Premier Mateusz Morawiecki był finansistą, więc zna się na rzeczy. Jednakże jest także politykiem. A to nieco zmienia precyzję jego wypowiedzi i niestety, za bardzo mu ufać nie mogę.
Już mi raz podpadł opowiadając o naszym skoku na wyżyny super-technologii, poprzez skoncentrowanie się na elektromobilności. Tymczasem on mówił, a Czesi po cichu robili; więc oni to będą mieli za 3 lata, a my może za 10.
No tak... Ja politykiem nie jestem (broń mnie Panie Boże!), i na dodatek jestem inżynierem, gdzie zawsze precyzja była podstawą zawodu. Lecz jak to optymista i świadek dobrania się nauki do supermagnetyzmu, co pozwoliło wielką szafę pamięci zmieścić w pendrajwie mniejszym, niż mały palec, mam nadzieję, że odkryjemy sposób magazynowania energii elektrycznej tak skutecznie, że tak zwany paluszek – bateryjka rozmiaru AA, o napięciu 1,5V, w przyszłości będzie, co do wielkości, poważnym akumulatorem 12 voltowym, zdolnym zaspokoić zapotrzebowanie każdego auta.
Znowu dałem się ponieść, bo nie o technice i wynalazkach chcę pisać, tylko przypomnieć moje rozmyślania na temat poziomu życia w zależności od osiąganych dochodów. Oczywiście dotyczy to klasycznej, statystycznej rodziny.
Impulsem, który to spowodował, był pomysł premiera, by uzyskać dodatkowe fundusze przeznaczone na opiekę w pełni niepełnosprawnymi obywatelami po 18 roku życia, obciążając dodatkową daniną, jak sam się wyraził, by nie drażnić słowem – podatek – wszystkich bogatych Polaków.
I tu ciekawostka – pan premier, fachowiec, jak napisałem na wstępie – pozwolił sobie określić próg bogactwa w wysokości 20 tysięcy miesięcznie.
Co jest według mnie absurdalne i zaniżone co najmniej o połowę.
Niestety nie podano szczegółów: czy jest to przychód czy dochód, netto, czy brutto; na jednego członka rodziny, czy na całą rodzinę.
Nie ważne... To się absolutnie nie zgadza z moimi obserwacjami. Mówię to jako praktyk i obserwator. I co więcej – w moim życiu byłem członkiem każdej z wymienionych grup społecznych. Od góry do dołu.
Więc przypomnę moje rozmyślania.
*
90 procent Polaków żyje w biedzie. I to wcale nie zdając sobie z tego sprawy. To i tak lepiej z punktu widzenia całego świata, bo tutaj 97% ludzi żyje w biedzie.
Problem bierze się z tego, że biedę utożsamia się z nędzą. Czyli skrajnym poziomem egzystencji, gdzie wyłącznie istnieje kwestia przeżycia.
Tymczasem to nie tak.
Bieda jest wtedy, gdy jest ciągły niedobór. Nie możesz mieć tego, co byś pragnął, a także powinieneś mieć. Nawet w granicach rozsądku. To, co posiadasz, to niewiele. Głównie rzeczy podstawowe. A swoje pieniądze musisz codziennie skrupulatnie liczyć. Jeden błąd, jakaś ekstrawagancja, a twój budżet się sypie.
W rezultacie, żyjąc w biedzie, nie możesz spać spokojnie, będąc zawsze pewny jutra.
Większość z nas tak żyje od czasów wojny, więc się przyzwyczailiśmy, a nawet nauczyliśmy się pewnych kombinacji, by było nam w tej biedzie lżej.
*
Stany społeczne – bieda, klasa średnia, bogactwo, są marnie zdefiniowane i granice są bardzo rozmyte. Oczywiście subiektywizm odgrywa tu niepoślednią rolę, ale do pewnych rzeczy można się umówić. Nawet nie będąc socjologiem.
Widać, że temat jest istotny i nurtuje internautów, bo rozwinęła się na twitterze interesująca dyskusja. Myśl przewodnią można by opisać: - Czy zdajemy sobie sprawę, co to jest klasa średnia. Niedokładnie...
