Witaj: Niezalogowany | LOGOWANIE | REJESTRACJA
Rozbiór Polski czy ratunek
Wysłane przez eska w 14-11-2011 [21:30]
Pod moją poprzednia notką, zamieszczoną również na Salonie24 > http://eska.salon24.pl/363759,wieza-babel-czyli-pomieszanie-jezykow takie pytanie zostało umieszczone:
„Chcesz doprowadzić do rozbioru Polski?”
Właśnie nie chcę – i dlatego zastanawiam się nad jego powstrzymaniem.
PT Czytelników zapraszam do przeczytania poprzedniego tekstu, bo teraz będzie ciąg dalszy, czyli jak to było z reformą administracji.
Pierwsza reforma, ta z roku 89/90, zakładała główny podział władzy na centrum i gminy, bez stopnia pośredniego. Ustrój gminy był podobny do ustroju państwa, tzn. wyboru burmistrza/wójta/prezydenta dokonywała rada gminy.
W małych gminach, bodajże do 40 tys. mieszkańców, obowiązywały wybory bezpośrednie (JOW), tzn. nie było list partyjnych. Cała przestrzeń kraju została podzielona i oddana w zarząd lub na własność gmin. Wyjątek stanowiły zakłady i instytucje państwowe, ale one też podlegały ogólnym ustaleniom gmin co do zarządu przestrzenią (miejscowe plany zagospodarowania).
W województwach rządził wojewoda wyznaczany przez rząd, ale musiał swoje działania w skali województwa uzgadniać z przedstawicielami gmin, zebranymi w sejmiku samorządowym. Sejmik nie był wybierany, tylko gminy delegowały do niego swoich radnych.
W ten sposób gminy i władza centralna spotykały się na poziomie województwa i musiały ze sobą uzgadniać działania.
Gminy dostały na swoje działania stały dochód w postaci odpisu podatkowego, niezależny od woli centrum. Niektóre gminy występowały również o przekazanie dodatkowych zadań wraz z odpowiednim odpisem podatkowym i to się nawet na początku udawało. Spory miedzy gminami a państwem rozstrzygały sądy i robiły to, o dziwo, szybko i sprawnie – demokracja tworzyła się na naszych oczach, a gminy uczyły się korzystania ze swoich prerogatyw. Dokonano wtedy olbrzymiej pracy, to znaczy w ramach tzw. komunalizacji praktycznie zinwentaryzowano cały majątek przekazany gminom.
A potem przyszła reforma Buzka i ustawa Tuska.
Na miejsce tzw. rejonów, które były tylko oddziałami urzędu wojewódzkiego – utworzono powiaty, z własnymi radami, zarządami, starostami i wyborami bezpośrednimi, oczywiście wg list partyjnych. Przekazano im niektóre uprawnienia wojewody, nie dostały natomiast prawa zarządu przestrzenią i nie dostały pieniędzy wystarczających do prowadzenia samodzielnej polityki gospodarczej.
Podobnie stało się w województwach – rady, zarządy, marszałkowie, wszystko z wyborów bezpośrednich i list politycznych, trochę uprawnień, mało kasy i powielenie urzędu wojewódzkiego. Wojewodowie nadal zostali ze swoimi urzędami, więc w województwie są dwa ośrodki władzy.
Do tego, na wniosek właśnie Tuska, wybory na burmistrzów/wójtów/prezydentów zostały ustawowo odebrane radom gmin i przekształcone na bezpośrednie. Skutki:
1. Zasadniczo ograniczono władzę radnych i ich kontrolę nad działaniami burmistrza.
2. Pośrednie stopnie samorządu są upolitycznione, niezależne od gmin i zajmują się głównie "wyrywaniem" gminom ich zadań.
3. Władza centralna obciąża gminy coraz to następnymi zadaniami państwa nie dodając pieniędzy z odpisu podatkowego, tylko przekazując dotacje celowe, zawsze za małe.
