Pamiętam konspirację w stanie wojennym. Wtedy nakrywano telefon kołdrą albo chowano się w pomieszczeniu, o którym bezpieka nie powinna wiedzieć. Jeżeli była łazienka, to puszczano wodę. Wydawało się, że to chroni przed podsłuchem.
Wielu konspiratorów potem było zszokowanych, że bezpieka mimo to znała jakieś szczegóły spotkania. Zwykle decydowało o tym nierozumne gadulstwo, o ile w siatce konspiracyjnej służby nie miały po prostu swojego agenta. Donosy były wyjątkowo niebezpieczne. Niszczyły zaufanie między ludźmi, łamały kręgosłupy, prowadziły do utraty pracy, czasem więzienia, zdarzały się też pobicia i morderstwa. Dla bezpieki nie było informacji nieważnych. Każda przydawała się do rozpracowania i gry psychologicznej. Im ktoś bardziej uważał się za speca od tych wszystkich rzeczy, tym bardziej był podatny na wpadkę. Pamiętam historię aresztowania człowieka, który napisał podręcznik do konspiracji. Potem przyznał, że popełnił wszystkie możliwe błędy.
Dzisiaj żyjemy w świecie, który daje o wiele większe możliwości inwigilacji. Podsłuchiwać nas można przez naszą własną komórkę, elektroniczny zegarek, a nawet telewizor. Każde urządzenie podłączone do internetu, które ma kamerę lub mikrofon, może stać się narzędziem podsłuchiwania i podglądania nas. Systemy elektroniczne dają możliwość zerknięcia w przeszłość i odnalezienia czegoś, o czym już dawno nie pamiętamy. Pomijam już profesjonalne urządzenia szpiegowskie: mikrokamery i mikropodsłuchy, screenowanie ekranów z dużej odległości, czytanie z ust i wszelkie cuda, które są trudne do wyobrażenia dla zwykłego śmiertelnika.
Władza, jeżeli zechce, zyskuje ogromną przewagę nad obywatelem. Wiara w to, że można uciec od inwigilacji, jest często bardzo złudna. Dlatego tak niebezpieczne jest używanie służb specjalnych do walki z opozycją.
Od kilku dni już wiemy, że znaczna część służb specjalnych została rzucona do walki z naszymi mediami, szczególnie TV Republika. Potęga służb Tuska spowodowała, że zrobiono mi zdjęcie, jak sam piję kawę w restauracji. Ponieważ nic nie ustalono, a opisywany przebieg wcześniejszego spotkania z reklamodawcą był całkowicie wyssany z palca, to posłużono się jeszcze sfałszowaną, i to bardzo nieudolnie, fakturą z hotelu.
Można uznać, że to wszystko jest nawet bardzo zabawne, gdyby nie to, że mamy do czynienia z akcją rządu przeciwko niezależnym mediom, opozycji i prezydentowi. Sami przyznali się do tych działań i sami je ośmieszyli, ale jest niebezpiecznie, bo zaszli niemal tak daleko jak bezpieka. Proszę w tej sytuacji o pełne zaufanie, cokolwiek się zdarzy, i maksymalne wsparcie. Nadchodzi wielka burza.
PS. Taki drobny szczegół, który umknął uwagi wszystkich stron: ustawa o kryptowalutach dotyczyła polskich podmiotów. Nasz reklamodawca działa za granicą. Zniszczenie przez Tuska polskiego rynku kryptowalut byłoby dla niego wręcz korzystne. Jeżeli już ktoś tu robił coś dla prywaty, to Tusk działał w jego interesie.
Tekst z tygodnika "Gazeta Polska" z 10.12.2025
Wygląda na to, że w ferworze "walki" o prymat w głoszeniu "jedynie słusznej prawdy" umyka, niezauważona, ważna wiadomość. Wczoraj w "Do Rzeczy" redaktor P. Lisicki powiedział, że trwają, poważne, prace nad reinkarnacją czy też starą/nową koncepcją połączenia KO i PIS by wespół dać odpór Konfederacji a zwłaszcza Koronie by ochronić nas (czytaj rodaków) przed..... no właśnie przed czym? Nie mogę się już doczekać na wyjaśnienie, które może, są już przygotowane, przynajmniej w wersji "alfa"
Na pierwszy rzut oka koncepcja wydaje się bardzo ryzykowna i niebezpieczna bo może zdziesiątkować naszych wybrańców bo przy połykaniu własnego języka o wypadek nie trudno. Przypadłość ta może też dotknąć niektórych komentatorów NB a szkoda by było.
