Polscy twórcy, którzy czują odpowiedzialność za państwo i naród (nazwijmy ich patriotami) narzekają, że nie są w stanie zdobyć dofinansowania do swoich książek, filmów, twórczości malarskiej, czy nawet naukowej. Nie są więc w stanie rozwinąć się, wypróbować swoich sił i talentów a także zareagować twórczo na ważne wydarzenia w kraju. Krótko mówiąc, to co przeżywamy nie ma opisu prawdziwego, lecz interpretację niemal wyłącznie lewicową lub wręcz lewacką. I to nie jest normalne. Tym bardziej, że na przestrzeni ostatnich 30 lat, podobno odzyskanej wolności, wiele fundacji, zwłaszcza niemieckich, penetrowało Polskę, a zwłaszcza ziemie odzyskane, w poszukiwaniu młodych zdolnych ludzi z cechami przywódczymi. Do tego trzeba dołożyć kilka katastrof lotniczych i kilkanaście samochodowych, w których zginęły osoby, które miały potencjał i mogły mieć wpływ na losy państwa, a może nawet i narodu, a także dwumilionową emigrację za Zachód, a więc najbardziej operatywnych młodych ludzi. To prawdziwy krajobraz po bitwie i potencjał naszych możliwości. Rzecz jednak w tym, że chyba niewielu tak to widzi.
Ale to jeszcze nie koniec wyliczanki. Twórcy lewicowi mają przetarte ścieżki i nie mają trudności z uzyskaniem dotacji, natomiast twórcy bezkompromisowi i rozumiejący swoją rolę w kulturze muszą toczyć batalie nie tylko z prawem, ale również wykańczające ich boje z urzędnikami. Nie chodzi tu o dyskryminację lewicowych twórców, lecz o właściwe proporcje.
Rasowi urzędnicy zwykle posiadają trzy charakterystyczne dla siebie niepisane prawa: 1. „uwalenie” sprawy chroni przed ryzykiem i redukuje pracę, 2. złe prawo jest sprzymierzeńcem bo nie pomaga, lecz szkodzi (resztę patrz j. w.), 3. obojętność jest jedynym sposobem na przetrwanie, bo potrafi zniweczyć nawet boską inicjatywę. Jeżeli przypadek pierwszy, w jakimś sensie może usprawiedliwiać młodego urzędnika, bo długo szukała pracy, nie ma praktyki i nie chce mieć kłopotów, to drugi, tryska krystalicznym, wręcz pomnikowym, brakiem poczucia odpowiedzialności za wszystko… Ale to dopiero wstęp. Schody namnażają się, gdy taki młody adept jakiejś sztuki trafi na celebrytę lub kogoś, kto w jakiś sposób poczuje się zagrożony. Koniec. Gdy będzie napierał, w odpowiedzi, powstaje przeciwko niemu spółdzielnia, która swoją siecią zablokuje mu rozwój. Znam przypadek autora sztuki teatralnej, który otrzymał taka oto prywatna radę: warsztatowo twoja sztuka jest poprawna, ale jeżeli nie będziesz pisał o dewiacjach, będziesz marginalizowany. I była to bardzo szczera rada.
Zarysowany wyżej szkic jest bardzo ramowy, ale już na jego przykładzie widać jaką kondycję ma polska kultura. Jej wektory i tendencje nie muszą mieć ani kierunku, ani korzeni politycznych. Część kieruje się ideologią, ale pozostali strachem lub najzwyklejszym tchórzostwem: „nie będę ryzykował bo mnie uwalą, a obecna pensja starcza mi na opłacenie długów”. Jeżeli taka diagnoza jest prawdziwa, to mamy sztukę z jednej strony opartą na dewiacjach, a z drugiej na strachu. Czyż nie jest to jej upadek?
