Żurnalistyka.
- Gdzie idziesz?
- Na dziennikarstwo.
- Jezu! Ty masz łeb.
Tak, tak. To jeszcze niedawno tak było. Najpierw trzeba było ukończyć poważne studia, by już z dyplomem magistra móc studiować dziennikarstwo. Każdy rozumiał, że to poważna sprawa. Przecież przemawia się do tysięcy obywateli. Ba, najlepsi do setek tysięcy, a nawet milionów. Kształtuje się opinię publiczną. Tłumaczy, co się dzieje. Jak ludzie mają to wszystko rozumieć.
A dzisiaj? Takie paskudne indywiduum, jak Jacek Żakowski jest nauczycielem akademickim, od 1999 kierownikiem Katedry Dziennikarstwa Collegium Civitas w Warszawie. Uczy młodych ludzi zawodu dziennikarza, Uczy prawdy, najwyższej moralności, nieskażonej etyki i służby narodowi. Czy to nie kpina? Czy aż tacy jesteśmy durni?
Ideowy funkcjonariusz szkolony przez wojskowe służby specjalne PRL. Dziennikarz wyłącznie neoliberalnych i komuszych mediów, jak „Polityka”, Gazeta wyborcza”, radio Tok FM. Przyjaciel Moniki Olejnik i Tomasza Lisa. Dostał zadanie – kształtować nowe kadry żurnalistyki. Nowe, to znaczy takie, które wiedzą, że wszystko jest względne, prawda jest ruchoma, a uczciwość nie istnieje. I zawsze służy się temu, kto najlepiej płaci. Państwo? Obywatele? Im służyć? Niech się walą.
Najlepiej to widać, po co ta cała żurnalistyka, w najsilniejszym medium obecnych czasów, w telewizji. I nie ważne, czy to telewizja Kurskiego, czy młodego Waltera, lub starego, wielu nazwisk, Solorza, cel jest jeden, wspólny i ten sam; złoty bożek tak zwanej IV władzy – sensacja.
Jeszcze nie tak dawno wszystko tym zakresie było prosto i jasne. Posłużmy się tutaj celem uproszczenia tematu prasą drukowaną. Otóż dzieliła się ona na, nazwijmy to umownie – prasa poważna i prasa „popołudniowa”, w zależności od kraju i stosunku obywateli do systemu, zwana często prasą bulwarową, lub prosto i brutalnie – szmatławcem. Dzisiaj znaleziono neutralne określenie – tabloidy.
W Trójmieście dawniej były dwie codzienne gazety opiniotwórcze i „poważne” – Głos Wybrzeża i Dziennik Bałtycki, oraz jeden tabloid wychodzący po południu, chętnie kupowany – Wieczór Wybrzeża.
„Bulwarówki, dzisiaj tabloidy, skierowane są do szerokich rzesz mało wykształconej ludności, dlatego zawarte w nich informacje często przesycone są tanią sensacją – tytuły artykułów są populistyczne i dosadne. Dzięki łatwo przyswajalnemu językowi i stosunkowo niskiej cenie trafiają przede wszystkim do mało wymagających czytelników. Odwołują się one do emocji, prowokują, nierzadko łamią etykę dziennikarską. Zdarza się, że opisują fikcyjne historie. Zawierają dużo zdjęć, a mało tekstu. Ilustracje często przedstawiają szokujące sceny, nierzadko przesycone są nagością.
Tabloidy nie są mediami opiniotwórczymi, gdyż nie reprezentują własnego zdania, lecz powielają opinie większości swoich czytelników – na przykład chętnie potępiają pedofilów, wobec których opinia publiczna jest nastawiona negatywnie. Bulwarówki nie omawiają zagadnień naukowych ani polityki międzynarodowej w kontekście innym niż skandalu, gdyż mogłoby to okazać się zbyt nudne dla czytelników nastawionych na tanią sensację.” [1]
Tak tradycyjnie było, lecz już nie jest. A szkoda. Człowiek biorąc do ręki konkretny tytuł prasowy miał pewność, czego może się spodziewać – poważnej analizy sytuacji na świecie, czy taniej sensacji na temat preferencji seksualnych burmistrza ważnego miasta.
Powszechna, ogólnoświatowa opinia nie ma wątpliwości, że nastąpiła powszechna tabloidyzacja wszystkich mediów.
