Od pewnego czasu nosiłem się z zamiarem napisania tego artykułu. Nie miałem jednak pomysłu jak przedstawić zjawisko, o którym chcę napisać. Jak rozpocząć? Mamy bowiem do czynienia z mechanizmem banalnie prostym, przebranym jednak w szaty erudycji. Mamy do wyboru iść w lewo, lub w prawo. Iść do góry, lub schodzić w dół. Gdzieś trzeba jednak iść i coś robić. Typ dziennikarza o którym myślę ma jednak dużo wygodniejszy sposób na życie – swoje stanowisko w danej sprawie uzależnia od stanowiska innych. Stanowisko to dziwnym trafem zawsze sytuuje się po środku aktualnego sporu. Zawsze między dwiema, domniemanymi „skrajnościami”. Zastanawiacie się, jakie stanowisko obrać, aby nikomu się nie narazić i przy tym zabezpieczyć sobie na przyszłość „ewakuację”? Pamiętajcie – zawsze po środku!

I tak gdy mowa o Smoleńsku, jedni mówią. że „wypadek” inni, że „zamach”. Nasz typ dziennikarza powie natomiast „ani wypadek ani zamach – wina pewnie po obu stronach”. Gdy mowa o PiS jedni mówią, że „faszyści” inni, że „zbawiciele Polski” – nasz dziennikarz powie, że PiS „ma swoje wady ale i zalety”. Gdy mowa o PO, jedni powiedzą, że to „elita”, drudzy, że „zdrajcy” – nasz typ dziennikarza powie natomiast, że to „mafia, choć nie demonizowałbym jak niektórzy”. Itd. Itp.
Tak bym się dalej zastanawiał, jak zabrać się za ten wpis, gdyby nie sobotni artykuł Rafała Ziemkiewicza, który jakby na zawołanie, zupełnie automatycznie, wszystko to zrobił za mnie - w jednym, pojedynczym artykule. Mowa o „subotniku”, pod tytułem „Rosja, gwałciciel narodów„. Kilka cytatów, które mówią wszystko o opisywanym przeze mnie zjawisku:
"Nie sądzę, żebym musiał jakoś specjalnie udowadniać, że nie lekceważę problemu, jakim jest recydywa faszyzmu na Ukrainie. Szerzenie kultu UPA i zbrodniarzy pokroju Bandery, fałszowanie historii, niszczenie archiwaliów dotyczących Rzezi Wołyńskiej, materialnych dowodów zbrodni ukraińskich nacjonalistów, zastraszanie świadków i ataki na polskich naukowców − lista win pogrobowców Dymytro Doncowa jest długa. Powinna być znana wszystkim Polakom, szczególnie polskim politykom, i poważnie być brana pod uwagę w stosunkach z działaczami podobnych ugrupowań jak „Swoboda”."
Ziemkiewicz za chwilę dodaje:
"Niemniej, w kontekście obecnych wydarzeń trudno nie odnieść wrażenia, że eksponowanie post-banderowców na Majdanie i w nowych władzach Ukrainy ma bardzo podobny charakter, jak peerelowskie straszenie „odwetowcami z Bonn”. Albo jak szczegółowe przypominanie przez gomułkowską propagandę wszystkich zbrodni hitlerowskich po sławnym liście polskich biskupów do niemieckich. Odwetowcy w Niemczech rzeczywiście byli (i są do dziś) wpływowi, czego pani Steinbach najlepszym przykładem, zbrodni też zmyślać trzeba nie było, a jednak był w tym oczywisty fałsz."
I jednym zrobił dobrze i drugim. W dalszej części artykułu podobnie:
"Nie sądzę, byśmy mieli dziś wybór pomiędzy rosyjskim imperializmem a ukraińskim faszyzmem. Rewolucja na Ukrainie napędzana jest głównie niezgodą na postsowiecki, oligarchiczny model państwa"
Po chwili czytamy jednak:
"Oczywiście, są środowiska, które próbują zarazić to zbuntowane pokolenie szowinizmem; w tym celu fałszują one idee UPA, wybielając i kłamliwie prezentując je jako czyste, oparte na miłości ojczyzny i tradycyji bohaterskiego oporu przeciwko Sowietom (p. kuriozalny wywiad p. Tiahnybuka dla „Rzeczpospolitej”). Trzeba to dostrzegać, przestrzegać i wyraźnie mówić Ukraińcom, co niesie ze sobą ta oferta."