Ale przyczyna tego wszystkiego leży w zupełnie innym obszarze. Ten obszar można nazwać: brakiem wyrobienia politycznego, poczucia państwa, zabetonowaniem wolności i inicjatywy, brakiem wyobraźni obywatelskiej lub prymitywną pazernością. Gdy wejdziemy na poziom administracyjny, to zauważymy stemplowy mechanizm i kompletny brak misyjności. Dla uściślenia trzeba jednak podkreślić, że zdarzają się urzędnicy, którzy rozumieją swoją rolę ( a więc można!), ale jest ich zdecydowana mniejszość. Ogólnie obowiązuje zasada, że jak nie masz jakiegoś palca, który popchnie twoją inicjatywę/sprawę, ugrzęźnie ona w jakiejś szufladzie, w czyimś komputerze lub na jakiej półce. I amen. A czas dla wszystkich biegnie nieubłaganie. Żeby nie być gołosłownym, odwołam się do powojennej sytuacji na Śląsku. Spotykałem się tam z taką uwagą: spisujmy i opracowujmy wszystko, co się da, bo jak przyjdzie do rozliczenia z Niemcami, nie będziemy mieli żadnych argumentów.
Czy tak trudno zrozumieć, że jeżeli nie odwołamy się do prawdy, nie opiszemy swoich czasów i nie wyłożymy swoich prawdziwych argumentów, to inni nas wyśmieją i ponownie wygra lewacka, krzywdząca nas opinia, a nasze dzieci nie będą w stanie zrozumieć ani swoich rodziców, ani czasów w których żyli? Będą powtarzały kolejne fałszerstwa na swój własny temat i będą miały jeszcze mniejsze szanse na obronę swojego stanu posiadania i swojej prawdy. Przykładem już jest Polskie Państwo Podziemne, Ziemie Odzyskane – tu jest kompletna tabula rasa. Nie mamy też opisów tego, co działo się po 1989 r. na obszarach biedy, jaka nawiedziła polski obszar, i jak sobie z nią radzono. Nie mamy opisu przejmowania polskiej ziemi w III RP, nie znamy sposobów i ścieżek degradacji polskiej tradycyjnej inteligencji, coraz mniej rozumiemy swoją kulturę i sens walki naszych przodków, itd. Nasze społeczeństwo nie posiada odpowiedniej idei scalającej naród (po wojnie taką była idea ziem piastowskich), polityka blokuje myśl kulturową i racjonalny ogląd sytuacji, nie mamy jednego politycznego wektora – nie znając właściwego punktu odniesienia stoimy w miejscu obracamy się w kółko itd., itd. Opisy naukowe, w większości są fragmentaryczne, nie odpowiadają na pytanie co się stało po 1945 r., a co po 1989 r.? Ba, prócz urzędowych dokumentów nie ma materiałów na szerszy opis. Redakcje zubożały do tego stopnia, że nie stać je na reportaż, a dziennikarze poszli w kierunku łatwizny – albo na sensację, albo w tematy budzące emocje. Za to sa nagradzani. Nie ma reportaży społecznych, które łączą społeczeństwo z władzą i odwrotnie. Dość znany jest fakt młodego dziennikarza, który zamiast udać się na miejsce zdarzenia, odpowiedział kierownikowi redakcji, że jeszcze nic na ten temat nie ma w internecie. Coraz mniej ludzi potrafi właściwie ocenić wartości dzieła, ale najgorsze jest to, że nikomu nic już się nie chce!
Odbudowa państwa zawsze ma dwa filary: gospodarczy i kulturowy. Bez ich synchronizacji nie zbudujemy trwałych fundamentów, oddzielając je budujemy domki na piasku. Zależność jest jednak taka, że gospodarkę można rozłożyć lub zablokować w ciągu kilku miesięcy, natomiast zbudowaną jedność kulturową, która trzyma gospodarkę, trzeba mozolnie rozwalać przez dwa pokolenia. Nie inwestujemy w nasza przyszłość.
