ORDNUNG BEZGUŚCIA

Ordnung bezguścia zza Odry zderza się na Śląsku z herbertowską POTĘGĄ SMAKU. Odbywa się to na wielu poziomach – zarówno w sferze estetyki jak i języka.

Sztuka, symbolika, gwara – stają tutaj naprzeciw siebie dr historii sztuki, szef Ruchu Autonomii śląśka, Roman Gorzelik i nasz niezłomny współczesny wieszcz narodowy, Zbigniew Herbert. Pod Rybnikiem wolapik śląsko-polsko-niemiecki rasiowego agitatora z "argumentacją" i o wyglądzie wsiowego lumpa, stawianie krasnala przed peryferyjnym blokiem lub willą za bramą na pilota czy mocowanie odpustowej kaczki na telewizorze plazmowym – jeszcze liczne temu podobne przejawy bezguścia, które wpisane w zbiorową duszę Rzeszy, można zaobserwoać na Górnym Śląsku.

- Czy są kaczki?; -  ma pan zegar w skórze?; - nie wie pani, gdzie tu kupić koło ze szprychami od furmanki?
Obsługujący w regionie Katowic galerie czy antykwariaty wiedzą o czym piszę. To tzw. polscy Niemcy, podczas wizyt u rodziny, zadają takie pytania. Moda na tandetne kaczki z gipsu, które można było ongiś wygrać u nas na odpuście kręcąc kołem ruletki z piórkiem wskazującym na fanta, w pewnym momencie zalała wnętrza niemieckich mieszkań. Wchodzę w Essen do przestronnego domu, z meblami w chromo-niklu i z obowiązkową "nowoczesną abstrakcją bełtaną lub wykreślną" i widzę na ogromniastym telewizorze kaczkę jak żywą. Potem przyszła moda na gwerki w złotych ramach wyłaniające się spod kolażu odpadów ze skóry... No i te koła lub czasem całe furmanki czy wozy drabiniaste na ścianach osajdingowanych domów (u nas nie z muru pruskiego przecież).

Kiedy się jest na targach sztuki w Niemczech to pod względem organizacji widowni nie ma drugiego takiego kraju na świecie. Zabezpieczenie frekwencji tysiąc procent. Jednego dnia potrafią maszerować przed boksem ekspozycyjnym jednym cięgiem, niemal od świtu do nocy, wyłącznie zwiezieni z całego kraju strażacy, a innego dnia przetoczyć się z asystą sami inwalidzi. Niemcom (czy także ich sympatykom u nas) nakaz zbiorowego smaku łatwo zadekretować i wdrożyć. Gdy przedsięwzięcie artystyczne ma dać wyraz powojennej skrusze obywateli ojczyzny nazizmu, to na festiwalu sztuki "Documenta" w Kassel oglądamy awangardowego Stephena Beuysa z wymownymi odniesieniami do Pandemonium Ostatniej Wojny czy też na Biennale w Wenecji chodzimy po klepiącym złowieszczo pod nogami gruzowisku, zwiedzając pusty pawilon ichnio-narodowy, z wielkim czarnym napisem nad głową: GERMANIA. Wystarczy jednak przestawić wajchę i transgraniczny krasnal rozpełza się po terenach, gdzie germanofilskość może liczyć na jakiekolwiek podglebie. Pamiętacie może zabawną scenę z "transformacyjnego" filmu pt. "Wtorek", gdzie celebryta-polityk Korwin Mikke doradza zagubionemu młodemu biznesmenowi, producentowi krasnali, jak zrobić na jakimś badziewiu pieniądze? Mam znajomego Hiszpana, który do dziś wozi z Polski tirami krasnale i wiatraki na Majorkę, bo tam zasiedlili się – bogaci w końcu, bo stać ich było na to – "T-autochtoni" (czytaj: nie-autochtoni). Czy ci ludzie reprezentują "potęgę smaku" dla światłych Iberyjczyków? - śmiem wątpić.

Zauważcie – nie ma żadnego nadmiernie rzucającego się w oczy badziewia z innych kierunków zatrudniania się zarobkowego za granicą. Z Włoch do Polski B  trafiają kafetiery, pachnąca smaczna kawa, zdrowe jedzenie śródziemnomorskie itd, itp. Ci z Francji machają breloczkami z wieżą Eiffela. Wszystko niby masowe, ale jednak zindywidualizowane, mające genezę w wynalazczości oraz osadzeniu w europejskiej kulturze wyższej. A zza Odry ikoniczny szmelc – wciska nam się stale niszczący plomby w zębach składnik złego smaku. Wiem, wiem – powiecie czystość, kwiaty, rabaty, ordnung w obejściach-enklawach przed Nysą... To prawda, z tym że do nawyku tych schludnych gospodarzy należy dodać zastrzyk finansowy od ziomkostw, ktore chcą mieć wizytówki na naszych ziemiach. I poza tym ja  mówię o formie mającej podglebie w sztuce.

