- Panie Januszu, jutro o szóstej rano leci pan do Liverpoolu.
- Chwileczkę, umówiliśmy się przecież, że o zaokrętowaniu będę informowany trzy, cztery dni przed wyjazdem.
- Tak, ale sytuacja jest wyjątkowa, statek przyszedł szybciej i kapitan żąda pana na jutro.
- Rozumiem. Lecz ja mam w domu sprawy, które muszę załatwić i po prostu do rana się nie wyrobię.
- Panie Januszu – nie ma pan wyjścia.
- Nie mam wyjścia?! Pan się grubo myli. Informuję pana, że jutro rano nie lecę. Są sprawy ważne, ale są ważniejsze. Nie jest pan moim władcą i nie jestem w żadnej służbie i na rozkaz. To ja decyduję, co robię. Żegnam.
Jak się później okazało, statek musiał czekać na swoją kolejkę na redzie, a ja, gdybym wówczas pokornie się zgodził i poleciał następnego ranka, to spędziłbym pięć dni w jakimś obskórnym hoteliku w Liverpoolu, czekając na dołączenie do statku.
Agent zadzwonił do mnie po dwóch dniach i jak gdyby nigdy nic radośnie zakomunikował:
- Panie Januszu, leci pan dopiero w piątek!
Nie ma wyjścia? Wyjście jakoś się znalazło...
************
Każdego dnia o poranku, tak do w pół do dziewiątej. Trójmiasto. Wszystkie drogi dojazdowe do miasta dokumentnie zakorkowane. To zdążają do pracy niewolnicy. Niewolnicy korporacyjni.
Robotnicy i zwykli pracownicy już dawno pracują, bo pociągami i autobusami przyjechali już o szóstej i siódmej.
Niewolnicy mogą spać nieco dłużej, ale wszyscy mają samochody, w rodzinie i mąż i żona i zazwyczaj też wyrośnięte dzieciaki, to gdy ta metalowa, dymiąca masa ruszy nagle, to nie ma takich dróg, których by nie zakorkowali.
Te poranne i popołudniowe korki, w których auta z jednym człowiekiem w środku posuwają się w tempie żółwia, to ich znak szczególny. Dwie godziny życia, które codziennie oddają, na przebycie trasy, która normalnie wymaga tylko trzydziestu minut, tylko po to, by znaleźć się w kaście neo – niewolniczej. Choć oni sami nigdy tak o sobie nie pomyślą.
Z czym więc mamy do czynienia?
Neo - niewolnictwo jest sprytnym zabiegiem władców tego świata, którzy wszczepili całym pokoleniem kult pieniądza, choć dokładniej kult pogoni za pieniądzem, za wszelką cenę, jak to się mówi – po trupach, kosztem własnego życia, własnej rodziny, szczęścia i spokoju.
W taki właśnie sposób wielkie międzynarodowe korporacje, sieci, banki i inne instytucje finansowe hodują sobie pracowników. Pracowników karnych, bo praktycznie ubezwłasnowolnionych.
Zmamieni możliwością awansu, czyli szybkiej kariery, następnie z założoną uprzężą kredytów, nie zauważają, że ich młodzieńcza wolność odeszła bezpowrotnie i już na długo będą niewolnikami, niewiele różniącymi się od feudalnego chłopa.
Korporacjonizm narzuci im wszystko w życiu: bezwzględnie przestrzegany sposób ubierania się; nie myślą o tym, a właśnie wdziali mundury. Narzuci im precyzyjny rozkład dnia, rozkład tygodnia, a nawet sposób odżywiania.
Firma zatrudniająca organizuje im nawet rozrywkę oraz metodę wypoczynku.
I najważniejsze i najgorsze: - ten system narzuci im sposób myślenia.
Jednak najpaskudniejsze w tym wszystkim jest to, że korporacja wzbudza i utrwala w ludziach najgorsze cechy charakteru. Nieustanny wyścig serwowany przez szefów, skrajna konkurencja i tak zwane wyniki, powodują, że normalne, przyjazne stosunki międzyludzkie są rzadkością, natomiast niszczenie kolegów – konkurentów, donoszenie, podkładanie nogi, czyhanie na błędy jest powszechną postawą wśród tych biednych ludzi.