Ucho
Jest koniec lat pięćdziesiątych.
Ludwik, sekretarz pewnego ministra, razem z żoną Anną wraca
z przyjęcia. Pod bramą okazuje się, że zgubili klucze, włamują się więc
do własnego domu.
Klucze są. Tkwią w zamku, ale od wewnątrz. A przecież zamykali nimi
dom, Ludwik miał je w kieszeni.
Ktoś odłączył prąd. Anna jest pijana, zarzuca mężowi, że nawet
korków nie umie naprawić; sprzeczają się o głupstwa, szarpią i nagle
w kuchni upada im widelec. Spada między dwie szafki, Anna upiera się,
żeby go stamtąd wyciągnąć. W szparze między szafkami znajduje ucho.
Ludwik wpada w panikę i zaczyna palić kompromitujące go dokumenty.
Wrzuca je do muszli i usiłuje spłukać. Łazienka zapełnia się gryzącym
dymem, jednak boją się otworzyć okno. Zauważyli, że dwóch mężczyzn
w samochodzie obserwuje ich posesję.
Drugie ucho znajdują w łazience pod brudną bielizną.
Następne – wysoko pod sufitem, na parapecie łazienkowego okienka.
(Procházka napisał powiastkę o uchu już po sowieckim najeździe.
Została szybko nakręcona jako film Ucho przez jego przyjaciela.
Ucho to miniaturowa kostka z antenką długości kociego wąsa. Nadajnik).
Ludwik orientuje się, że jego minister, który mieszka po drugiej
stronie ulicy, został internowany we własnym domu. Co mogą oznaczać brak
prądu w willi Ludwika i trzy znalezione podsłuchy? Na pewno przyjdą i po
niego. Anna przygotowuje męża do aresztowania, szykuje mu piżamę i skarpety.
Gdy bohater już ujawni przed widzami strach, brak charakteru
i tchórzostwo, rano nie zostaje aresztowany, lecz mianowany ministrem.
Tabu
Ucho natychmiast obrosło legendą i zostało przeznaczone do
skasowania. Film miał tylko jedną kopię, mówiło się, że jest to
„aresztowane dzieło numer jeden”. Pisano, że to jeden z najlepszych
czeskich filmów w historii, a już na pewno najlepszy film reżysera
Karela Kachyni.
Areszt filmu trwał dwadzieścia lat.
Ucho – uosobienie niewidzialnej istoty. Dopełnienie pomysłów Kafki.
Wszyscy wiedzą, że ono ciągle słucha, ale o nim nie można rozmawiać
nawet szeptem. Tylko Anna – przez swoją głupotę i złość na męża –
pozwala sobie krzyczeć po całym domu: „Ucho… Zasrane ucho…!”. W noweli
Procházki ucho jest symbolem typu sakralnego. „Staje się jakimś bogiem,
którego imienia nikt nie ośmiela się wymówić” – napisał recenzent.
Procházka nie podejrzewał, że jego samego podsłuchują i nagrywają
już w pierwszych dniach Praskiej Wiosny i po dojściu Dubčeka do władzy.
Sądził, że zaczęli to robić dopiero po najeździe Sowietów.
Sam Dubček natomiast dostał w prezencie nowinkę techniczną:
prototyp czechosłowackiego telewizora kolorowego. Do przetestowania
w domu. Kiedy zorientował się, że w odbiorniku jest podsłuch, przestał
go używać, wyniósł do piwnicy i specjalnie nikomu o tym nie powiedział.
Za dwa tygodnie człowiek, który dał mu telewizor, sam go zagadnął: „A co
to, nie oglądacie już, towarzyszu, koloru?
https://groups.google.com/g/soc.culture.polish/c/_4dGMutCoP4