Historyczna niedziela, czarna niedziela

W zasadzie, już prawie wszyscy wszystko napisali i powiedzieli o tej najważniejszej w ostatnich 26 latach niedzieli wyborczej, choć wiatru historii jakoś tak chyba jeszcze nie czujemy, a będzie to prawdziwy huragan, który dopiero nadchodzi. Fakt, że po raz pierwszy po 1989 roku, będziemy mieli samodzielne rządy jednej partii z prezydentem wywodzącym się z niej, jest nie lada dokonaniem, ale wcale nie najważniejszym. Należy on oczywiście do historycznej niedzieli. Czarna niedziela jest dziś o wiele bardziej inspirująca i warto się temu bliżej przyjrzeć.

1. Media

Tomasz Lis, ale nie tylko on, zachowują się tak, jakby sami chcieli sobie zbudować stosy i podpalić się na nich w imię obrony wolności  mediów. Którą to wolność w tych mediach przez lata kneblowali i tępili, by tylko chronić rządzącą PO. Są możliwe dwa scenariusze. Pierwszy, przewiduje jeszcze większy medialny atak na PiS, niż w latach 2005-2007, grzebanie w każdym zdaniu, byle tylko znaleźć krzywo napisaną literę. Pan Prawda już napisał w GW, jakie straszne czasy nadchodzą. To będzie filozofia pod hasłem "Nie zaznacie spokoju", którą już preferują publicyści z TOK FM. Możliwy jest jednak i drugi scenariusz. Jeśli bowiem PiS zacznie odnosić sukcesy, jeśli ludzie to zobaczą i nade wszystko odczują, wtedy, obrzydzanie partii rządzącej będzie właśnie prawdziwym strzałem w stopę. Nieco inaczej ma się sprawa mediów publicznych. Kadry zarządzające trzeba oczywiście wymienić, trzeba zmniejszyć wysokość abonamentu i wprowadzić go na przykład do opłat za energię, bo tak czyni wiele krajów UE i to się sprawdza. Wtedy TVP nie będzie musiała się ścigać z różnymi tańcami i "szołami". Jeśli chodzi o równowagę w poglądach prezentowanych na antenie telewizji, wszystko zależy od roztropności zarządzajcąych. Na pewno nie można zastąpić monopolu PO/SLD/PSL w TVP monopolem PiS -u.  Można być natomiast pewnym, że media komercyjne będą kpić z każdego sukcesu PiS i wytykać każde najmniejsze potknięcie, szczególnie takie, które nie miało w ogóle miejsca.         

2. Platforma Obywatelska. 

W opinii znanych nam publicystów Ewa Kopacz pracowała jak pszczółka. No cóż, widocznie wokół było wielu trutni, skoro wybory zakończyły sie dla PO klęską. Nie ma najmniejszej szansy, że Platforma pozostanie tą Platformą, którą znamy z ostatnich ośmiu lat, że w ogóle utrzyma jedność. Fala krytyki na urzędującą premier jest już tak duża, że zmiana szefa będzie nieuchronna. Ewy Kopacz bronią tylko znani nam dziennikarze. Bezideowość PO była, paradoksalnie,  jej siłą na początku rządów. Ale teraz, kiedy Polacy chcą zmiany, jakiejś ogólnej pozytywnej idei, partia nasyconych nie ma nic do zaproponowania, nic, co by porwało Polaków. Co gorsza, za plecami Platformy czai się Ryszard Petru, który ma na pewno wielkie ambicje polityczne. Nawet jeśli NPR będzie głosowała przeciwko ustawom PiS, nawet jeśli będzie zawierała jakieś taktyczne sojusze z PO, to związku małżeńskiego z tego nie będzie. PO jest na prostej drodze do rozpadu. Nie dziś i nie za miesiąc. Nie da się utrzymać na dekady istnienia partii, która partią w zasadzie nie jest, a jedynie zbiorowiskiem ludzi żądnych władzy. Mówi się o Siemoniaku albo o Trzaskowskim, albo o Schetynie jako potencjalnych następcach Ewy Kopacz. No i co?   Co oni zmienią, czy mają wizję Polski, czy mają odpowiednią charyzmę? Nie mają, więc los  PO w dłuższej perspektywie czasu jest przesądzony. Rozpad, albo podział, odejście konserwatystów do PiS-u, to czeka właśnie partię Donalda Tuska. Partię, która przypomina mieszankę pomidorowej, grzybowej, cebulowej, kalafiorowej i ogórkowej, a jej liderzy mówią, że my jesteśmy barszcz czysty. 