Słabsi szybko odpadają. Często nawet nie słabsi, tylko ci łagodniejsi, pełni dobroci i nie dążący dosyć mocno do wyimaginowanego celu.
W powszechnym mniemaniu tego środowiska, to przegrani.
Wszystkim wiadomo, że makler londyńskiego City, nota bene marzenie każdego neo - niewolnika, pracuje w tak ekstremalnym napięciu na szczycie piramidy korporacjonizmu, że wytrzymuje maksymalnie cztery lata. Potem, jak to się mówi, jest wypalony. Oznacza to, że ma wybór: zwariować, popaść w depresję, lub alkoholizm czy narkotyki, albo rzucić wszystko i intensywnie się leczyć.
Jeńcy korporacyjnego systemu dobrze o tym wiedzą i mimo tego marzą nieustannie o takim życiu. Bo tam jest pieniądz, mitycznie wielki. A pieniądz jest przecież tym po co żyją.
Mam poważny problem z komunikacją z ludźmi z tego systemu/ Ludźmi, którzy dla mnie są niewolnikami. Reprezentują oni kompletnie inną kulturę. I to nie tylko młodzi, co by wskazywało na konflikt pokoleniowy, ale także pięćdziesięciolatkowie, a nawet starsi, których jedynym wyznacznikiem jest praca dla jakiejś formy korporacji.
Wszystko o czym mówią, ba, również wszystko o czym myślą, kręci się wokół pieniądza. Mogą o tym gadać bez końca. I co ciekawe – o swojej pracy nie lubią rozmawiać. Jakby pracowali w jakiejś tajnej organizacji.
To, co powinno być życiem domowym, odpoczynkiem, to także nieustanna pogoń. Inaczej już nie potrafią.
Uprawiają sporty, bo taka jest moda. Lecz wyłącznie te, które w ich środowisku się liczą. I tutaj również pieniądz jest na pierwszym miejscu. Miesiącami potrafią czekać na miejsce w prestiżowej siłowni, gdzie miesięczne bilety zaczynają się od 500 zł/miesiąc.
Nawet jak idą sobie tylko pobiegać (oczywiście, po popularnej ścieżce w Sopocie, a nie byle gdzie w lesie), to przebierają się w ubiory warte co najmniej 5 tysięcy. Bo dla neo-niewolników pieniądz musi być widoczny.
A potem dochodzą wszystkie te modne, często ekstremalne sporty, surfowanie, nurkowanie, wypasione motocykle.
Osiem z dziesięciu młodych farmaceutek przyjmowanych do pracy interesuje tylko ile maksymalnie mogą zarobić. Gotowe so pracować po nocach i w niedziele i święta. Dom, dzieci, rodzina nieważne. Liczy się tylko jak najwyższa pensja. Jedynie dwie pozostałe zauważają, że apteka może im dać dużo więcej swobody. Że pracować będą, jak to dawniej zwyczajowo było tylko 7 a nawet 6 godzin. Że nie mają obowiązku codziennie wyrobić daną liczbę paragonów i że mogą swobodnie porozmawiać z pacjentem o jego kłopotach, bez nachalnego wciskania kitu, tych niepotrzebnych witaminek, osłon i magnezu do wszystkiego. Po prostu mogą normalnie żyć, a nie brać udziału w wycieńczającym wyścigu.
*********
Ciekawym zjawiskiem i dosyć nowym jest fakt, że ciągle jeszcze młodzi miliarderzy (przynajmniej umysłowo), jak najbogatszy człowiek świata Carlos Slim Helu i tuż po nim Bill Gates, czy nowi Elon Musk lub Ivan Glasenberg, mają wyraźnie krytyczny stosunek do tego wyścigu szczurów tworzącego neo - niewolnictwo.
Pisałem juz o tym, jak próbują nawet z tym walczyć.
