

Obejrzałem debatę warszawską i opadła mi kopara. Nie będę się tedy wymądrzał i sprawę skomentuję pewnym, jak życie pokazuje nad wyraz roztropnym przebojem Andrzeja Sikorowskiego – vide:
https://www.youtube.com/…;
Bo Kraków to jedyne w swoim rodzaju środowiskowo hermetyczne galicyjskie miasto wychowane na wiedeńskich walcach, Zielonym Baloniku i starej Piwnicy pod Baranami. Słowem sędziwy gród z tradycjami zamieszkały od wieków przez uwrażliwionych kulturowo koneserów Sztuk Pięknych i smakoszy Kultury Wysokiej. To unikatowe miejsce, gdzie, jak nigdzie indziej życie toczy się wolno i spokojnie w atmosferze cudownie bezkarnej, leniwej beztroski, cienkiego dowcipu i frywolnej plotki. Gdzie czcigodni obywatele Królewskiego Miasta, w rutynowo stałych porach popijają drobnymi łyczkami w ciszy i spokoju rytualną kawę w rozmieszczonych wokół Rynku ażurowo przeszklonych kawiarenkach, skąd spoglądają z pietyzmem, jak u stóp Bazyliki Mariackiej miejscowe kwiaciarki tkają swe kolorowe arrasy, a wokół Sukiennic i Ratusza szybują dostojnie stada szczęśliwych gołębi...
Mówicie, że to niepoważna notka? Więc pytam. A jaka była ta dzisiejsza debata o Warszawie?
Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki, niezawisły bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla polskiego państwa)
Post Scripttum
Fotografia Nr 2 przedstawia krakowską młodzieżówkę, - przez grzeczność powiem 60 Plus, pijącą codziennie w południowej porze kawę na krakowskim Rynku. Czwarty od lewej kapitan drużyny. Pierwszy z lewej autor notki. Fot. Bogusław Kucharek.
Post Post Scriptum
Piękny dzień się dzisiaj zbudził, więc sobie pomyślałem, że się przejdę o poranku na Wawel.
Na wapienne wzgórze pałacowe podchodziłem od strony Podzamcza. Kościuszko już zrobił swój codzienny konny obchód. Stary Zygmunt cierpliwie czekał, jak zawsze gotowy by obwieścić światu coś ważnego dla Polaków. Wstąpiłem na chwilę do Katedry, gdzie za każdą wizytą w tym kultowym miejscu uświadamiam sobie, że tu właśnie bije serce Polski! Z każdej kaplicznej nawy wyzierała nasza pogmatwana historia.
Jak zawsze, pierwsze kroki skierowałem do alabastrowego sarkofagu św. Królowej Jadwigi, gdzie mnie pierwszy raz przyprowadziła za rękę Mama, jak tylko nauczyłem się chodzić. Nieskończenie piękna spała z jej ulubionym pieskiem u stóp, który też jeszcze drzemał. Wpadające skosem do wnętrza promienie porannego słońca nie sięgnęły jeszcze królewskiej poduszki, lecz zdążyły już rozświetlić gablotę z królewskimi insygniami. Było przenikliwie cicho, jak w chwili gdy kapłan unosi hostię w czasie Podniesienia. I raptem zapomniałem na chwilę o dręczących nas problemach, gdyż poczułem, że tutaj w Katedrze jestem w moim polskim domu, spokojnym, pięknie urządzonym i bezpiecznym. Zawsze tu przychodziłem, jak mi było ciężko.
Z wawelskiego wzgórza długo patrzyłem na meandrującą w dole Wisłę, majaczące na horyzoncie kopce Piłsudskiego i Kościuszki, wieże Panteonu na Skałce i krzyż Kościoła im. św. Stanisława Kostki na Dębnikach, gdzie jako miejscowy andrus szedłem do pierwszej komunii, a kilka lat później bierzmował mnie kardynał Wojtyła, a mnie nawet do głowy nie przyszło, że to Święty.
Wracałem Kanoniczą. Zaczarowaną wąską uliczką wybrukowaną kocimi łbami, gdzie wciąż słychać gwar średniowiecznego miasta. Po drodze pogadałem sobie z renesansowo barokowymi kamieniczkami. Ależ to plotkary! Wiedzą zołzy o Krakowie więcej niż opasłe historyczne księgi, bo to w ich murach przecież rezydowali nie zawsze dyskretni spowiednicy królewskiego dworu.
Skręciłem na chwilkę w Senacką, bo tam przed półwieczem w głębokiej niszy bramy dawnego zajazdu po raz pierwszy w życiu skosztowałem, jak rozkosznie smakują dziewczęce usta.
