W styczniowym numerze „Kuriera Wnet” ukazał się ciekawy artykuł prof. Kazimierza Dadaka dotyczący relacji chińsko-amerykańskich. Profesor jest wykładowcą na Hollins Univesity w Virgini’i, ma więc możliwość spojrzenia na problem z dalekiej i bliskiej perspektywy jednocześnie. Artykuł nosi tytuł: Nowa zimna wojna i można go potraktować jako geopolityczny. Podnosząc znaczenie artykułu, najpierw odniosę się do samego pojęcia „geopolityki”, potem chcąc pokazać całość ujęcia przedstawię kolejno, chiński i polski punkt widzenia.
Co to jest geopolityka
Geopolityka definicji ma wiele. Nie ma natomiast zgodności, czy geopolityka jest nauką, czy też nią nie jest. Gdy natomiast odwrócimy problem i spytamy czym jest nauka, napotkamy podobne trudności. Geopolityka jest więc rozległą dziedziną, która obejmuje kilka obszarów naukowych jednocześnie. Wymaga dużej wyobraźni: politycznej, kulturowej i historycznej – jednocześnie. Ważne w niej są fakty, ale jeszcze ważniejsza jest ich interpretacja i właściwe kojarzenie zdarzeń.
Mówiąc skrótowo, geopolityka jest teorią i praktyka jednocześnie (tylko w Polsce może funkcjonować jakaż teoretyczna lub akademicka). Zajmuje się geograficzno-politycznymi uwarunkowaniami, które wykorzystywane są w bezpardonowej grze o narodowe, państwowe, rzadziej, cywilizacyjne cele. W tej grze narzędziem jest wszystko to, co składa się na siłę fizyczną, a więc: państwowe lub narodowe walory moralne, stan armii, wydolność gospodarcza, kulturowa i odporność polityczna, a także poziom wykształcenia i stopień gotowości społecznej do działania. Siła, jako całość, potrzebna jest do zorganizowania przewagi nad nieprzyjacielem lub wzmocnienia własnej tężyzny na polu rozgrywek – krajowym i międzynarodowych… Warto przy okazji dodać że geopolityka, jest najlepszym i najskuteczniejszym nauczycielem, ustawia obywatelowi umiejętność selekcji faktów oraz właściwy ogląd wydarzeń. A to w życiu codziennym rzecz bezcenna.
Istotne fragmenty
W artykule Dadaka dominują dwa aspekty: ekonomiczny i zachodniocywilizacyjny. Przedstawione problemy widziane są więc okiem Polaka z oddali. Artykuł ma walory poznawcze, ale również takie fragmenty, z którymi warto podjąć polemikę. Wymienię trzy z nich:
- Po rozpadzie ZSRR wydawało się, że Stany Zjednoczone na zawsze pozostaną jedynym supermocarstwem. Przejawem tego stanowiska była słynna swojego czasu książka „Koniec historii i ostatni człowiek” Fukuyamy. Ten tryumfalizm srodze się zemścił…
- W 2015 r. Chiny ogłosiły dziesięcioletni plan nazwany Made in China 2025, stawiający sobie za cel uzyskanie daleko idącej niezależności w zakresie wybranych kluczowych technologii. Ten plan zakładał, że w roku 2049, w stulecie powstanie ChRL, kraj ten ma uzyskać światową dominację.
Walka gospodarcza pociąga za sobą konieczność przygotowań do walki zbrojnej. Chiny, pod swoje potrzeby, układają świat azjatycki, i pozaazjatycki. Największe ich obawy budzi atak amerykański lub japoński od strony morza. Wbrew temu co pisze Dadak, Chiny posiadają potencjał do bycia mocarstwem lądowo-morskiego. Od strony północnej swoje granice mają zabezpieczone układem z Rosją. Na lądzie mogą więc budować Jedwabny Szlak i zdobywać kolejne tereny – to kwestia ekspansji. Na okolicznych morzach muszą jednak tworzyć strefę buforową. Najwięcej do stracenia ma tu Rosja, która została wciśnięta w kąt i skazana jest na bycie wasalem Chin. UE, a szczególnie wydarzenia w Polsce, zadecydują na ile koncepcja rosyjska (od Lizbony do Władywostoku) może się ziścić.
3. Rzut oka na dane tyczące się sytuacji budżetowej Stanów Zjednoczonych nie pozostawiają wątpliwości: kraj ten zbliża się do kresu swych możliwości finansowych. […] Z tych powodów, z amerykańskiego punktu widzenia najlepszym rozwiązaniem byłoby zawiązanie globalnej koalicji antychińskiej, sojuszu, w którym niezbędnym członkiem byłaby Rosja. Tylko w sytuacji całkowitego okrążenia Chin,[…] Krajowi Środka można by narzucić warunki wymuszające rezygnację z posiadania kontroli nad kluczowymi technologiami.
