
Dziesięć lat minęło, kiedy napisałem ten tekst, rozmyślając, co Polska najbardziej potrzebuje. Teraz nieco go uaktualniłem, usuwając niepotrzebne dygresje do roku 2011.
Wydaje mi się, że felieton niewiele stracił na aktualności. A może nawet jest jeszcze gorzej.
Polska nie ma elit. Tak zwane salony warszawki czy krakówka, to grupy uzurpatorów sprzedających kit ciemniakom. Ale z pretensjami do bycia elitami. Co za bzdura!
Cóż to takiego są te elity we współczesnej Polsce? Kim są ludzie, którzy sprawują, albo przynajmniej chcą sprawować rząd dusz? I dlaczego mamy właśnie takie środowiska opiniotwórcze, bądź w zamyśle opiniotwórcze.
Pofolguję sobie i powiem poetycko, że społeczeństwo bez elit jest jak łódź, ciemną nocą, u skalistych wybrzeży, bez żadnej latarni na widnokręgu.. Po prostu miota się i łatwo może pójść na dno. To samo ją czeka, gdy na skalistym wybrzeżu płoną fałszywe latarnie, zapalone właśnie po to, by tą nieszczęsną łódź (społeczeństwo) sprowadzić na manowce.
Takie fałszywe latarnie, czyli samozwańcze elity, płoną właśnie teraz w Polsce.
Ktoś może się oburzyć i stwierdzić – elity to elity, jakże mogą być „samozwańcze”? Ja jednak twierdzę, że takimi są i postaram się to poniżej wyjaśnić.
Kiedyś, przed wiekami, (ale nie tak dawno, jak by się wydawało) sytuacja była niezmiernie prosta. Istniała struktura wybitnie zhierarchizowana, piramidalna wręcz na danym terytorium:
władca – dwór – arystokracja – szlachta, bądź rycerze, czy inni panowie – i na dole, szeroką ławą – lud. Były okresy, gdy jeszcze niżej byli niewolnicy, ale tutaj możemy to pominąć.
Elitarność, czyli zdolność do narzucania opinii, tworzenia wzorców, jak i również marzeń, co do wspinania się do góry, była absolutnie zawężającym się kręgiem i co oczywiste, punkt centralny stanowił władca – król, cesarz, czy inny monarcha, będący arbitrem absolutnym.
Elitaryzm stanowił układ społeczny, którego celem było znalezienie się w jak najwyższym i zarazem najwęższym kręgu i pilne strzeżenie, by nikt inny, w łatwy sposób do tego kręgu nie dołączył.
Co ciekawe, pieniądze, również tak stare jak ten hierarchiczny układ, nie stanowiły przepustki do wybranego kręgu elity. Żydowscy bogacze, od których niejeden król chętnie pożyczał pieniądze, byli w głębokiej pogardzie i niezmiernie rzadko stawali się członkami elit. Jeszcze gorzej było z tymi, których dzisiaj nazywamy artystami. Chociaż pod koniec nieco to się zaczęło zmieniać. Za to zupełnie inaczej było z myślicielami, albo jak byśmy dzisiaj powiedzieli, naukowcami (i pseudonaukowcami też). Często wchodzili do elit swoich czasów. Ba, lecz równie często ci właśnie myśliciele byli zwariowanymi arystokratami albo ekscentrycznymi szlachcicami, więc nic w tym dziwnego.
Wszystko to niestety się rypnęło we Francji, za Rewolucji, gdy na sztandary wpisano te głupie słowo „egalite” i od tego czasu, w erze nowożytnej zaczęły powstawać tylko różne paskudztwa, jak: socjalizm, komunizm, faszyzm, neoliberalizm, geizm (mój patent – choć znaleźli sobie naukowe słowo - gender)) i jeszcze inne, równie paskudne – izmy.
Muszę tu stanowczo zaznaczyć, że powstały egalitaryzm nie ma nic wspólnego ze starogrecką demokracją. Tam istniał system autorytetów i elit. A prymitywny egalitaryzm elity zniszczył, a w pustce po nich zaczęły wyrastać zrakowaciałe potworki, jak np. zjawisko celebrytyzmu (lub jak by było właściwiej z punktu widzenia psychologii – cele-debilizmu), albo "eksperci TVNu".
