Młodzi ludzie którzy chcieliby poznać polską historię najnowszą z literatury są właściwie bez szans. Nasza historia nie znalazła godnego pióra, nie została opisana. Pozostała po tych trudnych czasach socrealistyczną makulaturą, o której sami twórcy chcieliby dyskretnie zapomnieć. Kto sięgnie obecnie ( i po co?) po „ Poemat dla zdrajcy” Gałczyńskiego? Młody czytelnik oprowadzany podczas szkolnej wycieczki po leśniczówce Pranie nie uwierzy, że coś tak głupiego mógł napisać autor poematu „Niobe”.
Młody czytelnik na ogół nie wierzy , że noblistka Szymborska pisała miłosne wiersze do Stalina. Niedouczeni nauczyciele uważają je nawet za apokryf.
Niewiele ciekawego powstało również w czasie rozrachunkowym. Kto sięgnie po „Małowiernych” Putramenta? Jak powiedział pewien mój znajomy, wybitny neurolog- nic go nie obchodzą „kolejne stadia wścieklizny po heglowskim ukąszeniu”- te wszystkie „Poematy dla dorosłych” i inne rachunki sumienia.
Chciałabym Państwu gorąco polecić książkę Marcina Zaremby pod tytułem „Wielka trwoga” wydaną przez ISP PAN w Krakowie w 2012 roku. Dla zachęty kilka smakowitych podtytułów: „Strach w kulturze dwudziestolecia: Bolszewicy i żydokomuna, Strach przed czerwonoarmistami, Ludzie z demobilu, Gorączka szabru, Polityka strachu, Zmory tymczasowości, Trzej jeźdźcy Apokalipsy -głód , drożyzna, choroby zakaźne, Fobie i przemoc etniczna”.
Jak napisał autor „bardziej interesuje go reakcja tłumu na egzekucję niż sama egzekucja”. Jest to książka o emocjach szarych ludzi, tego anonimowego, na pozór niemego społeczeństwa, które jak się okazuje więcej rozumiało z tych czasów niż artyści. Oparta na dokumentach których autentyczności nie sposób zakwestionować- na listach do rodziny, raportach milicyjnych, pamiętnikach, wspomnieniach. Ilustrowana autentycznymi zdjęciami.
Bardzo interesujący jest na przykład rozdział o „podkulturze szabru”. Ludzie jeździli na Ziemie Odzyskane, żeby plądrować porzucone niemieckie mieszkania i handlować wywiezionymi skarbami. Biednemu trafiła się stara miednica inni zdobywali brylanty. Jeżeli wierzyć Józefowi Światle ppłk Faustyn Grzybowski szef WUBP we Wrocławiu „ uskładał sobie cały majątek z antycznych mebli, ubrań, biżuterii i futer, których nigdy w życiu nie miał i nawet nie widział” Oprócz tego zrabował: „diadem z 25-30 brylantami, sztabkę 24- karatowego złota, 24 sztuki złotych marek, kilka złotych broszek z brylantami, 65 sztuk złotych wyrobów jubilerskich”. O tym wszystkim pisze cytując dokumenty historyk Zaremba.
Mieszkania prominentów partyjnych pod „dobrymi adresami” ( tak piszą dziś o Szucha 16 czy Alei Przyjaciół resortowe dzieci) były „z przydziału” meblowane fortepianami i antykami. Niejedno z tych mieszkań wyglądało wręcz jak salon Desy. ONI szybko uczyli się dobrego gustu i luksusowej konsumpcji. Zdecydowanie szybciej niż na przykład ekonomii i sztuki zarządzania państwem.
Inna książka, którą gorąco polecam to „Kryptonim Liryka” Joanny Siedleckiej. Najciekawsze są w niej zapisy autentycznych rozmów podsłuchiwanych literatów. Na przykład źródło „ Demagog” tak pisze o Dygacie: „ Dygat poinformował Konwickiego, że Iwaszkiewicz zawsze kolaborował: w czasie sanacji był piłsudczykiem, który wkręcił się na Zamek, za okupacji - treuhänderem polskiej spółki myśliwskiej i ucztował z Niemcami (…) . Zawsze potrafił się urządzić i jeszcze tłumaczył, ze robi to wszystko aby ratować Stawisko...”.
O Andrzejewskim Dygat wypowiada się jeszcze gorzej, trudno to nawet cytować.
Być może to brzydko czytać donosy i plotki i jeszcze się tym entuzjazmować. Dlaczego jednak rzeczony Iwaszkiewicz czy Andrzejewski nigdy nie napisali nic takiego, co można by dziś traktować jako opis epoki. Chyba nikomu nie przyjdzie do głowy tak traktować , napisany na polityczne zmówienie „Popiół i diament', który ma tyle wspólnego z prawdą historyczną co „ Czterej pancerni i pies” ( nawet ubeckie akta nic Andrzejewskiemu nie pomogły) lub manieryczne „ Idzie skacząc po górach”czy „ Miazgę”? Komu chciałoby się dzisiaj do tego wracać?
Ubeckie akta cytowane przez Siedlecką, w porównaniu z miałką literaturą tych czasów, to jak krwisty befsztyk w porównaniu z parówką.
Literaci piszący rzekomo do szuflady sami są sobie winni, że nikt ich nie chce teraz czytać. Wygrali ubecy i donosiciele. Ich literatura ( nie wątpię, że duża część donosów jest czystą literaturą) jest po prostu lepsza.
Jak wiadomo Marek Hłasko przewrotnie twierdził, że pisanie donosów jest najlepszą szkołą literacką.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 4570
Dziękuję za polecanki. Choć, jeżeli się nie mylę, to "Wielka trwoga" traktuje o o ścisłym okresie powojennym.
Ja bym natomiast, mimo wszystko, abstrahując od faktu, że autor był komunistycznym szpiegiem, polecił "Rosyjską Ruletkę" Mariana Zacharskiego.
Można tam znaleźć potwierdzenie wielu szeptanych faktów i sporo nazwisk powiązanych w dziwne konfiguracje.
Jest tam także i o panu Wileckim, Oparze, oraz panu Gromosławie Czempińskim.
Pozdrawiam
Zmieniam natomiast coraz bardziej zdanie o "Berku". Im bardziej o nim myśle, tym lepiej widzę, jak autor wyprał z wszelkiej polskości i otoczki kulturowej parę wieśniaków, którzy zaopiekowali sie nieszczęsnym Berkiem, co nie wiadomo czemu poszedl zaraz potem do UB. Aż można uznac, że Polacy, którzy przechowywali Żydów, to byli kompletni, choć poczciwi i wierzący troglodyci. Żadnych sąsiadów (z wyjątkiem dobrego Ukraińca), żadnych kontaktów z AK czy choćby BCh, żadnej rodziny, żadnych wspomnien. Nic. Nie zauważyłam tego przy pierwszym czytaniu. Rajcuje tym pójściem Żyda do UB.
Gdyby autor nie prowadził na blogach konsekwentnie bzdurzenia-bajania o "willach" Rajmunda Kaczyńskiego, jego zdaniem znanego peerelowskiego prominenta i beneficjenta przemian, pewnie bym tego nie zauważyła. Skasował mój wpis, informujący go o tym, ze tak podniecająca go "willa" przy ul. Pochyłej i "willa" przy ul. Lisa-Kuli to jedno i to samo mieszkanie, bo kiedys zmieniono nazwę ulicy. I zaznaczył, że to nieważne, bo RK i tak korzystał z peerelu.