KRUCJATOWCY PER ANALOGIAM

Film „Cristiada” – który widziałem wcześniej we fragmentach – wzbudzał ciekawość, ponieważ pojawiał się w sieci na krótko i znikał, albo dał się oglądać, ale bez polskich napisów. Zapewne toczył się bój o prawa autorskie, mające dać szansę producentowi do rozpowszechniania w kinach. Dziś, jakiś czas po oficjalnej premierze, tytuł anonsowany jest tu i ówdzie i wciąż wzbudza niekłamane reakcje jeśli chodzi o wstrząsający obraz prześladowania wiernych. Chciałbym tych, co im obraz umknął, zachęcić do oglądnięcia go i polecenia innym.

Pierwsze seanse ”Krucjatowców” w Polsce ukazały nam dzieło piękne, rzetelnie udokumentowane, z dobrym aktorstwem i czystym przesłaniem. To fresk historyczny o epoce wojny domowej na tle antyreligijnym, co prawda sfabularyzowany, ale jednak oparty na dobrze wybranych, znamiennych faktach o Powstaniu Chrystusowców. Treścią jest prześladowanie chrześcijan przez prezydencki rząd komunistyczny w Meksyku w latach 1926-29.

Dlaczego to dzieło jest tak ważne dla polskiego widza, że trzeba zachęcać każdego, by je koniecznie zobaczył? Bo pokazuje, per analogiam, także kawał naszych doświadczeń z nieodległej przecież historii, gdy na polskich ziemiach ideologiczni oprawcy spod znaku czerwonej gwiazdy stosowali analogiczne metody wobec katolickiej większości. I czy obecnie, gdy jawnie już w promoskiewskiej TFUSKOLANDII mamy do czynienia z PRL-em bis nie grozi nam coś podobnego? Bo film unaocznia bardzo wymownie jak Państwo z łatwością, poprzez proceduralne sankcje, może wypuścić demony z piekła i zamienić ojczyznę w bratobójczą rzeźnię.

Wiem, wiem, tam za oceanem ludzie są inni, chrześcijaństwo gorące tak jak i temperamenty tamtejszych agnostyków. OK, ale na filmie widać jak na dłoni mechanizmy, które akcelerują te emocje. Przyjrzyjmy się jednak kilku zjawiskom, które wydają się tak bliskie doświadczeniom z wdrażaniem komunizmu nad Wisłą. Najwięcej odniesień przychodzi na myśl, gdy się wspomni losy walki także za Wiarę naszych Żołnierzy Niezłomnych, ale i dzisiejsze zagrożenia wcale nie są wyssane z palca.

Zarysujmy zatem w skrócie tło historyczne „Cristiady”. Prezydent Plutarco Elías Calles rządzi od 1924 r. w Meksyku legalnie – wybrany w powszechnych wyborach (jak się potem okazało był masonem 1./), a antyklerykalny kongres daje mu legalistyczne wsparcie. Prezydent uwiarygadnia się przed społeczeństwem przemowami o potrzebie walki z wrogiem zewnętrznym, głównie z misjonarzami z Europy. Korzysta z porewolucyjnej konstytucji z 1917 r. pod którą kieruje politykę rządową. Zostają zabronione nabożeństwa publiczne, skonfiskowano nieruchomości kościelne, upaństwowiono katolickie szkoły, zakazano nowych święceń, księży pozbawiono prawa wyborczego a także zabroniono im nosić sutann i komentować sytuację polityczną. Zakazano używania konfesjonałów, przebywania świeckich na plebaniach. Biskupów oraz zagranicznych księży wypędzono. Prezydent Calles mówi otwarcie, że chce zniszczyć Kościół Katolicki; zaczyna od sprowokowania wiernych, by potem dokonać ich rzezi. Gdy oglądamy te sceny „batalistyczne”, żółdaków w państwowych mundurach pacyfikujących cywilii w świątyniach i chatach, skóra nam cierpnie od okrucieństwa, jakie tam się przejawia.

Chrześcijańska opozycja najpierw działa pokojowo, manifestuje z transparentami, pikietuje, wnosi petycje, ale też zbiera fundusze, organizuje się, wyłania przywódców. Jednak gdy terror się nasila obrońcy wiary chwytają za broń, partyzantką dowodzi młody ksiądz w sutannie. „Krucjatowcy” są wspierani przez prosty lud, który w wyniku państwowej opresji oddaje coraz to młodszych Rycerzy Chrystusowych do „formacji leśnych”. Sytuacja rządowego terroru i spirala odwetu „wsysa” – opór narasta. W powojennej Polsce tortury, pacyfikacje siół, publiczne egzekucje, poniżanie partyzantów Armii Krajowej, tam strzela się pod murami świątyń, wojskowi przerzucają stryczki przez ramiona krzyży, w górach i ostępach prerii wiesza się wzdłuż linii kolejowych – dla odstraszenia cywili – na słupach telegraficznych.

