To, że PO całe z kłamstwa jest wszyscy obserwujący uważnie działania przedstawicieli rządzącego ugrupowania wiedzą. Jeśli ktokolwiek ma wątpliwości to służę pomocą w wskazaniu dalszych przykładów potwierdzających każdą tezę z poniższego przekazu profesora Legutki. W jego stwierdzeniu, że kłamstwo stało się metodą nie ma cienia przesady.
To jednak tylko jedna strona medalu. Druga to odbiorcy kłamstw. Większość z nich nie ma świadomości, jak wielka jest skala kłamstwa, gdyż sprawami publicznymi, jak w każdym społeczeństwie, nie zajmuje się na co dzień. Inaczej z dziennikarzami i ośrodkami opiniotwórczymi. To na nich spoczywa obowiązek demaskowania kłamstw i krytyki osób posługujących się nimi tak długo, jak długo tacy ludzie funkcjonują w sferze publicznej. W krajach cywilizowanych jedno kłamstwo, takie jak na przykład to, którym posłużyła się minister Kopacz, wyeliminowałoby całą formację, jeśli ta zwlekłaby z odcięciem się i wykluczeniem ze swych szeregów kłamcy. Bezkarne kłamanie urzędującego premiera i jego ministrów to kuriozum znane tylko z komunizmu realnego. Tymczasem, jak pisze prof Legutko
"mamy pijarowskie wygibasy, którym wpływowe media i intelektualiści nadają rangę wydarzeń publicznych. (...) Najpierw stali się kibolami w akcji schamiania sfery publicznej, a następnie uczestnikami niszczenia szacunku dla prawdy. Najpierw przyłożyli rękę do degradacji obyczajów i języka, a teraz do degradacji umysłów."
Zapewne wszyscy zdają sobie sprawę, że eksponowanie takich alarmujących głosów, jak przytoczona niżej wypowiedź prof. Legutki staje się imperatywem moralnym każdej uczciwej osoby czynnej w sferze publicznej. Ukrywanie byłoby w jakimś stopniu uczestnictwem w kłamstwie. Tej odpowiedzialności nie zdejmuje fakt, że wielu dziennikarzy odnosi się do kłamstw najważniejszych osób w państwie z obojętnością, a wielu innych świadomie kłamstwa powiela.
Profesor Legutko bije pięścią w stół i ma racje. Wszyscy uczciwi ludzi powinni pójść jego śladem. Przeczytajmy całość:
***
Można wskazać kilka słów kluczy określających rządy Platformy Obywatelskiej. Jednym z nich jest, według mnie, „kłamstwo". Tak kłamliwych rządów nie mieliśmy od czasu PRL-u, a kłamanie stanowi metodę, dzięki której partia ta trwa przy władzy.
Kłamstwo PO ma kilka poziomów. Jednym jest zwykłe rozmijanie się z prawdą, na przykład minister Kopacz, która powiedziała, że w Smoleńsku przekopano grunt do poziomu jednego metra, albo kłamstwo zbiorowego autorstwa, że prezydent Kaczyński chciał się wepchać do Katynia albo premiera Tuska, że podjął decyzję o wyborze konwencji chicagowskiej, albo ministra Grasia na temat pytania pani Ewy Kochanowskiej, albo ministra Rostowskiego na temat finansów państwa, albo autorstwa minister Hall o zwiększeniu godzin nauczania historii.
Są kłamstwa trochę bardziej skomplikowane, bo oparte na sprzecznych wypowiedziach. Na przykład, Bogdan Klich twierdził, że chciał zdymisjonować generała Błasika, oraz że nie chciał. Któraś z tych wypowiedzi musi być prawdziwa, a któraś fałszywa; obie prawdziwe być nie mogą. Ciekawe pod tym względem jest kłamstwo o prawdzie autorstwa Donalda Tuska. W roku 2005 powiedział, że „mówienie prawdy nie jest dla mnie cnotą", lecz w roku 2007 określił siebie i swoją partię jako działających „w służbie prawdy, miłości i dobra". I znowu, któraś z tych wypowiedzi musi być fałszywa, bo obie prawdziwymi być nie mogą. Albo inny przykład. Były mocno nagłaśniane hasła o zbliżającej się wielkiej ofensywie legislacyjnej PO, a po tym, jak do niej nie doszło, pojawiły się wypowiedzi, że ofensywa legislacyjna to straszna głupota i nikt przy zdrowych zmysłach nie może takiego hasła traktować poważnie.
