Nowoczesne egzorcyzmy

Hiobowscy nie mogli nocą spać. Po korytarzu bloku niosło się jakieś smętne wycie. Pierwszy wstał dziadek Łukaszka, potem mama Łukaszka, aż wreszcie wszyscy zebrali się w kuchni.
- Do kroćset! - dziadek Łukaszka zerknął na zegarek. - Wpół do drugiej! O tej porze ludzie śpią!
- Co tam się dzieje? - narzekała babcia.
- Ja się domyślam - rzekł tata Łukaszka głuchym z gniewu głosem. - Studenci.
- Co ty opowiadasz, są wakacje, studentów nie ma - zauważyła siostra Łukaszka.
- A nasz kuzyn jest przecież wieczny student - zauważył mało taktownie Łukaszek i został zgromiony przez swoją mamę. I nawet argument, że przecież wszyscy o nim tak mówią okazał się niewystarczający.
- Ciekawe, jak chodzi o Jedwabne... - zaczął z przekąsem dziadek Łukaszka ale nie dokończył, bo przerwał mu krzyk babci:
- Gdzie on jest?!
Okazało się, że tata Łukaszka korzystając z chwilowego zamieszania wymknął się chyłkiem na schody. Hiobowscy szybko się zebrali i podążyli trop w trop za nim.
Tata Łukaszka wędrował blokowymi schodami i korytarzami za odgłosami wycia. Wycie zresztą zaczęło się zmieniać, zaczęły się pojawiać akcenty warczące, a nawet charczące.
Hiobowscy posuwali się cicho naprzód, a po obu stronach otwierały się drzwi, z których wysuwały się rozczochrane głowy sąsiadów. Wszyscy sarkali na źródło hałasu, a niektórzy sąsiedzi dołączali się do Hiobowskich. Gdy dotarli na miejsce było ich już koło pięćdziesięciu osób.
Tata Łukaszka zadzwonił do drzwi.
- E, pewno nie otworzą - powiedział ktoś z grupy pościgowej.
Drzwi jednak uchyliły się.
- Haaa!! - zagrzmiał tata Łukaszka i rzucił straszliwe słowa:
- Cholerni studenci! Drzecie się po nocy i wszystkich macie gdzieś! Obyście przez dziesięć lat po absolutorium pracy nie mogli znaleźć...!
Tu urwał, bowiem z mieszkania na klatkę wysunął się jakiś starszy mężczyzna, który wcale nie wyglądał na studenta. Raczej na wykładowcę. Powiedział coś cicho do taty Łukaszka,
- To niegrzecznie tak w towarzystwie szeptać na ucho - zauważyła kolejna osoba z tłumu. Pan i tata Łukaszka obejrzeli się zaskoczeni i dopiero teraz zobaczyli, że mają towarzystwo. I to bardzo liczne.
- Pan mówi, że to nie studenci - wyjaśnił tata Łukaszka. - Tylko jego córka jest opętana przez szatana.
Na korytarzu wybuchła gwałtowna dyskusja na temat szatana, Najlepszej Telewizji, partii rządzącej, "Wiodącego Tytułu Prasowego", Żydów oraz Kółek Rolniczych w Pawełkowicach. Dyskusja trwała jakieś trzy minuty i została przerwana przez upiorne wycie.
- Znowu ma atak - rzekł posępnie pan i wrócił do mieszkania. Sąsiedzi, przestraszeni udali się do swoich lokali i Hiobowscy zostali w piątkę.
- Łukasz!!! - krzyknęli wszyscy oprócz siostry.
- W czwórkę! - sprostowała radośnie siostra Łukaszka. - Mama, tata, babcia i dziadek to cztery!
- Siebie nie policzyłaś - przypomniała jej babcia Łukaszka.
- Jak ja liczę to siebie nie liczę! - oznajmiła siostra i babcia wyrzuciła ją za drzwi.
- Jak to: za drzwi? - zdumiał się tata Łukaszka. - Przecież jesteśmy na korytarzu! Babcia ją wrzuciła do cudzego mieszkania!
- Znalazłam Łukasza - rozległ się zadowolony głos siostry. Hiobowscy nie bacząc na konwenanse runęli do wnętrza i ujrzeli scenę mrożącą krew w żyłach, tęczówki w oczach i szkliwo na zębach. Pan z którym rozmawiali na korytarzu i Łukaszek stali w drzwiach dużego pokoju. A wewnątrz pomieszczenia unosiła się w powietrzu młoda dziewczyna, rozczochrana, ze straszliwym grymasem na twarzy.
- Nędzne ludzkie robaki! Wszyscy umrzecie! Będziecie mi służyć! - wycharczała niskim głosem.
- Moją córkę opętał szatan - oznajmił zrozpaczony pan.
- Jaki szatan? - spytała mama Łukaszka. - To typowy przykład faszysty z opozycji. Nic tylko po trupach do władzy!
Dziewczyna splunęła śliną na dywan, który zajął się ogniem.
- Prawie jak pan Sitko - zauważył Łukaszek. - Też ma tak oddech przeżarty alkoholem, że jak dmuchnie na papierosa...
- AAAARRRRGGGGHHHH!!!! - ryknęła dziewczyna i uniosła się pod sufit. - Jam jest szatan, pan piekieł! Nie oddam jej ciała ani jej duszy!!!
- Ona chyba faktycznie jest opętana i trzeba by wezwać księdza - stwierdził przerażony dziadek.
- Racja - potwierdziła pobladła babcia.
- Żaden ksiądz...! - zaczęła dziewczyna, ale dziadek przerwał jej gestem i rzekł do babci:
- I ty to mówisz?
- No, zaszkodzić jej nie zaszkodzi, a może pomoże - odparła wykrętnie babcia.
- Zgadzam się, tu potrzebny jest ksiądz - przytaknęła mama Łukaszka.
