
Polacy to zdolny naród. I jak wszędzie na świecie najsprytniejsi są złodzieje i oszuści. Potrafią wyczuć szybkie pieniądze wszędzie tam, gdzie uczciwemu człowiekowi nie przyszłoby to do głowy.
A jak już nie daj Boże mamy zgrany duet – prawodawca, czyli ktoś u władzy, oraz szemrany obywatel ze śliskimi rączkami, który z tym u władzy zacznie kręcić lody, to można stworzyć mały przekręcik na setki miliardów, jak to było z podatkiem VAT. Koniec jak w Matrixsie – zbójów nie ma i pieniędzy też. Cóż... nasza strata.
Taki kontredans od wielu lat trwa w Polsce z lekami.
Różnica jest tylko taka, że to, bardzo parszywe przestępstwo, bo bezpośrednio uderzające w zdrowie obywateli, umożliwił Tercet Egzotyczny – Diego Łukowicz, Konczita Kopacz i Jose Neumann – same ministry zdrowia. Czy sami to wymyślili, wątpię, bo to wymagało odrobiny rozumu, lecz to oni skonstruowali prawo tak, że leki przeznaczone na polski rynek, do polskich aptek i chorych Polaków, szerokim strumieniem zaczęły płynąć za granicę, co z punktu widzenia powiększania zysków jest rozsądnie, bo po co sprzedawać opakowanie leku za 100 PLN, jak z łatwością można go sprzedać za 100 EU. Czterokrotna przebitka. Każdy by tak chciał.
Paskudna sprawa. Są ciężkie choroby, które wymagają nie przerywania kuracji pod żadnym pozorem i konieczność codziennego zażywania konkretnego leku, w określonej przez lekarza dawce. Choćby taka cukrzyca (2 mln Polaków), lub choroby tarczycy (też grubo ponad 1 mln).
Historyczny rok 2015. Przepędzono cwaniaków, oszustów i kombinatorów. Takie przynajmniej było odczucie tych Polaków, którzy nie czerpali zysków z poprzednią ekipą u władzy.
Jednym z najważniejszych argumentów poparcia Dobrej Zmiany przez naród była obietnica zwalczenia wszelkich patologii.
Idzie piąty rok nowej władzy, a pacjenci,wściekli i zdesperowani biegają od apteki do apteki, by zdobyć lek, który muszą zażywać.
Leków jak nie było tak nie ma. A tuż za zachodnia granicą kupisz polskie leki bez problemu.
Jest nawet gorzej. Z aptek znikają kolejne leki. Gangi tak się rozbestwiły, że wkrótce apteki będą przypominały przesławne sklepy mięsne w stanie wojennym.
W tym czasie rząd, dobrze znając problem zmieniał ustawę farmaceutyczną. Miała ona postawić tamę wywozowi. Nie postawiła. Mafiozi śmiali się w kułak. Przesiadali się już z Porsche na Ferrari. Ustawa miała rażące wady prawne, tak,że wywóz leków można było tak zorganizować, że nie był przestępstwem. I co nam zrobicie fujary?
No dobrze... nazywany onegdaj Szeryfem, minister sprawiedliwości Ziobro wypiął dumnie pierś i oznajmił narodowi, że znowelizował ustawę farmaceutyczną teraz w taki sposób, że mysz się nie prześliźnie za Odrę, a co dopiero ważna pastylka, czy globulka. Stojący obok minister zdrowia, jak zawsze nieco spocony od nadmiaru obowiązków, jednak w oczach nie miał radości, lecz lekkie zwątpienie.
Jak zwykle w działaniach Szeryfa, telewizja pokazała kilka spektakularnych akcji służb – zamaskowani komandosi rzucają na glebę facetów w gaciach, wykręcają łapy i okrutnie skuwają kajdanami.
Wreszcie sukces! Czyżby? TV nie pokazuje, cicho sza, że po trzech, czterech dniach, mafiozi są zwalniani z aresztów, które opuszczają z uśmiechem na twarzy i wsiadają do swoich wypasionych bryk, co najmniej za pół miliona za sztukę.
A zrozpaczeni pacjenci nadal odbywają maraton po aptekach, aptekarze są na progu załamania nerwowego, a ministerstwo bawi się w komputeryzację, idiotyczne raporty, jakieś e-recepty z sufitu (bo Unia kazała).