Dążenie do dostarczania przede wszystkim sensacji; odwoływanie się głównie do emocji, a nie do rozumu odbiorcy, spowodowało, że rzetelność przekazu, informacji i opinii, głównie prawdy i uczciwości stały się mało istotnym elementem rynku medialnego.
No właśnie – rynek medialny. To chyba najkrócej i jednoznacznie określa, czym dzisiaj stała publiczna służba polegająca na informacji i komunikacji, szumnie nazywana IV władzą. To już tylko rynek – potężny biznes polegający wyłącznie na zarabianiu. Wyłącznie ważne jest tylko, kto płaci i ile płaci. Każda gazeta, stacja telewizyjna, czy radiowa, bez mrugnięcia okiem sprzeda się temu, kto zapłaci najwięcej. A dziennikarze, którzy właściwie już sensu stricte dziennikarzami nie są, tylko pismakami do wynajęcia, napiszą wszystko, wbrew wszelkim zasadom moralno etycznym, ba, często wbrew sobie, a także, niestety, wbrew prawdzie, czyli będą świadomie kłamać opinii publicznej, bo tak chce ten, co im wypłaca pensje, premie i nagrody.
Dlaczego tak się dzieje?
*****
Jest jeszcze gorzej – wiadomości, informację, a nawet fakty reżyseruje się!
W całym przemyśle związanym z show biznesem znana jest i jest bardzo popularna metoda pokazywania gwiazd, celebrytów i różnych sławnych dupków, poprzez tak zwane ustawki.
Niby spontanicznie, oczywiście prawdziwie i naturalnie, dziennikarze umawiają z przedstawianą w mediach osobą, co do zrobienia reportażu z ich, zazwyczaj, codziennego życia. Tylko, że … nie ma w tym ani krztyny prawdy, czy uczciwości. Przygotowany jest scenariusz, albo plan zdjęciowy, pracuje tabun wizażystek, techników od światła dźwięku i nastroju, pudernice od pudrowania, parę kamer, lub aparatów foto, opiekunek do dzieci i kto tam jeszcze mieści się w budżecie. Aha, jeszcze bardzo ważni są konsultanci, czyli lewusy, kumple od imprez.
Tak robi się nową prawdę i nowe fakty – prawdę i fakty medialne. Rzadko mają punkt styczny z rzeczywistością.
Jeśli chcą państwo skonfrontować i zobaczyć, jak to jest, proszę popatrzeć na piękną panią Olejnik w „Kropce nad i”, a zaraz potem wyszukać sobie jej prawdziwe zdjęcia w Internecie. Widać różnicę?
Natomiast doznałem prawdziwego szoku parę dni temu. Obejrzałem sobie w TV francuski dokument, jak wojujący islamscy fanatycy z tzw. kalifatu, albo Isis, komunikują się ze światem i jak specjalnie prezentują, nie tylko w Internecie, bo również muzułmańskie stacje telewizyjne, z katarską Al. Jazeerą o ogólnoświatowym zasięgu, makabryczne materiały swojej produkcji.
Chyba wszyscy widzieliśmy to ścinanie głowy klęczącemu, pojmanemu przez fanatyków, pilotowi.
Lub tego dziesięcioletniego chłopca, szkolonego na mordercę, ubranego, jak to oni, całego na czarno, z bandaną na głowie i z tymi sfanatyzowanymi zimnymi oczami, wielkim, jak na niego pistoletem, dokonującego egzekucji pojmanego więźnia.
I chyba to najgorsze, jak z sennego koszmaru, grupa więźniów w pomarańczowych, więziennych kombinezonach, prowadzona przez uzbrojonych w broń maszynową, ubranych na czarno, z zasłoniętymi twarzami, muzułmańskich morderców, brzegiem morza, tuż przed zachodem słońca; następnie pojmani zmuszeni do uklęknięcia w szeregu, a za każdym z nich jeden czarny bandyta. Na dany znak strzałem w tył głowy zabijają pojmanych.
Lecz zapewne nie wiecie, że do nakręcenia tej sceny była cała grupa filmowców, profesjonalistów. Użyto cztery kamery, sztuczne oświetlenie. I zanim zabito ludzi, trzy, albo czterokrotnie dokonywano prób. Skazanych nie informowano, kiedy zostaną zabici, więc śmierć i nadzieję przeżywali trzy, albo czterokrotnie.
Co to ku*wa jest?! Pie*dolone Hollywood???
