Kilka dni temu pewien przeciwnik rządów dobrej zmiany sarkastycznie stwierdził, że reformy tego rządu są przeprowadzane bez udziału osób zainteresowanych, a mianowicie reforma sądownictwa odbywa się bez udziału sędziów, reforma oświaty bez udziału nauczycieli, a reforma służby zdrowia bez lekarzy i reformy te są wręcz sprzeczne z ich interesami. Nasz komentator nie zadał sobie jak widać nigdy podstawowego pytania. Czy nos jest dla tabakiery czy tabakiera dla nosa? Reforma edukacji powinna być korzystna dla uczniów, a nie dla nauczycieli, reforma służby zdrowia powinna być korzystna dla pacjentów a nie dla lekarzy a reforma systemu prawnego powinna być korzystna dla wszystkich obywateli, a nie tylko dla prawników. Jak wiadomo interesy lekarzy bywają niestety sprzeczne z interesem pacjentów, interesy nauczycieli z interesem uczniów, a prawnicy utworzyli sobie w naszym kraju specyficzne ”państwo w państwie”. Nie tylko upierają się przy podstawowej ich zdaniem zasadzie państwa prawa: „Rzepliński locuta causa finita” lecz żądają dla sędziów całkowitej niezależności czyli dowolności ferowanych wyroków oraz immunitetów chroniących ich samych przed prawem w przypadku popełnienia przez nich przestępstwa.
Liberałowie żyją w przeświadczeniu, że grę sprzecznych interesów najlepiej reguluje niewidzialna ręka rynku. Pacjent jest w ich modelu społecznym po prostu zwykłym klientem lekarza podobnie jak uczeń jest klientem nauczyciela. W swoim własnym interesie klient korzysta z dobrych, a nie ze złych usług zatem rynek samoczynnie powinien wyeliminować kiepskich i nieuczciwych nauczycieli i lekarzy. Aby tak się stało musiałby jednak istnieć ten prawdziwy rynek usług medycznych i edukacyjnych. Przede wszystkim należałoby zrezygnować z przymusowego powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego oraz przymusu edukacyjnego. Wymagałoby to zasadniczych zmian ustrojowych i zmiany konstytucji a więc reform nie tylko przekraczających ramy zwykłego zarządu państwem, lecz o zbyt dalekosiężnych skutkach.
Reformy prawa z założenia mają polepszyć warunki życia zwykłych obywateli a nie prawników. Prawnicy decydują o naszych losach, są władni odebrać nam pod lada pretekstem dziecko, mogą pozbawić nas majątku i wolności. Społeczeństwo nie może godzić się z rozumieniem prawa jako biznesu prawników, prawo powinno w społeczeństwie służyć obronie najsłabszych czyli tych którzy nie potrafią obronić się sami. Prywatny interes prawników to ostatnia rzecz, która powinna nas obchodzić, zresztą prawnicy o swój interes potrafią doskonale zadbać sami.
Jeżeli chcemy zlikwidować wszechwładzę korporacji prawniczych , jeżeli chcemy zwalczać przestępstwa, w których prawnicy uczestniczą takie jak rabunek nieruchomości niesłusznie nazywany prywatyzacją, nadużycia komorników czy handel dziećmi nie możemy pytać popełniających te przestępstwa o radę . To tak jakby pytać złodzieja czy kradzież powinna być karana.
Prawnicy walczą o niezawisłość sędziów, o ich wyjęcie spod wszelkiej kontroli. Oznacza to, że niezawisły sędzia ma prawo ferować wyroki według swego widzi mi się i że w przypadku popełnienia przez niego pospolitego przestępstwa jakim jest na przykład kradzież w sklepie, ma go chronić immunitet. Niezależność sędziów od władzy wykonawczej i ustawodawczej, ten osławiony i wyidealizowany trójpodział władzy nie gwarantuje nam jednak sprawiedliwych wyroków. Wręcz przeciwnie -sędzia może być przecież zależny od układów towarzyskich czy nawet mafijnych i czerpać z tych układów korzyści, a sędzia niezależny od demokratycznie wybranej władzy i nie podlegający jej kontroli tym łatwiej może orzekać zgodnie z czyimś poleceniem i w czyimś prywatnym, a nawet kryminalnym interesie.
