PEJZAŻ BEZ śp.GNATOWSKIEGO

 

    5 stycznia zmarł w wieku 82 lat w szpitalu w Lublinie Jerzy Gnatowski, o którym można powiedzieć, że był ostatnim klasykiem malarstwa, co tak w pejzażu "poloneza wodził".

Należał do Konfraterni Kazimierskiej, ponieważ do Kazimierza Dolnego przeniósł się na stałe z Warszawy. Pochodził z Łomży, ukończył uniwersytet w Toruniu, gdzie potem prowadził zajęcia z konserwacji.

Był artystą w pełnym tego słowa znaczeniu: malował pejzaże i martwe natury, finezyjne akwarele  (docenione zwłaszcza w Anglii), odbijał grafiki (także exlibrisy), robil witraże, rysował i szkicował grafitem, piórkiem, węglem i flamastrami, grał na gitarze, śpiewał dumki i romanse, prowadził notatnik twórczy, cenił epistolografię, znał się na staropolskiej kuchni.

Wśród pejzażystów uchodził za Mistrza, chętnie dzielił się tajnikami swej sztuki. Był duszą i dumą każdego pleneru zarówno jako osobowość, jak też ze względu na jakość swych dokonań. Dawał przykład samodyscypliny i pracowitości.

Odwiedzał chaty, gdzie ostały się piece z okapami. Tam odnajdował statki kuchenne, które traktował jako naturalnie skomponowane martwe natury, gotowe do skopiowania. Do katalogów z takimi obrazami załączał swoje przepisy kulinarne.

Był człowiekiem skromnym, otwartym i szczerym, dzięki temu miał przyjaciół rozsianych po całym świecie, do których dołączali stale najmłodsi.

Altruizmem zadziwiał! Sam w biedzie doświadczyłem Jego dobroci i hojności (za co Ci, Jurku, teraz tutaj chcę już publicznie podziękować).

Kochał naturę i tradycję – stąd tematyka jego obrazów: chaty kryte słomą, podwórka rolnicze z prostymi narzędziami, zakola rzek, łachy wodne, łąki, drzewa przy miedzy, kwiaty polne, itepe, itede.

Do dziwności w sztuce współczesnej odnosił się z niesmakiem. Był klasykiem, cenił warsztat plastyka, w przepychankach z pseudoawangardzistami żartował: "Jestem malarzem malującym", co miało oznaczać, że wygłupy i ekscesy galeryjne robią niedoucy po akademiach.

Gnatowski robi szkice ulic miejskich, domów w Kazimierzu, rozpadających się pieców w starych chłopskich chatach, robi rysunek węglem, ołówkiem, tuszem, robi je często bardzo szybko i zapamiętuje nastrój, pierwsze wrażenie widzianego fragmentu natury. Potem, jak barbizończycy, w pracowni odtwarza ten jednorazowy nastrój, klimat, atmosferę, przy czym artysta nie trzyma się owego fragmentu natury niewolniczo, nie odtwarza koloru topograficznego, lecz buduje, przetwarza zapamiętane ulotne zjawisko w trwałą artystyczną wartość. Subtelnie nakładanymi laserunkami i dominacją nieba uzyskuje wrażenie niezwykłej przestrzenności. (Andrzej Matynia; http://www.wirydarz.com.pl/ind...)

Był z ducha i metody Holendrem i barbizończykiem: ongiś zwiedzaliśmy razem Hagę, naszym przewodnikiem był Zbigniew Herbert. W tamtejszym muzeum miejskim w jednej z sal nieopatrznie odkryliśmy dziwiętnastowiecznego "Gnatowskiego". Na ścianie wisiały chaty pod strzechą jak spod pędzla Jurka. Zaśmiał się tylko, że o swoim antenacie po palecie wiedział już od dłuższego czasu, bo zauważył tę koincydencję pewien krytyk angielski w jednej z recenzji po wystawie w Londynie.