3. Lewica. 

Dziennikarze mainstreamu na kilka dni przed wyborami doznali prawdziwego i nieskrywanego orgazmu politycznego na widok Adriana Zandberga z "Razem", który  skutecznie pogrążył Zjednoczoną Lewicę i przypieczętował zwycięstwo Prawa i Sprawiedliwości. W przypadku samego SLD to była i historyczna niedziela, i czarna niedziela.  Historyczna, bo z polskiego parlamentu zniknęła jedna z dwóch partii postkomunistycznych, a dla Twojego Ruchu to też był polityczny koniec.  Na otarcie łez pozostaje dotacja z budżetu i ewentualna reaktywacja. Za wszystko obwinia się Leszka Millera i nietrafione wystawienie Magdaleny Ogórek. To nie jest takie proste. Miller, co by o nim nie mówić, był architektem sukcesów lewicy po 1989 roku i z pewnością jej najbardziej charyzmatycznym politykiem. SLD zgubił w sumie brak wizji Polski, trochę podobnie jak PO. Kawiorowa lewica nie dogadywała się z lewicą socjalną, a w tym  całym bałaganie rozgościł się jeszcze Janusz Palikot. Nadchodzi teraz czas, kiedy  miejsce SLD w Sejmie zajmie, chcąc nie chcąc, Platforma Obywatelska, bo tam zostanie zepchnięta przez Prawo i Sprawiedliwość. Jeśli chodzi o PSL, nie ma co się rozpisywać. Agonia będzie długa, ponieważ ludowcy mają nadal bardzo silne struktury w Polsce lokalnej, choćby takie Ludowe Zespoły Sportowe. Jeszcze pociągną do następnych wyborów samorządowych. 

4.  Polska i Europa. 

Tu rzeczywiście można mówić o czarnej niedzieli, ale nie dla PiS-u, nie dla Polski, tylko dla całej postępowej Europy. FT napisał, że teraz będzie ciężko Europie z Polską, bo taki przechył! Kiedy do władzy doszli lewacy, jak w Grecji, żadnej nagonki na Syrizę nie było. Co innego Polska. Nacjonalizm, ksenofobia, twardy kurs na Brukselę, rusofobia, brakuje jedynie silnego akcentu na antysemityzm. Takie niedopatrzenia redaktorów z zachodniej prasy. Przez osiem lat dla Niemiec czy Francji, Polska to była taki "lajtowy" kraj, który pokornie zgadza się na każdy polityczny przekręt Brukseli, na każdą gospodarczą dyskryminację. Wystarczy przypomnieć los polskich stoczni, które padły z winy rządu Tuska i Komisji Europejskiej, i los stoczni niemieckich, które w tym samym czasie dostały publiczne dotacje. To jest czarna niedziela także dla Niemiec, bo zdają sobie doskonale sprawę z tego, że w Warszawie nie ma już Tuska tylko jest Kaczyński. Nie możemy się równać z potęgą Niemiec, ale wcale nie jesteśmy tak mało ważni, wcale nie jesteśmy ubogą panną na wydaniu. Cokolwiek ważnego będzie się działo w Europie, nie można ominąć szerokim łukiem Polski. Zresztą, bądźmy realistami. Unia Europejska istnieje już tylko na papierze i na sali obrad Parlamentu Europejskiego. Tak poza tym, to mamy ewidentny dyktat Niemiec, które same stoją w obliczu wielkiego kryzysu politycznego, łącznie z wymianą kanclerza. Polska pod rządami Prawa i Sprawiedliwości będzie w Europie silniejsza, ponieważ dziwnym trafem jest tak, że te państwa, które zdecydowanie pilnują swoich interesów, są w Europie znaczącymi graczami, a te, które potulnie i bez namysłu gloryfikują UE i Niemcy nie znaczą prawie nic. 

Można dodać jeszcze kilka punktów do czarnej niedzieli, ale te cztery wydają się najważniejsze. Prawo i Sprawiedliwość ma rzeczywiście historyczną szansę wyprowadzenia Polski z cienia, z roli potakiwacza. Może sprawić, że będziemy rzeczywistym liderem Europy Srodkowo -Wschodniej. Byłoby naprawdę dobrze, gdyby do tego celu PiS pozyskało pozyskało nie tylko inne kraje regionu, ale przede wszystkim tych polityków opozycji, którzy patrzą dalej niż sięga wzrok Ewy Kopacz.