Społeczeństwo chińskie kulturowo jest bardziej zwarte, a przez to i skuteczniejsze w obronie lub ataku, niż społeczeństwo amerykańskie. Chińczyk potrafi znieść najwięcej, więcej, niż żołnierz rosyjski. Żołnierz amerykański „chowa” się za techniką – w warunkach dzisiejszej wojny może to nie wystarczyć. W wielonarodowych i wielokulturowych Stanach kłopoty finansowe oznaczają załamanie się gospodarki i znaczniejsze obniżenie poziomu życia, Amerykanów. Oznacza to kłopoty administracyjne, a także rasowe. W tym kierunku pracują służby rosyjskie i zapewne chińskie. Sojusz amerykańsko-rosyjski nie jest możliwy. Rosjanie bez podporządkowania sobie Europy nie zaryzykują sojuszu przeciw Chinom. A mało prawdopodobne jest, aby Amerykanie wycofali się z UE.
Chiński punkt widzenia
Jin Canrong, Odpowiedzialność wielkiego mocarstwa. Chińska perspektywa (ang. wydanie 2010). Cytaty:
- Historia nowoczesnych stosunków międzynarodowych pokazuje, że państwo osiąga przywództwo na skutek wewnętrznego na nie popytu i zewnętrznej potrzeby przejęcia międzynarodowych obowiązków (s. 7).
- Rozwój Chin jest ważny dla reformy nieracjonalnego porządku i osiągnięcia sprawiedliwej dystrybucji globalnych zasobów. Kraje zachodnie eksploatują zachodnie surowce na bazie ustanowionych przez siebie niesprawiedliwych zasad, wiodąc dostatnie życie, cisząc się wysokim poziomem wewnętrznego dobrobytu.[…] Jednocześnie dokonały pierwotnej akumulacji surowców poprzez kolonializm (s. 213).
1. niewątpliwie Chiny nie mają dostatecznego doświadczenia w wypełnianiu tego rodzaju obligacji [przejecie odpowiedzialności] i prezentowaniu wizerunku odpowiedzialnego mocarstwa, stąd powinny w dalszym ciągu poprawiać swoje zdolności […]:
- powinny wykształcić mentalność mocarstwową. Mentalność określa sposób postrzegania świata, a postrzeganie wpływa na działanie. Obecnie chińska świadomość narodowa jest w okresie adaptacji.
- […] Chiny powinny wyrażać jedność, rozsądek, mądrość i odwagę swoich obywateli oraz otwartość, tolerancję, wiarę we własne siły i niezależność kraju, nigdy zaś arogancję i uniżoność. Powinny próbować zrzucić balast kompleksu „wielowiekowego narodowego poniżenia” i […] zamiast balansować pomiędzy niską samooceną a nadmierną ufnością we własne siły. […] Kraj powinien […] doskonalić się z ostrożnością, tak jakby stąpał „po jajkach”(s. 11).
2. Chiny powinny poświęcić więcej energii zarządzaniu sprawami wewnętrznymi. […Każdy kraj musi przyjąć fakt, że możliwości określają odpowiedzialność. […] Powinna temu towarzyszyć filozofia, iż rozwój zasadniczo musi się opierać na solidnych wewnętrznych fundamentach, których nie zmienią pod wpływem impulsu liderzy bądź masy (s. 12).
3. Chiny powinny utrzymać równowagę w czterech obszarach:
- pomiędzy sprawami zewnętrznymi a wewnętrznymi,
- w stosunkach pomiędzy krajami rozwiniętymi a rozwijającymi się,
- pomiędzy międzynarodową współpracą gospodarczą, a budowaniem narodowego wizerunku,
- pomiędzy stanowczością a subtelnością w działaniach dyplomatycznych (s. 13-14).
4. Chiny powinny przyjmować odpowiedzialność międzynarodową w sposób aktywny, ale też selektywny. […] Aby przejść z pozycji pasywnej do inicjatywnej, musza poradzić sobie z dwiema zasadniczymi kwestiami:
- Chiny nie są wszechmocne, a mocarstwowe zobowiązania nie oznaczają wypełniania wszystkich zadań,
- wypracowanie większej liczby elastycznych projektów
5. Jeśli Chiny mogą zmodernizować liczące 1,3 mld społeczeństwo w oparciu o pokój i wzajemne korzyści, ich wzrost jest tym bardziej znaczący niż wzrost jakiegokolwiek mocarstwa w historii. Można więc pokusić się o twierdzenie, iż silne Chiny mogą stanowić nowy wzorzec rozwoju, kultury i wartości (s. 214).
Część kolejnych cytatów można potraktować jako propagandowe, ale większość z nich mogą Polakom posłużyć, jako dobra rada. Nie wiadomo dlaczego państwo polskie nie wysyła do Chin swoich uczniów i statystów?