Wspominam o tym, bo Gnatowski jest swoisty i rozpoznawalny na pierwszy rzut oka, a jednak był ktoś ponad sto lat temu, co miał podobny gest ręki (nie mówiąc o identycznej tematyce obrazów). Czy Zmarły zostawił po sobie jakiegoś wybitnego ucznia? Z pewnością wywarł duży wpływ na Jana Wołka, Michała Smółkę czy Andrzeja Kacperka.

Nie wiedzieć kiedy Jerzy Gnatowski zrobił ze mnie malarza. Malarza tak samo, jak On zachłannego na malarstwo, zachłannego na urodę rzeczywistości, która nas otacza, świadomego, że ten gatunek malarstwa, który uprawiam dzięki Niemu, który On uprawia, to nie jest proste przekładanie ładnego na ładne, tylko to jest wielka sztuka odnajdywania, jakby zginania karku rzeczywistości, odkrywania w niej takich fragmentów, które można przerobić na sztukę, dowodząc, że są wśród nas tacy ludzie, którzy mają niezwykły dar i potrafią znaleźć piękno i harmonię tam, gdzie jej w ogóle nie ma. Mistrzem w odnajdywaniu tego jest właśnie Jurek. Nikt, jak On nie potrafi złapać atmosfery momentu dnia, co jest najtrudniejsze, nikt nie potrafi z taką pieczołowitością i tak wzruszająco z czegoś, co jest małym, niezauważalnym fragmentem, jest jedną stopklatką zrobić dzieło naprawdę monumentalne, w którym zatrzymuje wszystko – i zapach, i atmosferę, porę roku – po prostu wszystko. [...] Bardzo Ci jestem wdzięczny, Jerzy, i myślę, że mówię to w imieniu wszystkich ludzi, którzy skorzystali z dobrodziejstwa Twojej serdeczności, otwartości, ponieważ mało kto, tak jak On bezinteresownie potrafi otworzyć wszystkie możliwe szuflady tajników wiedzy malarskiej, na które pracuje się długimi latami…(Jan Wołek; http://www.janwolek.com/jerzy_...)

Po korespondencji malarza z Marią Kuncewiczową pisarka w końcu pozwoliła sobie na recenzję jego prac:
"...Przyroda ma tutaj indywidualność, własny wygląd: ziemia porośnięta lasem, polem i łąką, obmyta rzeką, naświetlona słońcem, nakryta niebem. (...) Jego środki techniczne, jak również niestrudzona wrażliwość sprawia, że na jego obrazie rzeka jest mokra i chłodna, słońce grzeje, zieleń ma sto odcieni, mgła faluje, a łąka pachnie. Gnatowski to nieoceniony świadek w epoce, kiedy pejzaż naturalny, towarzyszący ludzkości od zarania, znalazł się w przededniu zagłady...".
Czy któryś z przyszłych pejzażystów ze szkoły Maestro doczeka się takiej pochwały?

O intymności aktu twórczego tak mi opowiedział:
"– Mieszkałeś przez dłuższe okresy życia w wielu miastach Polski. Teraz kojarzymy Cię jako czołowego malarza pejzażu kazimierskiego. Czym jest dla ciebie ta plenerowa mekka artystów?
– Kazimierz Dolny należy odnosić do charakteru malarzy: jak sobie wyobrażają życie i gdzie chcą malować? Niektórzy potrafią tworzyć niemal publicznie. Ja tego nie umiem, bronię się przed tym, chowam po kątach...
Ależ tutaj wszyscy malują w plenerze!
– Ja też. Ale wyjeżdżam poza Kazimierz. Jeśli robię coś tutaj, to najczęściej maluję z samochodu. Gdzie jestem zamknięty w środku, mam pracownię i tam mało kto zagląda... Tak jak do czyjegoś okna do domu ludzie przecież nie zaglądają. Maluję więc w spokoju. Nie lubię mieć czyichś oczu na sobie, na obrazie, gdy tworzę. Ja się krępuję. Nie mam za złe innym artystom, którzy to czynią, ale ja mam naturę samotnika. Uważam, że poezji nie należy pisać publicznie, ćwiczyć na skrzypcach też, bo to są trochę intymne sprawy. Może nie całkiem wstydliwe, ale intymne. Chciałbym w procesie tworzenia być sam...
Tego – na pozór – w Kazimierzu nie ma, bo tu wszyscy wszystkich podglądają.
– No tak, ale można znaleźć spokój: gdzieś po kątach, na podwóreczkach, ja wyjeżdżam poza miasto, bo dla mnie malowanie to skupienie, kontemplacja natury, mnisia postawa. Jeśli mam być skoncentrowany na tym, co robię, to potrzebna jest mi izolacja od otoczenia: tylko natura i nic więcej. Dlatego życie w Kazimierzu to spokój i cisza, bo tego mamy tu w nadmiarze. Pojechać w plener, w przyrodę, odizolować się, i tam spełniać tę powinność malarza...
Rzeczywiście, dość powiedzieć – wyjechać! Tuż za opłotkami piękne wąwozy, cudowne brzegi Wisły, malowniczy drzewostan, panoramiczne pagórki jak z lotu ptaka... To jest magia miejsca.
– Oczywiście tak. I kolor nieba... Najważniejszy jest jednak spokój, który temu towarzyszy. Ludzie się przewijają, ale tempo życia jest tu zwolnione. I ono chyba sprzyja twórczości. Bo wtedy jest możliwość całkowitego wejścia w malarstwo, pochłonięcia przez nie. Nic tej czynności nie zawadza." (http://free.art.pl/akcent_pism... )

