Staruszka, SB i adwokat „Mayer”

Dowiedziałem się z kilku źródeł, że od początku stanu wojennego (od 14.12.1981) usilnie szukano jakiegoś przestępstwa, które mogłem był popełnić w przeszłości jako kierownik budów i dyrektor przedsiębiorstwa państwowego z konkursu, przez 30 dni przed 13.12.81. Pracowała ekipa śledcza SB: fachowcy budownictwa, księgowi i prawnicy. Prześwietlono kilka lat wstecz. Chodziło o cały wachlarz możliwości. Mogłem był coś ukraść. Mogłem nie dopilnować któregoś ze swoich kierowniczych obowiązków. Mogłem wykazać nie wykonaną produkcję, tzw. przefakturowanie, co w PRL było zjawiskiem powszechnym, choć było zagrożone więzieniem wg swobodnego uznania peerelowskiej władzy. Zjednoczenia i komitety PZPR zmuszały ludzi do składania meldunków o wykonaniu planu i zadań rzeczowych, fałszowania dokumentów i do innych przestępstw. PRL miała pozorne sukcesy i haki na tysiące kierowników. -- A na mnie nic nie znaleźli! Zaczęli -- wymyślać i zmyślać.
 
Wrogowie zawsze mogą sfabrykować jakieś zarzuty. Znany toruński adwokat (pseudonim: „Mayer”) w 1983 r. wykombinował, że pewna staruszka jakoby przewróciła się przez moje rusztowanie. W następnym roku, przed cywilnym sądem w Toruniu pojawił się mecenas Mayer, staruszka w czerni i kilku fałszywych świadków. Pożyczyłem pieniądze i zapłaciłem rujnujące mnie „odszkodowanie”, ponieważ nie miałem żadnej możliwości udowodnienia, że było inaczej, tym bardziej przed Sądem, który nie był sądem. -- Jak zebrać dowody o „wydarzeniu”, którego nie było? Przytoczę kilka ciekawostek z tego powództwa.                                                                                                                                                
Adwokat Mayer nie zgłosił (choćby z ostrożności procesowej) roszczeń wobec właściciela nieruchomości, z którym połączyła mnie umowa na wykonanie przeze mnie tynków zewnętrznych budynku, bo już przed „rozprawą” znał „wyrok”. Gospodarz odpowiadał za bhp na tym zamkniętym terenie. Prawie wszystko zależało tam od decyzji właściciela, a nie ode mnie. Tak, ale gospodarz współpracował z SB.
-- Tynkowałem sam, bo decyzją Urzędu Miejskiego nie wyrażono zgody na zatrudnianie przeze mnie pracowników, z wyjątkiem dwudziestotrzyletniego ucznia – „Kuriera”. Do zawarcia  umowy namówił mnie Kurier i jego Plutonowy. Pułapka, którą na mnie zastawiono i jej związek przyczynowo-skutkowy z późniejszymi wydarzeniami, były tak czytelne, że w IV kwartale 1983 roku  Kurier (zgodnie ze scenariuszem SB) zniknął z Torunia, a kiedy do Torunia później przyjeżdżał, bo ma tu krewnych, to starannie mnie unikał.
-- Przed rozprawą Sędzia omawiała tę sprawę z „Jackiem”, „Warną” i „Mayerem”. Rozprawa miała charakter teatralnego przedstawienia. „Wyrok” zapadł wcześniej.                                                                                                                                            
-- Sąsiedzi staruszki opowiadali mi, że ta starsza osoba przewracała się w swoim mieszkaniu, gdyż potykała się o meble i progi. Bywało, że przez kilka miesięcy w ogóle nie wychodziła na ulicę, bo nie potrafiła zejść po schodkach. Dużo cierpiała. Opiekowały się nią wnuczki, z których żadna nie dała się namówić na składanie fałszywych zeznań. Staruszce, chociażby ze względu na jej wnuczki, trzeba współczuć i wybaczyć. Może nie wiedziała, co czyni?          
„I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom.” – Mocne i zobowiązujące, nieprawdaż?                                                                                                                           
-- W domu, który tynkowałem, mieścił się tajny lokal SB, z którego korzystał adwokat Mayer, ponoć w celach seksualnych. Przykrywka? W którą stronę? W obydwie? Wiedza ta nie mogła jednak obalić wymyślonych zarzutów i roszczeń, tym bardziej przed Sądem, który nie był sądem. – Łaskawcy! Wykazali  umiar? Mogli wymyślić coś znacznie gorszego.
 
Wypada dodać, że przewinienia agenta-adwokata „Mayera” wobec mnie były drobnostką w porównaniu z tym, co wyrządził on wielu innym osobom w Toruniu.
 
Pozdrawiam serdecznie P.T. Czytelników, Kazimierz Jarząbek
Jutro: „Mógłbym krytykować”
 
 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Darek65

27-07-2018 [09:00] - Darek65 | Link:

Dajcie mi psa,  a kij się znajdzie ....

Obrazek użytkownika Kazimierz Jarząbek

27-07-2018 [09:48] - Kazimierz Jarząbek | Link:

@ Darek65
Ostatnie zdanie mojego tekstu nie jest bezpodstawne. Otóż, przed laty, gdy oddawany był do użytku Szpital na Bielanach w Toruniu, "Mayer" był radcą prawnym u Generalnego Wykonawcy i kanałami esbeckimi spowodował, że inwestycja ta została odebrana, pomimo nie wykonania projektowej izolacji gabinetu rentgena, bo w PRL nie było stosownych materiałów izolacyjnych i trzeba byłoby je kupić za dewizy.. Budowlańcy świętowali to jako sukces.Sąsiednie pomieszczenia, których pracownicy nie nosili liczników geigera, były komorami  straceń. Mieściło się tam laboratorium. Wszystkie laborantki (ok. 10 osób) zmarły na raka, ostatnia jakieś 2 lata temu. Moja żona miała w tym laboratorium pracować, ale coś ułożyło się inaczej.