Bojownicy za wiarę mają swojego watażkę, który koncentruje się na napadach na uzbrojoną władzę w celu zdobywania karabinów. Jakże to przypomina naszych „leśnych”, którzy zdobywali broń likwidując posterunki MO, czy odbijając kolegów z więzień i przy okazji rozbijając tamtejsze zbrojownie.

Są także pokazane wstrząsające tortury, przerażające tym bardziej, bo na chłopcu, który w końcu ginie jak święty. Zaczyna jako huncwot o imieniu Joselito, który rzuca kamieniami w starego księdza, ale w ogniu walk przeradza się w dorosłego Jose, zdolnego ponieść męczeńską śmierć i zginąć z okrzykiem na ustach Viva Cristo Re (Niech żyje Chrystus Król). Czy będzie nieuprawnione przywołanie tutaj imienia naszej bohaterskiej Inki? Sądzę, że polska ziemia nosi setki, a może i tysiące takich dzieciaków spod katechezy: „ - Jaki jesteś? - Polak mały. [...] - A w co wierzysz? - W Boga wierzę.” - godnych nieustannej pamięci nas, potomnych.

Siły „Cristados” rosną głównie dzięki temu, że bronią „świętej”, licznej chłopskiej rodziny katolickiej, która żyje bogobojnie z pracy rąk. Miasta należą do skomunizowanego Państwa – wieś do parafialnej kultury i tradycji. Jakże bliski sercu Polaka jest udział kobiet po stronie Kościoła – konspiracja, organizowanie zaopatrzenia w żywność, szmugiel amunicji pod spódnicami, akuszerowanie rannym. Skąd my to znamy!? - chciałoby się zakrzyknąć na sali kinowej. Bez wsparcia matek, sióstr i starców armia wieśniaków, dowodzona przez zawodowego generała, nie miałaby szans na tak szeroko zakrojone walki i realne zagrożenie dla władzy.

Rozejm, przerwanie tragedii, musi się rozegrać przez decyzje na wyższym, zagranicznym szczeblu. Pośredniczy ambasador USA, który pokojowe kwestie rozporowadza biznesowo – chodzi o przedłużenie kontraktu na eksploatację pól naftowych. I w końcu do ugody dochodzi. Kto przegrywa? No jak myślicie? Przecież piszę o analogiach. Oczywiście prości ludzie, bo Watykan odzyskuje majątki i prawo do poruszania się w sutannach, ale amnestia nie jest przestrzegana przez rząd Meksyku: opozycja zostaje wymordowana. NASZ Jan Paweł II, gdy odwiedza Meksyk, uświęca męczenników za wiarę z okresu bratobójczych walk (czyli czasu filmowego), Benedykt XVI dodaje potem aureolę świętości 13. zamordowanym po rozejmie.

Prezydent Calles i jego marionetki kongresowe niby wszystko czynią w majestacie prawa, a prosty, zbuntowany lud, reprezentujący lokalny Kościół Walczący, to wg oficjeli barbarzyńcy, szumowiny i bandyci albo obca agentura w sutannach. Dla tak wykreowanego Rządu wiara jest nie do przyjęcia, przeczy rozumowemu pojmowaniu materii i bytu, bez boskiego tła, które jest czystym wymysłem głupców. Komunizm to być albo nie być Boga i szatana, to albo my, albo oni. Znakomitym przykładem znalezienia się w takiej antynomii jest sytuacja ojca chrzestnego wspomnianego Joselito. Ten ustosunkowany protektor jest burmistrzem w mieście i sądzi, że mając realną władzę, może uratować nieletniego członka rodziny. Gdy tenże okazuje się tak niezłomny, że nie chce publicznie wyrzec się Chrystusa Pana, burmistrz uświadamia sobie, że nie jest już lokalnym gospodarzem, owym decyzyjnym kołem zamachowym na szczeblu terenowym, ale trybikiem w straszliwej ideologicznej machinie, i że jeśli nie przystanie na mord na własnym chrześniaku, sam zostanie przemielony przez żarna przemocy, do rozkręcania których także się przyczyniał swoim tchórzliwym zachowaniem na wstępie.

Ciśnie się na usta wiele analogii, gdy w ciemnej kinowej sali ogląda się ten, malowniczy, ale przez to jeszcze bardziej traumatyczny obraz. Dla znawców historii to tylko przypomnienie z opisanych już dziejów, ale dla zwykłego widza to bolesna refleksja wyciskająca łzy i ściskająca krtań z bezsilności wobec zła, jakie ten sam komunizm poczynił na niewinnych ludziach tam daleko, jak i blisko, na naszej polskiej ziemi.