Są kłamstwa-mistyfikacje. Nawet biorąc poprawkę na specyfikę polityki, gdzie zbyt często padają obietnice i deklaracje bez pokrycia, PO drastycznie przekroczyła wszystkie możliwe normy. W sprawie stoczni powiedział w roku 2009, że „jeśli do końca sierpnia nie uda się dokończyć z sukcesem sprzedanie stoczni inwestorowi, minister skarbu pożegna się ze stanowiskiem". Przypomnę, że wypowiedź dotyczyła sławnego inwestora katarskiego, którego rzekome ściąganie do Polski rozpoczęło się przed wyborami do Europarlamentu. Premier gdy to mówił musiał wiedzieć, że inwestor to lipa i że ministra nie zdymisjonuje. A ponieważ jest człowiekiem inteligentnym, należy wnosić, że kłamał w poczuciu pewności, że nikt go z tego nie rozliczy. Oszukiwał też kiedy dawał zgodę na hasło wyborcze mówiące, że Platforma nie zajmuje się polityką, lecz budowaniem dróg, a kilka dni po wyborach okazało się, że większość planów rozbudowy dróg została zlikwidowana.
Powtarzam: od czasu PRL-u nie było w Polsce takiego nagromadzenia mistyfikacji, bajerowania i kręcenia. Łatwo zauważyć, iż całe to przedsięwzięcie nie udałoby się, gdyby nie współudział dużej części opiniotwórczych środowisk, przede wszystkim mediów i intelektualistów. To oni ignorowali kłamstwa, marginalizowali ich znaczenie, lub kierowali uwagę społeczeństwa na inne sprawy. Niektóre kłamstwa powtarzano tak uparcie i tak masowo, by oplotły całkowicie ludzkie umysły. Trwa więc od długiego czasu nieustanne dudnienie o powszechnych podsłuchach i inwigilacji podczas rządu Prawa i Sprawiedliwości, o załamaniu się polskiej transplantologii z winy Zbigniewa Ziobry, o zbieraniu haków przez Jarosława Kaczyńskiego na opozycję, o naciskach prezydenta Kaczyńskiego na pilotów lecących do Smoleńska, o bezprzykładnej stronniczości mediów publicznych pod rządami prawicy, o zabiciu Barbary Blidy przez Prawo i Sprawiedliwość. Kłamie się w tych sprawach negując zuchwale jakiekolwiek świadectwo rzeczywistości, kłamie bezustannie i niezmiennie, zbiorowo i indywidualnie, świadomie i kompulsywnie, ostentacyjnie i dyskretnie, w mowie i w piśmie, przez mikrofon i na ucho, we wstępniakach i w kącikach humorystycznych, w listach otwartych i w naukowych referatach, w działach politycznych, kulturalnych i sportowych.
Współsprawstwo dziennikarzy i intelektualistów w gigantycznej strategii kłamstwa stworzonej przez PO zlikwidowało w tych grupach resztki etosu, którym się tak pyszniły. Bajdurzenie – tak popularne w czasach rządów Prawa i Sprawiedliwości – o tym, że rolą mediów i intelektualistów jest patrzenie władzy na ręce, zostało bez wyrzutów sumienia wyciszone pod rządami PO. Mówię „bajdurzenie", bo dla wszystkich średnio inteligentnych ludzi było wówczas jasne, że walka z PiS-em była dla nich walką partyjną, a nie patrzeniem władzy na ręce. Ta walka partyjna trwa do tej pory. Histeryczne deklaracje o niebezpieczeństwie tyranii większości w czasach Prawa i Sprawiedliwości zmieniły się w pełne powagi teorie o wyższości pełni władzy jednej partii nad władzą podzieloną; partii dysponującej pełnią władzy – jak dowodziły uczeni mężowie i uczone białogłowy – łatwiej jest przecież modernizować, reformować, ulepszać, europeizować i robić wiele innych wspaniałych rzeczy. I jak tu szanować owo czcigodne towarzystwo skoro ono samo robi wszystko, by nim pogardzać?