Na podstawie porównania światów: amerykańskiego i chińskiego znakomicie widać też ile warta jest, propagowana w Polsce idea wolnego rynku. Tylko niewolnik może zobaczyć swoją szansę w jego stosowaniu. Ideę tę wtłaczano polskim studentom przez kilkanaście lat, zwłaszcza na uczelniach technicznych i merketingowych. Dziś staliśmy się niewolnikami nieracjonalnych idei, a przynajmniej niemożliwych, w naszych warunkach, do realizacji.
Polski punkt widzenia
Michał Lubina, Niedźwiedź w cieniu smoka. Rosja-Chiny 1991-2014, Kraków 2014. Cytaty:
- To właśnie opozycja ideologiczno-aksjologiczna wobec Zachodu była motorem zbliżenia rosyjsko-chińskiego w latach 90 XX w. Rosję i Chiny łączyło wspólne postrzeganie świata […]. Nie był to żaden sojusz, ani próba tworzenia nowego bloku. […] Tam, gdzie interesy Moskwy i Pekinu łączyły się, kraje te wzajemnie się popierały. Tam, gdzie interesy były rozbieżne, Rosja i Chiny nie zwracały na siebie większej uwagi, będąc gotowe na poświęcenie „strategicznego partnera”, na rzecz lepszych relacji z USA. […] Gdy przychodziło do najistotniejszych kwestii, w Moskwie i Pekinie, zawsze najważniejszy był Waszyngton (s. 541-543).
- W Moskwie i Pekinie nie wierzą w bajki o „erze ponadnarodowej” i „uniwersalnych wartościach”, wolą trzymać się tradycyjnych imperatywów realizmu politycznego: bezpieczeństwa narodowego, projekcji siły i utrzymania strategicznej równowagi. To w duchu realizmu politycznego wykształcone zostały elity rosyjska i chińska. […] Demokracja i prawa człowieka są w tym ujęciu zachodnimi instrumentami służącymi poszerzaniu stref wpływów i mieszania się do spraw wewnętrznych innych (s. 543-544).
- Dla Rosji odbudowa swojego wpływu, to absolutny priorytet, lecz musi mieć w tym „spokój od Wschodu – tak, jak Chiny realizujące swoje ambicje w Azji Południowo-Wschodniej muszą mieć spokój od północy. […] Charakterystyczne jest jednak to, że najważniejszą [treścią] ich rozwoju pozostają w jakimś stopniu zależności od relacji Rosji z Zachodem i Chin z Zachodem.[…] Łączy się to z obniżeniem międzynarodowego znaczenia Rosji w wyniku wzrostu pozycji Chin. […] To Chiny a nie Rosja są kluczowym partnerem Zachodu w rozwiązaniu najważniejszych problemów globalnych (544-545).
Wschód - Zachód
Jako ważne uzupełnienie tematu chciałbym polecić monografię stosunków Wschód – Zachód Iana Morrisa pt. Dlaczego Zachód rządzi – na razie (Zysk i S-ka 2015), która w Polsce, ze względu na preferencje małej perspektywy, nie została zbytnio zauważona. Autor pokazuje jakie skutki niesie za sobą blokada gospodarcza i kulturowa. W tym względzie wyróżnia: blokadę długoterminową i krótkoterminową. Na szersze omówienie nie ma tu jednak miejsca.
W polskim ujęciu z blokadą długoterminową, i to na „trzy ręce”, mieliśmy do czynienia podczas zaborów. W II RP nastąpiło uwolnienie. Po II wojnie doczekaliśmy się kolejnych – zmiennych i wzajemnie nakładających się, które trwają po dziś dzień. Po raz kolejny zostaliśmy więc zmuszeni do budowy nowej konstrukcji w nienaturalnych warunkach i sztucznych układach. I nikt tego procesu nie wyjaśnia. Skutek jest taki, że młode pokolenie zaczyna odczytywać teraźniejszość w oparciu o indywidualne doświadczenia i zwykle nie zdaje sobie sprawy, że obiektywizm wymaga jak najdłuższej perspektywy dziejowej.
A tymczasem rzeczywistość w kraju po 1989 r. stała się jeszcze bardziej skomplikowana, niż w PRL-u. Ogólnie społeczeństwo podzieliło się na dwie grupy: posolidarnościowa i poubecka i żadna z nich nie chce wyjść poza okres PRL. Wszyscy duszą się we własnym sosie, bo zysk za wszelką cenę stał się najważniejszy. Druga RP jest czarną dziurą, a zabory przeszłością – czyli mentalnie, nadal komuna górą. Młodzież uciekła. Na uczelniach, w szpitalach i innych ważnych instytucjach brakuje jednego pokolenia – pracuje ono nie na siebie, lecz często na kogoś, kto źle nam życzy lub ustępuje miejsca w nauce obcym. W kraju zmuszeni jesteśmy walczyć nie o swoje interesy, lecz o wysokość unijnych dotacji. Dawni działacze niepodległościowi swój najlepszy czas przeżyli w okresie 1980/81; ale często zapominają, że tamtejsze równie nienaturalne warunki i tamtejsza siatka przyjaciół zatrzymały się w czasie i ze są już nieprzydatne do roli zwrotnicowego. Świat poubecki zainteresowany jest wyłącznie zatrzymaniem czasu w miejscu. I nadal jest silny słabością wymordowanej tradycyjnej polskiej inteligencji.