- Egzorcysta - dodał tata Łukaszka.
- Żaden tam egzorcysta! To powinien być ogólnie znany i szanowany kapłan cieszący się autorytetem i poparciem społecznym. Myślałam o księdzu Bodamie-Anieckim - oznajmiła mama Łukaszka.
Dziadek Łukaszka wydął tylko wargi.
- No co, może nie ksiądz?
- Ksiądz, ale...
- Dawajcie tu tego księdza!!! - wydarła się dziewczyna i z jej usta wyleciało kilka much. - Rozniosę go w proch!!!
Mama Łukaszka sięgnęła po telefon komórkowy, zadzwoniła do znajomej, której znajoma pracowała w "Wiodącym Tytule Prasowym" i już po dziesięciu minutach uzyskała numer do księdza Bodama-Anieckiego.
Kapłan przybył pół godziny później. Dziewczynie zdążyły już przez ten czas urosnąć rogi i ogon.
- I to niby jest to opętanie? - zdziwił się kapłan cichym, łagodnym głosem po czym zasiadł wygodnie w fotelu zakładając ostrożnie nogę na nogę, by nie połamać kantów spodni. - Jak się zaczęło to opętanie? Kibicowanie na meczach? Czytanie nieodpowiedzialnej politycznie publicystyki? Marsze z pochodniami i flagami?
- GRRRRAAAAAHHHHH!!! - ryknęła dziewczyna. - Jam jest...
I zaczęła litanię tytułów jakimi mógł się poszczycić ów duch.
- Jakie to trywialne - skrzywił się ksiądz i poprosił o kawę. - I te rogi, i ten ogon. To takie, z przeproszeniem, jarmarczne.
- Jarmarczne?! - oburzyła się dziewczyna. - Ja wam dam jarmarczne! Ja was ukatrupię!
- Porozmawiajmy o tym - zaproponował smutnym głosem ksiądz i splótł dłonie na kolanie. - Wszystkich chcesz zabić? Czy preferujesz jakieś określone grupy społeczeństwa, co do których czujesz szczególną nienawiść?  
- Wszystkich!
- Na pewno? Nie chcesz zabić tylko gejów? Albo tylko Żydów?
- Wszystkich!!!
- Dobrze - pokiwał głową ksiądz. - A zatem nie mamy do czynienia z antysemityzmem czy homofobią. To jest bardzo trudne do wyleczenia. No dobrze, a co będzie jak już wszystkich zabijesz? Kto zajmie tą pustą krainę?
- No... - dziewczyna podrapała się po skołtunionej głowie pomiędzy rogami. - Inni.
- Inni. Bardzo dobrze. A więc nie marzy ci się Polska dla Polaków albo Polska od morza do morza. Nie przemawia przez ciebie duch nacjonalizmu. Uff... A zatem mamy do czynienia z jakimś lekkim przypadkiem.
- Ja ci dam lekki przypadek! - wrzasnęła dziewczyna i skoczyła na ścianę.
- Zejdź, proszę.
- Nie zejdę! Nie będę siedzieć na podłodze!
- Ależ ja tego od ciebie nie wymagam. To byłoby straszne, gdyby wszyscy byli tacy sami. Możemy się różnić, ale różnijmy się pięknie.
- GRRRRAAAAAAAHHHHH!!! - i dziewczyna zaczęła artykułować nowe wizje podboju świata.
- Ale ja jeszcze mówię - obraził się z lekka ksiądz. - Na tym przecież polega dialog, że mamy się nawzajem wysłuchać, zrozumieć i tolerować. Musimy mieć przecież jakieś podstawy pójścia na kompromis. Zamiast na ścianie, usiądziesz na komodzie, a ja zamiast siedzieć na fotelu też usiądę na tej komodzie koło ciebie.
- Walcz! Egzorcyzmuj! - szalała dziewczyna. - Pokonam cię jedną ręką! Pokażę ci jaką masz słabą wiarę! No, gdzie masz krucyfiks! Nie masz krzyża na szyi?!
- Nie wolno epatować symbolami religijnymi - pouczył ją łagodnie ksiądz Bodam-Aniecki. - Inni mogliby się poczuć urażeni. I nie będzie żadnych egzorcyzmów. To przeżytek. Każdy ma prawo się opętać jak mu się podoba...
I tu ksiądz rozpoczął dłuższy monolog o tolerancji. Dziewczyna lewitując ostrożnie podleciała blisko dziadka Łukaszka.
- To na pewno jest ksiądz? - spytała cicho ochrypłym szeptem.
- Sam się zastanawiam - odparł równie cicho dziadek.
Dziewczyna upadła na środek pokoju, wygięła się ze straszliwym krzykiem i upadła bezwładnie. Po chwili się podniosła lekko i zaczęła się ostrożnie dotykać po brzuchu i klatce piersiowej.
- Nie ma go! - powiedziała słabym głosem. - Opuścił mnie zły duch!
Wszyscy wznieśli radosny okrzyk oprócz księdza, który wzniósł filiżankę z kawą.
- To był najgorszy dzień w moim życiu - powiedziała dziewczyna siadając z trudem.
- Nie można tak mówić! - mama Łukaszka podeszła i chwyciła ją za ramiona. - Trzeba zawsze patrzeć do przodu i być optymistą! Trzeba myśleć, że najgorszy dzień w życiu jest jeszcze przed tobą!

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika zaginionyląd

13-08-2013 [15:25] - zaginionyląd | Link:

okropnie się śmiałam ... zgadzam się , że z tym ... bodamem anieckim nawet zły duch nie wytrzyma ....... ale sytuacja jest złożona ... niewielu ludzi ma poczucie humoru.... Acha , no dzięki za ostatni akapit