Przejdź do treści
Strona główna

menu-top1

  • Blogerzy
  • Komentarze
User account menu
  • Moje wpisy
  • Zaloguj

To były inne czasy Cz.1

jazgdyni, 30.10.2019
 


 
Lata 50-te, 60-te, 70-te .............. Stop. Wystarczy.
To moje dzieciństwo i młodość. To wtedy zostałem ukształtowany.
  
30 najważniejszych i najszczęśliwszych lat w życiu każdego.
Tylko, że wówczas było zupełnie inaczej. To były inne czasy. Wtedy, a teraz, to tak, jakby przenieść się z Arktyki na Karaiby,
Moje pokolenie dobrze rozumie, co mam na myśli.
 
 
Ci, którzy urodzili się po roku 1980 nie potrafią sobie tego w pełni wyobrazić, bo do momentu transformacji byli dziećmi, a potem przez całe lata dziewięćdziesiąte, uczyli się wraz ze swoimi rodzicami, oraz rówieśnikami, jak żyć w nagle zupełnie innym świecie, intrygującym i obiecującym, lecz pełnym nowych pułapek. Nie mieli punktu odniesienia i porównania w stosunku do starszych pokoleń. Bo oni tamtych lat nie przeżyli...
 
Czy ktokolwiek z nas, z pokolenia powojennego boomu demograficznego, gdy nasi rodzice musieli odreagować lata okrutnej i przerażającej wojny i z radością nadganiali stracone lata, przypuszczał wówczas, przez te trzydzieści młodych lat, że kiedykolwiek może być inaczej?
Oczywiście, że nie. Większość z nas zachowała zdrowy rozsądek, nie była zmanipulowana i zdobyła odpowiednią wiedzę. Prawdziwą wiedzę, a nie tę sowiecką. A sączono ją wszystkim nieustannie.
 
Czy młodsi wiedzą, co to były kołchoźniki? Wątpię. Większość miast, osiedli, a nawet wiele wsi, było osieciowane kablami, do których były podłączone wielkie metalowe głośniki (szczekaczki lub kołchoźniki), przez które władza, konkretnie – partia – wydział propagandy, nadawała swój program, czy ktoś chciał, czy nie, wyłączyć się nie dawało, zachwalający i uczący, jak piękny jest komunizm, jaki wspaniały raj będzie wkrótce, gdy u boku Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich, wytężoną pracą dołożymy starań. Codziennie puszczano wszystkim pieśń - "Dziś lud roboczy wsi i miasta, W jedności swojej stwarza moc, Co się po ziemi wszerz rozrasta, Jak świt, łamiący wieków noc... Bój to będzie ostatni, Krwawy skończy się trud..."
Abyśmy przypadkiem nie zapomnieli.
 
Może, gdybyśmy nie byli Polakami, z naszym bagażem powstań, walki i oporu, z rozbiorami, które jednak nie pozbawiły nas narodowej tożsamości, to ci sowieci nasłani na Polskę uzupełnieni przez ich lokalnych pachołków, coś więcej by zdziałali z naszą świadomością i światopoglądem.
Lecz my zawsze wiedzieliśmy swoje.
Przeszliśmy w tryb, wykształcony już przez stulecie niewoli, w tryb przetrwania.
 
Chcieliśmy żyć normalnie, mieć swoje radości i mieć swoje małe sukcesy.
 
Ponieważ urodziliśmy się już pod sowieckim butem z cuchnącą, owiniętą onucami nogą w środku, to mieliśmy spore trudności z wyobrażeniem sobie jak może być inaczej.
Długie rodzinne opowieści o Złotym Wieku Jagiellonów, o odwadze i poświęceniu powstańców traktowaliśmy w młodych latach, nieco jak legendy i baśnie. Piękne i wzruszające, lecz teraz widzę, że jednak pozostały z nami na całe życie, a po 1989 stanowiły podglebie postaw życiowych i przekonań. Lecz wcześniej tego nie wiedzieliśmy. To była taka sama wiedza, wpajana przez rodzinę, jak należy się zachować, jak mówić, cały ten nasz rycerski szacunek dla kobiet, Naturalny szacunek dla starszych. Jak zachowywać się przy stole. Jak w szkole...
 