Podsumowanie
Mówiąc wprost, druga zimna wojna – pisze Dadak – ma dla Polski niesłychanie istotne znaczenie. Nad nami wisi groźba porozumienia amerykańko-chińskiego, rozwiązanie NATO i zabezpieczenie rosyjskich interesów w Europie Środkowo-Wschodniej.
Amerykańsko-chińskie porozumienie jest jedyną opcją mogącą uratować świat przed wojną nuklearną. Porozumienie musi ustalić strefy wpływów i sposób trzymania „za pysk”. Wojska amerykańskie nie po to weszły do Polski i nakreśliły nową Limes (od Estonii do Rumunii), aby wycofać się i przez to wzmocnić Rosję lub siły chińsko-rosyjskie przeciwko sobie.
Rosja z trzech powodów nie wystąpi przeciwko Chinom: 1. nie złamie wzajemnego porozumienia granicznego z Krajem Środka, bo potrzebuje wojsk do operacji łączenia ziem posowieckich i skierowania ich na zachód, 2. Chiny dysponują zbyt dużą przewagą pod każdym względem, a z takimi w Azji się nie wojuje, lecz układa, by wojnę podjąć później, 3. Rosja operuje na „froncie zachodnim” po to, by wzmocnić swoją pozycję wobec Chin; dlatego potrzebuje sojuszu z Niemcami i podporządkowania sobie UE… Porozumienie więc amerykańsko-rosyjskie dla Rosji oznaczałoby samobójstwo. Natomiast rosyjskie zdobycze mile widziane są dla Chin.
Także zabezpieczenie rosyjskich interesów w Europie Środkowo-Wschodniej nie wchodzi w grę, ponieważ oznaczałoby to wycofanie się Amerykanów z Europy i zwycięstwo koalicji antyamerykańskiej, czyli połączenie: Chin, Rosji, Niemiec (prawdopodobnie UE), Iranu i być może też Turcji. Taka opcja oznacza wojnę, zatopienie „amerykańskiego lotniskowca’ i bezpowrotną likwidacja Polski, jako wyspy „z siedliskiem reakcji”. W takiej sytuacji też likwidacja NATO byłoby zniszczeniem polskiej przesieki oddzielającej Niemcy od Rosji i amerykańskim samobójstwem. To nie Izrael, lecz Polska jest języczkiem u wagi w aktualnej grze.
Globalizacja oznacza wojnę na koncepcję. Obydwa światy doszły na przedpola starcia decydującego, w którym z jednej strony stanęła cywilizacja zachodnia – niejednolita, lecz bardzo odkrywcza, a z drugiej – chińska, jak dotąd niezwyciężona. Obecność Amerykanów, chcemy czy też nie, wprowadza Polskę na arenę szerokiej polityki międzynarodowej – w chwili, gdy nie jesteśmy do niej przygotowani. Możemy się „wykpić” potrzebą budowania amerykańskiego Międzymorza, ale tutaj też brakuje nam kadr i narzędzi.
Wykorzystanie polskiej szansy wiąże się z zaprowadzeniem porządku w kraju. Z tego powodu prowadzenie polskiej polityki wewnętrznej nie może iść w kierunku wzajemnego jątrzenia lub politycznych rozgrywek, lecz polskie społeczeństwo musi znać kierunek i cele, jakie wspólnie chcemy osiągnąć. Wzorem jest II RP. Dobrobyt, to slogan bez pokrycia, bo słabe państwo nie będzie w stanie go zabezpieczyć.
Polska musi bacznie obserwować, jak rozkładają się siły – jeżeli nastąpi wzmocnienie obozu cywilizacji zachodniej, nasze miejsce jest w nim. Jeżeli nastąpi jej rozkład, bez względu na wszystko, będziemy musieli znaleźć własną drogę i zawczasu postawić na wzmocnienie własnej świadomości narodowej. Od Chin możemy się wiele nauczyć – ustrój nie ma tu nic do rzeczy.
PS. Powyższy artykuł nie mógł się ukazać w żadnej polskiej gazecie.