A za oknem? Wieszanie na krucyfiksie genitaliów i symulowanie kopulowania na nim, sikanie na znicze, reklamy z „zimnym Lechem” i krzyże z puszek, krzyżowanie pluszowego misia, szarpanie modlących się, kopanie pobożnych, publiczne szydzenie z bogobojnych, zakłócanie obrządków, usuwanie krzyży, honorowanie zmarłych i żyjących oprawców, odmowa w formie państwowej restrykcji dla katolickiej telewizji, listy poparcia za tym, żeby wolno było Ojca Świętego nazywać publicznie słowem zaczynającym się na ce ha – dużo trzeba!?... Mógłbym wymieniać dalej tysiące antykatolickich przejawów w obecnej dualistycznej Polsce, po Smoleńsku dryfującej już wprost ku szatańskiej otchłani. W kraju, gdzie film o Cristados pojawia się jako lekcja z historii (właśnie naszej, choć na tragicznym przykładzie unaocznionym w formie artystycznej zza Oceanu). Oraz jako bardzo, ale to bardzo wymowne MEMENTO MORI dla rządzących i podwładnych.

Na portalu fronda.pl znalazł się wpis, który można potraktować jako uzupełnienie kwestii poruszanych na filmie:

Powstanie Cristeros to historia bohaterskiej walki w imię wiary i ideałów, która na skutek zdrady ze strony Kościoła Katolickiego zakończyła się tragicznie.
Oglądając ten film pamiętajmy, co było przyczyną załamania się meksykańskiego Powstania Cristeros (1926-1929).
Cristeros byli biednymi, wierzącymi chłopami, którzy walczyli z rewolucyjnym rządem meksykańskim w imię wolności wyznawania wiary w Chrystusa.
Powstanie miało dużo sukcesów, ale w 1929 roku hierarchia kościelna, która dotychczasowo popierała powstańców, podpisała porozumienie z ateistycznym rządem meksykańskim zabezpieczające jej przywileje, majątki, wpływy polityczne i ... zostawiła powstańców "na lodzie".
Kościół posunął się aż do ogłoszenia ekskomuniki dla powstańców i jej przywódców.
Jaki był dalszy los powstańców po tej strasznej zdradzie ?
Oczywiście tragiczny !!!
Część z nich uciekła do Stanów Zjednoczonych (wyemigrowało około 5% całej ówczesnej populacji Meksyku).
Większość, która postanowiła walczyć do końca w obronie wiary katolickiej, została bezlitośnie unicestwiona.
Ostateczny bilans powstania to około 90'000 zabitych.
Po zdradzie ze strony Kościoła Katolickiego, ponad 500 przywódców powstania i 5'000 jej innych uczestników zostało zabitych juz po poddaniu się ... i to często w swoich domach na oczach rodzin i dzieci.
Intensywne prześladowania Cristeros trwały jeszcze przez 12 lat po upadku powstania, aż do początku lat 40.

Rewolucyjna Partia Meksyku, popierana także przez hierarchię kościelną, utrzymała się przy władzy ponad 70 lat (!) i straciła ją dopiero w 2000 roku ...
Wiele osób zwraca uwagę, że prześladowania dotknęły także księży, zwłaszcza tych prostych. To prawda.
W 1926 roku było 4'500 księży na 15 milionów Meksykanów. W 1934 roku było ich tylko 334, w tym aż 17 na 31 meksykańskich stanów nie miało ani jednego księdza.
Ale liczba zabitych księży nie była wielka.
Szacuje się, że między 1926 a 1934 rokiem, tylko (?) około 40-tu 2./ kilku księży zostało zamordowanych. Ogromna większość po prostu uciekła z kraju, głównie do Stanów do regionu Los Angeles - San Diego.
http://www.fronda.pl/a/juz-blisko-30-tys-osob-obejrzalo-cristiade-w-polskich-kinach,27647.html

1/ Zbrodnie masonerii w Meksyku
w: Jerzy Robert Nowak, Walka z Kościołem wczoraj i dziś. Szczecinek 1999
2./  Księża straceni w czasie powstania Cristeros; regiony kraju i liczba osób: w Jalisco 35, Zactecas 6, Guanajusto 18, Colima 7, inne regiony 24, RAZEM 90.

 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Emigrant Szkot

07-10-2013 [09:23] - Emigrant Szkot | Link:

Obrazek użytkownika Zygmunt Korus

07-10-2013 [18:34] - Zygmunt Korus | Link:

dziękuję. Pozdrawiam.

Obrazek użytkownika Emigrant Szkot

07-10-2013 [19:18] - Emigrant Szkot | Link:

Spedzilem tam przed studiami 2 lata, w pomaturalnej szkole, uciekajac przed wojskiem :)