"[...] Miliarder Carlos Slim Helu, meksykański magnat telekomunikacyjny podczas biznesowej konferencji w paragwajskim Asuncion przypomniał o idei, o której wspominał już przed dwoma laty - zakładającej wydłużenie dnia pracy do 11 godzin, przy jednoczesnym skróceniu tygodnia pracy do 3 dni.
- Pracując trzy dni w tygodniu, mielibyśmy więcej czasu na odpoczynek, na podnoszenie jakości życia - mówił przedsiębiorca, cytowany przez „Financial Timesa”.
Według Slima podzielenie pracy na trzy dni w tygodniu byłoby bardziej efektywne, a cztery dni wolnego, które dzięki temu uzyskaliby pracownicy, zmusiłoby ich do szukania nowych aktywności. W ten sposób doprowadziłoby do pobudzenia kreatywności.
Według miliardera podniesieniu powinien natomiast ulec wiek emerytalny. Meksykanin twierdzi, że w czasach, gdy żyjemy po 85-90 lat, a praca w przypadku większości pracowników nie jest tak wymagająca fizycznie jak dawniej, powinniśmy pracować dłużej - do 70-75 roku życia. Sam Slim ma już 74 lata.
Jak informuje „FT”, niektóre z przedstawianych koncepcji Slim stara się wdrażać w swoich firmach. W meksykańskim Telmeksie wdrożył system, zgodnie z którym osoby pracujące na zbiorowej umowie, które dołączyły do przedsiębiorstwa jeszcze jako nastolatkowie, po przekroczeniu 50 roku życia mogą kontynuować pracę w trybie 4-dniowego tygodnia pracy - przy zachowaniu 100 proc. wynagrodzeń. [...]
http://kariera.forbes.pl/carlos-slim-helu-proponuje-3-dniowy-tydzien-pracy,artykuly,180179,1,1.html
Nie tylko wielcy miliarderzy – filantropi zaczynają widzieć problem samobójczego wyści gu szczurów i neo – niewolnictwa. Również władze najbogatszych państw zauważają tą patologię.
Przypomnę, że już w latach osiemdziesiątych wstrętni kapitaliści – Francuzi wprowadzili 36 – godzinny tydzień pracy.
Na statkach pod norweską banderą pracuje się w systemie 1 : 2. Czyli za jeden miesiąc pracy na morzu należą się dwa miesiące wypoczynku.
Szwedzi również nie pozostają w tyle:
"[...] Kilka miesięcy temu na pomysł ograniczenia dnia pracy do 6 godzin wpadli Szwedzi, którzy na grupie urzędników z Goeteborga zamierzają sprawdzić, jakie skutki, dla zdrowia i efektywności zawodowej, może przynieść taka zmiana . W Australii z kolei od jakiegoś czasu testuje się model pracy w 4-dniowym trybie - po 9 i pół godziny dziennie. Podobne próby skracania tygodnia pracy podejmuje się również w niektórych amerykańskich stanach, np. w Utah czy na Hawajach [...] " [1]
Świat zauważa potężny problem cywilizacyjny spowodowany korporacyjnym zniewoleniem ludzi i quasi-feudalnym wyzyskiem.
Różnica jest tylko taka, że ten przymus jest "niby – dobrowolny". Przecież nikt nikogo nie zmusza do pracy w takim systemie i każdy może dobrowolnie odejść.
Nieprawda. Pracownik zostaje tak uwikłany środowiskowo, towarzysko, mentalnie i finansowo, że po prostu nie ma wyjścia.
Tak, jak kiedyś chłop pańszczyźniany, tak teraz młody człowiek w systemie korpo (jak sami mówią) już nie potrafi swoją wolą, która została skutecznie złamana, zdecydować się na wyjście z tego poddaństwa. To jedyna droga życia, jaką widzi. Inne wydają mu się wyrzuceniem poza margines.
Stosunek pomiędzy wolnością i pracą to poważny problem. Nie tylko filozoficzny, lecz wręcz cywilizacyjny.
Co jest warte życie, gdy, aby godnie żyć, musimy wykonywać codziennie pracę, której nie lubimy, pracę, która nie daje nam satysfakcji, radości, a częstokroć niszczy nas psychicznie i fizycznie?
