
Ośmielam się tutaj bardzo krótko wyjaśnić tym wszystkim, którzy są rozczarowani, a nawet niezadowoleni, że panowie Orban i Morawiecki nie wykonali procedury zawetowania budżetu.
Szanowni Państwo, veto jest narzędziem, na szczęście dostępnym w UE, do nie wyrażenia zgody na planowane zmiany, nowe dokumenty, rozporządzenia, i tym podobne modyfikacje, w instytucjach, gdzie traktaty wymagają jednomyślności wszystkich członków danego organu.
Veto nie jest celem samym w sobie.
Wprost przeciwnie, używanie tego bez potrzeby, czego mieliśmy przykłady z niesławnym, szlacheckim liberum veto, może nawet prowadzić do katastrofy.
W tym konkretnym wczorajszym przypadku, stosowaliśmy deklarację użycia veta, co doprowadziłoby do zamrożenia budżetu całej Unii, jako narzędzia do niedopuszczenia subiektywnego uznania niby dziejącej się w Polsce niepraworządności do blokowania należnych nam traktatowo pieniędzy. A w dalszej perspektywie mogło to doprowadzić do utraty suwerenności naszego państwa.
Celem działania naszych przedstawicieli było więc wyłącznie spełnienie naszych postulatów. Nie veto.
Tymczasem, na szczęście nieliczna, grupa naszych kolegów uważa niezawetowanie budżetu, jako porażkę, albo co najmniej wyraz słabości dwóch rządów.
Z przykrością muszę powiedzieć, że albo jest to efekt niewiedzy, niedouczenia się politycznych procedur (infantylizm po prostu), albo, nie daj Boże, zwariowania, jak nasz nieszczęsny doktor Krzysztof z Krakowa.
Bo przecież nie ma tutaj wrogów Polski, którzy poprzez podważanie faktów i kompetencji demokratycznej władzy usiłują szkodzić państwu i narodowi.
I - UWAGA! - COVID19 również może powodować objawy psychiczne, jak splątanie, odrealnienie, GAD i zaburzenia równowagi.
Przyjmuję Pańskie wyjaśnienia w sprawach matematycznych. Z reszta zgadzam sie całkowicie i nie mam tu nic do dodania. Pozdrawiam.
Nie rozważam klasycznego sposobu zarzadzania, ten sposób jest. Jest prezes i jest reszta. Amen. Outsourcin u nas sie raczej nie sprawdza. To też kwestia stanu umysłu Polaków. Polacy generalnie nie wierza w swoje państwo i nie zamierzaja mu pomagać w przetrwaniu. Nikt nie nauczył młodych, ani im nie wtłoczył, że bez państwa ani paszport nie będzie ich chronił, ani nic, co w cywilizowanym świecie daje postawę bytu. Musza do tego dojść poprzez garbowanie im pleców i wyciagania pieniędzy z portfeli.
Ale.
Pamiętacie Panowie, nasza dyskusję na temat humanista czy inżynier. Naładowany tym zagadnieniem podjałem go praktycznie. Przeprowadziłem dwa duże wywiady z dwoma prof. z UW: aktualnie urzędujacym Andrzejem Jakubiakiem i emerytowanym Jackiem Przygodzkim. Temat podskórnie dyskutowany w kraju, można rzec, ciepły, a mimo to miałem trudności z umieszczeniem go w mediach papierowych. Pewna trudność stanowiła jego objętość, pomyśłany bowiem był jako część przyszłej ksiażki. W końcu wzięła i opublikowała go Fronda Lux (ostatni nr). W grudniu powinien ukazać się drugi odcinek, ale już w innym periodyku. Zadawałem tam pytania, które wynikły z naszej dyskusji, ale też rozszerzyłem je o własne przemyślenia.
W zamyśle chciałem pokazać dwa ośrodki: Warszawę i Katowice, ze względu na etos pracy. Warszawę załatwiłem, pozostały Katowice. W fazie trzeciej miała nastpić wychył w przyszłość. Taka praca wytwarzała określone koszty. Napisałm o stypendium, ale oczywiście go nie dostałem. Uznano, że temat jest zbyt mało nośny. Przyszedł covid i wszystko jeszcze bardziej skomplikował.
I teraz co z tego wyszło? Wyszedł pewien zarys, który trzeba pociagnać dalej, aż do pojawienia się jakiegoś słońca, czyli spotkania się twarza w twarz inżynierów z humanistami. Za mało humany na politechnice i nieobecność aspektów inżynierskich na humanistyce. Wyszło jeszcze kilka ciekawych rzeczy, które trzeba rozbudować w dalszej kolejności.