Po tym okresie, różnie to bywało z elitami oraz tworzeniem się nowych elit. Na przykład w Wielkiej Brytanii do dzisiaj niewiele się zmieniło w tradycyjnej strukturze elit. Może tylko częstsze nadawanie tytułów szlacheckich piłkarzom i aktorom, którzy zastąpili sławnych piratów, czy innych zamorskich grabieżców (oczywiście, gdy dzielili się łupem z koroną).
W Stanach Zjednoczonych początkowo sprawa była jasna – elity stworzyli tzw. „ojcowie pielgrzymi”, generalnie przybysze na statku Mayflower. Dołączyli do nich później „ojcowie założyciele”, czyli pierwsi przywódcy Stanów, twórcy konstytucji i całego systemu.
Jeszcze dzisiaj, przynależność do którejś z tych rodzin nobilituje człowieka automatycznie. Fakt, z reguły z takimi rodami związane są także duże pieniądze. Te pieniądze w USA miały duże znaczenie w przynależności do elit. I to nieważne często, jak zdobyte. Takim klasycznym przykładem jest rodzina Kennedych, gdzie ojciec Joseph zdobył fortunę na szmuglu alkoholu w czasach prohibicji, a już synowie zrobili wspaniałą karierę polityczną, z prezydenturą USA włącznie. Obecnie sprawa z amerykańskimi elitami jest nieco bardziej skomplikowana. Można przyjąć, że nie ma jednego centralnego ośrodka opiniotwórczego.
Jest Wschodnie Wybrzeże z Waszyngtonem, Nowym Jorkiem, Bostonem i Filadelfią. Jest Kalifornia z Los Angeles i San Francisco i jest reszta Stanów.
W takiej Szwecji natomiast Rewolucja Francuska i egalitaryzm spowodował, że praktycznie nie ma w pełni wykształconych elit. Jest sporo autorytetów w różnych dziedzinach, ale praktycznie wszystkie środowiska są otwarte i każdy, jak się wykaże, to staje się osobą opiniotwórczą. I to, mimo, że jest król i dwór.
Polska miała szerokie i mocne elity. Podstawą była dość szeroka szlacheckość i o czym pisał Coryllus, rozproszona struktura dworów szlacheckich, jako centrów skupiających i regulujących życie na danym terenie. W XVIII wieku powoli część szlachty, nierzadko zubożała, zaczęła tworzyć elity intelektualne. Wielu szlachciców zostało zmuszonych, przez wypadki dziejowe do zdobywania wykształcenia i podejmowania pracy. Tak powstały silne grupy naukowców, lekarzy i inżynierów. Także wykształconych administratorów. Obok szlachty, grupą, która dobrowolnie starała się zdobywać wykształcenie byli polscy Żydzi.
No i gdzież jest ta polska elita, lub polskie elity?
Skutecznie rozprawili się z nimi Hitler i Stalin.
Zdawali sobie świetnie sprawę z tego, co napisałem na początku – naród bez elit jest jak ta łódź nocą, na wzburzonym morzu bez światła brzegowej latarni.
Listy proskrypcyjne polskich elit, nawet tych w najniższym stopniu lokalnych były przez Niemców przygotowywane na długo przed II Wojną. I gdy wojna wybuchła rozpoczęło się wielkie zabijanie. Weźmy tylko trzy przykłady, z którymi czuję się osobiście związany: mordy i egzekucje, z dnia na dzień, profesorów, uczonych i ich rodzin w Krakowie i Lwowie; bestialskie mordowanie całych rodzin ziemiańskich, nauczycieli, administracji, księży i policji na Grodzieńszczyźnie i zagładę wszystkich prominentnych mieszkańców Gdyni, zabitych w pobliskich Lasach Piaśnickich, albo w Konzentrationslager Stutthof.
To była pełna premedytacja, naród polski bez elit, to będzie bezwolne stado niewolników.
