Jadąc kiedyś ze znajomym zatłoczoną 7- ką nad Jeziorak reklamowałam mu pewnego polityka. Powiedziałam, mianowicie że ów polityk jest osobiście uczciwy. Znajomy był w złym humorze. Jak każdy kierowca na tej trasie, czyli kierowca w opresji.
„Co to znaczy osobiście uczciwy? Czy to znaczy, że nie za... portmonetki?”.- zaatakował mnie brutalnie.
Wykropkowana część słowa to wywodząca się z języka rosyjskiego popularna nazwa czynności seksualnych. Wstyd to przyznać, ale choć znajomy jest polonistą z wykształcenia i świetnym tłumaczem filmów ( bynajmniej nie z rosyjskiego lecz z angielskiego ) , a ja poczciwą starszą panią, zatem powinniśmy prezentować elementarną kulturę osobistą, to tę właśnie definicję uczciwości przyjęliśmy w naszym wąskim gronie jako najbardziej adekwatną.
Oczywiście, że na co dzień wolę- jak każdy- mieć do czynienia z osobami, przed którymi nie muszę chować torebki. Postawię inne pytanie. Czy osobista uczciwość to warunek konieczny i wystarczający dla uprawiania zawodu polityka. Albo inaczej - czy osobista uczciwość jest wystarczającą rekomendacją dla polityka? I co ma wspólnego z uczciwością używany przez polityka język?
Kilka dni temu inny znajomy opowiadał mi o działaniach pewnej pani, która dzięki koneksjom w gminach wielkich miast, wykupuje za grosze przez podstawione osoby kwaterunkowe mieszkania, wynajmuje je przez pewien czas, a potem sprzedaje z ogromnym zyskiem. Znajomy miał zamiar powierzyć tej pani sprzedaż jego prywatnej nieruchomości. „ Przecież ona cię oszuka, ona z oszustwa żyje”- powiedziałam przerażona. „ Skądże, znamy się bardzo dobrze z działania w pewnym stowarzyszeniu i śmiem twierdzić, że jesteśmy zaprzyjaźnieni” - odparł.
Nie przeszkadzało mu, że ta pani żyje z okradania społeczeństwa i że jej działania wiążą się z wyrzucaniem ludzi z mieszkań, czyli z ludzką krzywdą. Wręcz przeciwnie, żądał obietnicy, że nie ujawnię tego procederu, z którym się przecież oboje nie solidaryzujemy.
To stereotyp bardzo typowy dla tak zwanej mentalności porozbiorowej . Dzielenie ludzi na „naszych sukinsynów” i „obcych sukinsynów”. Godzimy się na to ,że mamy do czynienia z sukinsynem byleby był po naszej stronie. Oznacza to, że w zaistniałych warunkach akceptujemy zło, jako zasadę życia społecznego, pod warunkiem, że znajdziemy się po stronie wygrywających.
Takie zasady rządzą na przykład społecznością obozu koncentracyjnego. Organizujemy się, mamy dostęp do dodatkowej żywności. Na naszych oczach umierają z głodu „ obcy” więźniowie, ale przecież nie możemy im pomóc. Wręcz przeciwnie- angażowanie się w pomoc dla „ obcych” stanowi zagrożenie dla „ swoich”. To właśnie opisywał i z tym nie potrafił się pogodzić pisarz Borowski.
Wysłuchałam uważnie informacji na temat „taśm prawdy” ujawnionych przez „ Wprost” . Powiem szczerze – z opinią na temat orlików zgadzam się całkowicie. Choć jestem- jak pisałam- starszą panią, chętnie wyraziłabym tę opinię dokładnie w ten sam sposób. Jeżeli na co dzień tak nie mówię to przez szacunek do rozmówców. Natomiast we własnym gronie, na przykład w podróży z wybitnym tłumaczem, pozwalamy sobie mówić gorzej niż mówią stajenni na wyścigach.
Bo ten opis rzeczywistości wydaje się nam najbardziej adekwatny. Poza tym jesteśmy przecież we własnym gronie.
Przy dyskusji na podobny temat pewien miły komentator, pan Piotr pocieszał mnie,że Famous Old Etonians we własnym gronie mówią jeszcze gorzej niż ja.
Próbowałam sobie wyobrazić taką kuluarową rozmowę, w której uczestniczą John Wodehouse ( born 51) , 5th Earl of Kimberley oraz fizyk Stephen Wolfram ( born bodajże 59) niezwykle elegancki pan, którego fascynujący wykład kiedyś słyszałam. Nie jestem w stanie. Zbyt słabo znam język.
Wracając do taśm prawdy. Jeżeli społeczeństwu nie przeszkadza fakt, że zostało zadłużone na kilka pokoleń, jeżeli godzi się ze sprzedaniem Kasprowego wraz z wyremontowaną kolejką to dlaczego w pełen hipokryzji sposób mamy się gorszyć, że otocznie Nikodema Dyzmy, który nami niestety rządzi mówi właściwym sobie językiem. Czy nie lepiej byłoby skupić się nad treścią owych przekazów? Na ocenie inwestycji rządowych, z którą się przecież zgadzamy?