Naturalnie możliwe jest wyobrażenie sobie celu działania polskiego rządu na podstawie podejmowanych działań w kraju i za granicą. Kiedy jednak próbuje się to uczynić, tworzy się galimatias. Artykułuje się zagrożenie militarne ze strony Rosji i jako odpowiedź na nie nawiązuje bliskie militarne kontakty z USA, jednocześnie nie tworząc w stopniu odpowiednim dla oficjalnej oceny zagrożenia własnej siły militarnej, korzystającej ze swoich funduszy i obecnej w Polsce wytwórczości - przez blisko 4 lata rządów nie kupiono ani jednego śmigłowca bojowego lub samolotu dla armii, nie tylko nie zbudowano żadnego okrętu, ale nawet nie zdefiniowano miejsca Marynarki Wojennej w planie obrony kraju, nie zmodernizowano wojsk lądowych w środki tanie, a skuteczne w odstraszaniu - pociski przeciwpancerne, drony i mikrodrony bojowe i rozpoznawcze, broń osobista żołnierza czy choćby własna wytwórnia prochu. Widząc wielkie bariery biurokratyczne w wojsku nie dokonano radykalnych ich zmian, co w końcu jest niezależne od Unii Europejskiej czy USA, a oszczędziłoby czasu i pieniędzy. Czy więc jest to zagrożenie rzeczywiście największe, skoro tak niefrasobliwie do niego podchodzimy?
A może jest inny ważny cel, o którym także nie wiemy, a dla którego jesteśmy - jako państwo, ale i osobiście jako politycy - tak wiele poświęcić, nawet dobre imię, znosić obelgi, poniżenie? Czy mogą to być reparacje wojenne od Niemiec w takiej wysokości, że pozwolą na skokowy wzrost potencjału Polski w każdym wymiarze - wojskowym, gospodarczym, kulturowym i politycznym? Tylko podobny cel uświęcałby dla mnie wszystkie sprawy związane z polityką rządu wobec USA i Izraela, zdaję sobie bowiem sprawę z faktu, że bez USA nasze żądania wobec Niemiec są niemożliwe do zrealizowania.
Na koniec odniosę się do opinii, że żaden rząd nie będzie oznajmiał o swych planach w telewizji, bo to niepoważne i niedyplomatyczne i nie tak tworzy się politykę. Można zgodzić się co do taktyki - tę tworzy się w zaciszu. Ale naród powinien wiedzieć, jaki jest jego cel i gdzie leży owa Ziemia Obiecana, a wtedy znajdzie się w nim dodatkowa siła, która go do niej doprowadzi. Wcześnie jednak musi chcieć ją poznać - i dać swą aprobatę.
okręty wojenne i helikoptery bojowe to miniona epoka. Oczywiście w stosunku do geograficznego położenia Polski.
Oczywiście dobrze mieć, ale nie koniecznie. Systemy rakietowe na dziś i wojny kosmiczne na jutro.
A i tak wojna może rozegrać się w cyberprzestrzeni.
Należy przestać myśleć kategoriami pułkowników i komandorów minionej epoki.
Mam pytanie bardzo ogólne. Pochodzę z ziem zachodnich, ale jakoś nie bardzo mogę zrozumieć skąd takie poparcie dla PO, KOD-u i całej opozycji antypisowskiej? Mam swoją odpowiedź na to pytanie, ale ciekawy jestem Pańskiego zdania. PiS robi dużo błędów, ale co by nie zrobił, będzie źle. Przecież to bezrozumne. O co chodzi? Nieprawdopodobne zacietrzewienie.
================
Dosyć oklepany frazes. Wojna w modnej i nośnej cyberprzestrzeni zakończy się błyskawicznie, gdy tylko stara dobra rakieta zgasi lampy w elektrowni. Potem będzie się już liczył tylko zapas świeczek. To zadziała tak, jak, - zapomniałem jak się nazywa, krajowy system ostrzegania przed kataklizmami. Jak nic się nie dzieje, to dostaję SMS o nadchodzącej burzy. Jak już po 10 godzinach burza się zacznie, to przestaje mi działać net, bo operator wyłączył BTSy w ochronie przed wyładowaniami. Pstryk, jest światło, pstryk, jest ciemno. Kałach, czołg i zapas świec, to nie 21 wiek, ale niezbędniki.
Dziękuje, bardzo trzeźwy głos. Wiele z tych uwag jest w powyższym artykule oraz w innych, które publikowałem wcześniej.
Pozdrawiam
PS. Odpowiedź wskakuje, gdzie chce.
Ten artykuł jest w pewnej kontrze do mojego geopolitycznego eseju.
Pragnę tylko dodać że należy odróżniać geopolitykę od geostrategii (tu i teraz vs. rozwiązania na przyszłość).
Serdeczności
Oczywiście, geopolityka jest wyszukiwaniem i określeniem możliwości, a geostrategia już planem wykonawczym.
Nie ten poziom. Tzn. nie ten poziom polskiego ucznia i stypendysty (chyba chodziło o stypendystę?). Jeśli nasz, krajowy student, na wydziale elektrycznym, robi sciągę, w której m. in. umieszcza prawo Ohma, to jest nad czym myśleć.
