W całej Polsce trwają obchody 25. rocznicy 4 czerwca 1989 roku. To wówczas doszło doczęściowo demokratycznych wyborów w Polsce.
Bezrefleksyjne przemiatanie nagłówków gazet powoduje zakorzenienie się takiej zbitki słownej w naszym codziennym języku. Można ją usłyszeć w setkach wypowiedzi, dziesiątkach artykułów. Tymczasem, no właśnie, wystarczy chwila, żeby dostrzec wewnętrzną sprzeczność zawartą w tej zbitce.
Zbudowany został wokół tych wydarzeń jeszcze jeden mit, który bardzo silnie się zakorzenił: wybory były rezultatem rozmów pomiędzy władzami PRL i opzycją reprezentującą społeczeństwo polskie. Do pierwszej części stwierdzenia nie można mieć zastrzeżeń, natomiast druga jego część jest nieprawdą. Osoby, które brały udział w rozmowach okrągłego stołu nie miały żadnego mandatu społecznego. Co więcej, nie zabiegały o takowy. Nie zwołano posiedzenia Komisji Krajowej NSZZ Solidarność przed obradami okrągłego stołu, jedynego wówczas ciała wybranego w sposób demokratyczny i posiadajacego mandat społeczny. Należy przypomnieć, że Lech Wałęsa nie był Przewodniczącym NSZZ Solidarność, taka funkcja nigdy nie istniała, był Przewodniczącym Komisji Krajowej. W rezultacie na stu wybranych w 1981 roku członków Komisji Krajowej jedynie 4 usiadło do obrad.
Efektem obrad okrągłego stołu była decyzja o przeprowadzeniu wyborów do Sejmu, nowo utworzonego Senatu i wybór Prezydenta przez Zgromadzenie Narodowe. W tym miejscu mamy do czynienia z największym przekłamaniem. Według powszechnej opinii ustalono zasady prawne umożliwiające „częściowo demokratyczne” wybory. W rzeczywistości ustalono wynik wyborów – 65% PZPR i przystawki, 35% „reszta.” Taki wynik wyborów zapewniał komunistom dodatkowo bezpieczną większość przy wyborze Prezydenta przez Zgromadzenie Narodowe. Senat nie miał znaczenia politycznego, wyłącznie prestiżowe.
7 kwietnia 1989 Sejm PRL dokonał nowelizacji Konstytucji Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Tego samego dnia przyjął również ordynacje wyborcze do Sejmu PRL oraz do Senatu PRL.
13 kwietnia 1989 Rada Państwa podjęła uchwałę o zarządzeniu wyborów do obu izb parlamentu na dzień 4 czerwca 1989, określając dzień 18 czerwca 1989 jako datę głosowania ponownego.
Mimo, że najważniejszy wynik wyborów (tych do Sejmu) był już znany, zaraz po przyjęciu ordynacji wyborczej do Sejmu PRL oraz do Senatu PRL, komuniści przystąpili do działań operacyjnych zabezpieczających wybory. Na przełomie kwietnia i maja 1989 roku wiceminister spraw wewnętrznych gen. Henryk Dankowski sprawdził kandydatów na posłów i senatorów pod kątem współpracy z tajnymi służbami. Skontrolował w ten sposób parę tysięcy osób.
W niedzielę, 4 czerwca 1989 r., odbyła się pierwsza tura wyborów do Sejmu i Senatu. Wzięło w niej udział 62% uprawnionych do głosowania. W wyborach do Senatu kandydaci Komitetu Obywatelskiego "Solidarność" uzyskali 92 mandaty, strona koalicyjna ani jednego. Z kolei w wyborach do Sejmu "Solidarność" zdobyła 160 ze 161 możliwych do zdobycia miejsc. Kandydaci koalicyjni z 299 przysługujących im mandatów uzyskali zaledwie trzy. W pierwszej turze kandydaci musieli uzyskać więcej niż połowę głosów ważnych. Natomiast na 35 kandydatów z listy krajowej, na której znajdowali się czołowi przedstawiciele koalicji rządowej, tylko dwaj (Mikołaj Kozakiewicz i Adam Zieliński) otrzymali ponad 50% głosów, co zgodnie z ordynacją oznaczało, że pozostali zostali wyeliminowani, a 33 mandaty poselskie będą nieobsadzone.
