Oszuści matrymonialni - czy Kościół kamienuje rozwodników?

Prądy postępowej teologii usiłują z miłosierdziem pochylać się nad homoseksualistami, adopcją dzieci przez pary homoseksualne, czy nad rozwodnikami.

I jeśli w stosunku do homosi powszechne wyczucie religijne nie zawodzi (raczej wszyscy zgadzają się, że to grzech ciężki), to w przypadku rozwodników panuje raczej tendencja, że często zostali oni oszukani przez narzeczonych, udających dobrych narzeczonych, odkrywających następnie swoją prawdziwą, niedobrą twarz oszusta.

Co ciekawe, opinia ludu zdaje sobie sprawę z wyjątków Biblii, w których jednoznacznie potępiany jest homoseksualizm oraz gorszenie najmniejszych (obrzydliwość + kamień młyński u szyi), to w przypadku wyjątków dotyczących małżeństwa, już jakby nie za bardzo (odtąd będą jednym ciałem + co Bóg złączył człowiek niech nie rozłącza). Postępowa teologia pomija przy tym całkowicie nauczanie Kościoła o sakramentach.

Sprawa najważniejsza: oszuści matrymonialni.
Człowiek w pewnych okresach życia żyje dobrze (pobożnie) w innych przeciwnie. Czy ślubując przy ołtarzu był oszustem, czy tylko później zmienił się na niekorzyść?
To pytania często nierozstrzygalne, a sądy ludzkie (w tym biskupie) muszą opierać się na faktach. Dlatego jest bardzo niewiele orzeczeń o nieważności małżeństwa (nie rozwód, a stwierdzenie, że małżeństwo nie miało miejsca!).

Co do rozwodników Kościół jednoznacznie naucza, że inne związki (porozwodnicze) to cudzołóstwo. Żądanie więc zmian w tym zakresie, to żądanie zmiany doktryny, czyli żądanie zmiany katolicyzmu na coś innego, więc na nie-katolicyzm.

Ukrywanie tego przed rozwodnikami, którzy utknęli w swojej tragicznej sytuacji życiowej jest świństwem. Podobnie jak łudzenie ich, że Bóg wszystko wybaczy i „zabroni rzucać kamieniem”. Chrystus zabronił, ale powiedział dalej: „idź i nie grzesz więcej”. Kamieniami są tu grzechy własne, które w konsekwencji i tak „ukamienują” grzesznika, który nie skorzystał z drugiej szansy.

Zdając na prawo jazdy należy znać cały kodeks drogowy: jak skręcać w prawo, jak w lewo, jak wyprzedzać itd. Podobnie planując małżeństwo katolickie należy znać kodeks prawa kanonicznego obowiązujący w tym zakresie: że do końca życia, że nie ma rozwodów, że w ostateczności, jeśli małżeństwo jest nieudane możliwa jest separacja. Ani słowa o jakimś „zastępstwie”.

Z tego co pamiętam samemu uczestnicząc w naukach przedmałżeńskich – wszystko to było mówione, łącznie z przestrogą: jeśli nie masz pewności (zaufania) – nie żeń się! to nie są żarty. Młodzi narzeczeni głośno i chóralnie śmiali się wtedy.

Co myśleć o osobach, które „ściągały” na katechezach, a później, przy podejmowaniu decyzji „nie wiedziały co robią”? Albo o osobach, które zdawały sobie sprawę z nierozerwalności małżeństwa, ale teraz tej rozerwalności (rozwodów kościelnych) żądają?

Są oczywiście rażące przypadki kończące się unieważnieniem małżeństwa, więc może skorzystać z tej drogi, skoro są do tego podstawy, zamiast nowocześnie i postępowo „przerabiać” całą religię „pod siebie”?

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika JacBiel

18-10-2014 [11:15] - JacBiel | Link:

"Papież bardziej niż ktokolwiek inny, jako pasterz Kościoła powszechnego jest zobowiązany służyć prawdzie. Papieżowi nie wolno zmieniać nauczania Kościoła dotyczącego niemoralności aktów homoseksualnych albo nirozerwalności małżeństwa czy tejż jakiejkolwiek innej nauki wiary" - stanowczo stwierdził kard. Burke

"Kościół nie wyklucza nikogo, kto ma dobrą wolę, nawet jeśli dana osoba cierpi wskutek popędu homoseksualnego czy nawet poddaje się temu popędowi. Jeśli jednak ktos nie akceptuje nauczania Kościoła w tych sprawach, nie "myśli wspólnie z Kościołem" to musi się poważnie nad tym w sumieniu zastanowić podejmując decyzję: naprostować swoje poglądy albo opuścić Kościół, jeśli absolutnie nie może zaakceptować jego nauczania. Z pewnością nikt nie ma prawa zmiany nauczania Kościoła, aby odpowiadało jego własnym przekonaniom" - konkluduje ksiądz kardynał.