Nigdy nie uda się zniszczyć wszystkich. Ale to, czego Hitler nie zdołał wykonać w 100 procentach, starał się kontynuować Stalin, od razu po zakończeniu wojny.
No i stało się. Poprzez zbrodnicze działania dwóch tyranów, morderców przerwana została ciągłość historyczna polskiej tradycji, myśli i patriotyzmu, której nosicielami były narodowe elity. Niedobitki, które przeżyły po tych makabrycznych czasach, nadal były ciężko zastraszone, bo przez lata komuny polowanie wcale się nie zakończyło.
Próżnia nie może istnieć, więc rosyjskie władze okupacyjne przywiozły, dosłownie na tankach, swoje elity – różnych tam Bermanów, Bierutów, Cyrankiewiczów czy Jaruzelskich.
Cel był jeden, ustanowić całkowicie nowe centra decyzyjne i opiniotwórcze i w żadnym wypadku nie dopuścić do odrodzenia się ciągłości historycznej polskich elit przedwojennych.
Jaka jest różnica między tymi „starymi” elitami, każdy myślący widzi na pierwszy rzut oka. Wybudowanie portu i miasta Gdyni zajęło ministrowi Kwiatkowskiemu Przed wojną z Gdyni do Warszawy jeździła popularna „Luxtorpeda”. Potrzebowała na podróż około 3 godzin. Teraz niemalże po 100 latach, potrzeba, na tym samym dystansie tyle samo.
Nowe elity, które mają ludziom do zaoferowania tylko kulturę grilla, piwa i Tańca z Gwiazdami są tak marne, że bezprawnym jest wobec nich używanie pojęcia elita.
One zostały zastąpione przez wszechobecne Układy. System, który czuwa nad wszystkim, uważa, że elity w starym stylu są niepotrzebne. Jak trzeba ludziom dać jakiś autorytet, to podsuwa się naprędce skleconego celebrytę, fałszywego do szpiku kości, jak chociażby pana Hołownię.
W takiej sytuacji nic dziwnego, że 50% ludności nie chce głosować.
Ciągłość historyczna została przerwana i nie można mieć nowych, dobrych elit stworzonych na zasadzie castingu.
Autorytet i szacunek to coś, co albo się ma, albo nie ma. A kupić tego nie można.
Absolwent = kandydat. Elita = punkt końcowy kariery. To niby społeczne automatyzmy. Lecz jest to tak mocno podbudowane emocjami, że ja nazywam tych w procesie wspinania się aspirantami. Tylko część absolwentów ma takie ambicje. Ale tak - to chyba lata 90-te stworzyły wyrastanie, jak grzyby po deszczu przeróżnych "wyższych uczelni". Takie było ludowe parcie na te mgr, lub choćby licencjata. Czy to z sensem, czy bez sensu.
A rezultat... Makabra i wielkie szkody psychiczne dla uczciwej samooceny. Na przykład ten nasz tutaj kolega mógł zostać świetnym szewcem. Sam bym wtedy u niego buty zamawiał zamiast u Johna Lobba Ltd. z Londynu.
Wasalą się trfonią majątek narodowy i sieją panikę wiryskową zgodnie z planami depopulacyjnymi.
Wirusek to depopulacujna agenda lucyferianów wszyscy Poliniaki bez IQ siejący panikę to lucyferianie lub ich wasale,
https://www.bitchute.com…
Teraz potrzeba nam bohaterów z prawdziwego zdarzenia,głoszących Chrystusową ewangelię.Zaiste nowa to będzie ewangelia.Jeśli zło nie odczuwa strachu przed dobrem,miłość nie zwycięży.Jest nas więcej,na co czekamy?
Wszyscy są równi! To dawno temu już powiedzieli Marks, Lenin i Mao.
A tak przy okazji na inny temat. Niemcy przegrały militarnie, ale Amerykanie ich nie mordowali. Raczej chcieli pobawić sie ich zabawkami, pograć na pianinkach, popuszczać rakiety, postrzelać z Tygrysa. I dzisiaj to fajnie się rozwija: Niemcy bawią się w stare militaria i przy okazji chwalą się męstwem swych żolnierzy. Jeszcze wygrają tę wojnę.