Bandziory profesjonalnie reżyserują swoje egzekucje, aby im nadać filmowy sznyt? Kim są profesjonalni filmowcy, których zatrudniają i którzy nagrywają te makabryczne newsy?
Dziennikarstwo podniesione do rangi sztuki. Życie ma być jak film, a nie, jak dotychczas, film powinien być, jak życie.
Film to przede wszystkim fikcja. Nieprawda. Kłamstwo wymyślone.
Jak ten niby martwy chłopiec, uchodźca z Syrii, którego niby martwe ciało ucharakteryzowano na brzegu greckiej wyspy Rodos i obraz obiegł cały świat, by wzbudzić współczucie wszystkich. Tylko, że nas okłamano. A chłopak pewnie dostał pięć euro za fatygę.
Albo ta dziewczynka, ofiara syryjskiej wojny, trzykrotnie grająca w krwawych scenach, w różnych miejscach. Pewnie uznano, ze jest fotogeniczna, autentyczna i można ją wielokrotnie wykorzystać. Odkryli to internauci.
Oto próbki współczesnego dziennikarstwa.
*****
Skierowanie przekazu do emocji, często najniższych, a nie do rozumu, jest wredną i paskudną manipulacją.
Przeczytałem niedawno w książce Andrew Nagorskiego, „Łowcy nazistów” takie zdanie: „…koledzy dziennikarze potępili go i zarzucili mu, że usiłuje wzbudzić sensację…”
Odwrotnie niż dzisiaj. Dziennikarz, który swym przekazem nie wzbudza sensacji nie liczy się w branży.
To przestawienie priorytetów fundamentu dziennikarskich pryncypiów, zrezygnowanie z obowiązku misyjnego, zrezygnowanie z etyki zawodowej, z obowiązku informowania i wyjaśniania zdarzeń, czyli służby publicznej, na rzecz tworzenia emocjonalnego samowaru, byle by tylko była sensacja, bo tylko za to dobrze płacą i tego domagają się biznesmeni, władcy medialni, jest postawieniem dziennikarstwa na głowie i zrezygnowanie z klasycznej definicji tego zawodu.
- Nakarmić nienażartą krowę – tak mówią ci zawodowcy.
Co ma trojakie znaczenie:
- dać mocodawcy coś, z czego będzie zadowolony, trzaskając swoje kolejne miliony;
- dać gawiedzi materiał, po którym się rozchorują z nadmiaru emocji;
- przynieść do domu tyle kasy, by ukochana trzecia żona, zanim znajdę czwartą, podciągnęła sobie te obwisłe pośladki z cellulitem, w szwajcarskiej klinice u tego czarodzieja, doktora Fricka.
Oto sens życia i pracy Tomasza Lisa, Moniki Olejnik, pani Kolędy Zaleskiej i pani Pochanke. Kuźniara na pewno też. A czy pana prezesa Kurskiego? Nie wiem.
To na szczęście nie nasz polski, paskudny wynalazek. Tak jest na całym świecie. Taki jest już niestety niegdysiejszy wzorzec dziennikarstwa, brytyjski BBC. Nie mówiąc o CNN. O Washington Post, New York Times, Frankfurter Allgemeine Zeitung i setce innych medialnych redakcji.
Czasami tak jest, że, cholera, nie ma żadnej sensacji. Pies by to trącał. Żadnych chłopców uwięzionych pod ziemią, których trzeba ratować, żadnej zagrożonej elektrowni atomowej, fanatyka rozjeżdżającego przypadkowych ludzi na słynnym deptaku, czy pogaduchy prezydentów – Trumpa z Dudą.
Wtedy trzeba coś wymyślić. Pokłamać dla sprawy. Tylko, że to wchodzi w nałóg. Stało się to tak popularne, że już nawet gawiedź podchwyciła nowe słowo – fake news. Czyli fakt kompletnie zmyślony. Przez intelektualistów w temacie nazywany faktem medialnym. Tak, jak przy rozdwojeniu jaźni – fakt rzeczywisty, którego nie ma i ten sam fakt, tylko, że medialny, który jest i który się propaguje w świat.
Gdy ten komuszy debil, Guy Verhostadt, publicznie wygłaszał w Brukseli, obrażając nasz naród, że ulicami Warszawy przemaszerowało 60 tysięcy nazistów, to nie było tak, że on to sobie wymyślił. Tego fake newsa, sprzedał mu jakiś zaprzyjaźniony z nim kutas, polski dziennikarz, który razem z politykami Petru i Mysiło nieustannie sączy mu sensacje o Polsce do ucha.