Współudział w krętactwie przebiera jeszcze inne formy. Duża część wpływowej opinii publicznej doskonale wie, że ilość kłamstwa i mistyfikacji w rządach PO jest ogromna i że partia ta stworzyła wszechogarniający system bajeru. Ta część opinii publicznej uczestniczy w bajerze w sposób szczególnie szkodliwy, ponieważ zdaje się wprawiać nas wszystkich w przekonanie, iż wszystkie te sztuczki i łgarstwa stanowią pyszną zabawę. Cieszą się z kolejnych wrzutek medialnych i chętnie je podejmują wiedząc doskonale, że to są wrzutki. Podziwiają medialne przykrywanie jednych wydarzeń przez inne i w tym przykrywaniu biorą udział przy pełnej świadomości, że chodzi o przykrywanie. PO jest przedmiotem admiracji za sprawność w tej grze, a sternicy opinii publicznej utwierdzają nas w przekonaniu, że admiracja ta to wyznacznik wyższej inteligencji.
Praktycznie zniknęły z przestrzeni publicznej wszelkie debaty o rzeczywistości, o państwie, o wojsku, o interesach narodowych, o przyszłości. Zamiast tego mamy pijarowskie wygibasy, którym wpływowe media i intelektualiści nadają rangę wydarzeń publicznych. Popełniają w ten sposób grzech ciężki, niestety nie pierwszy, jaki zdarzyło się im popełnić w ciągu ostatnich kilku lat. Najpierw stali się kibolami w akcji schamiania sfery publicznej, a następnie uczestnikami niszczenia szacunku dla prawdy. Najpierw przyłożyli rękę do degradacji obyczajów i języka, a teraz do degradacji umysłów.
Teza, że PO notorycznie kłamie ma swoje wyjątki. Premier Tusk powiedział ostatnio, że – uproszczając – ma w nosie elity, bo one są mu do niczego niepotrzebne. To zdanie jest prawdziwe, a nawet banalnie prawdziwe. Od samego początku PO dość brutalnie traktowała elity oraz ich pomysły. Ta bezceremonialność przejawiała się nie tylko wobec wszelkich projektów ustawodawczych wysuwanych przez środowiska, lecz także w języku, w jakim politycy PO rozmawiali z tymi środowiskami.
Premier Tusk i jego koledzy działali racjonalnie, ponieważ wiedzieli, że nie musieli wcale stosować wobec elit umizgów. Elity bez szczególnej zachęty same im schlebiały, dawały polityczne wsparcie, a nawet chętnie towarzyszyły w brudnej robocie. Trudno natomiast powiedzieć o elitach, że działały racjonalnie. Trzeba być wyjątkowo niemądrym, by pozwalać się tak jawnie lekceważyć, bez jakiejkolwiek nadziei na odmianę losu. Trzeba być skrajnym frajerem, by własną godność oddać za prztyczki w nos i kopniaki w zadek. Jest coś takiego w elitach, nie tylko zresztą polskich, i to tych elitach szczególnie nadętych, że lubią całować ręce wymierzające im klapsy.
Ryszard Legutko
(ur. 1949 r.), profesor filozofii, wykładowca Uniwersytetu Jagiellońskiego (Instytut Filozofii), prezes Ośrodka Myśli Politycznej w latach 1992-2005, w latach 2005-2007 wicemarszałek Senatu RP, w 2007 r. Minister Edukacji Narodowej, w latach 2007-2009 Sekretarz Stanu w Kancelarii Prezydenta RP, od 2009 r. poseł do Parlamentu Europejskiego, gdzie pełni funkcję szefa delegacji posłów Prawa i Sprawiedliwości zasiadających we frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów.