Tak, ja mam podobne odczucia. Natomiast jeżeli chodzi o Niemcy, to było chyba inaczej, bo po zakończonej wojnie chciano ich wszystkich wysterylizować. Jak odwiedzam obóz w Oświęcimiu, to moje humanistyczne usposobienie zaczyna się załamywać. Ale niech mocno uważaja, bo co wisi nie utonie.
Natomiast jeżeli chodzi o "zabawki"... Amerykanie doceniali ich poziom techniczny, ale zabawa polegała raczej na wykorzystaniu ich fachowców najpierw dla własnych produkcji a potem przejęcia panowania nad światem. I Amerykanom to się udało.
Ale propagandowa wojna często prowadzi do klęski totalnej, bo propaganda działa na obydwie strony. Niemy od 1781 r. nie wygraja już żadnej wojny. Ich wyrokiem jest geopolityczne położenie. Oni sa jeszcze bardziej samotni, niż my, i co gorzej zupełnie tego nie dostrzegaja. Ta ślepota i przy tym buta, to narodowe cechy niemieckie.
To prawda, ale jednocześnie niczego nie zmienia. Ich geopolityczne położenie wymaga współdziałania z Europa, a nie działania przeciwko niej. Na tym polega ich samotność. Nasza samotność wykuła zła szkoła, niedostateczne pilnowanie państwa i wyrżniecie przedwojennych elit. Tej dziury nie da się załatać, ale mimo wszystko nasza samotność kończy się tam, gdzie zaczyna ich niepowodzenie. A może być zupełnie inaczej. Rozumiem więc Pański sarkazm, ale nic z niego nie wynika. Może tylko nienaturalność proporcji.
Zdaje się, że uderzyłem w czuły punkt. Nie ma w naturze ludzkiej egalitaryzmu. Wprost przeciwnie. Jest podświadome marzenie przynależności do jakiejś elity. Niech to nawet będzie gmina, albo portal naszeblogi.pl. Nawet Zdzichu i Pers przebierają kończynami, choć nawet na ciężkich torturach do tego się nie przyznają. Jest tylko jeden paskudny problem - jak się do tego dostać. Tu klasyczne wejście poza kolejką nie przejdzie.
Zaraz, zobaczysz, będzie hejt i wrzask na potęgę. Proponuję taki mały eksperyment: - użyjmy najpopularniejszą wyszukiwarkę, Google oczywiście i poszukajmy hasła +nasze blogi+.
I cóż zobaczymy w wyniku, jak się Page, czy Brin chwalą, 172 000 000 przeszukań? Nieskromnie mi to mówić, ale tylko dwa imienne odniesienia do tego portalu - "Jazgdyni" i "Izabela" (dwa pozostałe to "Popularne dzisiaj" i "Blogerzy"). Przebywanie tam w towarzystwie naszej Izy to dla mnie potężne wyróżnienie. To właśnie o Niej, na pierwszym miejscu myślałem kompletując elitę naszej grupy. Ma ktoś wątpliwości?
I na koniec - w komentarzach widzę ciągle niezrozumienie pojęcia elitarności. Ktoś oczywiście dąży, świadomie, czy nieświadomie, do elity. Ale to nigdy nie on decyduje, czy już w tej elicie jest. O tym decydują zwykli obserwatorzy, którzy w takim człowieku widzą pewien wzór, lub też wzbudza powszechny szacunek, albo wprost przeciwnie - histeryczną nienawiść.
I wówczas ludzie spijają z ust takiego człowieka każde słowo, jak Zdzichu, Pers, czy Zenek - Wesoły Sanitariusz z moich. Nie przepuszczą nawet przecinka, czy u zamkniętego.