Powiem więcej. W “Karierze Nikodema Dyzmy” jest piękny fragment gdy Dyzma próbuje być szarmancki i romantyczny. W pewnej chwili mówi ( o ile pamiętam, nie chce mi się sprawdzać) " jest pięknie i horyzontem pachnie”. Dopiero wtedy staje się żałosny. Natomiast zdrowe chamstwo zaprezentowane na przyjęciu, zachwyciło jego prominentnych rozmówców i to chamstwo właśnie otworzyło mu drzwi do salonów władzy.
Jeżeli – taki nasz polski los- od dziesięcioleci rządzi nami Nikodem Dyzma, to nie zajmujmy się tym, że mówi właściwym sobie językiem. Skupmy się na tym czy rządzi zgodnie z polską racją stanu. Jeżeli to określenie wydaje się komuś zbyt pompatyczne powiem inaczej: “ czy jego rządy są w naszym interesie?”. W moim nie są, dlatego ucieszę się gdy upadną pod byle jakim pretekstem. Pamiętam, że Węgrów najbardziej poruszyło gdy w podobnym nagraniu usłyszeli: “ kłamaliśmy od rana do wieczora”. Czy usłyszeli coś nowego? Przecież powinni o tym doskonale wiedzieć.
Niech ludzie oburzeni językiem naszej klasy politycznej odpowiedzą na proste pytania: Czy dowiedzieli się czegokolwiek nowego o rządzących? Czy uważają, że w innych partiach, na nieformalnych spotkaniach mówi się innym językiem?, Czy gdyby byli okradani i zadłużani przez ludzi zachowujących się i wyrażających się nobliwie byłoby to łatwiejsze do zniesienia?
Wiele lat temu mieliśmy okazję usłyszeć nagraną przez esbecję rozmowę Wałęsy z jego bratem o zagospodarowaniu pieniędzy z nagrody Nobla. Pożyteczni idioci zapewniali się wzajemnie, że rozmowa jest esbecką fałszywką. Ja byłam pewna, że rozmowa jest autentyczna- tak właśnie rozmawia cham z chamem o kasie, a co ważniejsze nie widziałam w tym nic złego. Pieniądze należały do Wałęsy i mógł sobie z nim zrobić co chce. ( nasuwa mi się obrazowe sformułowanie , ale postaram się zachowywać w sposób jaki mi,choćby z racji wieku przystoi). Wcale nie wymagałam od Wałęsy żeby zachowywał się kulturalnie. Wymagałam tylko żeby nie rządził głupio i sprzedajnie.
Czy faktycznie istnieje prosta relacja pomiędzy językiem a etyką? Czy naprawdę wierzymy, że słowa są zwierciadłem duszy?
Choć od lat pracuję jako tłumacz czyli w materii słów, nie jestem aż tak naiwna.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 8937
Trochę się spóźniłem, bo lubię być u Ciebie pierwszy. Taki mały prymusik jestem pse pani.
Może zauważyłaś, że język mam soczysty. Naród wymyśla swój słownik nie bez powodu - raz, by mieć uniwersalne słowa klucze, słowa zastępcze w każdej sytuacji - jak k...a, a z innej potrzeby, aby podkreślić soczystość i dobitność sytuacji - "zaj...ć portmonetkę".
Nie stronię od soczystości, bo to urealnia narrację.
Oczywiście, są też głupie mody i nagle salon zaczyna rzucać mięsem - k..., ch..., p... .
Ale jak to zawsze bywa - wszystko musi mieć swoje miejsce i czas.
Jakaś relacja między językiem i etyką? Żadna.
Większość potężnych zbrodniarzy wyrażała się wprost wykwintnie. A psychopaci rzadko są wulgarni.
Językiem trzeba się bawić i rozkoszować. Jak nasza słynna gra półsłówek: "Stój Halina!" , "Barwa na kurierze", "Gra babcia w salopie", itd, itd.
Serdeczne uściski
A swoją drogą ci politycy nie mają szacunku do samych siebie (self-respect is at basis of good manners) dlaczego mieliby szanować innych?
Powiem więcej- Rosjanie wyspecjalizowali się w tak zwanych "rodowodach". Były to wymyślne obelgi dotyczące przede wszystkim prowadzenia się przodków rozmówcy, do kilku pokoleń wstecz. To prawdziwa sztuka i czysta poezja. Obelgi nie powtarzały się i były niezwykle wymyślne. Może odważy się kiedyś zaprezentować tę sztukę jakiś rusycysta. Ja się nie odważę - z racji wieku. Słyszałam kiedyś piosenkę z celowo i z wyczuciem wstawionymi rusycyzmami. Nie pamiętam czy był to Kaczmarski? Natomiast gdy młodzi politycy usiłują imitować rosyjską duszę, efekt jest żałosny. Równie żałosny jak rusycyzmy literata Mariusza Wilka, rusofila z wyboru, a dla mnie z imitacji. My kresowiacy znamy ducha tego języka. Dlatego nie straszne nam brzydkie słowa. Ważne są fakty.