Czy dzisiaj ktoś zaobserwuje, że gdy na ulicy ksiądz spieszył do chorego z ostatnim namaszczeniem, to ludzie na jego trasie przyklękali, schylali czoło i odmawiali krótką modlitwę?
Nie pamiętam, by w moim mieście, w ostatnich dziesięcioleciach coś takiego można by zobaczyć. A przecież wtedy, gdy to było coś naturalnego, był komunizm. Był socjalizm. Boga nie ma! A religia to opium dla mas. Lecz nawet najwyżsi komunistyczni "przywódcy" Polacy, po cichu, często w tajemnicy, chrzcili swoje dzieci w kościele. Urządzali huczne przyjęcia z okazji pierwszej komunii. Śluby kościelne brali...
 
O właśnie! To jeden ważny rys czasów mojego dzieciństwa i młodości. Przeważająca większość Polaków żyła w stanie rozdwojenia.
Każdy miał poglądy oficjalne, oraz poglądy prywatne. Poglądy prywatne były demonstrowane głównie w kręgu zaufanego otoczenia. Gdy złe ucho pochwyciło nasze słowa, które nie były zgodne z linią władzy, to w najbardziej łagodnym przypadku można było stracić pracę, a w najgorszym, spędzić wiele lat w ciężkim więzieniu, jednocześnie skazując na ruinę swoją rodzinę.
Trzeba było uważać, co się mówi i do kogo się mówi.
Same archiwa komunistycznych służb bezpieczeństwa dokumentują, że stałych współpracowników, tak zwanych TW (tajny współpracownik) było około 100 000. Jednakże historycy twierdzą, że jest to liczba mocno zaniżona.
Tak więc byliśmy, czujni, ostrożni i skryci.
 
Nieprawdą jest, jak mówią dzisiaj "bohaterowie" tamtych lat, których teraz, gdy już można, namnożyło się tysiące, że istniała powszechna nadzieja na zmianę i upadek komunizmu. Znacznie bardziej wierzyliśmy w III Wojnę Światową i okropnie baliśmy się (słusznie) bomby atomowej.
Osobiście miałem długie etapy koszmarów sennych, w których przykryty białym prześcieradłem czołgałem się do najbliższego schronu, albo nieskutecznie poszukiwałem bliskich.
 
Tych, którzy mimo represji i zagrożeń siepaczy komunizmu, walczyli z otwartą przyłbicą, firmowali opór i sprzeciw wobec narzuconej rzeczywistości była dosłownie garstka. Nie było w Polsce ogólnie znanych dysydentów. Zresztą ci nieliczni, jawnie walczący z komunizmem, nie wrócili do kraju po zakończeniu wojny, lub też przemycili się za żelazną kurtynę.
Tak, przemycili się. Bo legalnie praktycznie można było po świecie podróżować wyłącznie za zgodą państwa, konkretnie służb specjalnych, po uprzednim prześwietleniu chcącego jechać, wraz z jego rodziną, na dwa pokolenia wstecz. Tak, to kim byli i co robili dziadkowie było ważne, czy mogłeś opuścić kraj. Choćby na parę dni...
Normalni obywatele nie mogli trzymać paszportów w domu. Po każdym powrocie z zagranicy miałeś tydzień, by paszport zwrócić w biurze Milicji Obywatelskiej. A jak nie zwracałeś, to przyszli po niego. I po ciebie też.
 