***
Pytanie, jak z tego wyjść? A czy nie może powstać na początek np. jeden teatr, który zajmowałby się wystawianiem sztuk młodych autorów, nie tych lewackich, lecz uwrażliwionych na los ludzi, los państwa, kultury i narodu? Boiskami i stadionami z grubsza nasyciliśmy kraj, ale czy odpowiednio nie mogłyby powstać ukierunkowane galerie, domy kultury, kluby dyskusyjne, szkoły o profilu klasycznym itd.? To wszystko oczywiście połączone w jedną sieć wspólnej przyjaźni? Czy nie mogą powstawać odpowiednie konkursy, które racjonalnie finansowałyby wysiłki penetracyjne i zmuszały do szukania prawdy o naszych czasach? Złożenie sensownej pracy byłoby rozliczeniem końcowym. Wyróżnienie, dawałoby szansę na pracę i kierunkowy rozwój. Czy obok disco pola, nie może powstać okienko w radio i telewizji, które promowałoby tak skonstruowaną nową falę literacką? Czy nie mogą powstać miejskie strony internetowe informujące o planie przyszłych imprez kulturalnych lub spotkaniach w mieście? O taką w Lublinie prosiłem obydwie strony polityczne. Przedstawiciele obydwu partii bali się reklamy spotkań drugiej strony. Czy poważne miasto nie stać na finansowanie jednej reprezentacyjnej księgarni, księgarni muzycznej oraz antykwariatu? To nie są duże koszty. Czy naprawdę nie mamy ambicji kulturalnych; czy naprawdę już do takiego stopnia schamieliśmy?
***
Każda kultura ma swój kod kulturowy, który nieustannie trzeba rozwijać i udrażniać. Odejdźmy od naśladownictwa, rozwijajmy to, co polskie i nie upatrujmy w tym jakiegoś nacjonalizmu, lecz odwrotnie, szansę na prezentacje siebie.
Siłą motoryczna romantyzmu był patriotyzm, ale zaowocował jeszcze w Oświeceniu. Potem wykuwał się w powstaniach narodowych, na Wielkiej Emigracji, w literaturze. Pozytywizm przyniósł załamanie wiary w sens walki. Ale patriotyzm wygrał w następnym okresie – w Młodej Polsce i okresie międzywojennym. Ba, musiał wygrać, ponieważ jest kręgosłupem polskich dziejów. I tak jest również dzisiaj, a więc racjonalny patriotyzm albo śmierć.
Wielka literatura i wielka nauka nie powstają na podłożu wirtualnej rzeczywistości, nie narodzą się z małości, kundlizmu, krótkiej perspektywy, czy bylejakości. Ona wymaga wysiłku, szczerości, oddania prawdzie i poczuciu odpowiedzialności.
Naród, który nie ma możliwości swobodnej kreacji poprzez własną i wolną twórczość – umiera! Jeżeli nie będzie wysokiej literatury, historycy nie napiszą dobrej historii, socjolodzy będą stawiać złe diagnozy, a politycy nie otrzymają stosownych analiz. I odwrotnie: jeżeli naukowcy nie wypracują właściwych interpretacji, nie powstanie na wysokim poziomie literatura. Wszystko jest bowiem naczyniem połączonym.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 8561
nasz Premier (zapewne Pański i mój) powiedział dzisiaj, w piątym roku sprawowania władzy przez jeden obóz, że czekają nas cztery wyścigi i w ramach bonusa walka o prawdę (bardzo szkoda, że nie powiedział z kim będziemy wojować bo niby wszyscy wiemy ale nazwanie przeciwnika po imieniu chyba by w tej walce pomogło). wystawił od razu receptę (niestety nie elektroniczną) na zwycięstwo, mianowicie musi nam prezydentrzyć kolejnych pięć lata pan Duda. rozumiem zatem, że ta permanentna walka nas ze wszystkimi i nami samymi to na skutek braku słusznego teatru ze słusznym repertuarem w każdym mieście jest. to dziwne bo niemcy nie mają takich teatrów ale jak jeden mąż wiedzą , że reparacji nam nie zapłacą. i co im Pan zrobisz?
ps. z końcem grudnia skończyła działalność ostatnia księgarnia w moim mieście pamiętająca czasy słusznie minione.
pozdrawiam serdecznie
Po 30 latach nie wszyscy Polacy jeszcze zdają sobie sprawę, że polityka, to m.in. sztuka wyboru mniejszego zła. Księgarni nam brakuje, ale nie takich, w których byłoby samo badziewie, lecz dofinansowanie miasta ma polegać na tym, aby prezentowała dobry poziom i była wolna od polityki. Antykwariatów boją się prawie wszyscy. Ale antykwariaty w Krakowie sprawdzają się, choć zapewne z trudem i powinny pełnić rolę wzorcową.
