Nie żyjący już historyk idei Marcin Król raczył kiedyś zaliczyć do prostaków tych wszystkich, którzy nie jedli ostryg gdzieś tam i nie pili wina gdzieś tam. Ja - typowy prymityw nawet nie zapamiętałam gdzie to właściwie miało być. Marcin był z wyższych sfer, o czym świadczy samo jego nazwisko. Dlatego jadał ostrygi, A może nawet ośmiorniczki. Mam nadzieję, że nie żywe. Natomiast ja, prosta baba nie trawię ostryg, ślimaków, żabich udek i podobnych specjałów. We Francji ku radości kelnerów, zapytana czego sobie życzę odpowiadałam nieodmiennie - „rien qui bouge (nic co się rusza).
Claude Levi-Strauss, bożyszcze naszych arystokratów ducha rodem z PRL wiąże kulturę z kuchnią. Przeciwstawia surowe pieczonemu, a pieczone gotowanemu. Akurat w tym się z nim zgadzam, a nie z Królem. Dlaczego miałabym czuć się lepsza pochłaniając już nie tylko surowe, lecz wręcz żywe ostrygi, które się boleśnie zwijają skropione cytryną. Poza tym podobno ślimaki i żaby jedli powstańcy w Wandei z biedy i z głodu. Dopiero potem te zwierzaki trafiły na stoły smakoszy. Nie wykluczam jednak, że gusta kulinarne podobnie jak artystyczne mają strukturę rogala, którego skrajne części są najbliżej siebie. Jak to mówią Francuzi : „Les extrêmes se touchent (skrajności się spotykają). Francuzi mówią również: „De l’amour a la haine il n’y a qu’un pas”(od miłości do nienawiści jest tylko krok). Również w „Myślach“Pascala znajdujemy tezę: „Les sciences ont deux extrémités qui se touchent. I dosyć tej francuszczyzny.
Wracając do kulinariów. Ludzie jadają różne dziwne potrawy. Bycze jaja, pieczoną szrańczę,a nawet mózgi przywiązanych do stołu żywych małp jak to pokazał dokument Jacopettiego z 1962 roku pod tytułem:„ Mondo cane“ (pieski świat). To naprawdę rzecz gustu (z wyjatkiem może tego ostatniego menu, za które powinien grozić kryminał). Jedni nie wezmą do ust flaków, inni brzydzą się mięsem, jeszcze inni jedzą tylko owoce, które spadły na ziemię.
Ochrona wszystkich istot żywych jest programem naiwnym, bo utopijnym w świecie, którym rządzi łańcuch pokarmowy.
Trafnie ujął to polski dziewiętnastowieczny satyryk Mikołaj Biernacki (Rodoć) w wierszyku
Idylla maleńka taka:
Wróbel połyka robaka,
Wróbla kot dusi niecnota,
Pies chętnie rozdziera kota,
Psa wilk z lubością pożera,
Wilka zadławia pantera.
Panterę lew rwie na ćwierci,
Lwa - człowiek; a sam, po śmierci
Staje się łupem robaka.
Idylla maleńka taka.
Według projektów obecnych twórców Nowego Wspaniałego Świata (który to już z kolei Nowy Wspaniały Świat?) łańcuch pokarmowy ma się zamknąć jak obwarzanek (uwaga- pełen obwarzanek, a nie rogal )bo człowiek ma zjadać robaki i to nie dobrowolnie lecz przymusowo, dodawane zgodnie z normami UE do mąki i różnych potraw. I w tym rzecz. Różne lepsze czy gorsze pomysły uszczęśliwiania ludzkości zmieniają się z utopii w zbrodnię gdy się je wciela w życie przymusowo, siłą. Nie miałabym nic przeciwko projektowi zmiany upodobań kulinarnych ludzi gdyby reklamowano jedzenie robali w mediach (byle nie za moje, podatnika pieniądze) gdyby aktorki w serialach, chrupały z upodobaniem pieczone pasikoniki, a telewizyjny doradca smaku polecał eleganckie przystawki z mącznika młynarka. Stanowczo nie zgadzam się jednak, żeby dodawano zmielonego mącznika do mąki sprzedawanej w sklepie, oraz żeby przymusowo likwidowano hodowlę bydła. Tak jak nie zgadzam się żeby zabraniano mi posiadania samochodu, żeby mnie dla mego własnego dobra przymusowa szczepiono i żeby mnie (dla mego własnego oczywiście dobra) uśpiono kiedyś jak psa.
