Grupa rekonstrukcyjna ZOMO

Babcia i dziadek Łukaszka szli wraz z wnukiem poprzez osiedle i kłócili się. Dziadek atakował, że wczorajszy sos grzybowy babci nie nadawał się do spożycia. Babcia argumentowała, że główny składnik zebrany w lesie przez panią Sitko i w związku z tym jest on bez zarzutu i że dziadek ma przestać wymyślać. Łukaszek nic mówił, aż w pewnym momencie krzyknął: "uwaga!" i dość brutalnie zepchnął babcię i dziadka z chodnika.
- Co ty gówniarzu... - zaczął dziadek i urwał. Bo to zza ich pleców wyłoniło się duże auto i wolno tocząc się chodnikiem podjechało pod najbliższy bok.
- Jak on jedzie, oczu nie ma?! - zawrzała babcia. - Po chodniku się nie jeździ!
- Im wolno - powiedział Łukaszek i wskazał na bok pojazdu. Na niebieskim lakierze widniały białe litery ZOMO.
- Przecież to Nysa! - zauważył dziadek. - Nie sądziłem, że jeszcze są na chodzie! Jak myślicie, czy tam... Naprawdę...
- Gdzie tam - babcia śmiała się nerwowo. - To jakiś zbieg okoliczności. Pewno jakiś katering albo inna agencja ochrony...
I jakby w odpowiedzi na słowa babci z auta wyskoczyła kilku panów w mundurach z epoki i runęło do wnętrza budynku.
- Jezus Maria, widzieliście to?! - dziadek złapał się za serce. - ZOMO!! Prawdziwe ZOMO!!!
- Srogie były te grzyby - stęknął Łukaszek.
- Nie gadajcie głupot, grzyby był w porządku - babcia też nie mogła się uspokoić.
- Uważasz więc, że to co widzieliśmy, było naprawdę?! - krzyczał dziadek. - Że naprawdę przyjechał patrol ZOMO?
- Może to jakaś służba rządowa?
- Co? ZOMO???
- Przecież prezes wspominał coś o ZOMO - broniła się babcia.
- Że nie stoi tam gdzie oni - przypomniał Łukaszek.
- Czyli prawdę mówiłam! Wspominał!
I kto wie jak długo toczyłaby się ta dyskusja, gdyby na balkonie na pierwszym piętrze nie otworzyły się drzwi. Na balkon wypadł starszy pan, a za nim dwóch zomowców. Bili go pałami, a pan wył. I tak wyjącego wciągnęli go z powrotem do mieszkania. Z wnętrza lokalu dochodził łoskot przewracanych mebli i wyfruwały strzępy jakichś papierów.
- Nadal uważacie, że to grzyby? - pytała babcia.
Schodziło się coraz więcej ludzi zwabionych hałasem. Łomot i głosy jednak wkrótce ucichły i krótko po tym otworzyły się drzwi bloku. Wyszli niedbałym krokiem zmęczeni zomowcy.
- Wy...! - napadł na nich dziadek. - Jak mogliście! Kto wy w ogóle jesteście?!
- Spokojnie, proszę pana, my nie jesteśmy prawdziwymi zomowcami!
- Nie?
- Nie! My, proszę pana, jesteśmy grupą rekonstrukcyjną ZOMO imienia Kulturalnego Incydentu z Pawełkowic!
- I coście robili temu człowiekowi?
- Nie widział pan? Spałowaliśmy go i zrobiliśmy rozpierduchę w mieszkaniu.
- Co? Jak mogliście! Czemu?
- No jak to czemu? To wy nic nie wiecie? Ten pan był funkcjonariuszem mundurowym poprzedniego systemu. Parę lat temu zmniejszono mu emeryturę. I my do niego przyjeżdżamy co jakiś czas na taką akcję. I nie tylko do niego. Ich jest więcej.
- Ale po co to robicie?
- Jesteśmy grupą duchowego wsparcia po stracie tej emerytury. Taka pomoc psychologiczna dla osób załamanych utratą świadczenia. A co może by pan wolał aby ten biedny człowiek popełnił samobójstwo z biedy?
--------------
marcinbrixen.pl
http://www.wydawnictwo-lena.pl... - blog w formie książki
https://pl-pl.facebook.com/mar...