Na koniec Ziemkiewicz wzbija się na wyżyny swoiście pojmowanej „niezależności”, i asekuracyjnie odcina się też od PiSu, pozostając już zupełnie „po środku”, plecami do każdej ze stron, z samym Majdanem włącznie:
„Oczywiście, skoro już wspomniałem o szalikowcach Prezesa, nie wolno godzić się na polityczną bezmyślność i − jakże typowe dla polskiej prawicy − narzucanie jedynie słusznej, w tym wypadku entuzjastycznie promajdanowej postawy jako kryterium prawowierności. Gdy czytam, że kto zgłasza jakiekolwiek wątpliwości co do kierunku ukraińskiej rewolucji jest złym Polakiem, agentem WSI i „spadła mu maska”, czuję ten sam smród wspomnianej już komunistycznej propagandy tropiącej „pachołków neofaszystowskiego rewizjonizmu”.”
I jak? Trudno być komentatorem politycznym? Wystarczy zorientować się, jakie mamy możliwości wyboru i usytuować się po środku, delikatnie dystansując od jednych i od drugich. Nikt nam nie przypnie łatki „salonu”, ale też i „ekstremy”. Żadne drzwi się nie zamykają.
O tym, jak mocny „kręgosłup” ma Ziemkiewicz, żarty krążą w internecie od wielu lat(choć takich „wypośrodkowanych” dziennikarzy jest jeszcze co najmniej dwóch na „prawicy”). Ja żartów tych przytaczać nie będę, gdyż Panu Ziemkiewiczowi nie chcę dawać pretekstu do zamykania się w sobie jeszcze bardziej. Już asekuracyjnie zdaje się zabezpieczać używając sformułowań typu „szalikowiec PiS”(to o tych, którzy go krytykują, nie pojmując wyższej idei jaka stoi za jego poczynaniami). Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że dziennikarze pokroju Ziemkiewicza autentycznie przeświadczeni są, iż ich zdanie jest „wyważone” i ogólnie „mądre”. Tym czasem jest to zwykła, banalna wypadkowa zdań innych ludzi – zawsze po środku. Jaki jest ulubiony kolor Ziemkiewicza? Jednemu podoba się biały, drugiemu czarny – bądźcie pewni, że Ziemkiewiczowi podobałby się szary!
Ksawery Meta-Kowalski
PS. Pan Rafał niestrudzenie próbuje lansować NDecję, której nie ma. Ziemkiewicz odwołuje się do NDecji, która istnieje tylko na kartach książek i w jego wyobraźni, ignorując rzeczywistość i faktycznych narodowców. Dochodzi do tego, że w swoich tekstach sam musi jej stawiać zarzuty i na nie odpowiadać. Ta romantyczna miłość do wyimaginowanego wzorca ND zasługuje na oddzielny, długi wpis. A może wystarczy krótki wpis? Tak – średni będzie najlepszy.
Pozdrowienia.
P.S. Trzeba jeszcze uświadomić sobie jedno. Popularne powiedzenie, że prawda leży pośrodku jest błędne nie tylko w sytuacjach "zerojedynkowych", takich jak katastrofa. Ono najczęściej nie jest prawdziwe, ponieważ prawda rzadko leży dokładnie pośrodku, za to często - "pomiędzy" dwoma punktami widzenia w różnych "odległościch" od nich.
Zgoda. Problem z Ziemkiewiczem i podobnymi dziennikarzami polega jednak na tym, że nie jest to ważenie racji uwarunkowane okolicznościami, a stała metoda. U nich dzieje się to automatycznie, zawsze. Za wszelką cenę starają się zawsze unikać..."skrajności". Wiadomo - najbezpieczniej jest po środku. W każdym artykule Ziemkiewicza Pan to znajdzie. Bezpiecznie. Po środku. Co innego Ziemniak powie w klubie Ronina, co innego w Superstacji. Dla każdego coś miłego. Oczywiście on argumentuje to chęcią dotarcia do "nieprzekonanych" - ale jakoś mnie to nie przekonuje.