Na takie dictum zapytałem ją jaki ma pogląd na temat 5G, ale nie słyszała o "czyms takim". A co wie o GMO i niezdrowej zywnosci w supermarketach? Dobrze, że markety są, i nie jest mozliwym, żeby sprzedawały złą żywność. A jak się zapatruje na bilionowe zadłużenie naszego państwa? - dobrze, że jest 500+ i trzynasta emerytura, a długów ,to ona i tak spłacać nie bedzie. Itd., itp. Wlascicielom ludzkości o takich "obywateli" chodzi- nie czytac, nie pisać (podpisać się mozna za pomocą krzyzyka). Aby społeczeństwa składały się z takich osób pierwszym krokiem bylo uderzenie w język (sms, tt, emotikony), a więc w edukację i kulturę. Proces ten trwa juz wielu dziesięcioleci. A wystarczy poczytać Spinellego, którego hasło wisi nad wejściem do parlamenu UE.
https://www.youtube.com/…
https://www.youtube.com/…
https://www.youtube.com/…
Widać to w produkcjach TVP, TVN i Polsat, w filmach krajowych i zagranicznych. Obok dewiacji dochodzi multikulti i różne wykluczenia. W drugim odc. Młodego Piłsudskiego np. wyimaginowany wątek muzułmanina z Kaukazu. W koncercie noworocznym z udziałem prezydenta. W reklamach. W pracach dyplomowych PWST w Krakowie widać takie trendy: muzyczne wtręty multikulti do polskiej muzyki ludowej, albo odkrycie lesbijskich inklinacji drogą do szczęścia. Skorupki nasiąkają.
Potem zdziwienie skąd bierze się pokolenie Z. Właśnie z odgórnego administracyjnego i monopolistyczno-korporacyjnego przymusu. Kreuje się sztuczną rzeczywistość poprzez cyfryzację na siłę i opodatkowanie wszelkich przejawów życia wtrąca w niewolę socjalu i braku własności. Zamiera wszelka aktywność niekoncesjonowana bo dotacje zawłaszczają rynek. To nie dotyczy tylko dwudziestolatków. Dotyczy zresztą wszystkich przejawów życia. Zła twórczość wypiera lepszą bo celem nie jest jakość tylko propaganda. Nawet koncerty sylwestrowe robione pod publiczkę są spaczone faktem, że są dotowane i robione przez telewizyjny oligopol o zbieżnej orientacji ideologicznej. Właśnie pod publiczkę a nie pod publiczność, która nie ma wyboru innego niż w wyborach politycznych. Jest próg wyborczy, próg liczenia głosów, jest absencja. Prawdziwe wykluczenie dotyczy zainteresowań kulturą, sztuką, historią a dalej dotyczy angażowania się w życie państwa.
Wspomniani millenialsi, pokolenie C albo Z właśnie jest tego przykładem dobitnym. Nie widzi przyszłości innej niż wirtualna, unijna, korporacyjna. To są ich nowe warianty ojczyzny.
Problem jest stary, jak świat: państwo, czy naród. A więc kto ma przestawić, w tym wypadku Polaków, na właściwe tory? Z definicją nie ma problemu - ogólnie zrobiła to już II RP. Trzecia, musi ją doprecyzować. Kto ma więc przestawić sposób społecznego myślenia, mentalność, na właściwe tory? Państwo, które posiada na to środki i narzędzia, czy naród, który jest skołowany do granic możliwości? Ok. dziś państwo jest miękkie, jak GW, dlatego wyrastają różne koszmary i czepia się go wszelkie barachło.
W lewackim raku siedzimy po uszy, bo to on nas wychowywał przez 70 lat, ludzie tym rakiem myślą i oddychają. Owszem, jest grupa ludzi, która myśli inaczej. Ale pytanie, czy ta grupa ma w sobie odpowiednią ilość przeciwciał? Życie dało odpowiedź (przynajmniej mnie), że są one zbyt słabe. Po dojściu takich do władzy, zwykle rozpływają się w "tłumie", a ktoś, kto chce walczyć naprawdę, zostaje na lodzie i jest pożerany przez płotki i wróble. Zresztą problem - naród, czy państwo, wystarczająco wyjaśnił już okres międzywojenny. Tak więc, moim zdaniem tylko racjonalne i strategiczne ukierunkowanie poprzez finansowanie państwa jest w stanie wymusić oczekiwane zmiany. To najkrótsza ścieżka.