Żeby jakoś zachować twarz, że kolejną nędzną ustawą rząd dał d..y, wymyślają jakieś zanieczyszczenia nagle odkryte w chemikaliach z Chin, a to nagle okazało się, że podstawowy lek na cukrzycę, który jest na rynku chyba już 30 lat, w trakcie produkcji, w syntezie tworzy trutkę na szczury. Bzdury gadają, byleby przykryć fakt, że kolejna modyfikacja prawa też jest dziurawa jak sito i cieknie lekami, ku radości szczęśliwych mafiozów i tragedii ludzi chorych.
A zdesperowany minister zdrowia na konferencji oświadcza: - To nie jest problem tylko Polski, tylko całej Europy.
Tak? Po co łgać panie ministrze?
Nawet u nas w Polsce są zagraniczne sieci, jak choćby niszcząca drobne polskie apteki sieć Gemini (a miało być wg. Ustawy, że jeden farmaceuta może posiadać max. 4 apteki), gdzie można znaleźć wszystko. Skąd oni to mają? I nierzadko w cenach dumpingowych? UOKIK przypadkiem tego nie widzi, bo patrzy na staruszki na targowisku?
Grozi nam totalna zapaść w polskim wymiarze sprawiedliwości. Gdy na dodatek, Polacy nie będą mieli możliwości leczyć się w kraju i to na choroby pospolite, a nie rzadkie przypadki które prezes Kurski z dyrektor Holecką serwują nam regularnie, to naród się wścieknie i odwróci.
Chyba nikt tego nie chce.
Ale jak skorumpowanych urzędników, złodziei i oszustów zamienia na nieudaczników i ofermy, to jest jeszcze gorzej.
.
Wracając do leków to państwo uszczelniło i koncentruje się na uszczelnianiu rynku, aby patologia regulacji się potęgowała. To samograj. Trzeba będzie bardziej dotować leki i zyski koncernów okupacyjnych wzrosną. Z braku danych trudno się połapać jak na ceny leków wpływają utrudnienia unijne (pod pozorami dbałości i jakość leków i dobro pacjentów - zawodne jak widać) a jak sabotaże i zmowy cenowe. Trwa wojna gospodarcza i zamknięcie przez Chiny 7 fabryk farmaceutycznych jest zauważone, ale przyczyny nikt nie zna, nie docieka. Sabotaże się zdarzają i nie od dzis. Przed laty była sprawa zapakowania pavulonu do fiolek ze sterydem - może źle to pamiętam jako związane było ze śmiercią aktorki Ewy Saładzkiej. Sprawdźmy:
https://gwiazdy.wp.pl/ew…
I nic o pavulonie.
http://www.trzydziestki…
https://gk24.pl/ampulki-…
I jakie są losy Jelfy?
Można to ciągnąć przytaczając kolejne leki załatwione przed unią ceną urzędową zabójczą dla polskich fabryk leków. Znany kiedyś preparat Tołpy podrożał po prywatyzacji z 3 na 30 zł, ale bez niego można się obejść, to dotyczyło jednak setek leków.
Pytanie co sprawia, że produkcją w Polsce i import z Azji są nieopłacalne.
Jeszcze jedno. Wśród brakujących w bieżącym roku preparatów są i takie, których brakowało jednocześnie w Polsce, Finlandii, Holandii i Wielkiej Brytanii wg relacji pacjentów. Czy to ma jakiś związek z fabrykami w Chinach i niezdolnością Europy do produkcji prostych i znanych od lat substancji? Nie sądzę. Raczej jak z farbą do włosów dla blondynek. Zmienia się fotkę na opakowaniu aby odróżnić partie. Z nową fotką wypuszcza się po kilku miesiącach niedoboru i wyczerpaniu starego zapasu nową. Jak widać nie boją się utraty klientek. Czy to ma coś wspólnego z wolnym rynkiem? Może Euthyrox np. jest jak farba dla blondynek?
Problem zatruwania nas niepotrzebnymi medykamentami przez międzynarodowe koncerny, przy współpracy skorumpowanych lekarzy też już opisywałem.
I zgadzam się - całe to leczenie to potworny szwindel. Dlatego też, dla swojego dobra i rodziny, wszystko sprawdzam w miarodajnych doniesieniach naukowych, aby nie być kolejną ofiarą.
https://www.mp.pl/pacjen…
https://www.mp.pl/pacjen…
Tylko co to akurat ma wspólnego z socjalizmem - nie pojmuję.
Czekam na wykrycie pierwszego przypadku dużej przewałki za pomocą elektronicznych recept. Stworzenie armii cyber-słupów, na które można wyprowadzić leki do wyeksportowania - leży w możliwościach studenta. Możliwe, że już jest zaszyte we wprowadzanym systemie wraz z innymi furtkami.
