
Wcale nie zapomniana. Tylko dzisiaj, kiedy bardzo modne jest wrzucanie zagranicznych wyrazów i zwrotów, te błazny awansowały poprzez internetowe Tik Toki i inne Instagramy, do szczytnej pozycji trendmakerów w obszarze (a jakże! Też po nagielsku) Lifestyle. Czyli właśnie czyste szpanerstwo.
Wiecie, że jednoznaczne dla mego pokolenia słowo szpaner posiada aż 86 polskich synonimów? Niesamowite! Znaczy to, że tacy ludzie muszą bardzo wq**wiać otoczenie.
Więc szpaner m.in.to:
panek, błazen, jaśniepan, fanfaron, komediant, ważniak, aktor, picer, przemądrzalec, symulant, kabotyn, bubek, pyszałek, bajerant, efekciarz, purchawka, bufon, buc, blagier, pozorant, mistyfikator, mydłek, zadufek, deklamator, snob, pozer, zarozumialec.
Szacuję na oko, że wśród tych lewicowych tuskoidów to jakieś 60% otumanionych, a w Warszawce nawet 80%.
Takie czasy, gdy kłamstwo, blaga i oszustwo wygrywa ze skromną przyzwoitą prawdą.
__________________
Mój ostatni felieton wzbudził fajne komentarze, a w pewnym momencie bractwo zaczęło sobie marzyć o imprezkach, najlepiej na Mazurach, a potem, jak to chłopy, rozpoczeła się dyskusja o wyższości dobrej gorzały, nad kiepską gorzałą.
I jak to często bywa – ilu koneserów i ekspertów, tyle różnych głosów.
Więc uznałem, że warto przypomnieć, jak to przed laty, szpanerstwo zakochało się w whisky.
___________________
Temat lżejszy. Dla koneserów dla przypomnienia, a dla aspirantów do zanotowania w kajeciku.
__________________________________________________________________________________
Szpanerstwo w Polsce jest ulubionym zajęciem nowych burżujów. Whisky odgrywa w tym bardzo ważną rolę. Ta nie tak dawno odkryta u nas trucizna powstała, tak, tak, w Irlandii. Ale spróbujcie to powiedzieć w Szkocji - ha, ha...
Walnęła u nas komuna (no, powiedzmy); naród najpierw sapnął i przysiadł, lecz szybko się podźwignął, sklepy się zapełniły, powstały sieci hipermarketów, zaczęto podróżować.
A niektórzy się nawet wzbogacili. To nie ważne, że długo kochali białe frotowe skarpetki do swoich buraczkowych garniturów. Jak się wsiada do wypasionego merola, to przecież nieistotne. Szybko pojawiły się wyższe potrzeby. Nie, nie – nie te określane przez socjologię i kulturę. Wyższe potrzeby to były głównie cygara i whisky. Zaczynało się skromnie, cygaro – nie ważne jakie, byle solidne i z kolorową banderolą. Wśród bursztynowego trunku królował niezmordowany Johnny Walker, pieszczotliwie nazywany Jasiem Wędrowniczkiem.
Oczywiście, łiskacz i cygara używało się przy okazji. Najlepiej przy okazji obecności dużego grona znajomych, najlepiej nieco uboższych. Ach, to było to! Plastykowe krzesełka w ogrodzie, grill z karkówką powoli dymi, opowiadamy sobie jakimi szmaciarzami jest ta polska reprezentacja, pykamy cygaro, obliczone co najmniej na pół godziny i sączymy tą szkocką pluskwiankę. Oczywiście, w swoim wąskim gronie preferujemy czyściochę i papierochy. Kto by się tam truł. Lecz, czego się nie poświęca dla żony i przyszłości dziatek.
Gdy minął okres inicjacji i zauroczenia białymi skarpetkami, zaczęło się nawet pojawiać ą i ę, nieważnie, że często brzmiące nieco śmiesznie, jak w wypowiedziach pana Leszka Millera. I nagle, jak grom z jasnego nieba, zdaliśmy sobie sprawę, że jest whisky i whiskey. Ki diabeł? A ktoś nawet powiedział, że Jasiu Wędrowniczek to obciach i wiocha. Rany Boskie! To ja też, w tamtych czasach ogrodowego grilla, byłem obciach i wiocha? Merola wprawdziej już wymieniłem na Range Rovera, ale każdy wie, że liczą się drobiazgi, no i te, jak tam… niuanse.
I tak zaczęła się era Szpan whisky (oczywiście równolegle z tym idą cygara kubańskie, jakieś tam Monte Cristo, Cohiba, czy Romeo & Juliet).