Co tam wyjazdy za granicę; poruszanie się po kraju też było utrudnione.
Istniał tak zwany obowiązek meldunkowy. Każdy Polak, nawet mały osesek, musiał być zameldowany. Co to znaczyło? Państwo musiało dokładnie znać miejsce twojego pobytu. W każdej chwili. Twoje mieszkanie, twój dom, to miejsce stałego pobytu. Lecz gdy wyjechałeś, czy to w celach wypoczynkowych, albo na delegację, lub do sanatorium, to musiałeś wylegitymować się swoim dowodem osobistym, który wtedy nie był plastikową kartą, tylko zieloną paru stronicową książeczką, z wszystkimi twoimi danymi osobowymi, oczywiście z każdym zameldowaniem, oraz z pustymi stronami, gdzie państwowe urzędy mogły umieszczać swoje adnotacje.
I taki hotel, pensjonat, czy sanatorium automatycznie meldowały ciebie na czas pobytu. A gdy wyjechałeś gdzieś do rodziny, lub przyjaciół, czy nawet u obcych wynająłeś pokój, czy całe mieszkanie, to ty miałeś, pod groźbą kary, obowiązek zgłosić władzy swoje aktualne miejsce zamieszkania. Tak zwany pobyt tymczasowy.
Istniał jeszcze jeden sposób kontroli i manipulowania ruchem obywateli. To był nakaz pracy.
Nie za bardzo podobałeś się służbom; z przeróżnych powodów podpadłeś – a to zbyt jesteś religijny i za dużo modlisz się w kościele; kolegujesz się ze złymi ludźmi, którzy już mają kartotekę w Urzędzie Bezpieczeństwa, albo twój ojciec przed wojną był radykalnym wrogiem komunizmu, to gdy na przykład ukończyłeś Uniwersytet Wrocławski, dostawałeś skierowanie do pracy w Mrągowie na Mazurach. Nie było dyskusji.
 
Oczywiście, tak jak dzisiaj, co jest chyba permanentnym elementem życia w społeczeństwie, była korupcja, był nepotyzm, były, oszustwa, kradzieże i morderstwa. Może inaczej były rozłożone akcenty i waga przestępstw była inaczej ustalona.
Korupcja, łapówka z ręki do ręki, była bardzo niebezpieczna i raczej mniej znaczyła, niż tak zwane układy, a konkretnie bardzo cenny element ewentualnego dobrostanu – protekcja. Jeden telefon właściwej, odpowiednio postawionej, nie koniecznie wysoko – na przykład kierowniczki sklepu mięsnego, więcej znaczył, niż parę tysięcy w kopercie pod stołem.
 
Tak się żyło...
 
A mimo tego radowaliśmy się. Bawiliśmy... Więcej niż dzisiaj chodziliśmy do kina i do teatru. Telewizja nastała później. Znamy czasy bez telewizora. Wówczas liczyło się posiadanie dobrego radia. Mówiło się o heterodynie. Nie, nie, to nie było nic związanego z seksem, to była lampa elektroniczna, część radia, która zapewniała lepszy odbiór. A głównym celem posiadania domowego radioodbiornika, było nasłuchiwanie z poza Żelaznej Kurtyny, polskojęzycznych stacji – Radio Wolna Europa i Głos Ameryki. To był rodzinny sekret co drugiej rodziny, gdy wieczorem, przy spuszczonych zasłonach w oknach i zamkniętych drzwiach, kręcąc gałką strojenia, pewnie dzisiaj byśmy powiedzieli – wyszukiwania, delikatnie dostrajaliśmy się do tych zakazanych stacji. Nie było to wcale łatwe, bo władze zagłuszały te stacje, używając potężnych nadajników nadających wyłącznie paskudny łoskot.
My młodzi oczywiście też mieliśmy ukochaną stację. To było Radio Luxemburg. Faktycznie programy nadawane były ze stacji w tym księstwie, ale z przyczyn prawnych, była to pierwsza komercyjna stacja wielkiego monopolisty brytyjskiego BBC. Zresztą oni się z tym specjalnie nie kryli i z wczesnej młodości pamiętam zapowiedzi – Londyn bibisi, dablju dabju łan (London BBC 221). Oczywiście słuchaliśmy muzyki. Muzyki początkowo zwalczanej przez władze, jako imperialistyczny twór potwora (szatan raczej tu nie pasuje), tej samej kategorii, jak bikiniarze,kolorowe skarpetki i fryzura w "kaczy kuper" (a'la Elvis).
To był nasz powiew wolności i podróż do najbliższej galaktyki
Potem ci u góry, konkretnie ich spece od młodzieży,musieli młodym odpuścić i nawet sponsorowali to, co wówczas nazwano big beat.
Miałem to szczęście, że byłem Gdynianinem. Dzisiaj wyraźnie widzę, że to tu narodziła się polska muzyka młodzieżowa. Niebiesko-Czarni, Czerwone Gitary i dziesiątki innych.
Pewnie dlatego, że ojcowie, czy starsi bracia, albo wujkowie pracujący na morzu, przywozili z zachodu single i longpleje Elvisa, Armstronga, a potem Beatlesów, Kingsów, Animalsów, Rolling Stone'sów, Lulu, Troggsów... i co tam jeszcze było aktualnie na topie (Top 20 to ukochana audycja RL).
 