Zapamiętajmy, że wszędzie na świecie droga jest prosta: nędza -> ubóstwo -> klasa średnia -> bogactwo.
Do znudzenia powtarzam wielowiekowy pewnik Adama Smitha: "Państwo jest bogate bogactwem swoich obywateli."
Co jest jednocześnie mądrym zaleceniem dla sprawujących władzę: pozwólcie, a nawet pomóżcie bogacić się obywatelom, bo jak już oni będą bogaci, to i całe państwo nie będzie biedne.
Łukasz Warzecha, z którego dzisiaj wszyscy się śmieją (z powodu pewnej zupy, ale to osobny temat) kiedyś napisał: "...dobrze jest budować bogactwo, [...] że zamożność jest czymś dobrym i wszyscy powinni do niej dążyć, zaś wykształcenie i kompetencje dające pieniądze powinny być premiowane."
***
Mając w nosie wszelkie nasze socjologiczne dyrdymały pozwalam sobie na podstawie własnych doświadczeń i obserwacji stwierdzić:
- dwa procent Polaków żyje w nędzy;
- 90 procent Polaków żyje w ubóstwie;
- 5 procent to klasa średnia;
- a 3 procent to ludzie bogaci.
Oraz na dzień dzisiejszy, również autorytatywnie pozwalam sobie określić, że nędza jest wtedy, gdy dochody na gospodarstwo domowe są mniejsze niż 2 tysiące zł/m-c.
W biedzie żyjemy mając dochody poniżej 8 tyś netto miesięcznie.
Klasa średnia mieści się w zakresie dochodów netto od 8 tysięcy do 40 tyś. zł.
Powyżej tego stajemy się ludźmi bogatymi.
Oczywiście, te przedstawione granice mogą się nieco relatywnie zmieniać, w zależności od miejsca zamieszkania, własnych wymagań i skali potrzeb, oraz, co również bardzo ważne – wypadków losowych.
Ja, mieszkaniec Trójmiasta określam dolny pułap klasy średniej na 8 tyś., a żyjący w Warszawie, klasyczny Warszawiak Trzaskowski, na kilkanaście tyś. Nie ma tu sprzeczności.
Może pokrótce określimy wymienione powyżej statusy społeczne.
Nędza jest wtedy, gdy potrafimy sobie zapewnić minimum egzystencji. Problemem finansowym jest np. palenie papierosów. Problemem jest też komunikacja miejska (może dlatego jest tak wysoki poziom gapowiczów). W tym statusie żyje się z dnia na dzień. Bez przerwy poszukuje się czegoś najtańszego. Żywność kupuje się w najtańszych dyskontach (tak, tak – są tańsze i droższe). Tam też się ubiera, albo i w lumpeksach. Posiadanie własnego lub wynajmowanego lokum jest wielkim sukcesem, ale i też problemem, bo czynsz i media zżerają lwią część pieniędzy.
I stale się trzeba modlić, by człowieka nie dopadła choroba, bo wtedy wszystko może się zawalić.
*
Większość Polaków żyje w ubóstwie, albo w biedzie. Choć często wcale nie ma takiej świadomości. Tak było przez 75 lat od wojny, jakoś się żyło, cieszyło się nawet, więc jakże może być inaczej. – Nie jest źle – mówią najczęściej ci bardziej optymistycznie nastawieni.
Lecz właśnie ta powszechna akceptacja własnej biedy, z wyparciem tego faktu z umysłu, jest najtragiczniejszym dorobkiem komuny, a minione 26 lat tylko taką filozofię życiową ugruntowywało. (Co pozwalało spokojnie okradać ludzi i państwo).
Bieda to nie nędza. Przed mieszkaniem, a nawet domem, stoi samochód. Zazwyczaj używany i sprowadzony z zachodu. W domu jest co jeść. Jedzenie w Polsce nie jest drogie. Lecz oczywiście bez żadnych ekstrawagancji. Młodzi zazwyczaj żywią się w fast-foodach i chińskimi zupkami.