Czy jest to życiowa powinność, czy przekleństwo?
Wielkie korporacyjne machiny tego świata, do których należy też większość opiniotwórczych mediów zadbały o to by neo-niewolnik nie rozmyślał na poruszone tu tematy.
On ma wszystko ustalone:
- w środę ma się cieszyć, że już połowa tygodnia,
- czwartek cieszy bo jutro już piątek,
- piątek – imprezy początek. Zabawa, aż do utraty przytomności,
- sobota – leczenie się, moralne dylematy, powrót do zdrowia.
- niedziela dla rodziny, skażona paskudnym faktem, że jutro poniedziałek.
I tak ab ovo usque ad mala.
Przez okrągły rok i przez następne czterdzieści lat.
A życie jest tylko jedno...
[1] http://naszeblogi.pl/48400-praca-jest-celem-twojego-zycia-twierdza-krwiopijcy
.
"Nasze projekty „cashless i paperless”, czyli Polska bez gotówki i Polska bez papieru szły dokładnie w kierunku tym, który jest ujęty w konkluzjach" - powiedział min.Morawiecki. Bardzo się tym entuzjazmuje.
Bardziej powściągliwy jest MZiOS i jego minister. Ale robi swoje, czyli kontynuuje to co zastał po Bonim, Kopacz i Arłukowiczu, czyli pogłębia komputeryzację na potrzeby administrowania kosztem czasu i pieniędzy na leczenie. Więcej działań w kierunku uprzedmiotowienia leczonego i leczącego.
W obu wypadkach paperless oznacza, że więcej, więcej będzie papierologii.
Tak jak same związki zawodowe nie gwarantują w żadnej mierze zabezpieczenia praw pracowników a często wręcz przeciwnie (w Niemczech nic nie daje się załatwić kompletnie bez przynależności do związku - choćby nawet nie da się dochodzić swych praw wobec wynajmującego mieszkanie - gdy np jest on odpowiedzialny za zły stan instalacji elektrycznej i zagrożenie życia i chce kosztami skutków pożaru obciążyć wynajmujących).
Niemcy napędzają swój rynek bo sami kupują swoje produkty - rozwijają turystykę u siebie natomiast to co robią na dłuższą metę zubaża gminy niemieckie czy choćby tzw. przeciętnego obywatela. Poziom życia przeciętnego Amerykanina jest znacznie wyższy za te same pieniądze niż przeciętnego Niemca..
Skandynawia z kolei ma bardzo bogate gminy i jednostki administracji.
Trudno oceniać w ten sposób globalnie korporacjonizm jako czyjeś działanie celowe bo jest to zwykłe zjawisko rynkowe, które ma swoje negatywne konsekwencje. Jedną z nich jest tzw. polityczna poprawność i promocja miernot a nie ludzi kompetentnych. I to jest podstawowa - negatywna cecha dla każdej gospodarki.
Z jednym Pani stwierdzeniem się nie zgodzę, że korporacjonizm jest zwykłym zjawiskiem rynkowym. Jest głównie zjawiskiem wykreowanym przez regulacje i dotacje. To na tak ukształtowanym rynku korporacje zdobywają przewagę względem innych uczestników. Na wolnym korporacje miałyby mniej do powiedzenia.
Wracając do tematu wprowadzonego przez Gospodarza Bloga, mamy wtórnie wpływ państwa na ukształtowanie zachowań ludzkich.
Innym takim wpływem jest przymus ubezpieczeń społecznych i podatek dochodowy. To z tego powodu, mimo wzrostu gospodarczego i technologicznego, kobiety muszą pracować zamiast rodzić dzieci.
Moim zdaniem za bardzo pan dogmatyzuje te sprawy, które są w istocie zjawiskami dosyć powszechnymi. Ma Pan taką trochę Korwinowską tendencję do wyjmowania instytucji - państwa z konktekstu i obserwowania zjawisk w środku. Tak się nie da. Takie państwa nie istnieją.
