Dzień się kończy i w Szkle Kontaktowym pokazują właśnie nową zdobycz peowskiego ścieku - obłego obrotowego, niejakiego Michała Kamińskiego.
Przywołując na pamięć grę półsłówek modelową glizdę w parapecie.
A premier poproszony o komentarz czerwony jak burak pitoli jakieś żałosne androny o sile przyciągania Platformy.
Sorry, ale w tej sytuacji muszę Państwu zagrać okolicznościową „balladę o rdzawym oku” w wykonaniu polskiego Raya Charles’a, krakowskiego barda drugiego obiegu Jurka Bożyka - proszę kliknąć na trójkącik poniżej.
Kolorowych snów maciejką pachnących Państwu życzę,
Krzysztof Pasierbiewicz
(nauczyciel akademicki)
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 3865
Pozdrawiam serdecznie,
Krzysztof Pasierbiewicz
Jak czytałem Pański komentarz przypomniał mi się pan pułkownik Winek, który był szefem szkolenia wojskowego, które odbywałem na studiach.
Służyłem w artylerii przeciwpancernej, gdzie ledwie mówiący po polsku politrucy uczyli nas miłości do Związku Radzieckiego, zaś pułkownik Winek szkolił w strzelaniu z armaty, przepraszam haubicy 76 mm.
Przez cztery lata, w każdą środę, o godzinie siódmej rano budziłem sąsiadów waleniem w schody podbitymi ćwiekami wojskowymi buciorami, a na ulicy wprowadzałem w zdumienie przechodniów na widok długowłosego młodzieńca odzianego w wojskowy mundur, a dokładniej mówiąc, wpadającą na oczy furażerkę i wlokący się po ziemi o cztery numery za duży szynel z rękawami do połowy łydek, gdyż mundury wydawano bez przymiarki.
Pan pułkownik Winek uczył nas mozolnie kunsztu artyleryjskiego przez osiem semestrów.
Aż nadszedł dzień egzaminu praktycznego kiedy to miałem oddać pierwszy, i jak się okazało ostatni w moim życiu strzał z prawdziwej armaty. Wywieźli nas na poligon do Orzysza.
A gdy na horyzoncie pojawiło się tekturowe pudło w kształcie czołgu, pan pułkownik Winek wydał rozkaz:
Zza zalesionego wzgórza - koduję „ogórek” - naciera na nas pluton czołgów piątej kolumny Stanów Zjednoczonych! Ogłaszam gotowość bojową działonu pierwszego! Załoga! Odłamkowym! Przeciwpancernym! Cel! Pal!!!
I wtedy nastąpiła prawdziwa masakra. Bo choć nam mówiono, że to działo głośno strzela nie miałem pojęcia, że do tego stopnia. Jak to, przepraszam za wyrażenie pierdyknęło, byłem święcie przekonany, że mi wybuchł w rękach odbezpieczony zapasowy pocisk, który jako amunicyjny drugi, zgodnie z regulaminem, trzymałem na rękach w pozycji klęczącej.
Teraz Pan rozumie, że potrafię celnie strzelać???
Pozdrawiam serdecznie,
Krzysztof Pasierbiewicz
Serdecznie pozdrawiam,
Krzysztof Pasierbiewicz