Mikołaj Biernacki to ciekawa postać. Ziemianin, literat, satyryk. Sprzedał swój majątek Boczów aby sfinansować udział w Księgarni Polskiej. W 1877 roku miał proces o „sianie nienawiści wśród klas społecznych narodu”. Jak widać używanie „mowy nienawiści” jako pałki nie jest wynalazkiem naszych czasów. Biernacki popełnił samobójstwo. Pochowany został na Cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie. Jest jedną z całkowicie zapoznanych postaci naszej historii i naszego, polskiego życia literackiego. To bardzo charakterystyczne -mieszkańcy kresów, byli konsekwentnie usuwani w zapomnienie przez komunistyczne władze, a życie kresowego ziemiaństwa i arystokracji zostało celowo zmitologizowane przez produkcje typu „Boża podszewka” Izabelli Cywińskiej. Pani Cywińskiej wyraźnie pomyliło się życie kresowego ziemiaństwa z życiem rolników opisywanych przez Zbigniewa Nienackiego w słynnej powieści „Raz w roku w Skiroławkach”. Tytułowe Skiroławki to Jerzwałd, wieś nad Jeziorakiem, a właściwie nad jeziorem Płaskim, które jest odnogą Jezioraka. To teren mi dobrze znany z uprawianego z pasją - jak to mówią złośliwi- „żeglarstwa szuwarowo błotnego”. Trzymam łódkę w sąsiednich Matytach, bywam tam kilka razy w roku, znam ludzi i ich relacje.
Oczywiście Nienacki trochę przesadzał opisując bezeceństwa, które działy się pod tymi strzechami, ale ogólnie rzecz biorąc jego powieść dobrze oddaje atmosferę tego szczególnego miejsca na ziemi. Obecnie w Jerzwałdzie nie ma już żadnych strzech, dominują dacze pokryte blachodachówką, dom kupił słynny muzyk Możdżer, więc wieś ma swój udział w kulturze światowej, ale atmosfera Skiroławek pozostała. Natomiast na Kresach, których atmosferę z przyczyn rodzinnych również dobrze znam nigdy tej atmosfery nie było. Panienka ze dwora tarzająca się w sianie z parobkiem to rojenia Cywińskiej. Cywińska urodziła się we Lwowie w 1935 roku, jej przodkowie pieczętowali się podobno herbem Puchała. Była ministrem kultury i sztuki w rządzie Tadeusza Mazowieckiego członkiem komitetu poparcia Bronisława Komorowskiego w wyborach prezydenckich 2010 roku oraz członkiem Komitetu Wspierania Muzeum Historii Żydów Polskich Polin w Warszawie. Czyli podobnie jak Król dokonała określonego wyboru politycznego. Dlatego jej wizję życia ziemiaństwa kresowego należy traktować podobnie jak poglądy Króla na temat dyskwalifikującego rzekomo Jarosława Kaczyńskiego jego braku upodobania do ostryg.
Z należnym im lekceważeniem.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 11276
Bzdura, "topowe" nadal są ziemniaki i schabowy.
Nie ściemniaj. Znany był już w 19 wieku. Ziemniaki również upowszechniły na długo przed twoim PRL-em.
https://en.wikipedia.org…
The history of schabowy dates back to the 19th century. Different recipes for cutlets such as schabowy are featured in an 1860 cookbook by Lucyna Ćwierczakiewiczowa, 365 obiadów za pięć złotych (365 Dinners for Five Złoty), but are missing from the 1786 cookbook by Wojciech Wielądek called Kucharz doskonały (The Perfect Chef), suggesting that the dish was not known (or at least not popular) before the 19th century. Typical ingredients include eggs, lard or oil, spices, pork loin with or without the bone, breadcrumbs and flour.
Ja też usłyszałam ten wierszyk w drobnym dzieciństwie i w łagodny sposób wprowadził mnie w rozumienie " łańcucha pokarmowego" który jest organizacją znanego nam świata.. Walka z CO2 jest czystym idiotyzmem w świecie w którym postawą łańcucha jest asymilacja, a jej surowcem CO2.