Nasuwa się następne pytanie. Kto ma prawo mówić o ichtiologii, ichtiolog czy ryba? Ichtiolog w naszej metaforze to ekspert, specjalista, czyli socjolog, politolog albo polityk natomiast ryby to my, zbiór niemych istot, które przez tych oświeconych postrzegane są jako społeczeństwo przypadkowe, niedojrzałe, ksenofobiczne, zaściankowe, społeczeństwo wymagające nie tylko opieki lecz wręcz reedukacji. Jesteśmy przymusowo ubezpieczani, nasze dzieci są przymusowo szczepione i przymusowo edukowane. Nawet w tak ważnej i delikatnej sprawie jak wiek rozpoczęcia edukacji nie pozostawiono decyzji rodzicom podejrzewając zapewne, że są zbyt głupi aby takie decyzje podejmować albo że będą działać na szkodę swoich dzieci. Tymczasem jak uczy doświadczenie eksperci mylą się częściej niż zwykli ludzie. Gdy moje dzieci były małe pediatrzy zmuszali matki do karmienia niemowlęcia co trzy godziny mieszanką mleczną, a od trzeciego miesiąca życia należało podawać dziecku zupki z mięsem. Zwolenniczki polecanego obecnie karmienia naturalnego, czyli karmienia piersią były traktowane jak ciemne wiejskie przesądne baby i straszone sądami rodzinnymi.
Ryby żyją na Ziemi od 500 milionów lat, jest ich około 20 000 gatunków i mają się doskonale, a ichtiologowie (poczynając od Arystotelesa, który opisał 100 gatunków z wyspy Lesbos), z najwyższym trudem odkrywają prawa rządzące ich życiem, co roku opisując nowe 100 gatunków. Podobnie naukowcy zajmujący się społeczeństwem z najwyższym trudem odkrywają prawdy oczywiste dla nas, niemych ryb, od zawsze. Na przykład fakt, że system komunistyczny był szkodliwą, a nawet zbrodniczą utopią. Taki Leszek Kołakowski zanim niezbyt przychylnie opisał marksizm, przez wiele lat był partyjnym filozofem marksistowskim, a zaczynał karierę jako „ pryszczaty” wyrzucający z uczelni i prześladujący przedwojennych profesorów. Podobnie Mazowiecki, który nakłaniając do skazania biskupa Kaczmarka był już dojrzałym człowiekiem, a więc nie mógł tłumaczyć się młodzieńczą głupotą.
Wszyscy oni to wolnomyśliciele nie w sensie Szkoły Frankfurckiej lecz w sensie dosłownym, to znaczy ludzie, którym dochodzenie do najprostszych konkluzji zajmuje niezwykle dużo czasu.
I pomyśleć, że nieustannie jesteśmy w rękach podobnych wolnomyślicieli.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 13730
Kiedyś w PRL w liceum w programie była propedeutyka filozofii, logika, obowiązkowa matematyka na maturze, co pozwalało ukształtować w uczniach nawyk logicznego myślenia.
Po 1989 roku a szczególnie po "reformach" Buzka, zaczęto hodowlę konsumpcyjnego leminga na zamówienie liberalnej demokracji czyli rządów międzynarodówki lichwiarzy.
A "wolnomyśliciel" :))) Cóż ja wiem, że dziś to oznacza jakiegoś oświeconego, ale autorka postu celnie stwierdziła, że po polsku "wolnomyśliciel" po prostu oznacza osobę wolno myślącą a używając synonimu po prostu głupka lub idiotę ;))). Jak dobrze nieraz logicznie odnajdywać znaczenie słów, choć w języku polskim "wolny" oznacza zarówno "nieograniczony niewolą - jako wolność" jak i "nieszybki", czy "nie w związku" :) Jaka ta nasza polszczyzna jest naprawdę wspaniała i wymagająca dużej wiedzy i inteligencji oraz umiejętności kojarzeń :)
Pozdrawiam
Prawnicy są władni odebrać nam pod lada pretekstem dziecko, mogą pozbawić nas majątku i wolności, ale bynajmniej nie prawo pozwalające na nadużycia jest celem. To by wymagało zbyt wiele skrupulatności i wysiłku. Chodzi o to, żeby władza była w jednym ręku. O władzę chodzi i nic więcej. Kto inny ma mieć święte prawo do samowoli.