Siedziałem ongiś pod Koninem w polu kwitnącej peluszki i przyglądałem się zza pleców Jerzego, jak "czyścił" na płótnie motyw z narośli cywilizacyjnych, jakimi były słupy przesyłowe elektrowni Pątnów-Adamów. Szukał stale w sobie dziecka zanurzonego w nieskażonej naturze. Napisałem Mu wtedy wiersz z dedykacją:

PRĄD SKWIERCZY

Przy sztalugach
pod linią wysokiego napięcia
gdzie dobrze obserwowało mi się
przegarnianie chmur
słychać było delikatne brzęczenie drutów
mój przyjaciel
malarz
„Najważniejsze przy malowaniu traw
jest użycie drugiego końca pędzla
nie mów tego innym
to zawodowy sekret”
zajęty dobieraniem biskupiego do peluszki
wyznał
że nigdy nie pojął
co to jest prąd

To jest jak dusza w człowieku
- pomyślałem na głos -
rozświetla ale i zaskwierczy
– Aha –
uradował się
– teraz rozumiem

Nagle prąd ucichł
obraz był skończony

Parę dni temu pejzażysta Jerzy Gnatowski zniknął nam za horyzontem na zawsze. Pozostały Jego liczne, urzekające obrazy rozsiane po całym świecie. Ja znam takie do podglądania miejsce we Włoszech, gdzie Zmarły na ścianie pewnego tarasu namalował na murze dwa widoki na morze, gdy był tam na plenerach. (http://www.fotosik.pl/pokaz_ob...)
Za każdym razem, gdy tamtędy przejeżdżam, zerkam sobie na nie. Widać że właściciel willi chroni te "murale" pieczołowicie, bo powietrze tam zasolone i duje piaskiem, a wyglądają jak nowe. Wybieram się tam w najbliższym czasie, a ponieważ jest teraz martwy sezon i zapewne nie spotkam nikogo, to dam wymowny znak gospodarzom wypaloną świeczką pod dziełami.

[Msza żałobna i wyprowadzenie zwłok: Kościół Farny w Kazimierzu Dolnym, 11.01.2012 (środa), godz.13,00]

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Studentka:

08-01-2012 [15:56] - Studentka: (niezweryfikowany) | Link:

prowadził zajęcia z malarstwa na wydziale konserwacji. Konserwatorem nie był, a tym bardziej konserwacji nie uczył.
Cześć jego pamięci!

Obrazek użytkownika Zygmunt Korus

08-01-2012 [17:01] - Zygmunt Korus | Link:

To wtedy wymyśliłeś tą biel, którą środowisko określa „gnatweiss”?

•Nie. To było już po studiach, jak zacząłem uczyć na konserwacji, na zajęciach ze starych kopii.

(Cały tekst dostępny
:http://mikro-makro.nowyekran.p... )