- NOWOŚCI. Istnienie nowości jest ważne. Wpadam, żeby zobaczyć, co nowego.
- REAKCJI. Zaglądam, żeby zobaczyć czy są reakcje na moje komentarze i wpisy. To ciekawe.
- WKURZEŃ. Lubię jak mnie coś wkurza. Mogę cholera zareagować. Przypieprzyć. Zawalczyć.
- DYSKUSJI. E... to raczej mniej. Kogo obchodzi intelektualna dyskusji. Poza tym, nie ma z kim i trzeba dalej.
- CZEGOŚ, CO MNIE RUSZA. To jak pkt. 3. To jest potrzebne. Ten zastrzyk adrenaliny, czasem kortyzolu.
- WARTOŚCIOWYCH TEKSTÓW. Tych jakby mniej. Chyba, że takich, co wkurzają. Tekst ma być krótki, bo tyle nowych jest do przeczytania!
- TEKSTÓW ULUBIONYCH AUTORÓW. To zdecydowanie. Niektórych, naprawdę nie ma co czytać. Za to innych warto.
- KOLOROWYCH OBRAZKÓW I KRZYCZĄCYCH TYTUŁÓW. To trochę działa, znów - o dziwo - pobudza. Zainteresowanie.
- ROZMOWY. Jak pkt. 4. Czasem idzie wymienić parę zdań na jakiś temat. Choć skoro wszyscy walczą, to dość rzadko.
Twoje skojarzenia?
Chodzi nie tylko o OPINIE o tym, co wyżej, ale o to czego tam nie ma, a ciebie skłania, cieszy, interesuje na platformie blogerskiej.
- ogólna ilość osób
a) piszących
b) komentujących
c) czytających
d) ilość odsłon pańskich tekstów
?
Jako następny pkt. rozumiem, wysoką lub choćby przyzwoitą jakość osób zabierających głos.
Dwa pytania:
- Czy nie jest tak, że przy dużej ilości jakość spada?
- Czy z pkt. pierwszego, należy wnosić, ze autorzy szukają "dostępu do czytelników, to znaczy uczynienia ich tekstów czytanymi, co z kolei wnioskują na podstawie różnych parametrów. Bo innym parametrem jest podawana na różnych portalach LICZBA odsłon. Innym zupełnie liczba komentarzy. Jeszcze innym liczba komentarzy racjonalnych, twórczych, coś wnoszących, bo przecież w tej sferze, może się mylę, funkcjonują i osoby zatrudnione "do kształtowania narracji społecznej" i nawet boty sterowane przez AI.
Jeszcze mi tak wpada do głowy, że chodzi o środowisko. To ludzie są wartością, nie tylko sam portal. Człowiek może mieć chęć znalezienia się w środowisku, które mu odpowiada. Środowisko, które odbiera negatywnie, działa na człowieka deprymujaco, degenurująco, antymotywacyjnie itd.
Czy nie jest tak, że przy dużej ilości jakość spada?
Nie, to zależy właśnie od środowiska, czyli komentujących. Dla mnie oczywiste jest że ktoś kto tylko czyta ale chciałby w końcu skomentować, widząc że pisanie bzdur pociągnie za sobą ostracyzm lub jakiś inny negatywny odbiór komentującego, zastanowi się zanim coś napisze.
Dlatego właśnie napisałem o środowisku. Jest to całe otoczenie, które niekoniecznie musi być łatwe do wytworzenia. To często praca dla moderatorów. Naprawdę niełatwa jeśli chce się pozostawić otwartą, wolną dyskusję. Ale też przydałaby się prosta opcja: możliwość blokowania komentujących na swoim blogu. Za to odpowiadałby bloger. Mógłby wtedy przynajmniej na swoim blogu próbować tworzyć odpowiednie środowisko.