/TUTAJ/

Obrazek użytkownika eska

18-10-2014 [13:41] - eska | Link:

Kościół wymaga czystości przedmałżeńskiej, akty seksualne realizowane są w małżeństwie. I teraz proste pytanie - co ma począć kobieta, którą mąż porzucił po prostu? Jeśli zwiąże się z kimś innym, popełnia grzech cudzołóstwa. Tak więc, oprócz zwyczajnych kłopotów materialnych i emocjonalnych, wychowania dzieci itp. jeszcze musi żyć w celibacie do końca życia nie z własnej winy. A przecież ona się na celibat i samotność nie pisała...
Jeśli znajdzie kogoś przyzwoitego i będą żyć przykładnie, to gdzie jest grzech? Bo grzech to zło - a gdzie tu zło? Dobry dom, przyzwoity ojczym dla dzieci?
To nie jest takie proste, nie można wymagać od ludzi heroizmu bez ich duchowej zgody na heroizm.Tak więc teologicznie to też jest problem.

Obrazek użytkownika JacBiel

18-10-2014 [20:31] - JacBiel | Link:

@eska
3/1

4. "Jeśli zwiąże się z kimś innym, popełnia grzech cudzołóstwa..."
To kwestia i formalno-rzeczowa i sakramentalna.
a) składam przysięgę wierności (wyłączności seksualnej) do końca życia, na świadka której przywołuję Boga, po czym nie dotrzymuję jej... popełniam odstępstwo (grzech) od przysięgi, czy nie?
b) małżeństwo jest sakramentem (w religii katolickiej), co znaczy, że nie jest folklorem (sentymentem, zwyczajem), nie jest symbolem (czymś umownym). Jest sakramentem - jest materialnym, namacalnym znakiem, obecności Boga, Chrystusa, w doczesnym życiu ludzi. Małżonkowie nie tworzą spółki z o.o. Nie tworzą kontraktu cywilno-prawnego na czas nieokreślony z ustawowym okresem wypowiedzenia. Małżonkowie sprzęgają się ze sobą na zawsze - na dobre i na złe - od momentu zawarcia małżeństwa są "jednym ciałem" - w chorobie i w zdrowiu, w bogactwie i w ubóstwie  - a gdy jeden członek nie domaaga (choruje, słabuje, ubożeje, pleśnieje, traci wiarę, ma kochanki, chodzi do burdelu, ćpa, chla, gra w kasynie itd), to nie domaga całe ciało (małżeństwo). Dlatego Kościół zaleca, aby problemy małżeńskie stawiać na płaszczyźnie religijnej. Kto tego zaniedba, po niewczsie płacze. Dlatego i narzeczeństwo, aby małżeństwo przetrwało powinno być ufundowane na wierze, a nie na seksie, czy wycieczkach i balangach w akademiku. Trudna ta mowa? trudna.

A jaka jest recepta na szczęśliwe małżeństwo?

patrz wyżej.

Przepraszam Pani Esko za ten elaborat. W notce się to nie mieści, ani nawet w czterech, ale że bardzo Panią szanuję i lubię, streściłem ad hoc pół katechizmu, skoro  nie ma Pni czasu przeczytać.

pozdrawiam

Obrazek użytkownika JacBiel

18-10-2014 [20:32] - JacBiel | Link:

@eska
2/1

2. "Kościół wymaga czystości przedmałżeńskiej, akty seksualne realizowane są w małżeństwie. "
Bez przesady. Akty seksualne spełniane są przed, w trakcie, po, i poza małżeństwem. Istotą rzeczy nie jest tutaj stosunek seksualny (o co walczy postępowa teologia zainspirowana lewactwem), tylko kwestia nienaturalnego rozdzielania aktu seksualnego od prokreacji. Tylko o to trwa ta nierówna walka. Skoro seks naturalnie związany jest z prokreacją (chyba, że nie jest?), idąc z kimś do łóżka, normalny człowiek zastanawia się, co będzie, jeśli z tego wesołego imprezowego i "niezobowiązującego numerku", pocznie się i urodzi dziecko - które ma roszczenia: chce być kochane, chce mieć ojca i matkę.
Współczesne lewactwo nie koncentruje się na tym, tylko oddziela przyjemność pożycia seksualnego, od prokreacji, co jest nienaturalne, a więc nienormalne. Trwa to już na tyle długo, że indoktrynowana nienormalność używania seksu (a więc i drugiego człowieka), stała się normą. To co nienormalne, określa się współcześnie, jako normalne. Tu tkwi problem.