W dyskusji przeprowadzonej 5 czerwca na rozszerzonym posiedzeniu Sekretariatu KC PZPR padały m.in. następujące wypowiedzi:
Tow. Cz. Kiszczak - Przeciwnik ostro walczył od początku do końca, posługując się różnymi środkami. My działaliśmy w „białych rękawiczkach”, nie wykorzystując nawet ewidentnych okazji. Wyniki wyborów przeszły oczekiwania opozycji. Zaszokowały, nie wie, jak się zachować. Wybory do Senatu to nasza całkowita klęska. (...)
Tow. S. Ciosek - Nie rozumiem przyczyn porażki. Partia musi za nią zapłacić, nie poszła za nami. To gorzka lekcja. Odpowiedzialni będą musieli ponieść konsekwencje. Obecnie sprawą najważniejszą wybór prezydenta, do czego potrzeba 35 mandatów - które przepadły. O tym rozmawiać już z opozycją, bo prezydent to zabezpieczenie całego systemu, to nie tylko nasza wewnętrzna sprawa, to sprawa całej socjalistycznej wspólnoty, nawet Europy. W tej sprawie pilnie odbyć rozmowy z opozycją (Komisja Porozumiewawcza) i z Kościołem.(...) ("Tajne dokumenty Biura Politycznego i Sekretariatu KC. Ostatni rok władzy 1988-1989").
8 czerwca na posiedzeniu Komisji Porozumiewawczej przedstawiciele Solidarności zgodzili się na zmianę ordynacji wyborczej, umożliwiającej obsadzenie 33 mandatów z listy krajowej przez koalicyjnych kandydatów.
11 czerwca 1989 rzecznik rządu Jerzy Urban poinformował o decyzji Okrągłego Stołu powierzającej urząd prezydenta Wojciechowi Jaruzelskiemu.
12 czerwca Rada Państwa wydała dekret zmieniający ordynację wyborczą do Sejmu X kadencji. Na jego podstawie 33 mandaty z listy krajowej miały być przekazane do okręgów i obsadzone w drugiej turze wyborów.
Odbyła się ona 18 czerwca 1989 r. Do urn wyborczych udało się już tylko tylko 25% uprawnionych do głosowania. W jej wyniku "Solidarność" zdobyła jedyny brakujący jej mandat poselski oraz 7 z 8 pozostałych do obsadzenia mandatów senatorskich.
Ostatecznie więc kandydaci Komitetu Obywatelskiego "Solidarność" uzyskali w wyborach 260 miejsc w 560-osobowym Zgromadzeniu Narodowym.
23 czerwca Obywatelski Klub Parlamentarny zrezygnował z wystawienia własnego kandydata na prezydenta.
30 czerwca Wojciech Jaruzelski zdecydował o rezygnacji z ubiegania się o urząd prezydenta PRL.
W czasie, gdy była już znana lista posłów i senatorów, służby specjale mogły przystąpić do drugiego etapu weryfikacji. Tym razem nie tylko sprawdzano wybranych przedstawicieli, ale również „zdejmowano z ewidencji” akta tych, z którymi należało utrzymać kontakty operacyjne. W dniu 26 czerwca 1989 wiceminister Dankowski wydał zarządzenie Nr "SVD" 001427/89 r. (opatrzone klauzulą "Tajne spec. znaczenia"), w którym czytamy:
Ze względu na sytuację, jaka wytworzyła się po wyborach do Sejmu i Senatu, proszę o przesłanie w trybie pilnym na moje ręce następujących dokumentów:
1. Charakterystyk aktualnie wybranych posłów i senatorów, będących naszymi tajnymi współpracownikami. Niezależnie od informacji w charakterystykach proszę uwzględnić stopień związania ich z naszą służbą, dyspozycyjność w realizacji zadań, a także ugrupowanie polityczne, które reprezentują.
2. Charakterystyk osób, które nie są formalnie tajnymi współpracownikami, lecz z którymi w różnej formie utrzymywany jest stały lub okresowy kontakt operacyjny. W charakterystykach tych zawrzeć dane podobne jak w punkcie 1.