Na poziomie wyższym – i to kieruję do speców od "nasycenia estetycznego wzroku" (parafrazując Władysława Strzemińskiego), czyli do wspomnianego historyka sztuki, dr Gorzelika, oraz do jego prawej ręki, konserwatora zabytków w Chorzowie, dr Henryka Mercika – można ten brzydszy przejaw germańskości dostrzec w neogotyckim prowincjonalizmie na całym Śląsku. Nie ta meteria, maestria detali, harmonia proporcji, wyraz oryginalności. To już eklektyzm czy historyzm bardziej się broni pod względem "ruszenia głową" przez ówczesnych architektów. I niemal każdy ładnie zaprojektowany przedwojenny czy współczesny kościół leje na łeb tak ostentacyjnie podświetlane i eksponowane neogotyckie górnośląskie świątynie. Widać zresztę tę siłę słowiańskiego fenomenu piękna także za granicą - wystarczy odwiedzić kościół w niemieckojęzycznym kantonie w Szwajcarii, we Freiburgu: "krakowskie" witraże Jacka Mehoffera niemal rozsadzają to ponure wnętrze. Albo w Norymberdze porównać w kościołach rzeźby (zwłaszcza typy kobiet) Wita Stwosza przed wyjazdem do Polski i po powrocie z Krakowa. Od razu widać, że wysokoczołe i nochalowe Gertrudy i Hildegardy to robił Veit Stoss, a "krowiookie" blondynki – owe krakuski i podhalanki - "barokizujący" Witek. Odmienny kanon piękna (i brzydoty) ma się tam jak na dloni; nie wymaga to specjalnego wysiłku interpretacyjnego.

Lansowany idiom brzydoty, (zamiast specyfikowania słowiańskiego poczucia piękna) jako papka do żucia dla mieszkańców śląskiej aglomeracji, zwłaszcza przez autorów o proweniencji "gorolskiej" lub wydźwięku, że to import z "warszawki" ("Gnój" Wojciecha Kuczoka, turpizm obrazowania Jerzego Dudy-Gracza, "dramaturgia dewiacji" Ingmara Villqista (Jarosława Świerszcza), zniesmaczające  wygłupy rozmaitych pseudo-awangardzistów) zderzany na przykład z miejscową parafialną kulturą ludową lub sztuką tzw. twórców niedzielnych (Paweł Wróbel, Teofil Ociepka, Franciszek Kurzeja itp.) czy stylizujących się na nieprofesjonalnych (choćby Stefan Suberlak) pozwala dostrzec prawdę i fałsz o mitologicznym zakorzenieniu ludzi rodem z tej ziemi. Kto dziś robi taką estetyczną konfrontację, żeby - niechby -symetryczność przedsięwzięć kulturoznawczych pokazywała słowiański fenomen konstytuujący nadwiślańską przynależność regionu? Brak pryncypialności i kapitulanctwo odnośnie protestowania przeciwko wciskaniu nam kitu przez germanofilów to tak, jak byśmy nie umieli bez zastanowienia odpowiedzieć w NASZEJ tonacji na pytania "- Kto ty jesteś? - Jaki znak twój?".

Duch polskości jest głębszy niźli się germanofilom wydaje. Heimatmelodie są fajne, gdy się leje piwo (refundowane z bawarskiego źródła i sprzedawane, przy darmowym kołoczu, by nie było podpaduchy, za symboliczną złotówkę) a konsumenci kiwają się na boki i - "ja, ja..., mosz recht, Rus tyż nom może coś do..." - potakują jurgieltnikowym agitatorom. Polskość to mitologia owej POTĘGI SMAKU, który jest jak zapach zapisany w kołyskowej pamięci. W mózgu naszego niemowlaka jest zakodowana swoista estetyka, która odrzuca zapaszek i śliskość mydła z tłuszczu, z którego nigdy nie powinno być wytwarzane. Śląski Polak zbiorowy, konstytuujący się na zespoleniu słowiańsko-indywidualnego ducha, łączy się – w moim slowniku – w SILESIANUM, a nie w Waszą projektowaną Silesię.

Opublikowany na łamach "Gazety Śląskiej" nr 22 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Gość

02-11-2011 [19:18] - Gość (niezweryfikowany) | Link:

Te Pańskie ataki na wszystko co ma ,na śląsku,związek z niemieckością,przypomina mi okres po 1945 ,kiedy niszczono,zamazywano wszystko co przypominało czasy panowania niemieckiego.Wtenczas można było to zrozumieć ,ale nie przyniosło to oczekiwanego efektu.Z Pańskich blogów można wnieś,że jest PAN KYTYKIEM TWÓRCZOŚCI NIEMIECKIEJ ,a nie S,DALI A, teraz o logice,cytuję W MÓZGU NASZEGO NIEMOWLAKA JEST ZAKODOWANA SWOISTA ESTETYKA - W.STWOSZ przed "okresem krakowskim" był "be" po już "cacy"
Ciekaw jestem ,jak ta "SWOISTA ZAKODOWANA ESTETYKA" przeniknęła do mózgu W.STWOSZ .Oprócz twórców i miłosników KRASNALI iKACZEK są tacy ,jak MOZART, BETHOWEN .GOETHE ,SCHILLER ,SCHUMANN,BERLIŃSCY FILHARMONICY ,H,von.KARAJAN ,BENZ ,ROENTGEN ,BRACIA GRIMM i wiele innych.Ale, o tych osobach nie lubi PAN pisać.

Obrazek użytkownika Zygmunt Korus

05-11-2011 [11:38] - Zygmunt Korus | Link:

piszę przenośnie o swoistości słowiańskości, a przeciwstawiam się wciskaniu kitu przez obecnych, agresywnych germanofilów. Ot i wszystko. A na stan obecny - w moim mniemaniu - aż tyle!