3. "Jeśli znajdzie kogoś przyzwoitego i będą żyć przykładnie, to gdzie jest grzech? Bo grzech to zło - a gdzie tu zło?"
Nie ma tu żadnego zła, a jest samo dobro - Kościół mówi to od zawsze. Nie mogą tylko współżyć seksualnie - to byłoby grzechem cudzołóstwa.
Trudno to zaakceptować w świetle buzujących hormonów i współczesnego pojęcia o szczęściu.
Niemniej jest to całkowicie logiczne. Seks w świetle teologii katolickiej, jest drugorzędny w stosunku do prokreacji.
Prokreacja nie jest jakąś "pierdołą", czy rzeczą drugorzędną. To rzecz pierwszorzędna, gdyż jest to igranie cudzym życiem - podobnie, jak strzelanie "dla zabawy" w kierunku tłumu ludzi. Nie ma tu miejsca na pomyłki, na eksperymenty, czy na  żarty. Każde poczęte dziecko, jest zarodkiem takiego samego człowieka, jak my. Chce mieć dzieciństwo, dom, rodziców i miłość. Trzymając się tej skali, uświadomić możemy sobie, że krótkotrwała euforia wynikająca z przygodnego seksu ma się nijak do prokreatywnego aspektu ludzkiej seksualności.
To wszystko zabezpiecza etyka katolicka i prawo kanoniczne - na pierwszym miejscu są ci, którzy są najsłabsi i bezbronni.

Obrazek użytkownika JacBiel

18-10-2014 [20:34] - JacBiel | Link:

@eska
1/3

Poruszyła pani kilka problemów, ale każdy jest istotny, więc pozwolę sobie na "dłużyznę".
1."To nie jest takie proste, nie można wymagać od ludzi heroizmu bez ich duchowej zgody na heroizm."
Przysięga małżeńska, to nic innego, jak obopólna zgoda na heroizm. W bogactwie i zdrowiu życie jest cool, więc nie o takie przypadki chodzi.
Przypuśćmy -  on, ona, zachorowała na alkoholizm, bo nie ma roboty, a są rachunki. Co Pani proponuje? znaleźć kogoś kto ma pracę. Katolicyzm mówi zaś: "w zdrowiu i w chorobie".

Obrazek użytkownika Deidara

18-10-2014 [11:50] - Deidara | Link:

Problem w tym, że człowiek się zmienia, a życie nie jest linią prostą, tylko funduje niespodzianki. Moja kuzynka wyszła za maż za normalnego faceta. Żyli razem przez jakieś 10 lat. Facet w pewnym momencie stracił pracę, po czym zmienił się drastycznie. Zaczął pić, zabierać żonie pieniądze (które miała, bo sama pracowała), w końcu podniósł po pijaku rękę na ich dzieci. Nie wytrzymała, wykopała go za drzwi i bez trudu dostała rozwód. Po dwóch latach związała się z kimś innym. Żyją od paru lat w chyba niezłym związku. Ale po rozwodzie przestała chodzić do kościoła, a dzieci wypisała z religii, bo stwierdziła, że skoro dla kościoła jest grzesznicą i cudzołożnicą, to nie ma powodu, aby w nim być.
Ze względu na takie właśnie sytuacje uważam, że obecne podejście do rozwodów jest archaiczne. Trzeba pamiętać, że w czasach biblijnych kobieta nie miała faktycznie możliwości samodzielnych działań w życiu, za nią decydowali ojciec, a potem mąż.

Obrazek użytkownika JacBiel

18-10-2014 [12:26] - JacBiel | Link:

"Trzeba pamiętać, że w czasach biblijnych kobieta nie miała faktycznie możliwości samodzielnych działań w życiu, za nią decydowali ojciec, a potem mąż."

Jeśli ojciec Kuzynki zmusił ją do małżeństwa (powołując się na starotestamentowe zwyczaje), to Kuzynka bez problemu uzyska unieważnienie małżeństwa. To oczywiste.

Obrazek użytkownika EwaB

18-10-2014 [17:32] - EwaB | Link:

Takie rzeczy nie dzieją się nagle. Nie zostaje się alkoholikiem z powodu utraty pracy, ani domowym tyranem, po 10 latach szanowania żony i dzieci. Może nie całkiem był "normalny" od samego początku? Ale to już kwestia świadomych wyborów i konsekwencji tychże. No i te "na złosc mamie odmrożone uszy"...nie dosc, ze sama tkwi w grzechu, to bierze na siebie dodatkowy ciężar odpowiedzialności za dzieci, które też muszą byc "obrażone" na Pana Boga.

Obrazek użytkownika JacBiel

18-10-2014 [12:06] - JacBiel | Link:

“Kościół nie może iść z duchem czasów – z tego prostego powodu, że duch czasów donikąd nie idzie. Kościół może najwyżej ugrzęznąć w bagnie z duchem czasów, by razem z nim cuchnąć i gnić”. [Chesterton] - /TUTAJ/