Wiadomo jednak, zawsze jest duża pokusa by z miejsca wywalać wszystkich, którzy się nie podobają. To prawda, takie narzędzie trzeba stosować z umiarem. Można być pewnym że niektóre blogi przekształciłyby się szybko w monotematyczne symfonie kreacji autouwielbienia. To powszechne zjawisko. Przykładowo, jak często piszę, szef portalu szkolanawigatorow.pl, gdzie ostatnio pisywałem, poszedł tą drogą tworząc u siebie specyficzną sektę z sobą jako jej guru. Taki autor, bloger, jak właśnie coryllus zamyka się w swoim pudełku pisząc coraz bardziej odjechane głupoty ale kto mu zwróci uwagę skoro krytyka jest zabroniona a pozostali sami klakierzy?
Mimo wszystko na takim portalu jak NB niekoniecznie musiałoby to być złe gdyż przecież zawsze można (merytorycznie) przystąpić do krytyki takich głupot w jakimś sąsiednim wątku. Ostatecznie czytelnicy i tak mogliby sobie wyrobić zdanie co do danej sprawy.
Masz całkowitą rację.
On chciał kiedyś robić za "guru" w innym miejscu ale szybko został "anihilowany".
Był po nim pewienzgdyni, który miał podobne ambicje ale też...
Wtedy ja dowodziłem tamtym miejscem.
Wyszkoliłem kilkunastu adminów i teraz mogę sobie spokojnie hasać po Sieci :)
Z liu portali cię wypierdolili za chamstwo i plagiaty
Możesz się "pomylić" o 7
A teraz won na swój bardach bo nawet 10 tys odsłon nie będzie mieć ta twoją szczujnia dla debili
Kreciolek to twoją specjalność?
Potrafisz mi udowodnić choć jeden plagiat?
Startuj ptysiu :)))))))
Od Lutego br. to WSZYSTKIE
//Od Lutego br. to WSZYSTKIE//
pajacyku...
Zawsze podaję nazwisko Autora artykułu, poprzedzam jego tekst własnym wstępem (pisanym kursywą) gdzie go przedstawiam to jaki to "plagiat"?
Plagiaty to wali fekaliusz/pierdun co wielokrotnie udowodniłem i zawsze zgłaszałem @adminkowi dyżurnemu szanownemu :)
Wal się @kaczuś :)))
Ty KRETYNIE
Tłumaczenie tekstu bez podania źródła jest klasycznym PLAGIATEM
Dziś 4 letnie dziecko wklei w google tłumacz byle jaki tekst
Ty matole nie znasz jednego słowa w j.angielskim
A teraz ruski debilu wytłumacz tu WSZYSTKIM jedno
Jak mamy sprawdzić że tłumacz google nie sfałszował pewnych zdań czy sformułowań
Jak mamy je porównać
No powiedz matole jak?
JESTEŚ zwykłym złodziejem cudzych tekstów
Panimaju?
Odchodząc jednak od specyfiki Internetu - czy samo tłumaczenie tekstu w formie tradycyjnej może być postrzegane jako plagiat? Tu trzeba zwrócić uwagę na wąską granicę pomiędzy opracowaniem utworu a jego kopią.
Ustawa o prawie autorskim definiuje to pierwsze jako "tłumaczenie, przeróbkę, adaptację" - przy czym musi odbywać się ono bez uszczerbku dla oryginału. Tłumaczenie literackiego dzieła lub artykułu z zagranicznej prasy nie będzie więc stało w kolizji z utworem pierwotnym. Jeśli jednak zostanie skopiowane, a następnie zaprezentowane jako twórczość własna - stanie się już plagiatem.
To szczególnie istotne w branży tłumaczeń. W przypadku tłumaczeń przysięgłych kwestia jest oczywista i usługi takie jak tłumaczenie dyplomu i innych dokumentów mają oczywiste podstawy prawne. Natomiast jeśli mówimy o tłumaczeniu dowolnego tekstu literackiego, rolą osoby odpowiedzialnej za translację jest umiejętne balansowanie na kilku płaszczyznach. Nie wystarczy tu jedynie wykonanie odpowiedniego przypisu i ujęcie go w bibliografii. Warto zadbać np. o pozyskanie zgody autora na tłumaczenie; jeśli to niemożliwe - chociażby ze względu na brak kontaktu z autorem - prawo reguluje możliwość wykorzystania utworu "w granicach dozwolonego użytku". Warunkiem jest tu jednak wymienienie zarówno twórcy jak i źródła.