Do rynku wróciłem Traktem Królewskim, gdzie każdy kamień wie o Polsce więcej niż najmądrzejsi uczeni. Zbliżało się południe. Sukiennice już kąpały się w słońcu, Kościół Mariacki odpoczywał jeszcze w cieniu, a opodal pomnika Mickiewicza krakowskie kwiaciarki tkały już swe bajecznie kolorowe arrasy.
Opodal Ratusza przycupnąłem przy stoliku pana Piotra, który u wejścia do ażurowo przeszklonej kawiarenki Vis-à-Vis spoziera codziennie znad niedopitej filiżanki, kto dziś przyszedł na rynek żeby nieśpiesznie pogadać o niczym, co jeszcze się zdarza tylko pod Wawelem, gdzie czas płynie tak wolno, iż wszechobecny wyścig szczurów omija to „wybrane miasto”.
W drodze do domu posiedziałem jeszcze chwilę na tonących w zieleni Plantach zasłuchany w czarowną melodię letniej symfonii szczęśliwego miasta.
Wokół pogruchiwały gołębie bijące się o zgubiony przez jakieś dziecko kawałeczek precla.
Boże! Jak ja kocham to Miasto! - vide: https://www.youtube.com/…
Nic szczególnego się nie wydarzyło, proszę Pana. Po prostu drużyna 60 Plus pije kawę w RIO w dni pochmurne, zaś przy słonecznej pogodzie przenosi się na krakowski Rynek, gdzie czas płynie tak wolno, iż kac mija zanim jeszcze ośmieli się zrodzić.
Odnośnie debaty, to nie była lekkość krakowskich kabaretów, tylko totalna lewacka menażeria. Z Ikonowiczem i Rozenkiem, dzielącymi przez wykluczanie, na czele. Gdyby za szerzenie propagandy lewicowej wykluczano z debaty publicznej - zgodnie z prawem o zakazie szerzenia totalitaryzmu - wycięty byłby prawie cały program. Pretendent PSLu z trudem tłumił śmiech ze swoich wypowiedzi z wazeliną, windą do nieba, bo "sky is the limit".
Dla mnie najlepiej wypadł Marek Jakubiak, chociaż nie pamiętam czy odciął się od narodowców czy się zdystansował przez zrównanie ich z LGBTAGD - mimo zdominowania debaty przez najstarszą kandydatkę. Pytanie o zgodę na demonstracje było najważniejszym by ustalić stosunek do poprawności politycznej kandydatów. Jeden mrugający oczkami mógł nawet kandydować na prezydenta Słupska. Trzaskowski z kolei wykazał nie tylko czujność, ale nawet gorliwość. Prowadzący wykazali się niezgorszą, a przy tym brakiem kultury - przerywali wypowiedzi kandydatów, zwłaszcza Janusza Korwin-Mikke - za reżimowość mediów. Za negowanie smogu nie wykluczali - jest rzeczywisty.
Metra było oczywiście od metra. W Krakowie ten temat - mam nadzieję - nie będzie podjęty. Podobnie jak fundowania tanich mieszkań aby brakło żłobków.
Dziękuję za pierwszy merytoryczny komentarz i udanego weekendu życzę.
"Pamiętasz Krzycho jak pisałem..."
--------------------
Nie mogę pamiętać, bo z Pańskich komentarzy czytam tylko pierwsze zdanie. Dlaczego? Bo reszta już od kilku lat jest każdorazowo taka sama. Serdeczności!
Oj, chyba krakowscy kolejarze PRL-u sa ciagle miedzy nami.
"Piękny ten Wiedeń..."
-------------------
Nieprawdaż?
Czyli Kolejorz.
Pozdrawiam nauczyciel akademicki Uio.
Juz nie bede przeszkadzal spokojowi sumienia Pana. Ale od teraz bede Pana tytulowal ksywka Kolejorz gdziekolwiek spotkam sie z Pana wypowiedziami.
Pan sam ze sobą gada. Wie Pan może czego to objaw?
Stolica Polski powinna być przeniesiona do małego miasta takiego jak np. Toruń, a może Wieluń czy Kalisz. Miasto powinno się rozwijać od początku, a na rogatkach powinni stać kontrolerzy i nie wpuszczać tam lewackiej hołoty i totalnej szarańczy (PO, PSL, SLD, Now., Razem i in.). W społeczeństwie odbywa się wielka przemiana, a więc w stolicy również musi to następować.
Jeśli zaś chodzi o to zdjęcie zamieszczone w notce „Kapitan Malina i jego drużyna” – Euro 2012, to jej trenerowi polecam następujące: https://www.youtube.com/…