Praktycznie cała wiedza o Polsce i aktualnych wydarzeniach, wiedza, jaką mają w parlamencie europejskim, komisjach, czy trybunale sprawiedliwości, to fake newsy. Bo już tak się porobiło, że cel łatwiej i szybciej można osiągnąć czystym kłamstwem, niż walką na argumenty z kłopotliwą prawdą.
W Niemczech kłopotliwą prawdę po prostu się cenzuruje, jak to seksualne molestowanie kobiet przez napalonych muzułmańskich gówniarzy. A we Francji, czy Hiszpanii przykre fakty się przemilcza, jak gdyby się nic nie stało.
Tam dziennikarze są już prawidłowo wytresowani.
I weź udowodnij, że nie jesteś wielbłądem. Albo, że w Polsce jest demokracja i nie łamie się prawa, ba, konstytucji. Prawda przegrywa dzisiaj z kłamstwem. Przegrywa dlatego, bo klasyczne dziennikarstwo się skończyło. Chyba ostatnim monumentem w tym zawodzie była śp. Oriana Fallaci. Tak, ta, co natychmiast rozgryzła Bolka i pokazała jego prawdziwe oblicze.
Pozostał ostatni bastion obrony i krzewienia swobodnej myśli i rozpowszechniania prawdy. To oczywiście Internet. Pogoń za sensacją też tu jest dominująca. To zrozumiałe – taką mentalność nam przez ostatnie pół wieku ukształtowano i niełatwo będzie się z tego wyleczyć.
Mimo tego, ogólnoświatowy, totalny system lewaków, kryptokomuchów i miliarderów – szubrawców, w Europie ze stolicą w Brukseli, nawet ten prawdziwy skrawek Internetu chcieliby zniszczyć, albo zagarnąć. Do tego miały służyć takie wredne idiotyzmy, jak ACTA, czego nie udało się wprowadzić, bo tak silny był opór, głównie młodzieży, ponowne podejście do cenzurowania Internetu z przed paru tygodni, co również spotkało się z powszechnym oporem. Lecz oni będą dalej próbować. Chcą ludziom zamknąć gęby i zdobyć całkowitą kontrolę nad prawdą.
Czy dziennikarstwo jest w stanie się odrodzić? Trudno powiedzieć. Ludzie pokochali pogoń za sensacją. I to uzależnia, jak narkotyk. I jak narkotyk powoduje, że trzeba stosować coraz większe dawki.
Czy jeszcze nie tak dawno, powiedzmy kilkanaście lat temu, moglibyśmy sobie wyobrazić niby poważnego, żydowskiego dziennikarza Gazety Wyborczej, Seweryna Blumsztajna, gdy w 2012 roku, na tzw. manifie, czyli spędzie wszelakiej maści odmieńców, zademonstrował się z transparentem, na którym napisał – „Pie**Olę, nie rodzę”?
Widocznie musiał nakarmić swoją nienażartą krowę…
__________
[1] https://pl.wikipedia.org/wiki/Tabloid
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 10146
Nigdy nie je jest tak źle,żeby nie mogło byc gorzej.
II.PRAWO MURPHIEGO.
Jeżeli już jest tak źle,że nie może być gorzej....to na pewno będzie
Komentarz do II PRAWA MURPHIEGO
Już jest...
Już Nietzsche powiedział:" NIE MA FAKTÓW,SĄ TYLKO INTERPRETACJE"
I tę myśl rozwijają wszystkie media...papierowe,radi,telewizja i internet.
U nas już nie ma polskich mediów...95% w rękach niemieckich,reszta w żydowskich i agentury...różnej....
I funkcjonariusze medialni [bo nie ma już dziennikarzy] nie muszą się zbytnio wysilac...nasze społeczeństwo wszystko kupi
każdą brednie,bzudre,każde gówno opakowane w papier gazetowy [GW] i spadające z ekranu tv.
Genialny Stanisław Lem,kiedyś napisał charakterystykę przeciętnego Polaka...jednym zdaniem: NAJWAŻNIEJSZE TO NIE MYŚLEĆ...A JAKOS TO BĘDZIE.
Komentarz do tego zdania?