Przed kanapą króluje duży płaski telewizor. To centrum życia rodziny.
Lecz niestety, bez przerwy trzeba liczyć pieniądze. Nie ma zapasów. W banku na koncie jest może dziesięć tysięcy. Brakuje tego, co się nazywa w gospodarce cash flow, czyli płynności finansowej. Stąd taki niebywały rozkwit w Polsce para-banków i tych lichwiarskich chwilówek.
Lecz biedny, jak wchodzi do apteki, by kupić lekarstwo, pyta się – ile to kosztuje. Klasa średnia nie pyta się, bo nie musi.
Polscy ubodzy żyją w zafałszowanym świecie. Aspiracje, fantazje i współczesne gadżety przykrywają skromną rzeczywistość.
Kolejne władze po transformacji z całą perfidią kultywowały polską biedę, w najmniejszym stopniu nie starając się ją zmniejszać. Wprost przeciwnie – Balcerowicz i premier Mazowiecki ubóstwo drastycznie powiększyli swoimi pseudo – reformami tworzącymi system oligarchiczny (teraz Balcerowicz porządkuje oligarchię na Ukrainie. Biedacy, tylko im współczuć).
Zamiast pomocy władze wymyślały niesamowite triki, by dać złudzenie, że już biedy nie ma. Pamiętacie dobrze państwo "ciepłą wodę w kranie", grill i piwko na weekend, Orliki, czy aquapark w każdej gminie.
To były substytuty dobrobytu, bo w tym czasie, żaden Polak się faktycznie nie wzbogacił. Jego stan posiadania nie zwiększył się ani o grosz, a stukany Golf kupiony za 10 tyś. po trzech latach wart był 2 tyś. zł. W banku, czy nawet skarpecie pieniędzy nie przybywało; z trudem i mozołem wybudowany dom, nieprawidłowo eksploatowany i niewłaściwie remontowany, niszczał.
A najstraszniejsze dla ubogich stało się to, że zwabieni obietnicą szybkiego dobrobytu, obietnicą wzrostu i postępu, pozaciągali oni w bankach długi, które tak na prawdę rujnują ich życie. Banki w Polsce okazały się najgorszym i bezwzględnym lichwiarzem, drenującym i tak juz dosyć biedne społeczeństwo.
To chyba dopiero patę lat, gdy w końcu władza zmusiła banki do ujawniania ukrytych kosztów. Miała być pożyczka 0%, a potem okazywało się, że faktyczne koszty są 25%.
Ubóstwo to przedział od 2 tyś. do 8 tyś. więc też jest różne. Ci w górnym zakresie częstokroć nie mają ochoty z biedy wychodzić. Coś tam się dorobili, coś tam mają. Mało, ale wystarczy.
Tylko brak tutaj myślenia strategicznego. Brak wyobraźni. A każdy bez przerwy w tyle głowy musi mieć nieuchronną starość, nie daj Boże z chorobą.
Wtedy dzieciom pozostawi się nic, oprócz długów. I jaki start wówczas oni będą mieli?
*
W prawidłowo rozwiniętym państwie dobrobytu klasa średnia odgrywa dominującą rolę. To fundament zdrowego państwa. Drobni i średni przedsiębiorcy, wolne zawody, specjaliści, a w polskiej specyfice, również Polacy pracujący za granicą.
Określiłem ich przedział dochodów na 8 – 40 tyś zł.
W dyskusji na twitterze i facebooku wielu stwierdzało, że 40 tyś. dochodu miesięcznie, to już bogactwo. Nie zgadzam się. To tylko prymitywne znamiona bogactwa, bez faktycznego pokrycia we własności. Nawet piękny, nowo wybudowany dom z ogrodem, obciążony jest hipoteką na 30 lat. Samochód też najczęściej kupiony na raty, albo w leasingu.