Mieliśmy więc swoje ulubione sprawy. Swoje fascynacje i marzenia. Nie byliśmy ponurzy i zgryźliwi, czy smutni lub przegrani.
Nie... wystarczyła pajda chleba z czymś tam w garści i gnaliśmy kopać piłkę, lub grać w palanta. Albo po prostu tłuc się namiętnie między "wrogimi" ulicami, lub po filmie Krzyżacy walić w zakute łby rycerzy z czarnym krzyżem.
Chyba to zostało najlepiej i najtrafniej uchwycone przez węgierskiego autora Ferenca Molnara w jego wówczas "kultowej" książce "Chłopcy z placu broni".
Tacy właśnie byliśmy. Czy bratanki Węgrzy, czy szczeniaki Polacy.
Teraz już wiem, że niczym nie różniliśmy się od wszystkich młodych na całym świecie. Czy to w Chinach, Brazylii, Syrii lub Nowym Jorku.
Mieliśmy swoje sprawy. Sprawy młodych na całym świecie.
Poszukiwania i odkrywania. Poznawanie życia. Burza hormonów... pierwsze miłości ,,, i takie tam.
 
Starając się żyć normalnie i przyzwoicie, a gdy o tym zapominaliśmy, lub wzięło nas na jakieś wybryki, to klaps matki, lub w poważniejszych sprawach pasek ojca, przypominały nam o właściwej drodze. Nie było (na szczęście) wtedy hodowania z nas stokrotek, co to palcem nie można dotknąć, nie było tolerowania dziecięcych wygłupów i złego zachowania. Kształtowano nas na porządnych ludzi. A co potem wyrastało, to już osobna sprawa. Ale mieliśmy szkołę życia – w domu, szkole i w kościele. I na ulicy...
Ulica to jest termin umowny. Mówiło się: - Idę na dwór. A w Małopolsce: - Idę na pole.
Żadne tam jak dzisiaj kluby, galerie, czy kawiarnie. Jak te młode głupki przesiadujące godzinami w Starbucksach nad kubkiem sojowego latte stukając w klawisze laptopów Apple MacBook (koniecznie – inne marki są obciachem).
I spędzając w gronie kumpli czas na tym "dworze" nikt nie zwracał uwagi w co jesteś ubrany, jaką masz fryzurę, czy ładnie przycięte paznokcie. Gdybyśmy wówczas zobaczyli gnojka z dzisiejszą fryzurką i śladem makijażu, spodniach jak rajstopy i w bucikach na gołe nogi, to miałby natychmiast przerąbane. Nie przeżyłby dnia.
My, od dzieciństwa młodzi buntownicy ( bo byli też nie-buntownicy, dzieciaki trzymane krótko za uzdę przez "starych", albo ci nieśmiali samotnicy, przeciw którym nie mieliśmy żadnej zadry), nienawidziliśmy unifikacji, standardów. Nienawidziliśmy"mundurków".
Oczywiście komuna nas, buntowników i indywidualistów usiłowała ogarnąć. Już niemalże od przedszkola. Były więc "Zuchy". Potem "Harcerze" i wreszcie Związek Socjalistycznej Młodzieży – najlepsza droga do kariery w Partii, a potem, jak cię sprawdzą, że na 100% jesteś swój, to kto wie, jak wysoko.
Niedawno opisałem pewien epizod z dzieciństwa, jak pewnego jesiennego wieczoru (Złota Polska Jesień to zawsze we wspomnieniach najwspanialsza pora roku), zaczailiśmy się i zaatakowaliśmy harcówkę przy szkole, gdzie harcerze w mundurkach mieli to swoje zebranie, czy jak tam to nazywali. Napisałem: - obrzuciliśmy kamieniami. Mój błąd. Rzucanie kamieniami było dla nas poważnym przestępstwem i bardzo niehonorowe. Obrzucało się wroga wyłącznie trawą, wyrwaną z grudką ziemi w korzeniach. Broń skuteczna, ale nie powodująca krzywdy.
Strasznie oburzył się jakiś młody idiota – patriota, jeden z tych śmiesznych ludzików, wściekłych na świat, że ominęły ich przygody i "przyjemności" tragicznych lat 1968, 1970 i 1980 – 1989. O 1956 nie wspominam, bo byłem nic nie rozumiejącym dzieckiem, a inne Radomie znam tylko ze słyszenia.
Więc ten młody idiota-patriota strasznie się oburzył na te moje sponiewieranie harcerzy (chłopcy zielone mundurki, dziewczynki szare (żadne spodnie, nie daj Boże)). Już złapał go na haczyk mit, jakie mozolnie zbudowało komunistyczne ZHP, jakoby było bastionem oporu wobec bolszewizmu. Ha, ha, ha. W harcerstwie, tak jak w ZMS robiło się fantastyczne kariery, jako młody komunistyczny narybek.
I my – chłopcy z ulicy – świetnie to wiedzieliśmy. Sami z siebie. No, może starsi koledzy przekazywali to młodszym.
 