Najdroższe whisky świata, to głównie Dalmore i Macallan. oscylujące w granicach 30 tyś funtów za flaszkę. To nie są nasze Szpan whisky – to raczej okazy kolekcjonerskie, sprzedawane na aukcjach, dla jeszcze większych snobów niż nasi rodzimi Kulczykowie i Czarneccy.
Popatrzmy, czym jest obecnie prawdziwa Szpan Whisky.
Musimy zostawić na boku takie światowe odmiany, jak irlandzka whiskey, kanadyjskie, australijskie i japońskie produkty, jak również amerykańskie burbony. Pozostaniemy przy jednym, czym jest zainteresowany polski szpaner, czyli przy skaczu, koniecznie single Malt i nierzadko single Barrel lub single Cask, choć to to samo. Co to znaczy – wyjaśnię dalej.
Szkockie whisky w przeważającej mierze produkuje się z jęczmienia, a konkretnie ze sfermentowanej i wysuszonej jęczmiennej pulpy. Suszy się przy pomocy spalanego torfu, skąd się bierze ten specyficzny aromat. Oczywiście bardzo upraszczam, żeby nie zanudzać, a jak ktoś chce zostać gorzelnikiem, to niech sam poszuka materiałów. Następnie dodaje się drożdży, wody i jak to wszędzie czeka się, aż drożdże zabiorą się do roboty i wyprodukuja nam 7% wino. Kiedyś Angole to pili, jako piwo. Następnie przeprowadza się prawidłową destylację alkoholową. Gdy mamy już ponad 60% destylat, pakuje się ciecz do starych dębowych beczek, by sobie poleżakowały, przynajmniej 3 lata. Ale im dłużej, tym lepiej i oczywiście drożej. W tym czasie poziom alkoholu spada, co Szkoci nazywają „działką dla aniołów” i końcowy produkt ma zazwyczaj 40 – 46% alkoholu. Z tymi beczkami też jest zabawa – używa się stare beczki, w których uprzednio leżakowały sherry i porto, jak też niektóre wina. Od tego zależy kolor i częściowo aromat trunku.
No dobra – chcemy kupić dobrą Szpan Whisky. Patrzymy oczywiście na etykietę. I cóż tam widzimy? Oczywiście, najpierw wzrok kierujemy na wiek – „32 years old”. Dla szpanera im starsza tym lepsza. Rany – 24 lata, 32 lata, 60 lat! Tymczasem fachowcy dobrze wiedzą, że po 18 latach już nic dobrego się z whisky nie dzieje. Warto tylko zaznaczyć, że podany wiek dotyczy okresu leżakowania trunku w beczkach. Potem w butelkach już nic się nie dzieje. Nie tak, jak z winami. Patrzymy dalej na etykietę – „single Malt”. Oznacza to, że jest to produkt robiony z tego samego półproduktu, lecz jest blendowany z różnych beczek. I na koniec na etykietce możemy mieć – „single Barrel” albo „single Cask”. Teraz już mamy pewność, że jesteśmy na topie i mamy skacza nalanego do butelki z pojedynczej beczki.
Pora teraz dokonać wyboru. Cała Szkocja pod względem produkcji whisky jest podzielona na regiony i są pewne smakowe różnice, praktycznie tylko ważne dla koneserów, lecz przecież szpaner, to coś więcej niż koneser. Czyż nie?
Popatrzcie sobie na mapkę. Mamy więc regiony: Lowland, Highland, Speyside, Island i Islay.
Lowland sobie pominiemy, bo są tam tylko trzy destylarnie i ich towar rzadko gości w naszych sklepach.
Highland już ma tego więcej i popularne są Balblair, Dalmore, Glen Ord, Glenmorangie. Oban.
Mały obszar Speyside ma najwięcej marek. Sa tam tak sławne, jakAberlour, Balvenie, Car, Glenfarclas,Glenfiddich, Speyburn, Glenlivet, The Glenrothes andThe Macallan.
Na Island mamy z koleiArran, Isle of Jura, Tobermory,
Highland: Park andScapa, andTalisker.
No I Isle z Ardbeg, Bowmore, Bruichladdich, Bunnahabhain,Caol Ila, Kilchoman Lagavulin andLaphroaig.