Wbrew temu, co mówią i myślą wszyscy zatwardziali socjaliści, bolszewicy i lewacy, elity, autorytety i wodzowie są niezbędni w każdym ludzkim stadzie. Od kiedy tylko zeszliśmy z drzewa, albo zostaliśmy wykopani za bramy Raju. Imć Waszeć potwierdzi, że w każdej nauce zawsze potrzebne są punkty odniesienia i punkty oparcia. Warto też filozoficznie przeanalizować słowo =wzór=.
Serdeczności
Witaj!
Egalitaryzm, to piękna idea i znakomite narzędzie polityczne. I to wszystko.
Ten czuły punkt nie dotyczy mnie, lecz naszej przyszłości. Przyznam, że ja mam pewien problem z elitami. Termin ten traktuję bardziej urzędowo, niż kulturowo. Być może sprawiła to nasza historia, bo to ona właśnie decyduje o semantyce, a więc o terminologii, stopniu zaangażowania, odczuwaniu życia i werbalizacji. Ale rzecz w tym, że dzisiejsze nasze życie jest sztuczne i dlatego sztuczne jest słownictwo - po prostu nie oddaje rzeczywistości. Tak więc elity nie moga żyć życiem sztucznym, nierealnym i oderwanym od rzeczywistości. Takie elity maja walor jedynie przejściowy i urzędowy. Mam lepszy stosunek do mniej używanych terminów: inteligencja, autorytet, charyzma, klasa, bo mniej sztuczności maja w sobie. Ale i to jest kwestia interpretacji. Jak widać, wszystko mamy w gruzach. A człowiek, oczywiście, lubi być w lepszym gronie, lepiej się prezentować itd. Tylko pytanie co to dziś znaczy "w lepszym"? Po 1945 r. wybudowano zupełnie inna Polskę i jakoś nie widać na horyzoncie żadnych ruchów naprawczych, ani nawet tendencji w dażeniu do prawdy. Jeżeli 44+32 sa w stanie zawrócić całe 1000-lecie naszych dziejów, to rodzi się pytanie, co my wszyscy jesteśmy warci? Na jakim świecie żyjemy? Czego chcemy i dokad dażymy?
Gratuluję ilości wejść, ale taki sukces wymaga życia w portalu i z portalem - w dzień i w nocy. Ja na to nie mogę sobie pozwolić, i nawet nie mam ochoty. Ale to jest walka, ciagła walka niemal z wszystkimi: prześmiewcami, z ignorantami, trollami itd. Konkretnych wpisów jest mało. Ale tak było zawsze. Tak, do elit kulturowych się dorasta, dorasta i dorasta. Nie ma w tym dażeniu końca. Dopiero śmierć zamyka dorobek i otwiera skalę ocen. Przy czym oceny zależne sa od epoki. Ilu wybitnych Polaków wycięła ta nasza durna epoka?
Rozumiem, że zadajesz mi zadanie domowe: co to jest wzór? Ale to w następnym wpisie.
Pozdrawiam
Elity... Wydaje mi się, że to określenie pojmujemy nieco odmiennie. Dlaczego?
Wiesz Ryszardzie, często się zastanawiałem, dlaczego prości Amerykanie używają codziennie nie więcej niż tysiąc słów, na dodatek kończąc każdą rozmowę telefoniczną z bliskimi I love you. Ci wykształceni, przynajmniej po college'ach używają dziesięć tysięcy słów. Lecz by swobodnie poruszać się po książkach - literaturze, podręcznikach, instrukcjach przeróżnych, musimy znać tych słów co najmniej sto tysięcy.
Bez przerwy tworzymy nowe słowa. Często, by doprecyzować w rezultacie tylko gmatwamy. Efekt jest taki, że na końcu musimy wspólnie ustalić, co oznaczają elity. Słowotwórstwo trwa od naszego wyjścia z jaskiń. Przede wszystkim po to, by dobrze opisać świat. Lecz niestety, bo taka jest nasza paskudna natura, by lepiej kłamać, kluczyć i oszukiwać.
Walczymy, przynajmniej Ty i ja o to, by słowom przywrócić właściwe i prawdziwe znaczenie. A także reanimować proste słowa, które jakoś "wypadły z obiegu". Jak choćby przyzwoitość, uczciwość...A już próba doprecyzowania słowa miłość, w sensie głęboko filozoficznym i teologicznym, na innym portalu rozpętała burzę.