Pozdrawiam
Jeżeli mówimy o ubezpieczeniach społecznych to chyba zaszło nieporozumienie, bo są zjawiskiem powszechnym, są dogmatyzowane przez lewicę i zachodzi między tymi czynnikami dodatnie sprzężenie zwrotne. Nie z mojej winy. Na prawdę. Ze środka oglądam ZUS jako rzeczywisty płatnik i hipotetyczny emeryt, to fakt, ale nie wynika z tego przypisywane przez Panią "wyjmowanie instytucji z kontekstu". Jest dokładnie odwrotnie - wskazuję szerszy kontekst.
Pozdrawiam
Zgoda, że są domeną lewicy choć z moich doświadczeń najbardziej właśnie rozbuchane są w Niemczech. Nie wspieram ZUS, gdyby Pan mnie czytał raczej mam poglądy wolnorynkowe. Pisałam o dogmatyzacji w kontekście tego iż pana zdaniem regulacje w państwie lezą u podłoża tworzenia się korporacji a jest dokładnie odwrotnie.
To prawo w państwie (skuteczne i a nie zbiurokratyzowane) może powstrzymać pewne działania czy zjawiska na wolnym rynku które ograniczają wolną konkurencję.
Dlatego używane są pojęcia regulacji i deregulacji ale one są też nader często nadużywane i nie zawsze odpowiadają faktom - jak określenia i przydziały polityczne do lewicy, prawicy, socjalistów.
Przypomnę tylko, że zaczęliśmy od przekonania, w tym chyba też pańskiego, że jakaś potężna światowa lewica nam zagraża, a my jak te żuczki na polnej ścieżce - jesteśmy bezsilni.
Otóż nie jesteśmy. Wystarczy myśleć, obserwować świat i dokonywać właściwych wyborów.
"W rzeczywistości państwo jest tylko ogniwem w lichwiarskiej międzynarodówce,"
"Piłsudski był patriotą z pobudek socjalistycznych"
A na koniec jest "To stąd wynika wojna PIS z PO"
Otóż kolego, wojna z PO nie wynika z przynależności do PIS tylko jest przyczyną pierwotną.
Ludzie aktywni na rynku w Polsce (tacy co się uczyli, pracowali i u innych i u siebie) potrafią ocenić nie tylko polityków ale stan państwa polskiego. Dostrzegać przyczyny i rozwiązywać problemy.
Pan jesteś zwykłym mącicielem bo udajesz prawicowca, ale jesteś właśnie niczym innym jak kawiorową lewicą. Jedno co kolegę różni od ideowych marksistów to deklarowane (moim zdaniem na pokaz) przywiązanie do kultury łacińskiej.
Takich przemalowanych kotów widziałam w życiu mnóstwo- a zwłaszcza na forach, gdzie można sobie "filozofować" w oderwaniu od rzeczywistości faktów do woli, pod pseudonimem.
Proszę odpowiedzieć - jaki jest poziom kłamstwa i oszustwa w werbowaniu nowych pracowników do systemów korporacyjnych? Jakie miraże się roztacza i co się obiecuje. Krew, pot i łzy? Czy wakacje na Ibizie. Oczywiście, nie mówi się o tym podczas rozmowy kwalifikacyjnej, tylko dyskretnie dostarcza się radosne prospekty wspaniałej kariery. Tylko się do nas przyłącz (to też manipulujący eufemizm - "przyłącz się", a nie "zatrudnij"). Internet też jest pełen wspaniałych stron wychwalających pod niebiosa daną firmę i ukazującą szczęśliwych pracowników.
I to jest bardzo złe. Werbuje się nowych ludzi poprzez oszustwo, a następnie intensywnie indoktrynuje, by w końcu kompletnie zniewolić.
Jak wielkie są w korporacjach kancelarie prawne, zawsze gotowe wykazać, że podwładny nie ma racji, a firma może go natychmiast wyrzucić na zbity pysk.
O takich praktykach się nie pisze. Dopiero niedawno wypłynął problem mobbingu, który jest przecież zjawiskiem powszechnym.
Pozdrawiam
Ich samych albo ich dzieci - wysyłanych na znane zachodnie uczelnie.