Dziś świat jest strasznie przekupny. Etos rycerski już prawie nie istnieje, dominuje przekupstwo. Idą czasy, a może już są, w których nawet własna matka będzie miała swoją handlową cenę. I to jest dopiero gówno!!
Kasta prawnicza też miała się oczyścić. I co? Na takiej samej zasadzie naród, też nie jest w stanie się oczyścić. Dziś nie ma zdrowych instytucji. Nie ma więc od czego się oddzielać. Nikomu nic się nie chce, bo trochę nie bardzo wie co robić, trochę nie rozumie i trochę jest ofiarą partyjnych kłótni na bardzo niskim poziomie. W narodzie nie ma ducha, ani materii potrzebnej na jakiekolwiek zmiany. Wszystko trzeba tworzyć od nowa - na korzeniu. Holendrzy już doszli do tego, że swoje g. muszą zaklajstrować zmiana nazwy państwa. Wrócić do starej, ale ten zabieg trafia w próżnię, bo za plecami też już nic nie ma. To kolejne dno. Ziemia wokoło została zatopiona.
Ale Waszmość, jak Twoje książki? Wyszły, czy tylko komentujesz? Wciąż usilnie namawiam.
Oj. Waszmość widzę, że z Tobą jest źle. Czytać trzeba w jak największej ilości języków, ale pisać... pisze się w jednym - ojczystym. To wiemy już od Kochanowskiego. To te durne czasy nas tak ogłupiają, że trudno wytrzymać.
Za linki dzięki.
"Czystego rozumu" nie ma, bo nie znamy swojego przeznaczenia na tej ziemi, nie wiemy skąd i po co tu istniejemy. Czysty rozum może ograniczać się do łez lub łechtaczki naszego padołu. Gdy kiedyś przeczytałem Angelusa Silesiusa, zmienił mi się ogląd. Ten polski szlachcic, jego ojciec przeszedł na luteranizm, potem on wrócił do katolicyzmu, przewrócił świat grecki. Dziś nie ma co żyć amerykąmiki, bo to świat, który już odchodzi na amen. Analiza tamtego świata potrzebna jest historykom i analitykom, ale już nie politykom i pisarzom. Trzeba sięgać do własnych korzeni - tu jest świat jeszcze dziewiczy i do odkrywania. Każdy, kto tu wejdzie może być Kolumbem. Nie odkryje Ameryki, ale odkryje siebie i nowy świat, bez kolonializmu. To taka droga w nowe życie, bez możliwości przebicia w najbliższym czasie. Dziś to, tak czy siak, jest opisywanie gangsterki, a tu wszystko już było. Prawdziwe życie jest poza nią...
Waszmość masz dobry styl, działa na wyobraźnię, pobudza ją. I trzeba to wykorzystać. Pisz!
A tamto, proponuje dokończyć, bo mamy dziurę nie tylko jednego pokolenia - wszędzie, a więc także i na polu twórczym. Wnioski się nie starzeją, mogą się powtarzać, ale ten ślad potwierdza właściwa drogę. Ktoś, kto zacznie czytać po armagedonie, musi mieć co czytać.
Tak, rzeczywisty obraz społeczeństwa jest koszmarny, a imponderabilia muszą mieć pewną sterylność, Można je uporządkować w oderwaniu się od tego GW. Zresztą, nie ma innego wyjścia. Marsz już się zaczął, tylko jakie napotka jeszcze przeszkody - tego nie wie nikt. Rzecz w tym, że musi przyjąć odrębną nazwę - nie może być to pielgrzymka, wycieczka czy nawet wyprawa. Na razie to jest eksploracja.
Nie trzeba daleko sięgać. Nie trzeba do Ajnów i Japonii, choć to może być fascynujące. Wystarczy II RP. Tam jest wszystko: i duma i honor i wielka perspektywa, parobczarstwo ginie w jasnej perspektywie, jest poczucie państwa, potrzeba jego obrony itd. Tak, ale brzydka panna na wydaniu jakoś nie chce pasować. Gdy przyłożymy obydwie miary: przedwojenną i powojenną, to śmiech i niedowierzanie, że można aż tak się upodlić, człowieka ogarnia.
Przy okazji zwracam jeszcze raz uwagę, że socjalizm poznaje się po tym, że do potrzebnych rzeczy trzeba dopłacać.