Już jest..."jakoś"...
PS.Wymieniłem kilka maili z ministrem Sellinem:
-Ja...Co się stało z ustawą Dużą Medialną?
-Min.Sellin. W koszu na śmieci...
-Ja.???? Rany Boga! Od tej Ustawy trzeba było zacząć rządy w 2015!!!
-Min.Sellin: Siła wyższa...uznała,że są ważniejsze sprawy...
-Ja.Przecież Was rozjadą na miazgę jeszcze przed najbliższym wyborami!!!
-Min. Sellin: Może...nie...muszę kończyć...
No i skończył.
PPS.Oni nie rozumieją, że media to jedyna władza....resztę można kupić...za 50 PLN...jak tego sędziego w sklepie...
Cholernie dużo jest do zrobienia. I to dla każdego z nas. To znaczy, dla myślących i uczciwych.
Czy jest choć jedne czasopismo, któremu mógłbym w pełni zaufać?
Nie ma na razie, przynajmniej ja nie widzę, człowieka, który by z pozycji powszechnego szacunku, mądrze i przystępnie tłumaczył wszystkim, co się dzieje. Tu nie chodzi tylko o samą mentalność, o fałszywe poglądy, ale jak napisałem w felietonie, o wdrukowane skłonności w popadanie w stany emocjonalne. A wtedy rozum śpi. Doszło do tego, że sam piszę ostro, bo wiem, że czytelnicy potrzebują emocji. A wcale mi się to nie podoba.
Nie usłyszałem niestety jeszcze publicznie wypowiedzianej długofalowej strategii, choć się jej domyślam. Narodowi trzeba przedstawiać spójne i konkretne scenariusze. Jak się rzuca gawiedzi same hasła - np. tp nowe, jakże ważne lotnisko, to już powinna być przedstawiana opowieść, prezentacje medialne, przyszłe zyski i najważniejsze - wyjaśnienie, dlaczego to może być przełomowa, geopolityczna inwestycja dla Polski. Widzę, że Morawiecki ma marnych pijarowców i jego spotkania, bardzo ważne skądinąd, transmitowane przez TVP prowadzą do znudzenia. Bo premier niestety, nie jest aż takim fenomenalnym mówcą ludowym.
Wniosek - musimy intensywnie poszukiwać ludzi utalentowanych, nieszablonowych, których jesteśmy gotowi zawsze słuchać i obdarzyć szacunkiem i zaufaniem.
W tej chwili najlepiej mówi do ludzi, co przekłada się na oglądalność, Wojtek Cejrowski. Tylko, że on przyjął postawę Stańczyka i hawajskimi koszulami nie zjedna sobie ludzi tak, by zobaczyli w nim autorytet, a nie element rozrywki. Dlaczego w kontrze, tym razem na poważnie, nie angażuje się innego wybitnego intelektualisty, Polaka z Ameryki, profesora Marka Chodakiewicza. Przecież to świetny, medialny autorytet. Powinien być jak najczęściej na wizji. Prezes Kurski ma swój własny poziom intelektualny i kulturowy i wyobraża sobie, że tyle właśnie wszystkim Polakom wystarczy. Otóż nie. Trzeba stworzyć ikony. Na znacznie wyższym poziomie percepcji i akceptacji, niż obecnie TVP nam daje. Tylko, nie daj Boże, kolejnych celebrytów. Każdy celebryta spala sie w jednym, maksymalnie w dwóch sezonach. I spada do lochu.
Przerywam, bo to temat rzeka i długo by tak można.
Dziękuję bardzo za komentarze.
A już tak poza meritum - jestem przekonany, że już jesteśmy w fazie przełomu i modlę się, by sił i wytrwałości starczyło, by udało się przejśc to Morze Czerwone suchą nogą.
"...jestem przekonany, że już jesteśmy w fazie przełomu i modlę się, by sił i wytrwałości starczyło, by udało się przejśc to Morze Czerwone suchą nogą."
Naiwny cwaniak, czy cwaniak idealista? To się nie wyklucza, ale przymrużenie oka należy się.
Pomyśl o tym, zanim przerobią cię ba befsztyki.