Majątek wzrasta powoli, a jakikolwiek wypadek losowy grozi katastrofą dla całej rodziny. Bardzo blisko jest linia, za którą może być bieda, a nawet nędza. Bank zabierze dom, a komornik zlicytuje pozostały majątek.
Właśnie ta grupa społeczeństwa powinna być pod szczególną opieką władzy, bo choć jeszcze bardzo nieliczna, ona właśnie jest w stanie wytworzyć solidny dochód narodowy.
By to udowodnić, podam przykład Holandii, gdzie 69,2% całej gospodarki to firmy rodzinne, nie zatrudniające więcej niz 40 pracowników. [ https://www.dbresearch.com/PRO... ]. To jest najprawdziwsza klasa średnia (choć są też między nimi bogacze).
Holandia, malutki kraj, jest bogata bogactwem swojej klasy średniej. I starannie się nią opiekuje.
Prawidłowo ustawione priorytety rozwoju społecznego na dzisiaj i najbliższe parę lat, to prawie całkowite likwidowanie nędzy; przesuwanie przeważającej części społeczeństwa z dolnej połowy obszaru biedy do górnej, a nawet w obszar klasy średniej.
Co właściwie jest zgodne z tezą o budowaniu klasy średniej.
Natomiast istniejącą już klasę średnią zostawiłbym w spokoju, co oznacza, że w przyjaznej ze strony państwa atmosferze, żadna biurokracja nie będzie jej rzucać kłód pod nogi i traktować, jak jeszcze nieujawnionych przestępców.
*
A bogaci? Cóż, truizmem będzie powiedzieć, że oni zawsze sobie poradzą. Nie zawsze, jak się trafi na wrednego i zawistnego inspektora skarbowego, co pokazał przykład pana Kluski. Bogaci, jeśli działają w ramach prawa i nie uciekają z dochodami do rajów, też powinni być traktowani przyjaźnie.
I zgadzam się z tezą, że w ramach partycypacji w solidaryźmie społecznym winni oni płacić podatek progresywny.
*
Klasa średnia i bogaci Polacy winni jak najszybciej wytwarzać nasz własny, polski kapitał. Dotychczas w Polsce rządzi kapitał zagraniczny i spekulacyjny.
Prawdziwą pełną suwerenność zapewni Rzeczypospolitej silna klasa średnia i likwidacja nędzy. Więc to jest najważniejszy cel społeczny państwa. Dotychczas o tym była cisza.
*
Czy ktoś może podać obecny próg dochodowy "niższej klasy średniej' w krajach EU ?
Twoje amerykańskie doświadczenia pokrywają się moimi. Niższa - średnia, powiedzmy sierżant policji, nauczyciel w college'u, to 50 - 60 tyś w skali roku (oni tak wolą liczyć).
Mniej więcej podobnie jest w wypasionej Europie, zamieniając dolary na euro. Lecz wykształcony specjalista, jest już wyżej, bo swobodnie wyciągnie 10 tyś. euro/mc.
A u nas, przez te kurioza początku lat dziewięćdziesiątych, gdzie nagle kiepski dyrektor czegoś, stawał się właścicielem, albo ktoś z wtajemniczonych kupował cukrownię za 100 tyś. zł., doszło do tego, że zarządy powypieprzały tych właścicieli/prezesów i mamy 40 letnich rentierów.
No to biało - czerwono!
Pzdr
Ps. Mnie dziś wkurza mediana emerytury - 1700 zł !!! Gdybym sam odkładał 40 lat, to bym sobie uzbierał 4500/m-c
"Jeśli ktoś oszuka cię raz, to być może jest oszust,
jeśli ktoś oszuka cię drugi raz , to na pewno jest oszust,
ale jeśli oszuka cię trzeci raz, to na pewno Ty jesteś głupcem!"
Pozdrawiam z Lublina
Pozdrawiam z Lublina
Z biedy tym w której część była udało się wyrwać ale tym co w nędzy już nie a udawano ,że jej nie ma ,dopiero 500 + spowodowało poprawę tych w nędzy a szczególnie ponad 300 tyś.dzieci i to skurwysyństwo trwało latami.
