Motocykliści wszystkich krajów świata łączcie się !
Jako były motocyklista i to jeszcze z czasów swobodnych jeźdźców, a nie zorganizowanych grup motocyklowych, nierzadko gangów, chciałbym serdecznie przeprosić panią redaktor Katarzynę Gójską – Hejke, za niegodne i chamskie zachowanie się zgryźliwego starca, nijakiego Wiktora Węgrzyna, komandora (sic!) Rajdów Katyńskich.
Nie wszyscy motocykliści, najprawdopodobniej w skutek chowania głowy w ciężkim kasku, tracą rozum, kulturę i nie panują nad emocjami. Lecz niestety z niektórymi się tak dzieje.
Motocyklowy Rajd Katyński to piękna inicjatywa, uczestnicy demonstrują zdecydowany patriotyzm, miłość do ojczyzny i kultywowanie polskiej chlubnej historii.
Tym większe było moje zaskoczenie, że nagle pan komandor, w sposób oględnie mówiąc bardzo nieelegancki, przedkłada motocyklowy internacjonalizm, nad patriotyczną przyzwoitość.
Gdyby wczoraj pani redaktor Hejke miała kulturę np. pani Olejnik, to rzeczony motocyklowy komandor opuszczałby studio w pośpiechu, właściwie i należycie pohańbiony.
Zanim opiszę co takiego się dzieje, nieco własnej historii.
Nigdy nie miałem roweru (no... może jako małe dzidzi). Już w 1964 dorobiłem się "Komara". I to jak się dorobiłem! W księgarni, do której notorycznie zaglądałem w drodze ze szkoły, jako nieuleczalny mól książkowy, była też loteria, gdzie za parę groszy można było wygrać od czasu do czasu jakąś ciekawą książkę. Lecz były też nagrody główne. Bodajże nawet "Syrenkę" można było wygrać. Ja wygrałem "Komara", motorower 50 cc i na długie lata wpadłem w szpony motocyklizmu, Przeszedłem przez wiele szczebli, poprzez crossowe "maszyny", aż do statecznego choppera, do cieszenia się światem.
Jeździło się wówczas po drogach i bezdrożach samemu lub z dziewczyną, łykało się wiatr, włosy rozwiane, aż gestapowcy wprowadzili obowiązkowe kaski i czuło się życie. Z założenia oraz konstrukcji motocykla, było to zajęcie dla indywidualistów – było się zawsze samotnym jeźdźcem.
Nigdy nie miałem ochoty należeć do jakiejś grupy entuzjastów, czy współwyznawców. To samotność, wiatr i słońce dawały to niesamowite poczucie wolności.
A potem wszystko się zmieniło...
Pierwsze motocyklowe gangi powstały w Kalifornii. Chyba pierwsi byli Hells Angels, już w 1948 roku, którzy po niedawno zakończonej wojnie oszaleli na punkcie Harley – Davidsonów, ciężkich cruise'owych maszyn.
W co się później przekształcił ten klub weteranów II WŚ na motorach wiadomo. Teraz to międzynarodowa organizacja przestępcza mająca macki na całym świecie, a u nas w Europie z centralą w Danii.
Była też oczywiście konkurencja, jak choćby Pissed Off Bastards Of Bloomington (P.O.B.O.B).
Lecz międzynarodową karierę w świecie przestępczym obok Hell Angels zrobili Bandidos. Ci z kolei pochodzą z Teksasu i są zapiekłymi wrogami Piekielnych Aniołów.
Jakby na to nie patrzeć, te wszystkie motocyklowe kluby to syndykaty zbrodni i niech nikt nie usiłuje protestować. Pomniejsi wzorują się na Hell Angels i Bandidos i są często ich karykaturami.
Warto dodać, że zarówno HA i Bandidos są już w Polsce.
Nic mi nie jest wiadomo, żeby Motocyklowy Rajd Katyński miał cokolwiek wspólnego z gangami. Jednakże wczoraj w TV Republika komandor tego Rajdu zachowywał się z taką samą butą i arogancją, jak któryś z "prezydentów" tych przestępców na motorach. Ładnych bohaterów bierze za wzorce...
Jeżeli my małpujemy Zachód, to Rosja czyni to z dziesięciokrotnie większym natężeniem. Więc oczywiście musiał tam też powstać gang motocyklowy. Tylko, że tam jest to zawsze mocno popieprzone i w niczym nie przypomina zachodnich outlaws. Już widzę członka Bandidos, który ściska się z władzami i daje prezydentowi pojeździć na motorku i to jeszcze trzykołowcu, żeby sobie biedaczek krzywdy nie zrobił, orając buźką po asfalcie.
Rosyjski gang motocyklowy "Nocne Wilki" jest organizacją przestępczą – orzekły władze Finlandii i nie zezwalają na ich pobyt na terytorium swego kraju. Analogicznie władze USA i Kanady nie wydają wiz wjazdowych członkom tego rosyjskiego gangu.
"Nocne Wilki" życzą sobie przejechać w zorganizowanej grupie przez terytorium Polski, w drodze do Berlina, by uczcić zwycięstwo Armii Czerwonej nad Niemcami. Taki przejazd to ewidentna prowokacja. To nie kameralne i nie nagłaśniane Rajdy Katyńskie, tylko potężna operacja propagandowa mająca wiele celów. Jednym z nich jest prowokowanie agresywnej odpowiedzi i internet już się zaroił od organizatorów czynnych protestów. Jednak ten rajd szlakiem Armii Czerwonej jest też butnym i aroganckim symbolem, kto tu ciągle jest panem i władcą. Czy tak, jak prekursorzy w mundurach będą też gwałcić i kraść zegarki?
Gdyby przejazd tych ruskich motocyklistów jednak odbyłby się, tak, jak sobie tego życzą, to, jako Polak czułbym się upokorzony.
Lecz wiem także, że jak zawsze znajdą się fagasi, bo ciągle tak było w naszej historii, co pójdą sypać im kwiatki pod koła i organizować honorową eskortę.
Pan komandor Rajdu Katyńskiego, Wiktor Węgrzyn, człowiek już niemłody, z twarzą wykrzywioną nienawiścią do ludzi o innych przekonaniach, a jest ich niemało, bo 52% Polaków nie chce ruskich motocyklistów na polskich szosach, wprost wulgarnie obrażał prowadzącą redaktor Hejke, broniąc swej internacjonalistycznej przyjaźni z Nocnymi Wilkami, broniąc, jak sam mówił, wspólnych imprez w knajpach Moskwy i na Krymie.
Dojdzie do tego, że motocykliści Rajdu Katyńskiego utworzą, dla przejeżdżających butnie przez Polskę Nocnych Wilków, wiernopoddańczą eskortę, składając w ten sposób, czy chcą tego, czy nie, hołd Rassiji i Putinu.
Proponuję, żeby ewentualna eskorta, dla podkreślenia szacunku dla dumnych Nocnych Wilków poruszała się na hulajnogach.
Godność, duma, honor to ciągle uczucia nieznane dla wielu rodaków.
Natomiast buta, chamstwo, arogancja mają się bardzo dobrze.
.