Osoby z w/wym. grup, które są zarejestrowane w ewidencji biura 'C' (tajni współpracownicy, kontakty bądź zabezpieczenia) należy zdjąć z ewidencji operacyjnej. Zdjęcie z ewidencji nie powinno oczywiście oznaczać przerwania kontaktu operacyjnego. Przeciwnie, należy podejmować różnorodne działania, by osoby te były coraz silniej związane z nami i coraz bardziej dyspozycyjne w realizacji zadań (o zdjęciu z ewidencji nie należy w zasadzie informować tych osób).
Sprawę proszę traktować jako wyjątkowo delikatną, a informacje o powyższym zleceniu winny znać bezpośrednio osoby zainteresowane. Gen. H. Dankowski.
Odbyło się to w czasie, gdy resortem kierował gen. Czesław Kiszczak. Sam Kiszczak stwierdził później w wydanych wspomnieniach (Witold Bereś, Jerzy Skoczylas, Generał Kiszczak mówi ... prawie wszystko, s. 279), że pokazał swemu następcy Krzysztofowi Kozłowskiemu obszerny, bardzo tajny dokument kompromitujący dużą ilość ludzi.Postąpiłem źle, powinienem był go zniszczyć, gdyż później Kozłowski zapoznał z nim ludzi spoza resortu, swoich znajomych - wyjaśnił.
Wynik tej weryfikacji i podjętych w jej ramach działań musiał być pozytywny, bo 18 lipca Wojciech Jaruzelski ogłosił, że będzie kandydował na urząd głowy państwa.
19 lipca 1989 r. Zgromadzenie Narodowe dokonało wyboru Wojeciecha Jaruzelskiego na Prezydenta PRL. Pierwszy krok został wykonany. W zmieniającej się sytuacji politycznej, między innymi ze względu na niestabilność „przystawek” PZPR, konieczny był praktyczny sprawdzian rzeczywistej kontroli nad sejmem. Sądzę, że taki był rzeczywisty cel wystawienia kandydatury gen. Kiszczaka na stanowisko Prezesa Rady Ministrów, a nie misja utworzenia rządu. Sam szef agentur wszelakich spojrzał groźnym okiem:
Dzisiaj wielki bal w Operze.
Sam Potężny Archikrator
Dał najwyższy protektorat,
Wszelka dziwka majtki pierze
2 sierpnia 1989 r. Kiszczak został powołany przez Sejm na stanowisko premiera. Za jego kandydaturą głosowało 237 posłów, przeciw było 173. Przeciwko głosowało między innymi 21 posłów ZSL i trzech posłów SD. Wynik najwyraźniej na tyle zadowalajacy, że można było zgodzić się na pierwszego „niekomunistycznego” premiera, należało tylko ustalić odpowiedni skład rządu. Powtórzono manewr sprawdzony podczas wyborów do sejmu i senatu.
Jeżeli przyjmiemy wybory 4 czerwca za początek III RP, to Kiszczak był jej pierwszym premierem. (Monitor Polski 1989 r. nr 26, poz. 204)

Jaki był prawdziwy wynik wyborów w czerwcu?
W 1991 roku powstała w Urzędzie Ochrony Państwa „Lista Milczanowskiego”. Szefem UOP był wówczas Andrzej Milczanowski. Lista powstała po sprawdzeniu około 7 tysięcy kandydatów do Sejmu i Senatu, nie kontrolowano członków rządu i pracowników Kancelarii Prezydenta. Operacja ta rozpoczęła się na przełomie września i października 1991 roku. Z zarządzenia gen. Dankowskiego wiemy już, że w czerwcu 1989 r. rozpoczęto niszczenie akt byłego MSW, a w szczególności teczek nowo wybranych posłów i senatorów (te, według słów Kiszczaka, zostały raczej „sprywatyzowane”). Karty tajnych współpracowników usuwano z kartoteki ewidencyjnej. Akt ten nie zawsze oznaczał definitywne zerwanie tajnej współpracy z tymi osobami. Część z nich była nadal wykorzystywana operacyjnie.
Mimo tego na liście Milczanowskiego znalazło się 49 posłów i 11 senatorów, po wykluczeniu 25 pięciu posłów i senatorów, którzy znaleźli się w zestawieniu, ale nie byli określeni jako tajni współpracownicy tylko jako TW-k, czyli kandydaci na TW. Wśród nich mogli być także ludzie nieświadomi zamiarów SB wobec siebie. O istnieniu listy wiedzieli tylko zaufani ludzie spośród polityków „okrągłego stołu”, którym dane te pokazywał Milczanowski.