Stale mieliśmy w sobie ten wewnętrzny, boski kompas. Większość Polaków go miała. Za wyjątkiem tych tradycyjnych, nieodwracalnie zarażonych wirusem bolszewizmu, oraz szubrawców – zdrajców, których niestety nasza nieszczęsna Ojczyzna miała w dziejach pod dostatkiem.
A komuna już hodowała następnych. Jak widać – wyhodowała.
Dzisiaj, 75 lat od nastania sowieckiej okupacji mamy tych Polaków-Niepolaków, zawsze gotowych sprzedać Polskę, za łyżkę kawioru albo kęs bratwursta, prawie 5 milionów. Na 38 milionów obywateli to chyba sporo. Czy ja wiem... 13 procent potencjalnych i aktywnych zdrajców.
 
 
 
CDN
 
.
 
  • Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
  • Odsłony: 16026
Domyślny avatar

cyborg59

31.10.2019 10:44

Dodane przez jazgdyni w odpowiedzi na Ech Cybie...

Warto wspominać.
Jak nie będziemy PISAĆ jak było - historią zawładną marni wikipedyści. Tego lata, niespodziewanie odnalazłem 40-sto letni lejek z igły, umyty z drucikiem w środku. Malowałem lakierem bitumicznym z terpentyną. Otwory 0,7 i 1,0. Żarzenie - noga 4 i 5. Pierwsze co zniszczono w ramach transformacji to fabrykę oporników AT i bardziej tajną - tantali. Nie wiem skąd nasz kolega szpec wziął "obcowzbudność" (!) . Generator lokalny heterodyny pracował w tej samej bańce co mieszacz, a wszystko razem w kubku ekranującym. Cała zabawa polega na współbieżności częstotliwości heterodyny z zestrojeniem obwodu wejściowego. W zastosowaniach wojskowych, ten kiedyś wszystkim podglądaczom znany, podwójny,  kondensator powietrzny - miał dodatkowe trymery - a zewnętrzne płytki trzeba było doginać lub odginać, dla uzyskania liniowości. Kolega audiofil wyciągnął ode mnie ostatnie lampy E88CC. Pytanie do "czepiaczy" : dlaczego stosowałem E88CC a nie ECC88 ? Z okien mojego laboratorium widać było ELPO, potem przemianowane na MERATRONIK.
jazgdyni

jazgdyni

31.10.2019 14:34

Dodane przez cyborg59 w odpowiedzi na Warto wspominać.

Rany! Ale to siedzi w pamięci - zawsze noga 4 i 5... W audio amp. nieco bawiłem się z podnoszeniem napięcia żarzenia. Te trymerki były obok, takie nieduże, płaskie, ceramiczne. A płytki też doginałem. Natomiast w nadajnikach miałem wielkie ruchome cewki kształtu kula w kuli, do strojenia. Kurcze, o AT i tantalach nie wiedziałem... Komu to przeszkadzało? Pewnie ruskim.
Domyślny avatar

cyborg59

31.10.2019 15:24

Dodane przez jazgdyni w odpowiedzi na Rany! Ale to siedzi w pamięci

Nie chcę straszyć !
Alzheimer podobno polega na tym, że pamiętamy o tych żarzeniach na 4 i 5 o zasilaniu TTL na 7 i 14 , a zapominamy gdzie wczoraj ukryliśmy flaszeczkę. ;-)))
jazgdyni

jazgdyni

01.11.2019 04:29

Dodane przez cyborg59 w odpowiedzi na Nie chcę straszyć !