Znam osobiście sytuację tu i tam. Ciężko jest, bo to zderzenie cywilizacyjne, szczególnie w obszarze kultury, w tym technicznej. Polacy, jako reprezentanci cywilizacji zachodniej są o niebo bardziej kreatywni niż Chińczycy. Lecz także posiadają indywidualizm i silne ego, czego niemalże nie ma na wschodzie. Natomiast oni mają znacznie wyższą motywację i wytrwałość, czego z kolei nam brakuje.
By udowodnić to co piszę, zapytam się, czy znane jest cokolwiek, co w ostatnim stuleciu wymyslili Chińczycy, Japończycy,czy Koreańczycy? Potrafią wspaniale udoskonalać nasze pomysły i produkty i potrafią to świetnie sprzedawać.
Więc proszę zdefiniować, co znaczy "nie ten poziom".
Obserwując kobiety arabskie np. w Syrii, czy Jordanii, odnosiłem wrażenie, że w przyszłości będą najgorętszymi kobietami w burdelach. Arabowie o tym wiedzą i dlatego z taką nienawiścią traktują zachodniego człowieka, który wymyślił anteny satelitarne i pornografię. Po prostu bronią się przed demoralizacją. A jednocześnie widziałem, jak kąpała się piękna Arabka, akuratnie w Morzy Czerwonym. Weszła do wody w czadorze z czarczafem łącznie.Gdy zanurzała się, myślałem, że przynajmniej zobaczę twarz. Ale nie. ona go przytrzymała ręką. i zanurzyła się cała. Potem wyszła jak Nimfa w "pełnym bojowym", podeszła do męża i rodziny. Ten pozwolił jej się częściowo rozebrać i podsuszyć. Przyznam, ten obraz trochę mną wstrząsnął. Ale potem miałem okazję rozmawiać ze starą Arabką, która mi wyjaśniła, że mam się nie wtrącać do ich kultury, bo to tylko z naszego punktu widzenia tak to źle wygląda.
Oni więc mają czego bronić, my atakujemy po to, aby ich złupić. Gdyby nie anteny satelitarne, nie byłoby aż takiego konfliktu między nami. W przypadku Chińczyków, to podobno (nie miałam okazji zobaczyć tego kraju) już są przygotowani do opanowania wszystkich ważnych urzędów na całym świecie. Ponadto, jak Ruscy szli po zegarki, rowery, to Chińczycy przyjdą po nasze kobiety, i prawdopodobnie to właśnie oni zgaszą ten rozdmuchany cywilizacyjny płomień podgrzewający niewieścią chuć.
Bóg, czy Natura, jak kto woli, nie pozwolą na królowanie dewiacji. Człowiek, jak każda istota żyjąca na tej ziemi ma swoje zadania do wypełnienia, jeżeli ich nie wypełnia, po prostu przestaje być potrzebna i ginie. Człowiek, mimo swoich wielkich osiągnięć, podlega tym samym prawom. A wojna, a wojna, jest zabiegiem higienicznym. I to nie jest żaden fatalizm, czy determinizm, lecz prawo tego świata. Problem w tym, że ludzkie słabości są znacznie silniejsze niż normy tego świata. Wyrywamy dla siebie przestrzeń, jak Holandia ziemie morzu, ale wystarczy, że zaczną topnieć północne lody i cała koronkowa robota zostaje zakończona totalna klęską.
I tak naprawdę nie ma wyjścia: nasza cywilizacja już się nie cofnie, pozostaje zniszczenie Chiny. Ale, gdy nawet tego dokonamy, to i tak sam Bóg lub Natura, nam nie daruje. Nasza kreatywność musi mieć pewne ramy. Wytrwałość, też, ale ich ramy są mniejsze i mniej wymagające. I tu przegrywamy z kretesem. Pogrąża nas bezsiła.
Z sytuacją kobieta -mężczyzna w Chinach jest nieco inaczej. Pamiętasz zapewne jak Mao chciał opanować niesamowity wzrost populacji poprzez zezwolenie tylko na jedno dziecko. Rezultat eksperymentów - jest około 35 milionowy nadmiar mężczyzn, którym brakuje przyszłych żon. Czyli faktycznie te Chińczyki mogliby nam przyjść zabrać kobiety.
Lecz opowiem ci, gdziekolwiek w Chinach pojawiałem się pół-prywatnie, to natychmiast byłem swatany przez zapobiegliwe mamuśki. Tam zachodni mężczyzna ma wartość stu Chińczyków. Więc to raczej my możemy zabrać im kobiety. Gdyby mimo tego Chińczycy ruszyliby po branki, to po drodze mają Rosję, gdzie akurat jest o 10 milionów kobiet za dużo. I dodam z osobistych obserwacji - Rosjanki to bardzo dobre żony (obserwacje sprzed 20 lat, więc panie mogły się już zepsuć).