Jeśli nadal masz dolegliwości, to ciekaw jestem, czy już próbowałeś neo-Bianacid. to coś nowego i odmiennego (28 zł za 45 tabletek do ssania)
1. Ceny i płace będą takie same w Polsce i w Niemczech (niemożliwe)
2. W Ministerstwie Zdrowia i w Ministerstwie Sprawiedliwości będą zatrudnieni fachowcy a nie dyletanci (również niemożliwe)
Tak więc problem pozostanie i będzie narastał.
Quod erat demonstrandum.
nonparel
Kwestia negocjacji ceny leku między rządem i producentem oparta jest na wyliczeniach siły nabywczej obywateli. Stąd takie różnice. Co nie oznacza, że nie można zaradzić temu, by leki nie przepływały z kraju do kraju. Paru mądrych ludzi, w tym jeden dobry prawnik załatwią to w tydzień. Ale skąd mam wiedzieć, że w całym MZ i MS na wszystkich szczeblach jest dobra wola by to rozwiązać. Zmieniono ministra, wiceministrów i jeszcze paru, a z dwa tysiące urzędników pozostało. Wystarczy jeden skorumpowany, co źle postawi przecinek i jest furtka.
Czyli fachowcy kontra dyletanci to jeden problem. A uczciwi kontra nieuczciwi to drugi.
Ten element mnie nie zaskakuje bo to nie kryzys tylko rezultat. Nurtują mnie braki dotyczące równocześnie Polski i Wielkiej Brytanii.
Dodam, że tak, jak Polska kupuje leki, tak samo kupuje ponad połowa świata. I to nie od dzisiaj.
Obserwowałem obrót lekami w Stanach Zjednoczonych (wiele państw ma podobny system, np. UK). Po pierwsze, wobec powiedzmy "poważnych" leków, czyli nie tych popularnych na ból głowy, grypę czy nadkwasotę, nie stosuje się pakowania w te idiotyczne blistry. To narzuca konieczność kupna całego opakowania, albo, jak apteka decyduje, pojedynczego blistra. Powiedzmy lek sprzedawany jest w opakowaniach po 28 pastylek, w czterech listkach po 7 sztuk. Lekarz zalecił brać lek 3 razy dziennie przez 8 dni. To jest w sumie 24 tabletki. Pacjent musi kupić więc całe opakowanie i 4 dobre pastylko wyrzucić. Rezultat - marnuje się w Polsce ogromną ilość leków z powodu złego systemu dystrybucji.
W USA lekarz też precyzyjnie zaleca pacjentowi dawkowanie. Z taką receptą udaje się on do apteki i w oryginalnym opakowaniu aptecznym, a nie producenta, dostaje dokładnie tyle leku ile lekarz zaordynował. Apteki o dużych obrotach kupują duże słoje konkretnego specyfiku, a potem sterylnie rozfasowują tyle tabletek ile trzeba. Nic się nie marnuje.
Spotkałem się też z sytuacją, że na głębokiej prowincji lekarze sami wydawali leki, z pominięciem aptek.
Piszę to po to, że my sztywno trzymamy się archaicznego systemu, który obecnie się nie sprawdza, a trzeba dokonać rewolucji. To, co dzisiaj mamy nieuchronnie powoduje - raz - korupcję; dwa - pogoń pacjenta za apteką, która dany lek ma akurat tańszy.
Reakcja polskiego kardiologa ?! To wielokrotnie przekracza dawkę śmiertelną i pozostawia pacjentkę poza kontrolą lekarza. To dawniej. Teraz zostawiam żony zlecenia na leki w recepcji, potem odbieram recepty. Troszkę lepiej. Tamtego opakowania nie wyrzucam, bo wielu nie wierzy, że można w opakowanie zabezpieczone przed dziećmi zapakować 600 tabletek.
Ilości marnowane z blistrów są większe ! Zwykle jest to ledwie napoczęty listek antybiotyku
Ludzie też powoli przyzwyczajają się do zamienników. Lecz niektóre cieszą się złą sławą. Są fabryki, które chodzą na skróty.
Czyli : mając dostęp do systemu informatycznego można wystawić na pacjenta który właśnie zszedł, recepty elektroniczne na cały rok (i wykupić !). Byle to było zanim system wyśle raporty dobowe (?). Dobry informatyk z dostępem (organizacja) do raportów i archiwów, może zrobić grubą przewałkę.