Tomasz Siemoniak, minister obrony narodowej, a od paru dni także wicepremier ma niełatwe życie w nowej roli. Ledwo kilka dni temu media ujawniły aferę ze sprzedażą przez Agencję Mienia Wojskowego prywatnej firmie wyrzutni rakiet przeciwlotniczych „Strzała”, a kroi się już kolejna tego typu sprawa związana z kontraktami na sprzedaż wycofywanego sprzętu wojskowego.
Początkowo wicepremier zaprzeczał, że jest jakaś afera. Oznajmił na twitterze, że te sprzedane przez AMW zestawy „Strzała” nie miały cech użytkowych, nie mogły więc strzelać („nie zestrzelą nawet wróbelka” - napisał dosłownie minister). Jednak w oficjalnym komunikacie rzecznik prasowy MON płk Jacek Sońta stwierdził w końcu, że minister obrony narodowej „podjął decyzję o przeprowadzeniu pilnej kontroli realizacji zadań związanych z obrotem wybranym koncesjonowanym sprzętem wojskowym”. W rezultacie Żandarmeria Wojskowa w śledztwie prowadzonym przez Prokuraturę Okręgową w Warszawie „podjęła czynności i zabezpieczyła dokumenty oraz sprzęt w miejscu ich składowania”. Według rzecznika ma to związek ze sprzedażą przez Agencję Mienia Wojskowego zestawów ręcznych rakiet przeciwlotniczych „Strzała - 2M”. Co prawda płk Sońta określił, że „są to standardowe czynności ŻW powierzone przez prokuraturę”. Jednak okazało się przy tym, iż jednocześnie trwa pilna kontrola Departamentu Kontroli MON w AMW i jednostkach oraz instytucjach wojskowych.
W dodatku nie jest to jedyna afera związana z kontraktami zawieranymi przez Agencję Mienia Wojskowego na sprzedaż wycofywanego przez naszą armię sprzętu. Nic w tym dziwnego, skoro - jak niedawno zauważył dr Łukasz Kister, ekspert ds. bezpieczeństwa Collegium Civitas, b. funkcjonariusz SKW - polskie wojsko przekazując niepotrzebne uzbrojenie formalnie pozbywają się problemu. W praktyce nie interesuje się tym, co dalej będzie się z nim działo. Zaś dalej oznacza, że sprawa pozostaje w gestii, jak to określił Kister, „małego księstwa”, jakim stała się AMW.
Ekspert przytacza inną sprawę, nie mniej interesującą od sprzedaży zestawów ręcznych rakiet przeciwlotniczych „Strzała - 2M”. Otóż AMW zawarła kontrakt ze spółką Wtórplast z Bielska Białej na utylizację prawie 10 tys. sztuk amunicji artyleryjskiej. Firma wygrała przetarg rozpisany przez AMW, bowiem zdecydowała zapłacić Agencji za przekazane pociski. Tymczasem - jak napisał Łukasz Kister - samo postępowanie, jak również pozostałe oferty nastawione były na odwrotną płatność, i to na poziomie kilkudziesięciu mln zł. Gdy okazało się, że AMW nie posiada obowiązkowej dokumentacji bezpieczeństwa sprzedawanej amunicji, nie zrażony tym Wtórplast zdecydował się na własny koszt zlecić jej badanie. Wydłużyło to o z górą rok możliwy termin odbioru zakupionych pocisków. Skrupulatnie wykorzystała to AMW. W tej sytuacji rozwiązała kontrakt - zwycięzca przetargu nie dotrzymała przecież terminu określonego w umowie. „Także i w tej sprawie urząd państwowy stoi na stanowisku, że nie dotyczą go ratyfikowane przez Polskę traktaty międzynarodowe” - komentuje ekspert - tym razem ws. transportu materiałów niebezpiecznych”. Zaś „stare materiały wybuchowe o nieznanym stanie dalej zalegają w magazynach wojskowych”.
Sąd ostatecznie ma rozstrzygnąć, która ze stron sporu ma rację. Ważne, by uwzględnił nie tylko literę prawa, ale i - przede wszystkim - bezpieczeństwo państwa.
Warto, by szef MON, wraz z podległymi mu służbami, wziął się ostro za zrobienie porządku w stajni Augiasza, jaką się stała Agencja Mienia Wojskowego.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 3873
zawsze może okazać się, żestaw wystrzeli i może zrobić ququ i to nie wróbelkowi bynajmniej