Bogactwo to tez ,jest rzecz względna co dowiódł kryzys lat dwudziestych.
Takiego w punkt komentarza dawno nie widziałem. I to od Ciebie!
Tak jest. Jaruzel z Kiszczakiem chcieli upokorzyć naród. Cały bez wyjątku. Choć zapewne to było polecenie Kremla, które co do joty wypełnili. Dać im wszystkim kłopoty żywnościowe, plus te poboczne, ważne w cywilizowanej egzystencji, jak choćby ten papier toaletowy, z takim trudem zdobywany; myślę, że wówczas ważniejszy niż wódka - a podkulą ogony, odechce im się rewolucji, bo po prostu nie będą mieli na to czasu i ochoty, stojąc od trzeciej rano, jako dwudziesty, w kolejce po kilo Śląskiej i może coś z wieprzowiny. Nie ważne, czy profesor, brygadzista, lub marynarz. Walka o przetrwanie odbiera wolę walki z władzą. I ta godzina policyjna, żeby nie było długich nocnych dyskusji. Oni mieli swoje sklepy, dobrze zaopatrzone i ukryte. Trzeba było do nich mieć specjalne przepustki. Pamiętam, w Gdyni, na Oksywiu, jeden był na ulicy Dickmana, a drugi, na Śmidowicza, niedaleko Akademii Marynarki Wojennej. Strasznie nas wszystkich upodlali. Panie inżynierze, panie marynarzu, jest okazja - można kupić pół świniaka. Oczywiście w całości. Pojęcia nie miałeś, jak to rozebrać, poćwiartować, a potem, co z tym zrobić. Jakieś kiełbasy? Salcesony?
Kupa ludzi straciła pracę, a wielu innych zostało kapusiami. "Bohaterowie" siedzieli w internatach, a zwykłych ludzi zastraszano, tak, jak w Gdyni, w Wyższej Szkole Morskiej, gdzie sympatyczna i dzielna bibliotekarka i młody, ideowy asystent, za próbę organizacji studenckiego strajku, dostali idiotyczne wyroki - 10 lat więzienia.
Te parę lat terroru zniszczyło cienką tkankę przewagi rozumu i uczciwości i przygotowały grunt pod parodię - okrągły stół i panowanie michników, mazowieckich, gieremków i balcerowiczów. W mętnej wodzie po komuchach tak łatwo było kraść. Nie pojęliśmy od razu, że durnota neoliberalizmu tworzy system oligarchiczny, a nie prawdziwą republikańską demokrację. Bogaczami stawała się ubecja i ich krewni i przyjaciele. I to nie poprzez własną pracę, tylko przez zawłaszczenie i rabunek. Praktycznie żaden majątek wówczas (poza nielicznymi wyjątkami) nie powstał uczciwie. Proszę się zapytać Kulczyków, czy Krauzów. Ludzie to widzieli, dalej się demoralizowali i często chcieli tak samo. Czy to ważny polityk, czy technik farmaceutyczny, otwierający apteki - słupy, by wywozić leki dla Polaków za granicę. I gwałtownie się bogacić. A gdy spojrzę w koło, to poza biznesem, często lipnym, najszybciej bogacili się ludzie wymiaru sprawiedliwości. Wszyscy - sędziowie, prokuratorzy, adwokaci, notariusze, komornicy, syndycy i kto tam jeszcze.
To nie jest naturalny sposób budowania klasy średniej i wychodzenia z biedy.
Dzisiaj próbujemy, lecz dosyć marnie to idzie. Wyciągnięto poprzez 500+ dzieciaki z nędzy. I bardzo dobrze. Brawo - pierwszy, prawdziwy prospołeczny ruch. Lecz za to zbudował się inny obszar nędzy. To emeryci. Czy samotna kobieta, po śmierci męża, za 1500 w M4 ma szansę? Na co?
Natomiast przekonany jestem, że premier Morawiecki do samych wyborów będzie jeszcze "kapać" po prezencie dla narodu.