Podział polskiej prasy prawicowej przez pączkowanie

- Jak to: przez pączkowanie? - zdziwiła się siostra Łukaszka miażdżąc ślicznymi ząbkami kawałek pączka. - Czy chodzi o to, że redaktorzy robią to przy jedzeniu...
- Ależ skąd!! - głos dziadka Łukaszka drżał z oburzenia.
- No to o co chodzi? - zapytała mama Łukaszka.
- Chodzi o to, że on większość swojej emerytury... - zaczęła babcia Łukaszka i nie dokończyła, bo przerwał jej wnuk:
- Podobno dziadek ma tak małą emeryturę, że nie da się z niej wykroić żadnej większości!
- Możecie wreszcie się dowiem o co chodzi? - tata Łukaszka upił łyk herbaty.
Babcia Łukaszka wyjaśniła, że dziadek Łukaszka przepuszcza fortunę na gazety.
Wszyscy spojrzeli zaskoczeni na dziadka.
- A potem emeryci obwiniają rząd, że nie mają pieniędzy - zauważyła z przekąsem mama Łukaszka. - Jak się w dobie kryzysu szasta i żyje ponad stan...
Dziadek Łukaszka trafnie zauważył, że mama Łukaszka kupuje jeszcze więcej gazet.
- Nieprawda! - triumfowała mama Łukaszka. - Nie gazet, tylko jest to w kółko jedna i ta sama gazeta! "Wiodący Tytuł Prasowy"!
- Ale o wiele więcej niż ja - upierał się dziadek.
- No tak, to akurat prawda - przyznała mama Łukaszka.
- A więc wydajesz więcej!
- Nieprawda!
- Jak to możliwe?
- Ja po prostu wpadłam już w próg cenowy dla hurtowników - oznajmiła skromnie mama Łukaszka.
- Ależ to dla tych, którzy kupują powyżej tony miesięcznie! - zawołał zdruzgotany tata Łukaszka.
Mama nadal uśmiechała się skromnie.
- ...podłoga się nie zarwie? - zapytała siostra Łukaszka i Hiobowscy w zaniepokojeniu spojrzeli na dywan.
- Oczywiście, że nie, przecież nie trzymam gazet na podłodze - zirytowała się mama. - Tylko w szafie, w szafce, w torebce, na parapecie, na półce...
- ...a co z gazetami dziadka? - wciął się Łukaszek.
Dawno, dawno temu babcia i dziadek kupowali po jednej gazecie. Babcia nadal kupowała jedna, za to dziadek...
- ...gazeta nazywała się "Prawa" - snuł opowieść dziadek. - Niestety, grono redakcyjne pokłóciło się o to jakiego koloru ma być kwiat na parapecie. I gazeta podzieliła się na kilka innych. Oprócz "Prawej" powstała "Prawa kończyna" poruszająca tematykę tego, co najdalej na prawicy jak ręką sięgnąć i tematykę mocno stojącą prawą nogą na ziemi. Powstał też "Prawy korpus" dla miłośników wojskowości i tego, co blisko ciała. No i powstało wydawnictwo z krzyżówkami czyli "Prawa półkula".
- A gdzie pączki? Miały być! - przypomniała siostra Łukaszka i została wyrzucona za drzwi.
- Z "Prawej kończyny" wyłoniły się wkrótce "Prawa kończyna dolna" i "Prawa kończyna górna", następnie "Prawy łokieć" i "Prawa dłoń", zaś z "Prawego korpusu" wyewoluowało "Prawe biodro" i...
- ...i ty je wszystkie kupujesz - pokiwała głową babcia.
- Bo w każdym piszą co innego. Coś ważnego! Każdy, komu dobro ojczyzny leży prawdziwie na sercu... - deklarował z emfazą dziadek.
- A jeśli to spisek? - przerwała mu mama Łukaszka. - Oni się specjalnie podzielili w premedytacją! I w ten sposób drenują kieszeni czytelników!
Dziadek Łukaszka zaśmiał się, ale bez przekonania.
- To by oznaczało, że prawa strona prasy jest zasilana potężnymi funduszami - zamyślił się tata Łukaszka. - No bo pomyślcie, ile pieniędzy na rynek prasy trafia do babci? A ile od dziadka?
Babcia spojrzała złym wzrokiem na dziadka. Na szczęście rozległ się dzwonek u drzwi i dziadek szybko wyszedł na korytarz.
Za drzwiami stał pan Sitko, który poprosił dziadka Łukaszka o pożyczkę do pierwszego.
- Przecież jest dziewiąty!
- Przyszłem za późno? - zaniepokoił się pan Sitko.
- Nie, za wcześnie. A zresztą, jak to: nie ma pan już pieniędzy?
- Za wcześnie? Już? - pogubił się pan Sitko. - No ale faktycznie, pieniędzy nie mam. Co tu mówić, wydałem wszystko na wino.
- Nie mogę panu pożyczyć. Wydałem wszystko na gazety.
Pan Sitko spojrzał na dziadka jak na idiotę.
- Coś pan, serio?! Ja przynajmniej się napiłem, a pan? Wszystko na gazety? Przecież gazety nie można pić!
- Ale można czytać - odgryzł się dziadek. - Wie pan, w gazetach piszą ważne, bardzo ważne rzeczy! Czytał pan coś kiedyś?
- Czytałem, nawet kupowałem kiedyś gazetę - przyznał się pan Sitko wprawiając tym dziadka w lekkie osłupienie. - I wie pan co tam pisali?
- No co?
- Nic nie pamiętam - odparł beztrosko pan Sitko. - Widocznie to nie było takie ważne...