Ha, ha, ha!
Już mnie nie wystraszysz, bo borykam się z tym na co dzień. Już wszedłem w erę nieustannych poszukiwań drobiazgów. Ale mam to pod kontrolą.
Ps. Studiuję geriatrię i śledzę postępy. Byłem zszokowany, bo nie wiedziałem, że jak jest prawdziwy Alzheimer, a nie demencja, to rozwija się on błyskawicznie. Rok, dwa i warzywo.
nonparel

nonparel

31.10.2019 18:23

To Pan? Nie poznałem. Nawet jesteśmy do siebie podobni. Zarówno pod względem wyglądu, jak i wspomnień. Nie zgadzam się tylko co do harcerstwa, może miałem takie szczęście, ale to harcerstwo, jakie znałem było szkołą polskiego patriotyzmu. Potem ktoś to zauważył, komuna wprowadziła swoje porządki a ja po angielsku wyszedłem, zapakowałem mundur i krzyż i wysłałem pod właściwy adres...
Pytanie: czy byliśmy lepsi od dzisiejszej młodzieży? Może i tak - zarówno bieda, jak i nadmierny dobrobyt deprawują. A może po prostu tęsknimy za swoją młodością. Przecież ta fascynacja dziećmi - kwiatami, jak się zastanowić - to też większego sensu nie miała. Tak czy owak mamy szczęście: urodziliśmy się po wojnie i umrzemy prawdopodobnie przed następną wojną. Czego chcieć więcej?
jazgdyni

jazgdyni

31.10.2019 21:18

Dodane przez nonparel w odpowiedzi na To Pan? Nie poznałem. Nawet

Jestem gotów się zgodzić, że z harcerstwem bywało różnie. Dużym znaczeniem była postawa drużynowego. Ja niestety pamiętam wiele złych sytuacji. Lecz byłem tylko zewnętrznym obserwatorem.
Czy byliśmy lepsi od dzisiejszej młodzieży? Nie sądzę. Lecz na pewno byliśmy inni. I fakt, samo wspominanie lat młodości jest zafałszowane sentymentem i żalem po utracie najlepszych lat..

Jednakże ja tutaj rozważam potężną zmianę oddziaływania i metod wpływu na nasze umysły, postawy i poglądy w tamtym "bolszewickim" okresie i teraz, w "wolnej Polsce".
Pozdrawiam

Domyślny avatar

Trotelreiner

01.11.2019 09:06

Ta notka i dyskusja pod nią...to żywcem wzięte opowiadanie S.Mrożka....zaczyna się tak:"Siedzieliśmy w okopie i gadaliśmy o dupie Maryny"...etc.etc.
Ale to nic...
jazgdyni

jazgdyni

01.11.2019 11:09

Dodane przez Trotelreiner w odpowiedzi na Ta notka i dyskusja pod nią..

Ciekawe skojarzenia...
To w związku ze Świętem? Znaczy się... wiadomo...
Ps. A ten komentarz to raczej Gombrowicz?
Domyślny avatar

xena2012

01.11.2019 14:50

Do jazgdyni...21:18....,,Czy byliśmy lepsi od dzisiejszej młodzieży''? Nie we wszystkim ale w jednym na pewno tak.Wtedy miłość to była miłość,nie tylko seks.Przyjaźń to była przyjaźń i zobowiązywała do pomocy w potrzebie i tajemnicy jesli wymagała.Dzisiaj prawdziwej przyjaźni już nie ma.
jazgdyni

jazgdyni

01.11.2019 15:53

Dodane przez xena2012 w odpowiedzi na Do jazgdyni...21:18....,,Czy

W pełni się z tym zgadzam. Czy młodzi dzisiaj potrafią być romantyczni?
Domyślny avatar

zbieracz śmieci

02.11.2019 10:36

Dodane przez jazgdyni w odpowiedzi na W pełni się z tym zgadzam.

