Wigilia u chłopaka siostry

W tym roku siostra Łukaszka wpadła na pomysł, aby Wigilię Bożego Narodzenia spędzić z rodziną swojego chłopaka.
- To nie jest najlepszy pomysł - bąknął chłopak.
- Nie kochasz mnie - siostra zalała się łzami. W tym momencie skończyły się jakiekolwiek próby dalszej dyskusji i chłopakowi nie pozostało nic innego jak tylko się zgodzić.
Siostra Łukaszka zwątpiła później w celowość swojego działania. Stałą zadumana na klatce schodowej aż ktoś na nią wpadł. Był to robotnik Andrzej z brygady remontowej.
- Panowie jeszcze pracują? - zdumiała się siostra.
- Już sprzątamy - pospieszył z wyjaśnieniami robotnik Andrzej. - A pani?
Siostra Łukaszka pod wpływem jakiegoś impulsu wyjaśniła mu, że boi się iść na Wigilię do rodziców chłopaka.
- Wigilia to nie jest coś czego należy się bać - stwierdził robotnik Andrzej. - Niech pani idzie. I dobrze się bawi. Po prostu trzeba być sobą. To jest święto, i to radosne, proszę o tym pamiętać!
W dniu Wigilii w domu chłopaka panował nastrój elegancki i podniosły. Zjawiła się rodzina dalsza i bliższa, wszyscy byli ubrani niezmiernie elegancko i niezmiernie sztywno.
Gdy nadeszła pora wieczerzy na stole pojawiły się dania. W przepisowej ilości, rozstawione co do milimetra na eleganckim obrusie. Nikt nie biegał, nie śpiewał i nie krzyczał, wszyscy siedzieli i grzecznie czekali w milczeniu aż ich zawołają do stołu.
Nawet dzieci.
Mama chłopaka z satysfakcją rozejrzała się wokół siebie. Wigilia była dokładnie taka jaka miała być. Elegancka, spokojna, czysta, grzeczna, cicha i wymierzona co do milimetra. Tylko jeden element wigilijnej układanki psuł jej nastrój.
- Ta twoja spóźnia się - wycedziła do syna. - Nie będziemy dłużej czekać.
Zasiedli do stołu. Wszyscy w milczeniu jedli zupę rybną koncentrując się przede wszystkim na tym, żeby nie brzęknąć
łyżką. I wtedy zadzwonił dzwonek u drzwi. Tata chłopaka kapnął zupą na obrus i syknął z rozpaczy, podczas gdy reszta rodziny piorunowała go wzrokiem.
Chłopak siostry unikając wzroku matki wstał i dyskretnie próbował przemknąć do drzwi.
- Spóźniła się - głos mamy chłopaka zabrzmiał jak grom w cichym mieszkaniu. - Może wejść. Ale tylko do kuchni. Do pokoju może przyjść jak zjemy. To jest kara za spóźnianie się.
Rodzina tępo patrzyła przed siebie.
Chłopak wycofał się do wyjścia i otworzył drzwi. Do wnętrza wtargnęła fala odurzających perfum oraz roześmiany głos siostry.
- Pteng! - rozległo się w korytarzu.
- Ojej! Wieszak się urwał! - zawołała siostra. - Ale ja tylko kurtkę powiesiłam! Ale tandeta!
Mama chłopaka ściągnęła wargi w grymasie ukazując kły.
Chłopak zaszemrał cicho po czym oba głosy oddaliły się do kuchni. A tam siostra Łukaszka wytworzyła własny klimat. Jadła za trzech, gadała za pięciu i rozlewała po ceracie za jedenastu.
- Kto tam przyszedł? - zainteresowało się jedno z dzieci i pobiegło do kuchni. Kiedy po dwóch minutach rozległ się stamtąd jego zadowolony śmiech, pobiegło tam drugie dziecko. Potem trzecie i czwarte. I następne... Kolejną osobą był ktoś z dorosłych. Jedna osoba... Druga... Trzecia... Czwarta i piąta... I wszyscy jak za dotknięciem jakiejś czarodziejskiej różdżki się ożywiali, zaczynali śmiać się i rozmawiać...
Z kuchni dobiegał perlisty śmiech siostry, radosny krzyk dzieci, gwar głosów dorosłych. Brzęk naczyń i odgłos zmywanych naczyń. Mama chłopaka siedziała sama w ciszy przy suto zastawionym, co do milimetra wymierzonym stole. Oparła łokcie na eleganckim obrusie i słuchała dochodzących z kuchni odgłosów. Siedziała tak sama, a wyglądało to tak absurdalnie, że nie można było zachować powagi.
- No cóż... - powiedziała do siebie cicho. - Pierwszą rundę przegrałam. Ale to dopiero pierwsza runda.
Dobiegł ją głos jej syna, że najlepiej będzie, gdy wrócą do pokoju, bo jego mama będzie się gniewać.
Mama chłopaka uśmiechnęła się lekko.
- Nie będę - powiedziała cicho wstając.