Pojawiają się ostatnio opinie, że Putin, czy ogólnie mówiąc, putinowska Rosja, jest całkowicie nieobliczalna. To błąd, gdyż jest akurat wprost przeciwnie. Rosja i Putin są całkowicie obliczalni.
Zajmijmy się kwestią eskalacji i deeskalacji konfliktów międzynarodowych. Jest to pojęcie względne podwójnie. Na pierwszej płaszczyźnie rozdwaja się, gdyż możemy mówić o tym procesie uwzględniając tylko dwóch antagonistów (Rosja-Ukraina), a możemy też mówić o nim szerzej – w skali regionu (Europa wschodnia i środkowa) lub w skali globalnej, przy czym przełożenie regionu na świat, w związku z zaangażowaniem największych potęg (NATO, Rosja) jest proste i oczywiste.
Inaczej jest z przełożeniem relacji Rosyjsko-Ukraińskich na ogólny poziom bezpieczeństwa w regionie.
Przedostatno Rosja nasiliła aktywność militarno-wywiadowczą na dalekim wschodzie, a ostatnio w Obwodzie Kaliningradzkim.
W „pierwszym czytaniu” mamy więc obraz eskalacji konfliktu i próbę rozszerzenia go do jak największej skali. Zachód zaczyna komentować te ruchy, jako przygotowania do otwartego konfliktu, jeśli nie światowego, to regionalnego.
Nie można zgodzić się z takimi interpretacjami, gdyż pozostaje kwestia motywu: co Rosja zyskałaby na wywołaniu takiego konfliktu? Biorąc pod uwagę, że gospodarczo i militarnie jest kilkukrotnie słabsza od państw NATO, niczego by nie zyskała, a stracić mogłaby wszystko, od Ukrainy poczynając.
A przecież w tej rozgrywce chodzi o Ukrainę, i nie powinniśmy tracić tego strategicznego celu z oczu. Wniosek z tego jest taki, że żadnej „III wojny światowej” nie będzie. Nie będzie nawet żadnego ataku na którekolwiek z państw NATO.
Proces deeskalacji w wykonaniu Rosji polegać będzie na napinaniu sytuacji międzynarodowej do maksimum. A mają tutaj pole do popisu, gdyż do granicy czynnej napaści na któreś z państw NATO, mogą robić wszystko, wiedząc z góry, że ataku prewencyjnego ze strony NATO, na pewno nie będzie.
Kolejnym krokiem będzie rozpalenie konfliktu zbrojnego z Ukrainą, który co prawda tli się już, ale na skalę zbyt małą, aby Ukrainę rozbić, podzielić i
zaanektować ile się da.
Kiedy Rosjanie zdobędą minimum, które ich satysfakcjonuje (wschód + Odessę?), a wszystko w atmosferze groźby wybuchu wojny światowej, przeprowadzą „referenda” i sami poproszą o zwołanie konferencji pokojowej, obiecując (i realizując) całkowitą deeskalację, czyli wykonując wstecz wszystkie obecnie eskalujące (a w rzeczywistości pozornie eskalujące) sytuację kroki, poza ustąpieniem z Ukrainy. To będzie warunek pokoju i solidnej stabilizacji.
Czy tak zreorganizowana sytuacja geopolityczna będzie korzystna? Jak twierdzi dr Andrzej Zapałowski1 (z czym się zgadzam) – tak; dla wszystkich oprócz Ukraińców, którzy stracą dużą część swojego potencjału, ale my, jako Polska zyskamy sojusznika i bufor antyrosyjski, który będzie od nas wyraźnie słabszy – co pozwoli nam skutecznie konkurować, Rosja ratuje swoje wpływy na południu, Zachód poszerza swoje wpływy w Europie wschodniej, dyplomacja kolejny raz odniosła sukces - pełna deeskalacja i znowuż święty spokój. Sielanka.
[1] - http://geopolityka.net/andrzej-zapalowski-ukraina-obszar-pomiedzy-polska-rosja/
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 3099
Rosja może być zainteresowana TYLKO wschodnią częścią Ukrainy od linii Dniepru, z granic łatwą do pilnowania bo naturalną. Jeżeli dojdzie do ponownej zimnej wojny.
Myślę, że to plan minimum. Zachodnia Ukraina, to z kolei spichlerz Rosji. Też lekką rękę nie zrezygnują z tej możliwości,