Przerwa spowodowała, że zabrałem się już do pisania innej ksiażki, która zajmie mi jeszcze około roku. Tak to jest, oprócz szybkiego szmalu, nikogo nic nie inyteresuje. I ten stan trwa od poczatku nowej transformacji w 1989 r. Zdażyłem napisać reportaż ksiażkowy na temat Opolszczyzny z lat 1990-1998 (jedyny taki w polskiej literaturze), potem starałem sie o fundusz na napisanie takiego samego z ziem zachodnich. I spotkałem się z następujaca argumentacja: panie, po co to panu (nie nam, lecz panu!!!), wejdziemy do UE i wszystko bedzie zbędne. I dziś nie ma większego zapisu, tego co działo sie w tamtych latach na tych ziemiach. To kalectwo. Kalectwo umysłowe. Potem nastapiła kolejna faza: ograniczanie kosztów i polscy dziennikarze z braku pieniędzy przestali jeździć po Polsce. Pisali oczywiście, ale w oparciu o relacje zachodnich korespondentów. Tak jest do dziś, i przyjęto taki fakt za normę...
Podejmowanie decyzji to obliczanie, ale też intuicja.
Kiedyś podczas wizyty w Mediolanie, długo stałem pod pomnikiem Leonarda da Vinci. Przypominałem sobie, jak w dzieciństwie tata rozbudził moją ciekawość tym człowiekiem, prezentując mi, że to nie tylko wielki malarz i Mona Lisa, ale również twórca na wielu różnorodnych polach. Człowiek uniwersalny. Nawet jeszcze nastolatkiem nie byłem, gdy ciekawość wzbudzali Pitagoras, czy Archimedes. No i ten cudowny złoty podział - boska proporcja. Potem zetknąłem się z pojęciem "człowiek renesansu"...
Nadszedł moment, kiedy pojąłem, że filozofia to nie nauka - to coś znacznie więcej. Coś, co sięga do istoty rzeczy podstawowych. A później podziw dla matematyków. Pascal... Leibniz...Newton... Poincare... Co interesujące, każdy z nich był również filozofem. I nie tylko. Taki Leibniz to także , prawnik, inżynier-mechanik, fizyk, historyk i dyplomata. [I tu, zwracam uwagę Drogi Ryszardzie - ist Hund begraben].
Na przełomie wieków studiując romantyzm i naszych wieszczów, zetknąłem się z londyńskim Society of Dilettanti [https://en.wikipedia.org/wiki/Society_of_Dilettanti]. I wtedy właśnie takie olśnienie - nie ma sensu drążyć jednej dziedziny, kopiąc coraz głębiej, w coraz węższym tunelu, tylko z pewnej wysokości spoglądać na coraz szersze horyzonty.
Chrzanić doktoraty i profesury. Ważniejsze jest wiedzieć jak najwięcej o jak najszerszym diapazonie. Ot - dlaczego współczesne lewactwo jest ruchem wstecznym i w swoim sztandarowym libertynizmie dąży do zachowań społecznych szympansów bonobo (Kopulacja odgrywa istotną rolę w stadzie bonobo. Stosunki kopulacyjne są używane do powitań, rozwiązywania konfliktów i pokonfliktowego „godzenia się”, a także jako przywilej udzielany przez samice w zamian za pożywienie. Bonobo są jedynymi poza człowiekiem przedstawicielami naczelnych, u których zaobserwowano pocałunki językowe, spółkowanie pochwowe w pozycji twarzą w twarz, ocieractwo genitalne pomiędzy dwoma samcami (ang. penis-fencing). Wszystkie te zachowania zachodzą zarówno pomiędzy członkami rodziny – blisko spokrewnionymi osobnikami (kazirodztwo), jak i innymi bonobo w stadzie. Bonobo nie utrzymują stałych związków rodzinnych.) [https://pl.wikipedia.org/wiki/Szympans_karłowaty] Dodam tylko, że to wegetarianie wśród szympansów. Albo, czy nie warto wiedzieć wszystkiego o whisky, lub czy baterie litowo - jonowe, to już nasz pułap magazynowania "elektryczności".
CD.
Powyższe rozumowanie prowadzi mnie do stwierdzenia, że jeżeli chcesz ludzi myślących i wykształconych podzielić na humanistów i inżynierów, to nie jest to właściwa droga.