Tłumacz Google a plagiat
I tu znów pojawia się kwestia Internetu.
Niektórzy badacze językowi - np. Michael Jones - uważają, że za swoistą formę kradzieży intelektualnej postrzegać można tłumaczenia realizowane poprzez translator Google.
Za jego pomocą możemy generować automatyczne tłumaczenia dokumentów i całych stron internetowych. Nie zachowuje on bowiem tego, co dobry tłumacz zapewnić powinien - odpowiedniej stylistyki, umiejętnego oddania gry słownej czy językowych detali.
A więc, tworzy plagiat.
https://tlumaczenialublin.pl/czy-tlumaczenie-to-plagiat.html
Czasami używam tłumacza Google w rozmowach z obcokrajowcami on-line. Oczywiście uprzedzam moich interlokutorów, że korzystam z tego znakomitego narzędzia. Trochę brzmię sztucznie, ale dogaduję się, i o to właśnie chodzi :-)
Powiem tylko tyle że mimo sporych zmian na lepsze to jednak google niejednokrotnie zmienia sens zdań i wypowiedzi
Nie nadaje się do profesjonalnych tłumaczeń tekstów
Są lepsze ale to kosztuje.
//JESTEŚ zwykłym złodziejem cudzych tekstów
Panimaju?//
Jesteście wyjątkową bandą debili :)))))))
Dlatego was wykopałem :))
Wy się lepiej módlcie, żeby @admin szanowny wam tego nie zrobił...
Nie dość że jesteś narcyz rusofil to do tego masz coś na boku ze swoim ego...ale niech to już fachowcy wyjaśniają. Lecz się głównie z chamstwa.
//ruszkiewicz
Ty KRETYNIE
Tłumaczenie tekstu bez podania źródła jest klasycznym PLAGIATEM
A teraz ruski debilu wytłumacz tu WSZYSTKIM jedno
Jak mamy sprawdzić że tłumacz google nie sfałszował pewnych zdań czy sformułowań
Jak mamy je porównać
No powiedz matole jak?
JESTEŚ zwykłym złodziejem cudzych tekstów
Panimaju?//
Każdy może sprawdzić wbijając nazwisko autora i znajdzie stronę skąd pochodzi tekst.
//Ty matole nie znasz jednego słowa w j.angielskim//
Znam więcej niż jedno.
Oprócz tego niemiecki, włoski, hiszpański i rosyjski.
Chcesz sprawdzić ptysiu? :)))
Aha! Łaciny też się uczyłem.
Kiedyś zajmowałem się tłumaczeniami symultanicznymi ale już mi się znudziło.
Za dużo roboty i za dużo idiotów, których nawet nie było jak tłumaczyć, żeby samemu się nie ośmieszyć.
A kasa malutka.
Jak wiesz, zajmuję się szkoleniem reniferów dla Świętego Mikołaja i mam dużo czasu, żeby się z was pośmiać.
A śmiech to zdrowie :)))
// A cóż takiego jest we mnie śmiesznego?//
Wszystko :)
//To zresztą chyba dobrze ,że wzbudzam usmiech a w niektórych i coś więcej zamiast okazać się frustratem ze skwaszoną miną.//
Bardzo dobrze, że potrafisz wywołać uśmiech. W tych trudnych czasach potrzebujemy trochę oddechu i rozrywki.
I tak trzymaj :))
Znajomość j,włoskiego była mu pomocna na plantacji pomidorów
La miserabile fine di tomato magnaccia
http://1do10.blogspot.com/2015/09/nedzny-koniec-pomidorowego-alfonsa.html
Gdyby choć 10% było prawdą z tego co chcą mi przypiąć twoi kolesie to już bym dawno siedział w więzieniu od lat i przez następne lata.
A ja sobie spokojnie wędruję gdzie chcę :)
Po Gwiazdce, jak już renifery wrócą do zagród i będą mogły odpocząć to chyba pojadę zobaczyć jak @ujejska radzi sobie z obijaniem Krymu.
To mogą być niezłe jaja :)))