Jeszcze chwila i kończy się osiemnasty rok nowego, XXI stulecia.
Ci, którzy urodzili się tuż po przełomie wieków, właśnie uzyskali pełnoletność.
A my tylko zestarzeliśmy się o kolejny rok życia. O rok bliżej końca. Kiedykolwiek to się stanie...
Nie mogę powiedzieć, że był to dobry rok. Pochowaliśmy pięć bliskich osób. Już od tego można się samemu ciężko pochorować.
Dwóch zmarłych było moimi przyjaciółmi z pracy na morzu. Dokładnie w moim wieku. Pan Bóg tych z morza zabiera szybciej do siebie.
W stosunku do Stasia, który bardzo cierpiał zanim odszedł, mam nawet wyrzuty sumienia. Bo to ja ściągnąłem go do niemieckiego armatora,do pracy na gazowcach – produktowcach. To drogie, specjalistyczne statki i tym się różnią od typowych LNG, czy LPG, przewożących podstawowe węglowodory, że mogą przewodzić przeróżne gazy. Często bardzo agresywne i toksyczne. Choćby takie paskudztwa, jak amoniak, benzen, toluen, czy dichlorometan. Czasami przewozi się dwa różne gazowe trucizny naraz.
Ja uciekłem z tej branży po dwóch latach z hakiem, a Stasiu pozostał do emerytury.
Czy to znaczy, że ja wywinąłem się rakowi, a on nie? Ostrzegałem go wielokrotnie, ale wiecie, jak to jest. Dobrze płacą, niezły komfort, poczucie stabilizacji i ta nasza niechęć do zmian. Wszystko skończyło się w 2018. R.I.P. Stasiu.
Edek, przyjaciel i sąsiad, mechanik okrętowy, też zmarł na błyskawicznego raka. Pogrzeb był miesiąc po diagnozie. Można się wprawdzie zastanawiać nad nieudolnością naszej beznadziejnej służby zdrowia, która nie potrafi skutecznie i na czas diagnozować, a potem fachowo działać, ale to już odrębny temat.
Reszta pogrzebów to rodzina. Wszyscy już po osiemdziesiątce i po względnie dłuższych chorobach.
Ciocia, młodsza o sześć lat siostra mojej mamy, żyła o 12 lat dłużej niż mama.
Czyżby trauma wojny i komunizmu tak mocno nie działały na dużo młodszych?
Wczoraj na niedużym cmentarzu w Trójmieście, pochowaliśmy osiemdziesięcioośmiolatka. Nostalgiczny, kameralny pogrzeb. Tylko najbliżsi. Góra pięćdziesiąt osób. Jednakże nie byłbym zdziwiony, gdyby chowano go z wojskowym ceremoniałem i salwą honorową. Chociaż nie – tacy, jak on, mają niezwykle spokojne, wprost anonimowe pogrzeby. Zauważyłem, że dwóch obserwatorów pilnuje, by wszystko przebiegało prawidłowo i spokojnie. Może też robili zdjęcia i będą się zastanawiać, co tam do cholery ten jazgdyni robił.
Szok przeżyłem już po pogrzebie. Ta pazerność i zachłanność, która coraz bardziej opanowuje rodaków jest ohydna.
Najbliższy krewny zmarłego zdecydował, że w dowód szacunku i miłości będzie świadkiem kremacji.
Okazało się, że taka obecność, spokojna, cicha, właściwie tylko modlitwa i wzruszenie, niczemu nie przeszkadzająca, kosztuje dodatkowe 500 zł. Pytam się – za co? Dlaczego?
Sam,po dłuższej chwili znalazłem odpowiedź...
Gdy są świadkowie z rodziny, trzeba zmarłego skremować w trumnie, ubranego, lub co najmniej zawiniętego w całun (150 zł), kosmetycznie zadbanego.
A po spaleniu autentyczne prochy po zmarłym umieścić w urnie.
Kupa dodatkowej roboty i materiałów.
Czy te 500 zł dodatkowej opłaty świadczy o tym, że gdy kremuje się kogoś bez wścibskich oczu świadków, to nagiego zmarłego umieszcza się w tekturowej trumnie (ca. 85 zł), albo nawet w kartonie z IKEI, a opał nie przekracza 15 zł, więc w sumie jest maksymalnie 100 zł kosztów za kremację.
A popiołu do urny nasypie się z wiaderka.
***
W okresie Świąt Bożego Narodzenia Pan Bóg zabrał do siebie bezbożnika Kazimierza Kutza i sługę bożego Tadeusza Pieronka.
Obaj panowie swoje lata już mieli, a okres świąt statystycznie powoduje żniwa zgonów.
Kutz i Pieronek znani byli ze swojej nieprzejednanej postawy wobec Dobrej Zmiany; byli antykaczystami, a poklask dostawali, z wiemy, ile wartych, środowisk III RP.
A ja się zastanawiam, czy ta zapiekła nienawiść (bądź, co bądź, ciężki grzech), ta złość i pogarda dla politycznych przeciwników, nie spowodowała w końcu pęknięcia tej przysłowiowej żyłki i jak to lud mówi – krew ich zalała. Oczywiście w przenośni.
Nie liczyli, że ta pogardzana kaczystowska tłuszcza wytrzyma trzy lata, a na dodatek ludzie będą bardziej zadowoleni. To mogło spowodować tragiczną traumę u osłabionych organizmów.
Masakryczne lato... Zima też nie – hu,hu, ha...
Ciężkie czasy dla nerwusów, pieniaczy i tych ciągle wściekłych na wszystko. Wyhamujcie. Spoko - jak mówią dzieciaki.
.
Wg. mnie to świadczy, że my w dużym stopniu dopiero aspirujemy do bycia pełnymi członkami cywilizacji zachodu. Taki szacunek do zmarłych, jak opisałem, jest elementem wschodniej barbarii. Zerwano nić tradycji, bo my zawsze czciliśmy tych co odeszli.
Jesteśmy w sferze kultury na stromej równi pochyłej i, jeśli tego nie opanujemy, wrócimy na drzewa do dżungli.
Próba zastraszenia.