A co do prognoz w temacie kto kogo zniszczy. A tu, my Polacy, mamy taki handicap, że mieszaliśmy się cywilizacyjnie z ludnością wschodu i łatwo o porozumienie i zrozumienie. Polscy fachowcy, szczególnie specjaliści,.są bardzo wysoko w Chinach notowani. Oni nas autentycznie lubią (dlaczego i co ma do tego Cyrankiewicz - to jest temat na osobny artykuł).
Więc koncepcja Nowego Jedwabnego Szlaku z głównym terminalem w Polsce jest mądra i realna.
Pozdrawiam
Na Syberii już Rosjanki wychodzą za Chińczyków: nie pije, nie bije i dba o rodzinę. Wystarczy.
Są dokumenty, że Chińczycy nam pomogli w 1956 r.. Podobno pomogli też w 1981 r. Miał na ten temat powstać jakiś film, ale jak na razie cisza. W II RP tez mieliśmy dobre stosunki z Chińczykami. Oczywiście, trzeba to wykorzystać, i nie wiem dlaczego polskie rządy tego nie robią? Pierwsza propozycja Chińczyków dotycząca 16+1 została złożona w Warszawie. Powstało jakieś Biuro, i dalej nic się nie działo. Inicjatywę i pośrednictwo przejęli Węgrzy. Po przyjeździe Amerykanów, sytuacja się zmieniła. Dziś jesteśmy już ostatecznie w ich strefie wpływów. A Jedwabny Szlak, oczywiście jest dla nas korzystny, ale niewiele mamy tu do gadania. Jeżeli Amerykanie go zaakceptują, będzie, jeżeli nie, nie będzie. Zależy jaka opcja w USA zwycięży.
Najgorsze jest jednak to, że w Polsce nikt nie chce zauważyć, że teraz Rosja jest pomiędzy, tak samo, jak przez 200 lat była Polska. Zresztą jw.
Pozdrawiam
Czy pamiętasz jakiś historyczny moment, by Chiny, powiedzmy na przestrzeni 2 tysięcy lat toczyły wojnę ekspansyjną? Czy generalnie, poza tym, co uważają za granicę swego państwa (co wyklucza Tybet i wyspy Osprey). Natomiast lubią ekspansję gospodarczą, w tym także "pomoc" biednym państwom np. w Afryce.
Czy projekt Szlaku Jedwabnego stał się martwy? Chyba nie, tylko poszedł w zacisze gabinetów.
Tak czy inaczej, robiąc bilans, ze względu na segment militarny i członkostwo w NATO,naszym najlepszym rozwiązaniem i sukcesem byłoby zostanie zwornikiem miedzy dwoma największymi mocarstwami - USA i Chinami.
Być może, że projekt Jedwabnego Szlaku trafił do gabinetów - wszystko na to wygląda.
Tak, o zworniku pisałem wielokrotnie. Tylko do tego potrzebne są odpowiednie elity z twardymi ja.. A tymczasem, pomimo diametralnej zmiany geopolitycznej Polska nadal pozostaje pomiędzy Niemcami a Rosją. Tak, jakby nic się nie zmieniło.
Być może jesteśmy powaleni przez układ sprawczy związany z 10.04.2010, choć ostatnie wystąpienie Kaczyńskiego w Białymstoku napawa dużymi nadziejami, że coś się ostatecznie przełamało. Jednak poziom świadomości społecznej jest bardzo niski.
Wiesz, naprawdę ciekawie będzie, jak się zacznie wybuch postępu w Indiach. Oni dopiero mają potencjał.
Nie chcę się upierać, ale z Chińczykami może być podobnie, jak z Niemcami. "Na dole", to można pogadać, nawet wspólnie coś ukraść i znaleźć wspólny język, ale im wyżej, tym gorzej. Dystans powiększa się dramatycznie: mniej czy bardziej ukrywana pogada kulturowa, poczucie niczym nie uzasadnionej misji itd. Jak, widać z artykułu, interesowałem się trochę Chinami i jakoś nie bardzo widzę tu miejsce na ich lekceważenie. Czy im zależy? Kierownictwu państwa, zależy na pewno. Może nie jest to taki nakaz, jaki mają w Rosji czy Niemczech, ale ta potrzeba narodziła się jakby naturalnie - poszła za potencjałem. Tak czy siak, są jedynym przeciwnikiem USA. Ale, fakt, nie byłem, nie powąchałem.
Natomiast Indie..., owszem. Kiedyś córka, przed maturą, powiedziała mi, że chciałaby studiować w Indiach. Zrobiłem wielkie oczy, ale potem, gdy zacząłem podpytywać, podczytywać, przyznałem jej rację. Tak, tam coś się urodzi, ze względu na brak blokujących barier kulturowych i religijnych. Wskazywałbym też na Brazylię. To wprawdzie inny potencjał, ale prawdopodobnie rozwój zablokuje im usilne dążenie do bycia Europą - coś podobnego, jak w Polsce. Chociaż nadchodzące zmiany mogą i tę tendencję zmienić. Zresztą, o Brazylii już wspominałem.