I tutaj się wyjaśnia lewacki pomysł zastąpienia schaboszczaka robalami. Toż to typowa walka klas, lewacy wymyślili, aby wykończyć pasożytniczą, w ich mniemaniu, klasę robali, zanim robale wykończą pasożytniczą klasę lewaków. To są proste sprawy :-)
Hадо смотреть диалектически - кто кого ест?
https://zpe.gov.pl/a/lan…
Zwierzęta nie są w stanie wytwarzać pokarmu, więc muszą zjadać inne organizmy – są cudzożywne. Dlatego nazywane są konsumentami. Większość zwierząt zjada rośliny. Roślinożerców nazwano konsumentami pierwszego rzędu, co oznacza, że żywią się producentami. Z kolei drapieżniki czy padlinożercy żywią się innymi organizmami cudzożywnymi – nazywa się je więc konsumentami drugiego rzędu. Możliwe jest jednak, że takiego mięsożercę pożera inny drapieżnik. Nazywamy go wówczas konsumentem trzeciego rzędu.
Parę lat temu, będąc na zagranicznych wojażach, spróbowałem krewetek, które nieopatrznie zapiłem pifkiem. Więcej już raczej nie tknę krewetek w żadnej formie :-)
Nie zamierzam nikomu narzucać gustów, szczególnie kulinarnych. Niektórych rodzimych potraw też nie jadam, na przykład flaków. I nikomu nic do tego. Nikomu też jedzenia flaków nie zakazuję.Wydawało mi się, że ironiczny ton mojej wypowiedzi jest czytelny. Chodzi mi tylko o to, że wszelki przymus również w kwestiach kulinarnych to nowa odsłona totalitaryzmu. Groźnego totalitaryzmu.Pomysł ochrony wszelkich zwierząt jest utopijny a każda utopia w realizacji jest groźna.. To ideologia prowadząca do złapania społeczeństwa za gardło. Nie ma w tym zresztą żadnej logiki. Sejmowy błazen, roztkliwia się nad wykorzystywanymi seksualnie krowami, a ktoś inny zechce chronić świerszcze. Owady to też przecież zwierzęta. A może trzeba chronić słoneczniki. One też mają jakieś prawa. W ten sposób dochodzimy do absurdu.
Czy szanowne Panie były oburzone, kiedy kazano nam siedzieć w domu, obwiązywać twarz szmata, na której żyły sobie jak w raju wszelkie bakterie i pod groźbą eliminacji z życia publicznego wstrzykiwać sobie jakieś pfeizerowe świństwo? Skąd teraz nagle to pisemne oburzenie? Prawdziwego jedzenia nie ma już i tak od ponad 30 lat, to co kupujemy w marketach to jest pasza dla ludzi ubogacana Bóg wie czym. Nie słyszałam, żeby ktoś protestował.
to co kupujemy w marketach to jest pasza dla ludzi
Czyli dlatego pleciesz tutaj androny fekaliusz, bo jesz to co jesz, a jesteś tym co jesz :-)
Tobie ścierwo nawet zmiana diety nie pomoże.
Tobie ścierwo
Znowu sądzisz innych po sobie fekaliusz :-)
Stosowałam się do obostrzeń i nosiłam maseczkę , przestrzegałam 1,5 m odległość w sklepie, nie podróżowałam. Takie były zalecenia ogólnoświatowe. Nie mam wykształcenia medycznego ani epidemiologicznego i zawierzyłam ludziom wykształconym w tym kierunku. W szpitalach i przychodniach nadal obowiązują maseczki. Lekarze siedzą za szybami i w maseczkach. Oburzali mnie raczej ci co zrobili sobie modę z "namordników" jak o nich mówili i ozdabiali ich piorunami czy frędzlami co by lepiej w nich się prezentować. Ale to temat już zakończony. Zgadzam się z Panią, że nie ma już prawdziwego jedzenia. Chleb stracił na smaku już w latach osiemdziesiątych, kiedy zachód "obdarował" nas polepszaczami. A nasi piekarze tak samo jak masarze połakomili się na lepszy zarobek wypiekając równo wyrośnięty chleb z mniejszą zawartością mąki a masarze robili różnorodny asortyment wędlin. W tym czasie żartowano, że w parówkach było więcej papieru toaletowego i dlatego brakowało go na rynku. Teraz dokładają więcej chemii. Niestety nie mamy na to wpływu. Coś trzeba jeść. Są odpowiednie urzędy, które powinny czuwać nad produktami ale nie sprawdzają się, bo" biznes ist biznes". Pozdrawiam.
