Zadzwoniła do mnie koleżanka szkolna obecnie emerytowany profesor z informacją, że jej dorosły syn przechodzi właśnie ciężką postać odry. Doskonale pamiętałam, że we wczesnym dzieciństwie był szczepiony przeciwko odrze, więc miałam zamiar wdać się w rozmowę na temat skuteczności szczepień i fałszywego przeświadczenia o trwałej odporności uzyskiwanej po tych szczepieniach szczególnie, że koleżanka z racji zawodu powinna się na szczepionkach doskonale znać, ale stanowczo zaprzeczyła, że syn był szczepiony oraz, że kiedykolwiek przedtem chorował na odrę i urwała rozmowę. Wszystko co odbiega od uznanego paradygmatu budzi w ludziach ze środowiska uniwersyteckiego niechęć podszytą panicznym lękiem, żeby nie zostać zaliczonym do grona tak zwanych „oszołomów”. Tylko o to może chodzić gdyż koleżance w jej wieku już nic konkretnego nie grozi. Nie przejdzie jej koło nosa intratny grant, co najwyżej zostanie pominięta w zaproszeniu przez firmę farmaceutyczną na konferencję z dobrym cateringiem. Koleżanka jest uczciwym wyrobnikiem nauki nazywanej przez Tomasza Kuhna normal science co w języku polskim tłumaczy się jako nauka instytucjonalna. Naukowiec uprawiający normal science nie zajmuje się poszukiwaniem prawdy ani tworzeniem nowych teorii lecz wyłącznie usuwaniem anomalii sprzecznych z teorią obowiązującą, anomalii, które mogłyby tę teorie podważyć. Przygotowanie do uprawiania normal science musi zatem polegać na specyficznym formatowaniu mózgu uniemożliwiającym przejście do obozu dysydentów danej teorii, nawet wbrew namacalnej oczywistości. Nie ma to nic wspólnego z brakiem uczciwości ani z podporzadkowaniem jakiejś obowiązującej ideologii. To po prostu pewna przypadłość sformatowanego mózgu. Przypomina mi to ( bo kiedyś to robiłam) umieszczanie marmolady buraczanej w drewnianych skrzynkach. Po wystudzeniu i zdjęciu skrzynki galaretowata, trzęsąca się marmolada ma kształt skrzynki, odwzorowuje nawet jej charakterystyczne uszkodzenia. Najczęściej jednak sformatowanie mózgu jest tylko wsparciem dla zwykłego oportunizmu nakazującego naukowcowi podporzadkowanie się autorytetowi nauki lub autorytetowi władzy. Studenci ochrony środowiska mówili mi, że każda praca dyplomowa z tej dziedziny musi zawierać ukłon składany absurdalnej teorii globalnego ocieplenia, w którą nikt nie wierzy, włącznie z beneficjentami tłustych grantów przeznaczonych dla apologetów tej teorii zachwalających ją równie gorliwie jak kiedyś polscy i rosyjscy językoznawcy sławili wielkiego językoznawcę Stalina, a biologowie rozpowszechniali brednie wymyślone przez Łysenkę. Za czasów Stalina etos naukowy przegrywał z lękiem i chciwością, teraz przegrywa raczej z buraczano - galaretowatym mózgiem naszych prominentnych naukowców, którzy mniej wstydzą się powielania głupot niż boją zaliczenia ich do ludzi, którzy nie są politycznie poprawni. A polityczna poprawność oprócz standardów obowiązujących w Stanach Zjednoczonych skąd żywcem została przejęta wzbogaciła się o specyficznie naukowe tabu. Nie tylko nie wolno w jakikolwiek sposób rozróżniać ras ludzkich i kolorów skóry, ale nie wolno również wątpić w quasi religijne naukowe dogmaty--w teorię globalnego ocieplenia, w teorię ewolucji, w skuteczność szczepionek. I to nie tylko z katolickiego lecz z całkiem świeckiego punktu widzenia, pod rygorem wykluczenia z naukowej społeczności. Dodam, że nie wolno tego tylko naukowcom to znaczy nie wolno im przeprowadzać badań, ani publikować statystyk, które mogłyby potwierdzać istniejące różnice rasowe. Natomiast stacja BBC mogła sobie pozwolić na następującą informację: „Newsbeat is looking for a Trainee Multi-Media Journalist. This is a scheme for people from a black, Asian or non-white ethnic minority background” ( Newsbeat poszukuje praktykanta dziennikarskiego. Praktyka jest dostępna dla kandydatów czarnoskórych, Azjatów i nie-białych przedstawicieli mniejszości etnicznych) i nikogo to specjalnie nie zdziwiło. Podobno stacja BBC nazwała to dyskryminacją pozytywną. Taką samą dyskryminacją pozytywną było we wczesnym PRL przyjmowanie na studia wyłącznie osób z właściwym, to znaczy robotniczo chłopskim pochodzeniem, albo jest parytet płci w liberalnym społeczeństwie. Są to standardy całkowicie sprzeczne z logiką. Ale o ile możemy się pogodzić z graniczącym z głupotą uleganiem presji politycznej poprawności w przypadku zwykłych zjadaczy chleba czy nawet dziennikarzy o tyle podobne zachowania całkowicie dyskwalifikują zawodowo naukowca. Nawet uprawiający normal