważ pozwalamy sobie i politykom na to iż wciąż ich przybywa w sposób niekontrolowany, a równocześnie trudno jest wyobrazić sobie państwa bez polityków, to poza matrioszkami i agentami wpływu obcych interesów, dobierają się oni wedle kryteriów quasi-mafijnych wobec braku kandydatów na polityka spośród szacownych obywateli uczciwie prosperujących w swoich profesjach.
w znanym niegdyś skeczu: „Ci, którzy nic nie potrafią, uczą, a ci, którzy nie potrafią uczyć, uczą W-Fu” - to jest często krzywdzące dla nauczycieli a powinno się właśnie odnosić do większości polityków, i ministrów, którzy nie potrafią rządzić.
No niekoniecznie tak. Dla niektórych trzeba było stworzyć fikcyjne resorty pełniące rolę Ministerstwa Głupich Kroków. Wszystko w geście spłaty wdzięczności za głos w wyborach oddany na Koalicję.
W demokracji, zwłaszcza „dojrzałej”, ma miejsce kooptacja polityków. Potem możemy sobie wybierać do woli. Kooptacja wymaga stosownej ordynacji wyborczej, która gwarantuje nierówność (np.próg wyborczy), bezpośredniość tylko z pozoru (listy partyjne) i nieproporcjonalność (system d’Hondta). Przeciwieństwem jest ordynacja proponowana przez prof.Jerzego Przystawę
https://dakowski.pl/system-partyjniacki-gnije-i-kruszy-sie-co-po-nim-jest-sposob/
Na przeszkodzie stoją oprócz ordynacji dwie rzeczy: media i obecne agentury.
Wniosek z tego jest taki, że oprócz JOW i jednej tury wyborów niezbędne dla odzyskania suwerenności - o ile to zakładamy - jest pozbawienie biernego prawa wyborczego wszystkich, którzy z tego prawa w PRL i III RP skorzystali (w tym we władzach samorządowych z izbami lekarskimi itp. włącznie) oraz ich wstępnych i zstępnych.
Drugą grupą o nadreprezentacji agentur wpływu to ci, którzy są znani z mediów. Dotyczy to dziennikarzy, piłkarzy, piosenkarzy, facebookowców itp. Jednocześnie ich rozpoznawalność nie jest proporcjonalna do wartości w roli reprezentantów narodu – są znani z tego, że są znani.