Próbowałam wysłuchać onegdaj koncertu poświęconego powstańczym piosenkom w I programie TV . Z trudem wytrzymałam pół godziny choć śpiewacy zbytnio nie fałszowali. Spróbuję wyjaśnić dlaczego. Od lat usiłowano nam obrzydzić Powstanie Warszawskie. Oskarżano akowców o mordowanie Żydów. Fałszowano historię. Usiłowano nas zniszczyć. Był to plan A.
Jak widać obecnie realizowany jest plan B. Usiłuje się nas zagospodarować.
Ja w każdym razie czuję się zagospodarowywana.
Gdy pan każe sługa musi. Gdy pan każe niewolnik się śmieje, gdy pan każe niewolnik płacze, gdy pan każę niewolnik śpiewa. Czasami jak wczoraj - śpiewa i płacze jednocześnie.
Może jestem przewrażliwiona ale znam obyczaj zapraszania do różnych programów osób, których się nie lubi ani się nie szanuje, w charakterze rekwizytu albo lepiej żywych skamieniałości.
W ten sposób zagospodarowano nielicznych powstańców, którzy jeszcze żyją. Można do woli pokazywać ich zalane łzami twarze. Wystarczy jeszcze kilku profesjonalnych szarpidrutów i wyjców oraz kilka osób z małymi dziećmi w pierwszym rzędzie i szafa gra.
Może przy tej okazji lansować się prezydent i rząd (czy raczej nierząd).
Poza tym to kwestia innego wychowania. Pomimo, że moja rodzina pochodzi ze wschodu wychowywani byliśmy inaczej. Żadnych „niedźwiadków” przy powitaniu. Nikt nie szafuje grabą. Na chłodny uścisk ręki też trzeba sobie zasłużyć.. Żadnych ekshibicjonistycznych zwierzeń. No i zero patosu. Nikt z nas nie opowiadał o swych problemach i traumach. Jeżeli mówisz o chorobie, biedzie, smutku to znaczy, że prosisz o pomoc. Innej możliwości nie ma. Jeżeli nie potrzebujesz pomocy albo jej sobie nie życzysz – nic nie mówisz. Za moich czasów nazywano to- chyba niesłusznie- anglosaską szkołą wychowania.
W przypadkowych relacjach (jak i w filmach brytyjskich) króluje obecnie zapytanie: „ czy chcesz o tym porozmawiać?”. I ludzie paplają. O wszystkim i o niczym. Czasami opowiadają tak zdumiewające rzeczy, że trudno mi uwierzyć, że jesteśmy z tej samej planety . To raczej Amerykanie ze swoim I'm fine i obowiązującym idiotycznym uśmieszkiem lepiej realizują ideał chłodu i dystansu. Ale nie znam się na tym – czas skończyć. Wróćmy do okupacji.
Mój ojciec był więźniem karnej kompanii w Oświęcimiu. O swoich przeżyciach mówił wyłącznie w autoironicznym tonie. Na przykład, że nigdy nie jadł tak dobrych zup jak w obozie. Mama się trochę obrażała ale musiała ten ton zaakceptować. Gdy ojciec prezentował mi piosenkę:
''Po Auszwicu sobie tuptam –
patrzę trup tu, patrzę trup tam/
Wszędzie trupy, trupów stosy,
szczury zjadły uszy, nosy…”.
mama mówiła: „ Jureczku, proszę cię, przestań” ale wreszcie sama się śmiała.
Autorką tej piosenki była Anna Jachnina pseudonim „Hanka” . Hanka sama była więźniarką Oświęcimia. ( rok 1942). Dlatego miała prawo do autoironii. Była również autorką słynnej okupacyjnej piosenki ''Siekiera, motyka, bimber, szklanka...'', która przetrwała w codziennym repertuarze orkiestr podwórkowych.
( http://pl.cyclopaedia.ne… ).
W parafrazie nieznanego autora:
Siekiera, motyka, kiła, trąd
Niechaj diabli wezmą rząd.
I tym optymistycznym akcentem zakończę.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 11430
Powstanie Warszawskie jest zbyt poważną sprawą, żeby Pan czy ja mogli sobie z niego żartować. A nawet oceniać. Żartować z Oświęcimia miała prawo Hanka- osoba, która tam naprawdę była.
W krakowskiej stołówce Związku Literatów tuż po zakończeniu wojny znaleźli się przy jednym stole pisarz Tadeusz Hołuj więzień Auschwitz i hrabia Feliks Konopka tłumacz Goethego. " A długo to, jeśli wolno zapytać, bawił pan w Oświęcimiu?"- zapytał hrabia.
Podaje tę anegdotę na podstawie książki : Sławomir Koper, " Życie towarzyskie elit PRL" ,str 17. Podaję źródło, żeby ktoś nie zarzucił mi mitomanii.
Nie polecam jednak tej książki. Wiem na ten temat o wiele więcej, choć nigdy nie należałam do żadnej elity, w szczególności elity PRL.
Tym razem można mi zarzucić czarny PR.
Jak nie staniesz plecy z tyłu.
niech pani raczej nie używa łaciny - ani innych obcych języków - w stosunku do jakiegoś "komentatora", który na kilometr śmierdzi judaszowymi srebrnikami. Nie wspominając już o tym, że tenże osobnik, głowiąc się nad znaczeniem nieznanych mu słów, może się nam z nadmiaru wysiłku intelektualnego ciężko rozchorować i nie będzie mógł już tak efektywnie opluwać za kasę na tym blogu - no i kto wtedy zaopiekuje się jego rodziną?
Ja też serdecznie pozdrawiam.