Ci ichtiolodzy "żyją w przeświadczeniu, że grę sprzecznych interesów najlepiej regulują..." oni sami, bo ryby są nieodpowiedzialne, a poza tym nie mają głosu. Dać takiej rybie wolny wybór a zaraz zrezygnuje z sieci. Porzućmy jednak akweny metafor.
Czy to źle, że np. reforma służby zdrowia ma się odbywać bez lekarzy i czy reformy są dla pacjentów? Te dylematy są naturalnym wynikiem socjalizmu, który musi się nieustannie reformować z powodu wypaczeń. System, w którym nie ma przymusu ubezpieczeń zdrowotnych a pacjent jest klientem nie jest doskonały ale nie ma tych problemów bo wybory dokonywane są w sposób sprawniejszy.
Mamy jednak co mamy i co z tym zrobić? Konstytucja obliguje państwo do zajmowania się opieką zdrowotną. Nie wskazuje jednak skali przymusu i zakresu świadczeń. Możliwe są zatem reformy pozwalające na poszerzenie zakresu wolności obywatelskich, bez rezygnacji z obrony najsłabszych i bez stawiania kogokolwiek w roli uprzywilejowanej. Z konstytucji nie wynika też, że służba zdrowia istnieje aby lekarze mieli gdzie pracować.
Reformy nie muszą oznaczać reformowania wszystkiego na raz. Nawet nie mogą z powodu uzależnienia ludzi od państwa. Nie robi się jednak niczego aby młodzi i nienarodzeni mieli możliwość (nie przymus) wycofania się z obecnego systemu.
Elementem systemu opieki zdrowotnej są przymusowe ubezpieczenia państwowe i podatki (ZUS i US), państwowa redystrybucja środków (NFZ, MZiOS,samorządy), państwowa własność większości szpitali i przychodni, państwowi (w większości) lub prywatni (z klucza) usługodawcy NFZ oraz usługodawcy na "wolnym rynku", lekarze w różnych formach zatrudnienia pracujący wg regulacji państwa, pacjenci. Jak widać lekarze i pacjenci są poza ośrodkami decyzyjnymi, są niemal dodatkiem do systemu. Dla okrasy mają koncesjonowane organizacje zrzeszające, które rzekomo konsultują działania władz.
System został skomplikowany do maksimum. Lekarzy i pacjentów ubezwłasnowolniono. Oddzielone zostały wydatki od decyzji pacjenta a refundacja od państwowego decydenta. W konsekwencji usankcjonowano system kolejkowy, w którym nie ma miejsca dla najsłabszych za to wszystko się wszystkim należy.
Nie zawsze jednak pacjent pytając o diagnozę i leczenie oczekuje szczegółowych wyjaśnień, czasem pytając o to chce usłyszeć, że "wszystko będzie dobrze". Nadmiar informacji może być brzemieniem. "Pavulon mi podawali" zwierza się pacjent pacjentowi. "Panie! Mnie trupinę dawali" pada w odpowiedzi (chodziło o atropinę). Do trudnych pytań należy "Panie doktorze... czy ja będę żyła?" Trzeba zachować przynajmniej twarz pokerzysty.
Z drugiej strony tak, jak nie demonizowałbym "wolnego" rynku, tak i nie demonizowałbym demokracji o czym np. przekonali się starożytni Ateńczycy. Na poglądy i decyzje wyborców można wpływać- w końcu podobno ponad 60% ludzi jest podatnych na reklamę. Szeroko pojętą. Sprawa nie jest taka prosta, jak się wydaje. A eksperci są różni, nie zawsze uczciwi. Zadaniem rządzących jest wiedzieć z usług kogo i w jakim momencie korzystać.
Ps Bardzo podobają mi się Pani opinie. Dlatego dodaję kilka uwag krytycznych- kiedy tylko mogę.
Świetny tekst!
Widzisz jakie piękne odwrócenie pojęć i logiki życia. Nos do tabakiery...
W moim nieustannym dążeniu w przypominaniu zlekceważonych wartości przypomnę jeszcze jedno - służebność.
Wszystkie trzy wymienione zawody: lekarze, prawnicy i nauczyciele pełnią służebną rolę wobec całego narodu. To ludzie zaufania publicznego. I za to, może tylko za wyjątkiem nauczycieli, są sowicie wynagradzani. (Nauczyciele sami sobie nabruździli poprzez selekcję negatywną - na studia pedagogiczne szli ci, którzy się nie dostali na inne wydziały).