Niestety, to prawda. Nie chcemy wiedzieć, nie chcemy się uczyć. A jeszcze przez II wojna było tak dobrze. Z tego musimy wyciągnąć wnioski.
Tymczasem znamy liczne przykłady państw, które dzięki postawieniu sobie ambitnych planów rozwojowych uzyskały wyraźny wzrost znaczenia i bezpieczeństwa - choćby Japonia, Korea Południowa, Brazylia, Indie, Indonezja czy Turcja. Z naszego podwórka warto podkreślić znaczenie nakreślonych idei dla odbudowy państwa polskiego, budowy Gdyni, COP, a z bliskiego sąsiedztwa świetny wynik starcia Finlandii z Sowietami w 1939/1940 r. czy w nowszych czasach rozwój Irlandii. Wszystkie te kraje miały okresowo silne idee ogólnopaństwowe, które je wzmacniały przez ukierunkowanie intelektu i kapitału na ich osiągnięcie.
Polska i Polacy są na razie na etapie kumulacji prywatnego majątku (lub wysiłków, by normalnie żyć), nie dostrzegając, że brak zastanowienia się nad swym państwem może ich tego wszystkiego pozbawić.
Czekam już od 9 lat (a zwłaszcza od 4 ostatnich), czy znajdzie się ktoś na tyle zdolny i odważny, by przedstawił nam nasz „lot na Księżyc przed końcem dekady", który będzie odtrutką na narastającą destrukcję społeczeństwa.
Tracę nadzieję, że tym kimś jest Jarosław Kaczyński (z zastrzeżeniem z pierwszego komentarza).
Rozumiem, ale czy Pan sobie wyobraża, jaki śmiech wywołałby pomysł lotu na księżyc Polaków? To efekt zniewolenia. Nie mówiąc o literaturze, która jest źrenicą współczesnej polskiej humanistyki. Tak, społeczeństwo jest na etapie chapania. Rozdrapują wszystko. Nie zdaje sobie sprawy z tak podstawowego faktu, że jego własność może ochronić tylko silne państwo. A więc wszystko jest do wycieraczki, poza nią już obcy świat. To efekt słabości poszczególnych rządów i braku wytyczonego celu. Po prostu, nie wiemy co mamy robić i jak się zachowywać?
Ale coś ruszyło, coś się uwolniło. Świadczy o tym dzisiejsze przemówienie Kaczyńskiego w Białymstoku. Ja pochodzę z ziem zachodnich i pamiętam, że traktowane były tak samo, jak dziś ściana wschodnia, co do której tęż była niepewność czy zostanie przy Polsce.
W moim eseju, którego już 4 części opublikowałem właśnie zajmuję się z perspektywy Polski geopolityką i geostrategią. Będą dalsze części obserwacji i przemyśleń.
A moja główna teza jest taka, że mamy ogromny potencjał i jak będziemy mądrze działać, to możemy zostać liderem niemalże połowy Europy i poważnym światowym graczem, z którym trzeba sięliczyć.
Ale, jak już pisałem wczoraj, coś zostało przełamane, coś ruszyło do przodu. Pokazuje to wczorajsze przemówienie Kaczyńskiego w Białymstoku. Rusza odbudowa ściany wschodniej. Tę tendencję znam z ziem zachodnich, na których się wychowywałem. Do 1970 r. myślano, że tamte ziemie prędzej, czy później odpadną i nie inwestowano prawie nic. Tak samo do wczoraj było na ścianie wschodniej, te ziemie się wyludniały, bo wieść szła, że przyszła Polska ma być od Wisły. To oczywiście ludowa wersja, ale potwierdzały ją fakty - nie inwestowano. A Lubelskie pod względem ilości eurosierot było na trzecim miejscu w Polsce. Czego więc brakuje? Wyraźnie brakuje tradycyjnej inteligencji, tej która jest w stanie powiązać przeszłość z przyszłością.
Długo by mozna gaworzyć ale kitajce nigdy nie zostana mocarstwem o zasiegu globalnym z powodu braku surowców i pisma obrazkowego co ma juz grubo ponad 6 tyś ,.znaków i ich liczba ciągle rośnie a kazdy taki malunek może oznaczać wiele rzeczy,obowiązujący język mandaryński zna może 20 % procent a reszta pozostaje w dialektach i raczej nie chce zmieniać na rządowy..
Ci co zdecydydowali o zrobienia z Chin cntrum produkcji chłamu kosztem państw wolnych wiedzieli co czynią ,wiedzieli ,że za miseczke ryzu mozna tam zapędzic do pracy setki milionó ludzi w obozach koncentracyjnch istniejacych po dzis dzień ale są jeszcze Indie -kraj bu=iedy ale kudzi wolnych i tam wszystko można przenieść.