Jest za to rozwiązanie (dokładniej dwa z zasadniczego tw. algebry) równania x^2+1=0 w liczbach zespolonych. Inaczej, jest pierścień ilorazowy R[x]/(x^2+1), czyli bierzemy reszty z dzielenia dowolnych wielomianów w(x) przez wielomian x^2+1. Nietrudno zauważyć, że będą to jakieś wielomiany liniowe postaci ax+b, wielomiany stałe są izomorficzne z R; no a właśnie te z nich, które mają niezerowy współczynnik a przy x odpowiadają liczbom urojonym, a razem z R stanowią liczby zespolone (są izomorficzne jako pierścienie z C). Ponieważ ten pierścień ma parę fajnych własności (np. każdy niezerowy element jest odwracalny), to stanowi tzw. ciało. Formalnie, zamiast o pojedynczym wielomianie powinno się mówić o ideale generowanym przez ten wielomian. Ideały są dokładnie jądrami homomorfizmów, czyli stanowią zbiory elementów pierścienia przechodzących w 0 przy przekształceniu. A czy, powiedzmy, kwaterniony też da się otrzymać za pomocą podobnej konstrukcji? :)
Dla relatywistów nie jest to jednak proste i jednoznaczne.
Każdy punkt w przestrzeni euklidesowej jest punktem przecięcia nieskończonej liczby prostych równoległych z przestrzeni nieeuklidesowej.
Czy z punktu widzenia punktu należy się więc przejmować swoim położeniem w przestrzeni euklidesowej - co i kiedy go przetnie?
I dlaczego jest taka obawa o posługiwanie się geometrią euklidesową, skoro to tylko jedna z wielu?
A może chodzi o monopol na relatywizm? Nawet wówczas: czy wymaga się zachwytów z kanibalizmu? Od jedzonego?
Po prawdzie, obaj to wiemy - tylko kierunki nauk ścisłych i techniczne, mają tylko pewien nieduży poziom autorytetu. Choć usilnie starano się nawet to zniszczyć. A cała humanistyka, bez wyjątku, to ciągle post marksizm.
W zasadzie tak, chociaż ja miałem na PW taką panią doktor Kasię, która dostała z dziekanatu prikaz, żeby mnie uwalić na równaniach różniczkowych. Naprawdę robiła co mogła, wreszcie spełniła partyjny obowiązek i musiałem zdawać przedmiot w następnym roku. Egzekucja została odroczona, ale pani Kasia nie zamierzała na tym poprzestać. W końcu spotkaliśmy się w pokoju jej instytutu na poprawce. Przy którymś pytaniu bezwiednie użyłem słowa operator różniczkowy i mówiłem coś o wartościach własnych operatora. Wtedy siedzący pod oknem profesor podskoczył nagle i podbiegł do nas zaaferowany. "Co pan powiedział? Operator?" - to było na tle politechniki tak jakby perła wykopana pod świńskim korytem. Pani Kasia musiała wycofać się z niesmakiem, a u prof. Muszyńskiego dostałem 3 i pół, bo "w zaistniałych okolicznościach nie może mi wpisać więcej". Tak się studiowało na polibudzie (podobieństwo do politbiura w pełni uzasadnione). Nie mówiłem mu, że zamierzam złożyć papiery na UW na matematykę, bo pewnie by się uśmiał jak politruk nad pustą flaszką. Gdy dostałem się na UW musiałem przepisać lub zdać wszystkie przedmioty z PW. Równania różniczkowe zdawałem u prof. Żołądka, światowej sławy specjalisty od równań różniczkowych i w zasadzie powiedziałem niemal to samo co wiedziałem, może odrobinę dokładniej. Spytał o kilka twierdzeń i dowody - odpowiedziałem, podał równanie - rozwiązałem. Postawił mi 5. Na trzecim roku pojechałem wraz z nim i grupą studentów na konferencję naukową. Tak właśnie wyglądają "uczelnie" w Polsce i "uczenie" zdolnych studentów. Czyli co? Zdarzył się jakiś cud, czy po prostu mamy do czynienia z komunistycznymi czyścicielami z lat 40-50 i umysłowymi niedorobami na stanowiskach dziekanów i w radach wydziałów? Na pytanie dlaczego pani Kasia aż tak bardzo się na mnie uwzięła nie odpowiem, niech Pan zapyta o to Wiesława Sasina. Ale teraz Pan już domyśli się dlaczego jedziemy w ogonie rankingów. Zdolni ludzie uciekają z polskich uczelni, a zostają zdolni marksiści. Zdolni do wszystkiego.
https://www.youtube.com/…