Jakie poparcie ma Grupa Przestępcza? Trudno zgadnąć, wziąwszy pod uwagę, że „sondażownie” podają publice inne dane niż Komitetowi Centralnemu. Przykładowo, w czasie, gdy B. Sienkiewiczowi znane było 43-procentowe poparcie dla Prawa i Sprawiedliwości, dane dla plebsu – czyli na przykład dla mnie – opiewały na 26 procent. (Nie od dziś też nawołuję do ignorowania „sondaży”.)
Na moje wyczucie, lansowane dzisiaj 27 procent dla PO oznacza okolice 10% rzeczywistego poparcia dla Zarządu Kondominium. A i to – przy zmasowanej propagandzie w przyrządowych merdiach.
Konsekwentnie, w swej delikatnie mówiąc niepewnej sytuacji Grupa Przestępcza ma tylko jeden kompas: rozkazy. Nie poparcie w końcu trzyma ją u władzy, lecz wola i interes zwierzchników. Nie wola czy interes Polaków decydują o jej działaniach pod państwową pieczęcią, lecz interes lalkarzy, trzymających międzypośladkowe kijki Huskowej Komandy. Ten właśnie interes będzie w najbliższym czasie wymagał podwyższenia tempa i większej jeszcze bezczelności (trudno będzie, ale nie jest to niemożliwe), w łupieniu Polski. Departament PRopagandy po chwilowej dezorientacji podjął pracę na trzy zmiany.
Chwilowo Grupa Przestępcza uniknęła toporu. Nie opuszcza mnie jednak wrażenie, że nie podniosła szyi z pieńka. Już teraz zaczęły się przecieki na temat następnych taśm. Jeżeli w poniedziałek nie ukażą się stenogramy kolejnych rozmów, w tym w wszczególności z tych udziałem pt. Bieńkowskiej i Kulczyka, to będzie znaczyło, że rzeczywiście na razie na froncie zostaje Grupa Huska. Kulczyk być może skorzystał ze swych tajnych wpływów, być może po prostu kupił nagrania. Ale Bieńkowska mogłaby zostać oszczędzona tylko i wyłącznie wraz z całym oddziałem i tylko i wyłącznie wskutek uznania, że taka taktyka łupienia będzie najbardziej obiecująca.
Cyfrowe nagranie ma jednak to do siebie, że każda jego kopia jest identyczna z oryginałem i wszystkimi innymi kopiami, których imię jest milijon, bo czterdzieści i cztery ich milijony wykonać można. A każdy milijon może trafić do innego tygodnika. Lub – do jednego i tego tego samego internetu.
A wszystko to razem może stać się jeszcze przed – pełnometrażową tym razem – sejmową debatą nad wotum; wotum nieufności.
Czy to nie zabawne i czy można nie dostrzegać działania Ducha Świętego w tym, że w ostatnią niedzielę, na ślubie córki herszt Platformy O. usłyszał czytanie z Ewangelii: „Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie miało być ujawnione, ani nic tajemnego, co by nie było poznane i na jaw nie wyszło. Uważajcie więc, jak słuchacie. Bo kto ma, temu będzie dane; a kto nie ma, temu zabiorą i to, co mu się wydaje, że ma”? (Łk 8, 17-18)
Na nic ograniczanie wypowiedzi do 10 minut, na nic próby konfiskowania nagrań. Na nic propagandowa machina przyrządowych mediów III RP, bo jak powiada Nauczyciel w nieco wcześniejszej przypowieści: „Siewca wyszedł siać ziarno. A gdy siał, jedno padło na drogę i zostało podeptane, a ptaki powietrzne wydziobały je. Inne padło na skałę i gdy wzeszło, uschło, bo nie miało wilgoci. Inne znowu padło między ciernie, a ciernie razem z nim wyrosły i zagłuszyły je. Inne w końcu padło na ziemię żyzną i gdy wzrosło, wydało plon stokrotny".
Stukrotny, hm...? Powinno wystarczyć.
Wykręca pan słowa Ewangelii w sposób zaiste szatański.
Głosy wyborcze liczą, póki co, niezmiennie towarzysze - już od 1946 r.
W Sejmie natomiast rzeczywiście banda ma większość.
Jak już napisałem: szatańskie.
PO pojawia się w tej przypowieści jako "ciernie" czyli bezużyteczne chwasty.
Właśnie, właśnie!
A szef PKW, Jaworski, odpowiadając na konkretne pytania profesor Pawłowicz ordynarnie rżnie głupa. Tzw. informatyka wyborcza pozostaje niezweryfikowana, utrwalanie protokołów przez mężów zaufania zostało zakazane, a wyniki z komisji nadal są niekompletne (brak warszawy2).
To już nie jest jakieś tam mataczenie, to jest po prostu buta i poczucie nietykalności.
Może ktoś rzeczywiście chce przeprowadzić kryterium uliczne, bo porozumienie o bratniej pomocy faktycznie obowiązuje. I tylko Austro-Węgier brak... a poza tym wszystko wygląda tak znajomo...
Pozdrawiam
Są jednak momenty, gdy kłamstwo dochodzi do granic swych możliwości. W skali narodów można takie momenty odsuwać, eliminując tę ich część, która wie i myśli. I Sowiety tak postąpiły, i narodowe Sowiety, zwane ostatnio nazistami i sporo innej bandyterii.
Przyznam, że liczę, że do tego u nas nie dojdzie: zmiany w systemie edukacji wskazują, że ma to być rozłożne na dłuższy czas przy założonym identycznym efekcie: odmóżdżeniu.
Jak długo rozmawiamy o procentach, poparciach i głosowaniu, tak długo przyjmujemy, że to jest uczciwy system, neutralnie ustalający fakty. Inaczej dzieje się w sytuacji, gdy czujemy się zmuszeni dostrzec, że nie gramy w kasynie, ale w jakiejś komplenie lewej szulerni. Ja dostrzegam upowszechnianie się tej świadomości.
W chwili, w której NIKT nie zechce stanąć przy stoliku i zagrać, jest chwilą końca szulerni; może mniej widowiskową niż strzelanina czy choćby obicie gęby krupierowi.
W rzeczywistości system dostaje największe lanie wtedy, gdy frekwencja wyborcza spada, powiedzmy - do 9%.
Zobaczymy. Na razie przed nami poważna rozmowa z personelem szulerni na temat wotum nieufności. To może mieć większą oglądalność niż finał mundialu.
Pozdrawiam
Koncepcja 10 proc. dla PO tez wydaje mi się trafna. oj, kręca tymi wynikami, kręca.
Pozdrawiam