Autor książek "Platona krytyka demokracji" (1990), "Spory o kapitalizm" (1994), "Tolerancja. Rzecz o surowym państwie, prawie natury, miłości i sumieniu" (1997, Nagroda Ministra Edukacji Narodowej), "Traktat o wolności" (2007), "Esej o duszy polskiej" (2008), przekładów dialogów Platona wraz z komentarzem naukowym "Fedon" (1995), "Eutyfron" (1998), "Obrona Sokratesa" (2003), wyborów esejów i felietonów "Bez gniewu i uprzedzenia" (1989, Nagroda PEN Clubu), "Nie lubię tolerancji" (1993), "Etyka absolutna i społeczeństwo otwarte" (1994, Nagroda im. Andrzeja Kijowskiego), "Frywolny Prometeusz" (1995), "I kto tu jest ciemniakiem" (1996), "Czasy wielkiej imitacji" (1998), "Złośliwe demony" (1999), "O czasach chytrych i prawdach pozornych" (1999), "Society as a Departament Store" (wydanie amerykańskie, 2002), "Raj przywrócony" (2005), "Podzwonne dla błazna" (2006).
*** Ryszard Legutko dla wPolityce.pl: "Jest coś takiego w elitach i to tych szczególnie nadętych, że lubią całować ręce wymierzające im klapsy"
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 4655
Kłamstwo wyniesione na ołtarz jako cnota.
Nikt z PIS nie docenił jak mocna jest sowiecka propaganda ! A można było tą czerwoną szczekaczkę zamknąć i rozpisać nowy przetarg na pasmo nadawania zgodnie z prawem kiedy im skończyła się koncesja
Stacja bezpośrednio broniona przez administracje USA, tak jak żydowskie "propolskie" google i yuutuba.
Dlaczego w tej twojej patoopozycji są sami durnie?
Stoi to jak byk w tytule.
Właśnie najbardziej porażające jest to, że nie tylko wszystko co pisze prof.Legutko jest dzisiaj jeszcze bardziej aktualne. Wyraźnie widać, że zwiększyła się liczba środowisk opiniotwórczych, które dezinformacją się szczycą, a elity im klaskają.
To niespotykana wcześniej nowa jakość.
Rokita: Ten tekst powinien wstrząsnąć dziennikarstwem i polityką
https://www.fronda.pl/a/Dziennikarka-GW-przyznaje-Klamalismy-Rokita-Ten-tekst-powinien-wstrzasnac-dziennikarstwem-i-polityka,223313.html
Skąd to wyznanie ? Wiadomo, że kłamią od dekad. Kłamstwo to ich sposób na zdobycie władzy i na jej utrzymanie. W sieci pojawiła sie wersja, że teraz nie chcą już demontażu muru i napływu obcinaczy głów, którzy zagrożą bezpośrednio im mośkom, choć z kacapskiego nadania. Vide los redakcji Charlie Hebdo :-)
"New Lies for Old" by Golicyn 1984. Lektura obowiązkowa zalecana przez dr Targalskiego :-)
Ja osobiście nie wiem co ta stacja przekazuje bo wyrzuciłem telewizor z domu ponad 20 lat temu.
Sam korzystam z Internetu i śledzę portale z całego świata - od NYT i WaPost przez Ukraińską Prawdę i Komsomolską Prawdę, RT do Aldżaziry. I oczywiście dziesiątki niezależnych stron i blogów z całego świata.
Dopiero wtedy mogę wyciągnąć własne wnioski.
No ale cieniasy intelektualne mogą sobie winić kogo chcą :)))
I wyć :)))))
Nie ilość przeglądanych źródeł jest lekarstwem na dezinformacje. Gorzej, może wzmocnić fałszywe widzenie. W dodatku 2/3 populacji czyta jedno, a rozumie drugie, w zależności od tego co wie, czym się zasugeruje, albo jakie ma poglądy. Techniki manipulacji wykorzystują te ułomności. Jednym z głównych mechanizmów wykorzystywanych przez speców od mas jest pycha, potrzeba potwierdzenia własnej wyjątkowości, samousprawiedliwienie, potrzeba rozładowania dysonansu poznawczego.
Przepraszam błąd techniczny
Niektórzy czytają GW, bo nie mają innego sposobu, żeby poczuć się, że są inteligentni, piękni młodzi i postępowi, w przeciwieństwie do "katolickiej ciemnoty".
To nic, że nawet taki Jaruzel tuż przed śmiercią chciał koniecznie dopisać się do tej "ciemnoty", nie wiem, czy mu się udało. Piekła chyba nie uniknął.
Poza tym..dziennikarzy już nie ma na świecie....są funkcjonariusze medialni na etatach...dobrze opłacani.