Tak więc poszczególne stopnie samorządu spierają się ze sobą, poparcie jest wg linii politycznej, a nie racjonalności zadań, a władza ma temat z głowy.
Gmina ma w tej chwili przed sobą nie rząd w postaci przedstawiciela/wojewody, z którym może się spierać na drodze sądowej, a dwie czapy niezależnych upolitycznionych quasi samorządów.
Dlatego na początek należałoby zlikwidować reformę Buzka/Tuska i wrócić do początku, czyli 49 województw i stary układ : gminy/wojewoda.
Natomiast w następnym etapie można by rozważyć, czy nie dałoby się powołać związków województw wg kryteriów regionalnych, których rady/sejmiki składały by się z przedstawicieli wydelegowanych przez gminy i wojewodów, i które mogłyby przejąć od rządu centralnego część zadań wraz z stałym odpisem od podatków.
Podam na paru przykładach.
Jest oczywiste, że państwo musi mieć program budowy infrastruktury drogowej, wynikający z celów strategicznych, obronnych itp. Ale cała reszta może być budowana na miejscu, bez konieczności zatwierdzania w Warszawie budowy obwodnicy Augustowa chociażby.
Jest oczywiste, że państwo musi mieć program edukacyjny, ale poza nielicznymi, wzorcowymi szkołami, resztę można realizować przy pomocy bonu oświatowego i zlecić to niżej. Szkoły mogą być przeróżne, natomiast nadzór powinien być państwowy. Tymczasem jest akurat odwrotnie - szkoły, choć teoretycznie przekazane gminom, są utrzymywane z dotacji celowej, a nie z własnych dochodów gminy i bonów oświatowych, natomiast nadzór ma być regionalny. I pani minister Hall przeprowadziła ustawę o centralnym rejestrze dzieci – w Warszawie się decyduje, komu dodać na kartę rowerową, a komu na angielski – koszmar!
To tylko przykłady.
Jest oczywiste, że takie rzeczy jak polityka zagraniczna, wojsko, służby specjalne, sądownictwo, prokuratura itd., itp. – musza zostać w centrum i co do tego nie ma w ogóle dyskusji.
Problem sprowadza się do uproszczenia struktur oraz do przekazania części funduszy niżej – na stałe, jako stałego dochodu z podatków, a nie łaskawej dotacji rządu dla swoich.
A dlaczego regiony, czy może bardziej po polsku – Ziemie ? Popatrzmy na mapę Polski - co lepsze, silna Ziemia Wielkopolska, mająca wspólne struktury, sięgająca aż do granicy państwa, czy też Poznań jako metropolia i biedne gminy nadgraniczne wystawione na łup sąsiadów?
Albo północny wschód – lepsza Ziemia Warmińsko-Mazurska, czy też biedne gminy zostawione w korytarzu do Królewca?
I tak należy rozpatrzyć całe nasze pogranicze, bo z każdej strony jest ono narażone na ekspansję właścicielską sąsiadów. No może poza Słowakami :)
Komentarze
14-11-2011 [23:28] - Irvandir (niezweryfikowany) | Link: No i właśnie
...o to wczoraj mi chodziło. Odpisy podatkowe zamiast dotacji i likwidacja wszystkich po drodze instytucji dzielących fundusze. Właściwie stanowią one coś w rodzaju oscylografu, tylko tamten pomnażał pieniądze, a ten zabiera. A mnie niepokoi jeszcze, że p. Rostowski mówi o globalnym zbieraniu dodatkowych pieniędzy w formie takich składek i owakich podatków, ale o oszczędnościach tylko w wymiarze indywidualnym, tzn. to obywatel ma oszczędzać dla pana ministra, ale pan minister dla obywateli już nie.
15-11-2011 [00:42] - eska | Link: Jak miło :)
Bo ja powtarzam to w kółko, wszędzie gdzie się da, na spotkaniach, zebraniach, sympozjach - i nie dociera!
Jak dobrze spotkać kogoś, kto rozumie o co mi chodzi :)
Pozdrawiam serdecznie