Te ostatnie mają wielu snobistycznych miłośników na całym swiecie,
Panowie! Jest z czego wybierać! Możemy zaszpanować tak, że temu palantowi szczęka opadnie. Ale trzeba uważać. Jak z pewnym ważnym prezesem. Po wstępnych grzecznościach, gdy proponujemy mu bursztynowy płyn, za bagatela prawie 100$ butelka, łaskawie prosi o jeden palec wysokości, oczywiście, bez lodu i wody – profanacja! Druga szklanka już na dwa palce. A później już leci. Nie pozwala schować butelki. Przy kolacji zrezygnował z wina, za to skacza postawił pod ręką. Po pożegnaniu gości patrzymy ze smutkiem na pustą butelkę, którą mieliśmy nadzieję hołubić przez przynajmniej pół roku.
Dręczy mnie pytanie – czy typowy Polak może uczciwie lubić whisky? Odpowiem uczciwie – nie, chyba, że jest chory, albo jest szpanerem. Tysiąc razy lepsza jest dobra Łącka Śliwowica, która ja preferuję i oczywiście nielegalnie kupuję w naszych górach.
Hej!
__________________________
No to sobie po męsku i szpanersku pogadaliśmy...
Szanowne Panie, to może teraz o likierach?
Ps. Dziunie i Julki dzisiaj szaleją za prosciutto – marną, włoską namiastką szampana. To już hiszpańska Cava jest lepsza. No ale szpan mówi co innego
.
Ale jest na dobrej drodze. Mam perfidny (jak to ja) plan, serio...
😛
Zdążyłam wysłuchać pierwszego numeru, w którego trakcie syn mówi: "Znam to, mamo" - ciekawe skąd, myślę sobie (bo na pewno nie ode mnie) - pewnie Pani na świetlicy im kiedyś puszczała... Tak, jak kiedyś maluchom puszczała "Rudą".......
https://m.youtube.com/watch?v=FcER7I-r8ww
Wybacz, ale do konia bardziej mi facet pasuje. Szczególnie taki jak Lee Marvin
https://youtu.be/NTymtAbaG08
I was born under a wandrin' star
I was born under a wandrin' star
Wheels are made for rollin'
Mules are made to pack
I've never seen a sight that didn't look better looking back
I was born under a wandrin' star
Mud can make you prisoner, and the plains can bake you dry
Snow can burn your eyes, but only people make you cry
Home is made for comin' from, for dreams of goin' to
Which with any luck will never come true
I was born under a wandrin' star
I was born under a wandrin' star
Do I know where hell is?
Hell is in hello
Heaven is goodbye for ever, it's time for me to go
I was born under a wandrin' star
A wandrin' wandrin' star
When I get to heaven tie me to a tree
Or I'll begin to roam, and soon you know where I will be
I was born under a wandrin' star
A wandrin' wandrin' star
Ale przyzna Pan, że wokalistka umie bardzo wdzięcznie odrzucić włosy do tyłu? ;) W ogóle, mimo tuszy jest w niej wiele gracji. Oto jeszcze jeden jej kawałek:
https://m.youtube.com/wa…
Udanego dnia!
Nie - wokalistka jest spoko. I poufnie przyznam, ze raczej nie lubię kobiet - szkieletorów.
Ufam, że w odpowiednim momencie plan ujrzy światło dzienne, objawiając zamiary Autora.
Chciałam jeszcze załączyć jedną muzyczną dedykację i wizualizację, ale Imć Waszeć Arabami wysoko poprzeczkę zawiesił... Zrobię to jutro - w południe - na szpanerachzapomnianejklasie? chociaż zawsze chciałam napisać: "na donaldsiewścieku" ☺️
I to jest zabawna rzecz, że wydaje mi się, że ja się tylko bronię. Serio. Nadmiarowo, przyznaję, ale nie zaczynam pierwszy. Widać z tego, że każdy widzi inaczej...
No dobra, zobaczymy jak będzie. Warto może spróbować. Ale liczę się z tym, że zaraz przyleci specjalista od ruskch trolli i powie, że operator mojego nicka zmienił ci osobę na inną, by cie zateczkować na miło skoro na bluzgi się nie udaje.
I co wtedy zrobisz?
😛
nie musisz schodzić do tego poziomu, nie oczekuję, że nie będzie złośliwości czy uszczypliwości, też czasami to robię, ale te wulgaryzmy nie są do przyjęcia, jak sam ich będziesz unikał, to w ciebie nikt mięsem nie rzuci.
Już tu kiedyś pisałem, że na NB wielu się spiera i od głupków wyzywa, ale jestem prawie pewien, że jakbyśmy się spotkać, to się może okazać, że potrafimy ze sobą porozmawiać, a i zakolegować, no może poza jednym takim, dla którego wszyscy to chamy.
Danymi czasy miałem podobnie, były spory i kłótnie między kolegami, a obecnie jak się spotykamy, to "czule" o tym wspominamy, jak starzy przyjaciele i nimi jesteśmy.