Mając tak wielką władzę nad życiem człowieka, będąć, co brzmi okropnie górnolotnie, w służbie narodu. muszą być regularnie poddawani kontroli i ocenie. A oni tego bardzo nie lubią.
Zdobywam właśnie międzynarodowe uprawnienia wykładowcy. Oczywiście tylko w zakresie pewnych morskich dziedzin. Nie wyobrażasz sobie z iloma testami, sprawdzianami i rozmowami to jest związane. I to regularnie, okresowo powtarzanymi. Światowe władze morskie (m.in. IMO) nie dopuszczają myśli, by nauczyciele marynarzy pozostawali poza ścisłą kontrolą. To za ważny element.
Wniosek: u nas panoszy się patologia, bo zdołano narzucić paradygmat, że to nos jest do tabakiery.
Serdeczności
Ps. Gratulacje za TV Republika. Mam nadzieję, że nie były to ostatnie występy. Masz przecież jeszcze dużo do powiedzenia, choćby o taternictwie, czy kontaktach z KLD.
problem nie dotyczy nielicznych jednostek, ktore nawet w glebokim peerelu potrafily byc przywoite i wciaz tacy odmiency sie zdarzaja.
ustawodawca mialby duzo do zrobienia zeby polikwidowac absuradalne narosle wciaz umocowane w prawie wymylanym przez koterie dla plebsu.
Dzień Dobry.
Interesujący tekst i trafne spostrzeżenia. Trudno jednak uznać go za kompletny jako że nie dotyka grupy która winna tworzyć interfejs wynikający z niby to demokracji przedstawicielskiej a rzeczywiście jest kolejną grupą stojącą w szeregu z wymienionymi - brakuje posłów (jak również senatorów).Gdyby była to demokracja bezpośrednia do tego grona dopisałbym ministrów, a że taką nie jest to można o nich mówić wyłącznie przez pryzmat uprawnień ustawodawczych ale i tu, dla tych, weryfikacją ostatnią są posłowie. Stan prawny nie pozwala twierdzić że jest to demokracja przedstawicielska bo sama Konstytucja RP w jednym miejscu daje wymienione przedstawicielstwo posłom by chwilę później stwierdzić że "instrukcje" suwerena nie są już istotne. Nie ma tu żadnego znaczenia czy to jest zmiana "dobra" czy inna, nawet "nowoczesna". Funkcja wynikająca choćby z semantyki słów "poseł" czy "minister" zdaje się przestała istnieć i tak jak "demokracja przedstawicielska" to jedynie zlepek słów bez desygnatu. Zaryzykuję tezę że zanikanie desygnatów jest jedną z konsekwencji wynikających z tego co nie wprost Pani zapisała, gdzie grupy "interesów" czy to lekarskich, prawniczych czy innych, zajmują się samooceną i tworzeniem praw i obowiązków dla siebie (w izolowanym środowisku) traktując podmiot relacji wynikających z "interesów" jako przedmiot czynności własnych.
Relacja podmiot-podmiot zawiera coś coś jest niezbędne w każdej metodzie badawczej, nie tylko naukowej, ale każdej codziennej obserwacji. Relacja zawiera kontrast który umożliwia, pomiar, ocenę, opinię. Pacjent może ocenić lekarza (jego leczenie) przez pryzmat swojego zdrowia co jednocześnie stanowi sprzężenie zwrotne relacji (poniekąd mające kwantowe uzasadnienie). Brak sprzężenia obok braku kontrastu, brak zrozumienia potrzeby istnienia celem zasadności pomiaru to konsekwencje poważnych braków w edukacji klasycznej i tu nie będę już roztrząsał czy z winy zwykłego nieuctwa czy też braku konsekwencji w powtarzaniu tych wiadomości które z czasem jak wszystko ulega zatarciu. Dotyka to i grup wymienionych jak i przytoczonych przeze mnie "przedstawicieli" którzy wiedzę i umiejętności miast ćwiczyć wymieniają zdaje na inną umiejętność: pozyskanie jak największej ilości coraz mniej wartościowych papierków zwanymi pieniędzmi. Wymieniają na tyle często (praktykując pozyskiwanie) że ta umiejętność jest właściwie jedyną którą zdają się posiadać a wszystko co w izolowanych układach samooceny powstaje jest tylko konsekwencją tej umiejętności.
Pozdrawiam