Wiele z takich korporacji de facto wykształciło ludzi pewnych siebie bo zarabiających olbrzymie pieniądze wcale nie z uwagi na ich faktyczne kwalifikacje ale jeszcze "służbowe" kontakty.
I to jest ten rak, który drąży polski biznes.
Niemniej czas mija i tylko wolna konkurencja jest w stanie doprowadzić do odsunięcia takich ludzi od zarządzania innymi. Dopiero kryzys i brak środków może też właścicielom firm uświadomić jak postępować. Co do reszty tego procesu indoktrynacyjnego to raczej skutek uboczny tego pierwszego ewenementu, który pokazałam a przede wszystkim negatywnej selekcji - w Polsce.
W takich firmach nie promuje się ludzi aktywnych tylko takich, którymi łatwo zarządzać a ci sami się cenzurują jak Niemcy.
Pozdrawiam serdecznie
To bardzo ważne byśmy o tym pamiętali bo właśnie w Niemczech często dokonuje się takich manipulacji i porównań.
Kto mysli samodzielnie, to to rozumie.
Pozdrawiam
"Problem jest gdy państwo daje korporacjom przywileje w stosunku do innych form działania i form własności "
Po pierwsze zdanie jest źle sforumołowane gramatycznie. Głupio chwalić sie literaturą a nie znać gramatyki.
Nie lubię prywatnie min. Morawieckiego nie ufam mu osobiście ale od regulacji i ograniczania takich przywilejów jest prokuratura a nie jego stanowisko.
Jest też coś takiego jak wywiad gospodarczy. Kiedyś parali się tym dziennikarze w szanująych się krajach teraz są kupowani przez koncerny właśnie w celu załatwiania sobie przywilejów.
Na szczęście w min. cybernetyki nie jest już kolega Halicki - hodowca dogów niemieckich i od niedawna wiemy już, że informatyka to tylko narzędzie - musi też być umiejętnie stosowane, i tutaj jakoś nie mam obaw kolegi.
A to:
"pogłębia komputeryzację na potrzeby administrowania kosztem czasu i pieniędzy na leczenie."
kolejny dowód zagubienia. Tu dogmaty Korwinowskie a więci ZUS jest be, ale zaraz jednak jest dobry i kolega Marek sam już nie wie czy korzystać z tego państwowego socjalu czy nie korzystać. Ot dylemat.
Pozostaje dać nogę do Australii - tam szkoły i leczenie jest drogie choć lichwiarskie międzynarodówki też poddane są kontroli, bo każdy ma tylko tyle ile na tym dosyć ograniczonym jednak rynku potrafi sam wypracować albo na ile zdoła zdobyć wsparcie i zaufanie sąsiadów.by go wesprzeć jak np zachoruje mu dziecko. a samego nie stać go będzie na leczenie.
Podsumowując poglądy prawicowe i lewicowe być może łączyć jest trudno choć to najwyraźniej zależy od definicji bo szan. panu jak najbardziej się udało ...
Współczuję.
Korporacjonizm sam się unicestwił, bo:
a/ większość dużych korporacji wykańczając zbyt łatwo mniejszych konkurentów w swoich krajach przestała kontrolować wydatki na własną administrację.
b/ korporacje (również z uwagi na brak konkurencji) zaczęły zatrudniać ludzi mało kreatywnych i kompletnie nie asertywnych - i tu pełna zgoda z pańską notką
c/ z braku konkurencji i rozbuchanej administracji (HRów, sprzedawców, - w Niemczech całej masy związków zawodowych itp itd) zaczęły oferować produkt zbyt drogi.
I tak jak w USA korporacje stają się konkurencją dla państwa w pewnych dziedzinach - takich jak program NASA za to w innych - konkurencja firm małych - niemal rodzinnych ma sie dobrze tak w Niemczech korporacje ubezpieczeniowe, medialne lobbują w najlepsze w parlamencie o redystrybucję środków z podatków obywateli.