Nie jest moim zamiarem ocena motywów i działań, jakimi kierowałi się i jakie podejmowali politycy uczestniczący w tych wydarzeniach, a tym bardziej snucie innych scenariuszy, tym niech się zajmą, popularni ostatnio, „alternatywni” historycy. Mnie interesuje odpowiedź na proste pytanie, odpowiedź, która implikuje nasz stosunek do obecnego państwa, szczególnie teraz po 10.04.2010 r.
Czy eufemistyczne opinie, że 4 czerwca 1989 roku skończył się komunizm (nie „idea”) ale władza sprawowana przez komunistów, są uzasadnione?
Odpowiedź na to pytanie nie jest taka łatwa. Przede wszystkim nie sądzę by ci najważniejsi ludzie, którzy o tym zadecydowali mieszkali w Polsce... Przecież to była szersza sprawa, ogólnoświatowa. Pierestrojka itd. To był łańcuch zdarzeń, zaplanowany przynajmniej w latach 70-tych, chociaż logika każe myśleć że plan powstał w latach 60-tych:
Wtedy nastąpiło powstanie tzw. opozycji - Michnik i spółka. Nie tyle powstanie co wydzielenie ze swoich struktur opozycji, której jakoś tak się składa żyło się całkiem przyjemnie.
Potem był Gierek i ktoś dał mu kredyty przy czym oczywiste było czym się skończy dawanie kredytów partyjno-centralistycznym gospodarkom. To była klasyczna faza uzależniania i wywołania kryzysu.
Potem był Sierpień 80 kiedy agent Borusewicz wraz agentem Wałęsą poganiani przez Kuronia dostali zadanie wywołania strajku. Dzisiaj jest to oczywiste. Czyli już wtedy plan był mocno zaawansowany. W latach 80-tych trwało dopracowywanie szczegółów i świadome dalsze niszczenie gospodarki bo musiał być jakiś konkretny powód do zmian oraz by Polska występowała z nic nie znaczącej pozycji.
No i ostatecznie wydzielona z rodziny pod koniec lat 60-tych tzw. opozycja przejęła władzę na początku lat 90-tych by chronić starą władzę.
To był duży Plan i ja ci nie wskażę jego autorów. Ci co wiedzą kto pociąga z ogólnoświatowe sznurki nie dzielą się taką wiedzą :)
A zwłaszcza swoimi planami. Np. dotyczącymi Ukrainy, która ma być pretekstem do?
Wkrótce się dowiemy.
Nawet Komitet Obywatelski nie szedl do tych wyborow pod hasłem "Socjalizm tak, wypaczenia nie". To hasło Października 56`, powtórzone w marcu 1968.
Po namyśle coraz lepiej widzę, że przewrót (i niewątpliwy przełom np. gospodarczy, zaplanowany w Moskwie, ale u nas skutki), to nowa wersja Października 56. Podobnie jak potem afera Rywina. I coś, co się zdarzyło w ostatnich latach, nowe porozumienie, tylko trudno rozpoznawalne, z kim. Kto, to wiadomo. Z usunięciem niewygodnych w trybie gwałtownym.
To zasadnicza sprawa. Sfałszowane referndum przestaje być referendum, tak jak częściowo demokratyczne wybory przestają być wyborami w podstawowym znaczeniu tego słowa.
To musiala być grupa decydująca. Lech się potem wymknął.
pozdrawiam, serdecznie.
Zresztą komuniści budowali generalnie na pozór. Robili bo musieli się czymś wykazać wobec Zachodu. Ale niech Pan wróci do lat 80-tych kiedy wszyscy tam na górze wiedzieli że wkrótce wszystko się zmieni. Nie tylko nie budowali ale wręcz świadomie niszczyli!
Słowem zawsze realizowali jakieś wyższe wytyczne. Gadanie że komuchy budowały a solidaruchy (przecież to prawie to samo, jeśli weźmiemy pod uwagę Wałęsę i resztę agentury) niszczyły to czysta naiwność.
Taki był po prostu plan, zadanie jakie dostali. Sprowadzenie Polski do roli kolonii zależnej finansowo i gospodarczo. Tu naprawdę nie ma wielkiej filozofii.