Dupek jest śmieszny i zmienia temat . Wzywł wszystkich , co robicie , to pokazałem , Ale się złamas przeliczył i pocisnął niebezpieczny kit , nie wiedział do kogo pisze i co pokazuje . Jełpo w czystej postaci . Pisał że RIB jest w Chorwacji i Chorwat przygotuje prezentację . Dupa z króla Chorwat go olał , pewnie jeszcze od kuraców zrugał , albo nie istnieje . Dwa zdjęcia i dwa różne RIBy. Każdy kto coś zbudował ma setki zdjęć , a przede wszystkim rysunki wykonawcze w CADzie . Otwierzaz , znajdujesz klikasz widok i masz wrzucasz na platformę , linkujesz i jest . On pokazał jakieś chaotyczne widoki z porypanymi proporcjami i przenikaniem brył . A sam szydził z projektu zgrabnego kuterka oprawionego na ścianie u Lecha Makowieckiego . Kuterek cukierek , wykreślony ręcznie , pewnie grafionem i piórkiem opisany . Dzisiaj Antyk albo lepiej .Popieprzyć bzdury nad tym można , ale żeby cośzrobić to ni chu...steczki . Bałwana lepić . Krótko mówiąc srutututu i udaje geniusza . Jeszcze trochę wyrywków na temat przyległy jak np mieszanie paliwa z olejem , pewnnie sz netu . W zeszłym roku wymyślił klimę adiabatyczną , bo w necie nie doczytał . Zrobić RIBa to jakiś tam wyczyn ale nie ten durny troll , od tego trzeba zacząć . Pewnie krnąbrny był od dzieciaka , to mu ojciec tą samą cewkę kazał przewijać kilka razy .
Nie pomogło . I nie pomoże .
Ja osobiście cenię każdego, kto potrafi zrobić cokolwiek, takich obecnie już niewielu, nawet zapalonego działkowca, od którego można się sporo dowiedzieć, a znam też takich, co poza pracą, tylko TV i piwo, który na wszystko narzeka, ale sam niczego nie zrobi, czeka aż mu podadzą, znam też takich, którzy nie mając kwalifikacji, potrafią zbudować rzeczy, że niejeden inżynier "wysiada", to są ciekawi ludzie, zawsze o coś się pyta, czegoś chce się dowiedzieć, ciekawie się z takimi rozmawia.
Co tu się dzieje? Zdziecinnienie na wakacje? Czy raczej ten polsko - szkopski kundelek urządził wam klasyczną, nazistowską (tę z SA nie z SS), Schwantzparade. Ja mam większego! Za to ja mam sprytniejszego.
Cała ta emocjonalna, pełna przechwałek dyskusja jest smutna i pokazuje ludzi, którym Znowu w życiu mi nie wyszło. Uciec pragnę w wieli sen ... Sam wiem, że zbyt późno jest, By zaczynać wszystko znów. Znowu szarych dni pagóry, Znów codziennych rzeczy las. To lament przegranych.
Dojrzały i spełniony człowiek, który ciężko pracował. I dało mu to nie tylko wiele osobistej satysfakcji, lecz był doceniany i za swój trud i kompetencje sowicie wynagradzany, nigdy nie będzie dłubał w korze, tworzył rzeczy niepotrzebne i głupotami zapełniał ostatnie lata. Mózg należy zatrudniać, a nie tylko ręce!
On zazwyczaj, gdy już miną mu lata młodzieńczego zapału, nie buduje sam domu, nie naprawia samochodów, a w garażu, czy w oborze, nie struga latawców, helikopterów, łodzi, czy krążowników. Sam był fachowcem, zna wartość fachu, więc nawet do wymiany uszczelki woli fachowca zawołać; albo szklarza by okna wyregulował, elektryka, by znalazł usterkę.
Szanuje sam siebie i woli już dać zarobić innym, jako, ze sam już dosyć zarobił.
Gdy mimo tego, ma żaglowego jopsa, to kupi sobie niezła Bavarię, albo lepiej - jakieś dzieło młodszych kolegów a gdańskiej Polibudy, na przykład Denerta. Fakt, melona trzeba wydać na to. Tylko... tak postępują szpanarzy. Kupują na pokaz i tylko by się pochwalić. tak jak to smieszne - Ja to zrobiłem - tu pietro wyżej - Ja to mam.
Każdy kto się ceni i na starość nie zgłupiał, a żona, albo dzieciaki nudzą, że chciały by sobie pożeglować, to po prostu sobie taką łódkę wypożycza. Czy to na Egejskim, czy w St. Thomas, czy nawet katamaran na Madagaskarze. Po jaką cholerę mieć mnóstwo kłopotów (i wydatków) trzymając swoją łódkę. Ktoś może wytłumaczyć?