Dobrze jest byśmy te zmiany widzieli jasno i nie robili niemieckich błędów a także byśmy unikali wpływu niemieckich monopoli medialnych chroniąc konkurencję na naszym rynku
Pozdrawiam
Są dwie sytuacje, gdy duże firmy są niezastąpione: (1) zwyczajnie na rynku nic się nie dzieje, można wszystko wyliczyć lata na przód i żyć z bycia jeden promil lepszym od konkurenta, (2) gdy produkt jest skomplikowany – jak choćby samolot pasażerski – i trudno produkcję podzielić na niezależne etapy (skrzydła od Boeinga, kadłub od Airbusa raczej nie wchodzi w rachubę).
Tak to bywa gdy odbiera się szkolenia na uczelniach ekonomicznych p. Balcerowicza a zwłaszcza jego kiepskich uczniów.
P. Balcerowicz też wielu zjawisk rynkowych nie rozumiał będąc już wykładowcą...
Widać z tego co kolega Jabe pisze, że nie ma pojęcia o produkcji bo też i nikt nie powiedział, że akurat jeden produkt musi wytwarzać jedna firma w całości.
Większość współczesnych firm korzysta z podwykonawców.
Natomiast miejsce gdzie duże firmy upadają to jest branża zaawansowanych technologicznie usług :)
Mętna woda wytwarzana jest przez lobbying dużych koncernów - w parlamentach - każdy kto zetknął się z rynkiem o tym wie. Myli Pan przyczyny ze skutkami. co się zdarza ale nie jest powodem do chluby.
Skoro to są podwykonawcy, ktoś na całości łapę trzyma. Właśnie taka duża firma, o jakiej pisałem.
Powyżej napisałem, że bez wsparcia państwa nie mają władzy. To państwo tworzy dla nich mętną wodę – to też napisałem. Więc po co ta polemika? Państwo, które się do gospodarzenia wtrąca, prędzej czy później zostanie skorumpowane. Skorumpowani zostaną jego urzędnicy lub zostanie uchwalone „skorumpowane” prawo. Do wielu nie dociera, że to nie jest powód, żeby z państwa robić korporację.
Państwo nie jest korporacją to tacy jak Pan kombinatorzy próbują z niego korporację zrobić. Taka różnica.
Państwo nie jest korporacją to tacy jak Pan kombinatorzy próbują z niego korporację zrobić. – W PRL było (swego rodzaju – pod względem tego, o czym traktuje notka). Dziś nam jest serwowany Gierek w sanacyjnym sosie.
Państwo jest korporacją w Niemczech bo w Niemczech właśnie biznes taki jak firmy ubezpieczeniowe bezpośrednio niemal wpływają na ustawy i parlament i dzięki temu w Niemczech firma ubezpieczeniowa może Panu wypowiedzieć umowę po jednej szkodzie (choćby nie wynikającej z pańskiej winy). O innych ustaleniach jak namnażanie odsetek od np mandatu do wysokości wielokrotnie przekraczającej wartość tego mandatu nie wspomnę. Dlatego właśnie proszę się zastanowić o czym Pan pisze i jaka jest pańska wiedza bo jak sądzę nawet w PRLu służby nie zajmowały mieszkań ludzi pod ich nieobecność zgodnie z prawem bo jeśli władze i sędziowie wydawalil wyroki śmierci, jeśli władze torturowały czy więziły ludzi niewygodnych politycznie to zadawały sobie wiele trudu by z ofiar uczynić bandytów ale już nie promowały zatrudnienia byłych pracowników STASI jak to się dzieje i ma miejsce np w landach wschodnich w Niemczech...
Wystarczy? Jak się nie ma wiedzy jak w praktyce wyglądają inne państwa to nie warto zabierać głosu i dokonywać takich nonsensownych porównań.
Państwo zależne od korporacji nie jest tym samym co państwo-korporacja. Twierdzę, że to drugie nie jest lekarstwem na to pierwsze. Dociera?
Jak widzę nie dociera więc proszę "dyskutować" z niejakim Swisspola - to w sam raz dyskutant dla kolegi.
teraz niech sie pan pochwali ile godzin tygodniowo tyral pan na statku i przez ile lat poza domem a wtedy mozemy podyskutowac o niewolnictwie i murzynstwie. moze zapomnial wol jak cieleciem byl...