Owszem, można to odnieść nawet do profesorów i prezydentów. Ponieważ są to ludzie nie w pełni rozumowo wykształceni. Zatrzymali się tacy parę pięter za nisko. Nie są intelektualistami. Nie mają naturalnego głodu wiedzy. Wszelakiej wiedzy. A już pytanie =dlaczego?= najmniej ich interesuje.
Czyli Ryszardzie - konfrontacja humanista vs inżynier jest zjawiskiem pozornym wobec odwiecznej prawdziwej konfrontacji rozum vs głupota.
Zdradzę - niestety nadal głupota wygrywa ok. 65 : 35. (fakt naukowy).
Serdeczności
Ps. Imć Waszeć nie raz udowodnił mi, ze ma fantastyczną wiedzę z zakresu muzyki. To coś oznacza, prawda?
Janusz, pięknie tłumaczysz. I nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak calkowicie się z Toba zgadzam. O szympansach bonobo nic nie wiedziałem. Ciekawe. Poczatkowo, faktycznie, oddzielałem inżynierów od humanistów, bo dzieliło je samo życie - nasze współczesne życie. I dzieli nadal. Dziś renesans widziany jest z jednej strony na sposob kościelny - a więc jako zło, które sprzeciwiło się nauce kościoła, a z drugiej, jako fantastyczny okres, który przełamał drętwość scholastyczna i wyzwolił człowieka. A więc dwie skrajności, które nie uwzględniaja środka.
W swoich artykułach gazetowych i tekstach, które publikuję na blogach, wielokrotnie poruszałem temat renesansu i dzisiejsza potrzebę zaistnienia człowieka renesansowego. Powyższym komentarzem dopełniłeś jakoby ten przekaz. Tylko, że Twoj poglad, również i mój, sa odosobnione. Tak więc, dziś mało kto w taki sposób myśli. I to jest problem. Dziś - ogólnie - inżynier i humanista, to dwa różne światy. I to jest fakt, który trzeba zmienić. Nasz problem polega na tym, że Ty broniłeś siebie, a ja swój punk odniesienia kierowałem do rzeszy inżynierów, których znałem i znam.
Reforma Jędrzejewicza wprowadziła zasadę, zanim zostaniesz inżynierem, najpierw musisz zostać humanista, bo jak rozpoczniesz karierę zawodowa, to już się nie dogadamy. I to było bardzo racjonalne podejście. Zdało ono egzamin i dziś przedwojenna matura dorównuje, a czasami nawet przewyższa, dzisiejszemu wyższemu wykształceniu. Tak spadł poziom nauczania.
Podczas prowadzenia wywiadów z profesorami inż. z UW, wyszło to, o czym piszę wyżej. Ten wywiad jest bardzo chwalony, zachęcam do nabycia ostatniego numeru "Frondy Lux". W spisie treści nie ma mojego nazwiska (taki zwyczaj), ale sa obywaj profesorowie: Jakubiak i Przygodzki. Kolejna "Fronda...", ma wyjść w grudniu, ale z nimi nic nie wiadomo. Druga część mojej rozmowy ukaże się również w grudniu, ale już w innym periodyku. Janusz, przełam się i kup.
Co do Imcia, to próbował wciagnać mnie w ogolnie mowiac - muzykę. Poszedłem tym torem, i już, już wyciagnałem tę gumę, już wydawało mi się że jej sprężystość będę mógł przekształcić w coś trwałego, ale w pewnym momencie doszedłem do wniosku, że bez nauki gry na jakimkolwiek instrumencie, odpadam z gry. I tak się stało. Prawda rozładowała napiecie i rozciagnięta gumę cofnęła do stanu pierwotnego. Coś oczywiście zostało, ale nie to, o co chodziło. Mimo to nadal twierdzę, że jest znakomitym kodem dla przechowania i rozwoju najważniejszych myśli, kórych nie można ani zaaresztować, ani zniszczyć. W muzyce jest coś boskiego.
Tak, że ogólnie, nie ma sporu, ale rozmowa powinna dotyczyć zjawisk społecznych, jakie mamy i które chcemy poprawić, a nie powinna dotyczyć wyłacznie Ciebie. Bo wówczas rzeczywiście staniemy, zupełnie zreszta sztucznie, na dwóch odrębnych płaszczyznach.
Pozdrawiam
Jeżeli dzisiejsi "inżynierowie dusz" wzorowali się na szympansach bonobo, a wiele na to wskazuje, to mamy do czynienia z nieprawdopodobnym prymitywizmem. RS