Rozumiem co to hobby. Rozumiem zakręconych maniakalnie. Lecz wiem, że większość robi to tylko po to, by zaimponować otoczeniu i leczyć swoje kompleksy osobistego niedowartościowania.
Raczej wstydzą się śpiewać Znowu w życiu mi nie wyszło...
Załóżmy roboczo, że masz rację wszak ludzi inteligentnych cechuje zdolność śmiałych ekstrapolacji.
W świetle wypowiedzi pointującej przydlugi wywód "Rozumiem co to hobby... Lecz wiem, że większość robi to tylko po to, by zaimponować otoczeniu i leczyć swoje kompleksy osobistego niedowartościowania" powiedz nam wszystkim w jakim celu planowałeś napisać siedem książek, na raz trzy pisałeś, a nie wydałeś żadnej? To ciekawe zagadnienie gdy się zechce je obejrzeć w optyce, którą wyraziłeś, nieprawdaż?
I na pytanie: "Po jaką cholerę mieć mnóstwo kłopotów (i wydatków) trzymając swoją łódkę. Ktoś może wytłumaczyć?" - tak, mogę wytłumaczyć: łódkę (hobby) buduje się nie po to by ją mieć, tylko po to, by ją budować.
I to jest sens całej tej kwestii, którą podnoszę od lat.
Podam przykład z mojego otoczenia, poza granicami Polski, mamy krewniaka który był neurochirurgiem i ordynatorem, czyli człowiek o wysokich kwalifikacjach i oczywiście zarobkach, a w domu, w wolnych chwilach, w piwnicy gdzie miał swój warsztacik, dłubał w drzewie, robił dla siebie różne rzeczy, jest w na emeryturze i dalej sobie dłubie w tym drzewie, nie chce wołać fachowca, do tego jeszcze zwiedził cały świat, z racji zawodu, jak i wypoczynku.
Podobnych ludzi trochę znam.
Historia z przedwczoraj i wczoraj.
Przychodzi mój dwunastolatek i pyta:
- tato, mogę kupić sobie figurkę, za swoje?
- Możesz, pokaż.
- To ta, z książki.
- 130? Drogo.
- Ale za swoje przecież!
- kup sobie. Ale nie ma gdzieś taniej?
....
- tato, jest na Ali, dwie dychy.
- No widzisz, kup sobie.
- Tato, trzeba czekać piętnaście dni...
Dobra nasza, myślę, czas na smrodek dydaktyczny czyli jak w praktyce działa zasada nieoznaczonosci, z której wywiodłem "stałą Plancka" będąca iloczynem ceny i czasu oczekiwania. Syn nie był wniebowzięty, poszedł sobie.
Wraca:
- Tato, można kleić drut?
- Nie. Można spawać lub lutować.
- Mamy drut do lutowania (spawarki się boi)?
- Nie mamy.
- Tato, Leroy jeszcze czynny?
- Czynny.
- Kupisz mi drut?
- Kupię.
- A kebaba?
- Nie. Albo drut albo kebab.
- Chcę drut.
Wracamy, idziemy do piwnicy. Lutownica, pasta do lutowania, pinceta: uważaj gorące!
Mijają dwie godziny, kilka krzyków, jeden płacz, syn wraca z czymś na kształt ludzia.
- Tato, to jest egzoszkielet (tu pada nazwa, nie wiem czego), potrzebuję modelinę. Wiesz co, tato, koniec z klockami Lego. Kocham cię.
......
Warto żyć...
to masz dużego syna, tak masz rację, dla takich chwil warto żyć.
Wiesz, ja praktycznie nie miałem zabawek, bo o nie prosiłem, miałem o wiele ciekawsze zajęcia. :)
Jakie? Jeśli możesz, to napisz... Jutro, dziś już późno.
Ty nie doczytałeś, albo nie zrozumiałeś. Ja mam szacunek dla wszystkich hobbystów, co to kochają coś sobie podłubać. Praktycznie robią to dla siebie. To nie są elementy kategorii "rzeczy". Coś czego staje się posiadaczem - i najważniejsze - ja sam to wystrugałem. Hobbystom nie zależy na poklasku tłumu. Nie chcą imponować. Dlatego są szczęśliwi. A taki strugacz łódek, jak chyba każdy widzi, szczęśliwy nie jest. Trudne dzieciństwo go zepsuło.
Tylko ty jeden nie uwierzyłeś. I śmiać mi się chce -- niewierny tomasz.
😛