Lata kłamstw i manipulacji, gdzie mistrzami tej dyscypliny stali się światowi bolszewicy wespół z germańskimi socjalistami, spowodowały potężny bałagan pojęciowy. A warto także zwrócić uwagę, że zakręcony lewacki ideolog, lecz także wybitny językoznawca, Noam Chomsky, który udowodnił, że reguły gramatyki, są wspólne dla wszystkich języków świata, nawet mimo kompletnej izolacji od innych, przeróżnych plemion w odległych miejscach, zwrócił uwagę na szczególną wyjątkowość języka polskiego i jego pradawny rodowód. Na przykład, chyba obok tego tajemniczego języka baskijskiego, szczycimy się największą liczbą liter w alfabecie. Co to oznacza? To, że od wieków bardzo dbamy o nasz język i przykładamy do niego dużą wagę.
Ale - jakie czasy, takie obyczaje. Dzisiaj Rada Języka Polskiego, czy jak to się zwie; zacne grono mędrców i profesorów, zaleca Polakom unikanie stosowania słowa murzyn. ?????
Więc jak tu się nie dziwić, że powinniśmy wspólnie ustalić, o czym myślimy, gdy dyskutujemy o elitach.
Myślę, że to zrobimy.
Ale wracajac... w tym, co piszesz masz rację, ale największe szkody narobiła nam sztuczna sytuacja, w jakiej się znaleźliśmy po 1945 i 1989 r. Ten nasz bogaty język przestał nam służyć. Nie trzeba być filologiem, aby zauważyć jego wulgaryzację, sknajaczenie, miałkość i zmakaronizowanie. Znam naukowców (w tym, jednego profesora), którzy nie potrafia posługiwać się językiem naukowym, a więc, gdzie tu mowa o precyzji?
Ale jak posłuchamy prof. Budzyńska, niedawno wyrzucona z Uniwersytetu Ślaskiego, to naprawdę można popaść w kompleksy. Ale jaka to przyjemność. Kiedyś słuchałem jej wykładu i tak delektowałem się jej językiem i dykcja, że straciłem watek. Śmieszne, ale tak było.
Tak, ochlokracja. Facet ma wiedzę, ale jeszcze nie potrafi jej przekazać.
Ale elitarność, to nie tylko wybory lub nie tylko wiedza, lecz odpowiedni stan ducha i potrzeba kontynuacji - nie tej peerelowskiej, lecz 1000-letniej. Kiedyś zapytałem prof. Pawełczyńska o ten problem. Po chwili zastanowienia się, odpowiedziała, że w obecnym stanie świadomości społecznej i stanie nauki, musimy sięgać do ludzi, na których miała ona mniejszy wpływ. Chodziło jej o kod kulturowy.
"Elitarność może się wytworzyć jedynie w kontrze do demokracji powszechnej"
Dokładnie właśnie tak myślę. Tylko ochlokrację wybitnego mędrca J.J. Rousseau wolałbym zastąpić demokracją totalitarną, jak to trafnie nazwał J. L. Talmon. Dzisiaj ta nazwa chyba lepiej przemawia do wszystkich.
Elitarność, elity - stają się dzisiaj we wielu umysłach określeniem pejoratywnym. Taka jest ironia nauk ideolo komunistów. Mimo, że zawsze mieli I sekretarza (cara), KC (dwór) i BP (wewnętrzny krąg). Czyli jak od tysiącleci - klasyczna hierarchiczność. Ochlokracja to zawsze i wszędzie chaos i kompletna anarchia. Socjaliści usiłowali jakoś to "ucywilizować", wymyślając libertarianizm. Patrząc na zwolenników Korwina Mikke, widać, że młodzi stale dają się na to nabierać.
A ja uważam, jak w tytule, że - elity potrzebne od zaraz.
Ci socjaliści wówczas nazywali się lewicowi anarchiści. Czy ja wiem gdzie leży Nędza Intelektualna? Obok Upartej Durnoty?