Ręce opadają gdy czyta się ,że ktoś popiera xenę !!!
Czy dziś młodzi potrafią być dziś romantyczni ...-zaprzeczając wychodzisz na jeszcze większego głupka niż pytający
Domyślny avatar

zbieracz śmieci

02.11.2019 10:27

Dodane przez xena2012 w odpowiedzi na Do jazgdyni...21:18....,,Czy

Technologicznie seks to sprawa prosta jak budowa cepa a czy miłość wyklucza sek ???.Co do reszty,majaczysz jak zwykle.
paparazzi

paparazzi

01.11.2019 17:11

No to na koniec, posłuchajcie tego  z lat naszej młodości. https://www.youtube.com/…
Polecam tez, https://www.youtube.com/…
Zwróćcie państwo uwagę na romantyczna lirykę.

Stronicowanie

  • Pierwsza strona
  • Poprzednia strona
  • Wszyscy 1
  • Wszyscy 2
  • Wszyscy 3
jazgdyni
Nazwa bloga:
Żadnej bieżączki i propagandy
Zawód:
inżynier elektronik, oficer ETO (statki offshore), obecnie zasłużenie odpoczywa
Miasto:
Gdynia

Statystyka blogera

Liczba wpisów: 1, 130
Liczba wyświetleń: 8,832,804
Liczba komentarzy: 31,995

Ostatnie wpisy blogera

  • PO/KO do góry a PiS dołuje. Dlaczego?
  • Spanikowany Bilderberg wściekle atakuje
  • PAŃSTWO NALEŻY DO NAS

Moje ostatnie komentarze

  • @@@Koncentrując się na antypolskich działaniach tych międzynarodowych cwaniaków z realizacją przez część władzy kraju można sobie wyobrazić w zakresie teorii spiskowych inny, bardzo prawdopodobny…
  • @@@Wyjątek: - cwaniacy z Berlina i opanowanej przez nich Brukseli, to dzisiaj wyjątkowi durnie.Wystarczy sobie przypomnieć zaproszenie emigrantów do siebie, bo tak socjalem rozleniwili swoich Niemców…
  • @Imć WaszećMam glupie pytanie, do dzisiaj zafascynowany linijkami zer i jedynek w chaoyucznej kolejności. Tak więć: - czy wy, matematyce, pracujecie głównie w systemie binarnym, czy również w…

Najpopularniejsze wpisy blogera

  • PROWOKATOR
  • Czego my nie wiemy, choć powinniśmy wiedzieć.
  • Mafia powstała w Trójmieście. Tak, jak obecny rząd.

Ostatnio komentowane

  • spike, Jeżeli dobrze pamiętam, chodziło o Sumerów, odkryto że posługiwali się systemem liczenia trzydziestodwójkowym (32), co było zaskoczeniem.
  • Lech Makowiecki, [email protected] właśnie miało być. Dziękuję, już poprawiłem...Ostatni nabój (raper Basti & Lech Makowiecki)https://www.youtube.com/watch?v=qBI0g5ZR1uc
  • Zofia, Nastał już czas wskrzesić zapomnianą organizację późnych lat siedemdziesiątych XX wieku o nazwie TOTO. Kto walczył z komuną ten ten skrót rozszyfruje. Oni znowu łby podnoszą i protestują.

Wszystkie prawa zastrzeżone © 2008 - 2025, naszeblogi.pl

Strefa Wolnego Słowa: niezalezna.pl | gazetapolska.pl | panstwo.net | vod.gazetapolska.pl | naszeblogi.pl | gpcodziennie.pl | tvrepublika.pl | albicla.com

Nasza strona używa cookies czyli po polsku ciasteczek. Do czego są one potrzebne może Pan/i dowiedzieć się tu. Korzystając ze strony wyraża Pan/i zgodę na używanie ciasteczek (cookies), zgodnie z aktualnymi ustawieniami Pana/i przeglądarki. Jeśli chce Pan/i, może Pan/i zmienić ustawienia w swojej przeglądarce tak aby nie pobierała ona ciasteczek. | Polityka Prywatności

Footer

  • Kontakt
  • Nasze zasady
  • Ciasteczka "cookies"
  • Polityka prywatności