science czyli zajmujący się przyczynkarstwem naukowiec powinien być uwrażliwiony na anomalie teorii, na doświadczenia sprzeczne z tą teorią, które mogą doprowadzić do jej zmiany czyli – zgodnie z terminologią Kuhna- mogą doprowadzić do rewolucji naukowej. Podstawową cechą naukowca, podobnie jak księgowego powinna być nieufność. Nie powinien ufać innym naukowcom, bo mogą oni być sprzedajni, nie powinien ufać sponsorom, bo realizują oni własne interesy, nie powinien ufać znanym autorytetom, gdyż wie dobrze jak wiele z nich się skompromitowało i jak wiele systemów naukowych obalił czas. Nie powinien ufać politykom i władzom, które z definicji realizują inne niż poszukiwanie prawdy cele. Jeżeli naukowiec dowiaduje się na przykład o niepokojącej korelacji dodatniej pomiędzy występowaniem u dzieci i młodzieży autyzmu i podawanymi im w pierwszej dobie życia szczepionkami zawierającymi rtęć jego moralnym obowiązkiem jest próba wyjaśnienia tego niepokojącego zjawiska. Jeżeli nie ma na to pomysłu, czasu czy środków niech pozwoli działać innym. Niech nie zasłania się specjalizacją w nauce, dobrem społeczności, czy racjami stanu. Niech nie przemilcza gwoli politycznej poprawności niepokojących faktów dotyczących jego samego czy najbliższej rodziny. A przede wszystkim nie ma prawa używać wobec innych, mniej wykształconych i prominentnych, poprawnościowych nic nie znaczących formułek, które świadczą o tym, że jego mózg zamienił się w galaretowatą marmoladę buraczaną.
Tekst drukowany w Warszawskiej Gazecie
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 18107
Współczesne terapie to czasem naciąganie frajerów, co nie oznacza braku postępu w medycynie. Wręcz niemożliwe jest istnienie samych idealnych terapia i brak chybionych. Czas to weryfikuje. Refundacja je generuje - z natury rzeczy - bo oddala korzyść od wydatku. Kreowanie potrzeb jest z kolei naturalnym dążeniem producentów, przy refundacji mamy więc nadmierną podaż, wzrost kosztów i niesprawną dystrybucję. I z tym się następnie walczy - bohatersko. W dodatku widać efekty i jak to zawrócić z drogi w tunelu gdy widać światełko?
Tylko idiota zaprzeczy ,że gdyby nie szczepienia to dalej setki milionów ludzi by umierało na dżumę ale też tylko idiota zaprzeczy ,że niekiedy szczepienia mają skutki uboczne i prowadza do śmierci ale niekoniecznie szczepienie było bezpośrednią przyczyną.
Co do kitu który matki łykają jak gęsi kluski -tłuszcz roślinny tylko i wyłącznie dają dziecku ale durna krowa nie wie ,że tylko dzięki tłuszczowi zwierzęcemu do organizmu mogą się dostać całe listy witamin,najmodniejszym hitem od lat jest łosoś hodowlany a to pływająca beczka antybiotyków bo inaczej szlag by trafił cała hodowlę ,podobnie jest z indykami bo ich hodowla jest trudna i ratunkiem są antybiotyki ,wiedza jest powszechna ale dalej zaleca się mięso z indyka jako najlepsze dla kobiet w ciąży i dla dzieci.
PS.Ryby z Bałtyku, od lat powinno się zakazać ich połowu bo już szprotki to toksyny,śledzie już ich maja więcej bo nimi się żywią a wszystko kumulują nasze dorsze i łososie bo są na końcu drabiny żywieniowej w tym środowisku.Toksyny się kumulują i nie sposób ich wypłukać czy w inny sposób ich pozbyć.
Moje najwyższe uznanie. Tak właśnie dokładnie jest. Przypomnę, bo już pisałem, że nie tak dawno, przed udaniem się do Konga, musiałem odnowić książeczkę szczepień i zaszczepiono mnie 11 razy. I żyję. I jestem zdrowy. Tylko na tą paskudną malarię trzeba łykać toksyczne tabletki. Jako praktyk i obiekt farmaceutyczny, wiem dobrze, co mówię.
Natomiast Nasza Droga Iza ma dobrą znajomą, bezwzględnego wroga szczepionek. Pech chciał, że biedna wnuczka tej wroginii tak się rozchorowała, że walczono o nią w Centrum Zdrowia Dziecka, a pani - wróg szczepionek i zdrowego rozsądku, tygodniami siedziała w tym Centrum modląc się o zdrowie małej. Taka przypadkowa zbieżność bez wyraźnego morału.
Najgorsze w tym jest to ,że rodzice sami wcześniej zaszczepieni więc nic im nie grozi odmawiają szczepienia swoim dzieciom ...to już tutaj powinien sąd wkraczać i zabierać dziecko czy dzieci.Podobnie jest gdy rodzic czy rodzice fundują maluszkom dietę wegetariańską czy co już jest zbrodnią dietę wegańską .
Ale sprawa jest prosta. Pokolenie dzieci - kwiatów, hippisów 1968 zafascynowało się takim miejscem w Indiach, jak portugalska, była kolonia Goa, i upalając się łagodnie, zdecydowało, że, nie mogąc jeść tylko kwiatków, przejdą na tofu i owoce kaczeńców. Cóż, ich wolna wola.Wymrą szybko i bezpotomnie.