Najgorsze, że te mielone owady będą dodawane do produktów przez nas kupowanych wbrew naszej woli. Chityna jest podobno szkodliwa. Trudno wierzyć naukowcom po ostatnich doświadczeniach ze szczepionkami. Za Stalina przekonywano do pomysłów Łysenki, które były naukowymi bredniami. Pamiętam panią od biologii w szkole podstawowej, która błagała żeby nic nie mówić krytycznego o Łysence bo to jej zaszkodzi..Łysenko i jego koncepcje stały się jedną z przyczyn Wielkiego Głodu na Ukrainie, Bo Stalin zadekretował wcielanie ich w życie. Łysenko jak wiadomo zaprzeczał istnieniu cech dziedzicznych i uważał za przyczynę zmian czynniki środowiskowe. Uważał na przykład, że można "przyzwyczaić" rośliny do rośnięcia w zimie.
Cała ta lewacka religia ratowania klimatu jest totalnym zidioceniem, jest zaprzeczeniem praw natury, fizyki i biologi, a co najważniejsze zaprzeczeniem praw bożych i naturalnych.
A teraz z humorem. Będąc kiedyś w porcie rybackim miasteczka Mok Po nad morzem żółtym przyglądałem się rybakom łowiącym świeże ośmiorniczki, takie 3 czy 4 dniowe ponoć są najlepsze. Dno tej części morza jest zamulone, głownie wodami żóltej rzeki która niesie tysiące ton ziemi i osadu tak ze jej kolor jest żółty. Ośmiorniczki lubią w tych bagienkach składać jaja.
Pewnym momencie rybak płukał je w świerzej wodzie i oferował przechodniom do kupienia chodziły chyba 3 dolce za sztukę. W pewnym momencie wziął jedną owinął na patyczku złapał za odnogi i zaczął ją jeść od głowy. Przechodnie i gapie zauważyli moje zainteresowanie, i ktoś rzucił hasło czy ten biały zje żywą ośmiornicę. Padły od razu zakłady i mnie zaoferowano 500 dolcy jeżeli ją zjem. Przystałem na zakład.
Rybak powtórzył rutynkę owinął na dwóch patyczkach i mnie ją podał.
Delikatnie ugryzłem ośmiorniczkę w głowę aby wytestować smak, a ona ugryzła mnie z powrotem w wargę, niezrecznie wypuściłem patyczki a ona przykleila się mnie wokół głowy swoimi maczkami. Ponieważ zakład nie zakładał w jaki sposób można ją zjeść jeszcze się nie poddałem. Macka po macce odrywałem ją od twarzy i z kieszeki wyciągnełem szwajczarski sczyzoryk. Ucinałem jej macki na 1 cm kawalki i moje zdziwko było wielkie bo smakowała jak młodziutka cieleńcincka. Wszystko to było nagrane na video i pewnie wygrałbym American funny video kontest gdyby moja nie wyrzuciła tego do kosza na śmieci, Bo było to nakręcone w roku 93 i wtedy były wielkie taśmy VHS.
Dodam ze wielu turystów z zachodu umiera konsumując ośmiorniczki myśląc ze odryżą głowę i w całóści ją połkną, ona z nierówno odryzionymi odnogami potrafi się zaprzeć w krtani i udusić delikwenta.
Jeżeli rybak ją zjadł to myślę sobie nie ma sprawy
Świat przyrody jest okrutny lecz innego nie znamy. W książce kucharskiej z I XX wieku, którą mam w domu można przeczytać: " raki lubią być wrzucane do wrzątku" ; Zastanawianie się co naprawdę lubią raki to antropomorfizacja. Ale i tak nie jadam i nie gotuję raków. Wiem, ze to hipokryzja i nikomu nie zabraniam jedzenia raków. Nie chcę się zastanawiać nad tym co czuje ośmiorniczka zjadana żywcem.. To własnie byłaby antropomorfizacja. Teoretycy kultury i antropologowie wiążą upodobania kulinarne z rozwojem społeczeństw. Na pewno jednak nie można się godzić na narzucanie tych upodobań. Książka kucharska nie może stać się nowym Kapitałem Marksa.