Ojciec Eureksjusz na tropie, część 4

Łukaszek, Gruby Maciek i okularnik z trzeciej ławki opracowywali plan. Plan jak zdemaskować sąsiadkę Melissy jako islamską terrorystkę.
- Sami przebierzemy się i zadzwonimy do niej do mieszkania, jak nas wpuści... No to już wszystko wiadomo - zaproponował Łukaszek.
- A jak nawet nie otworzy drzwi? - powątpiewał Gruby Maciek.
- Przecież mówię, że się przebierzemy! Nie będzie widać kto dzwoni, otworzy z ciekawości...
- A jak zażąda jakiegoś hasła? - zastanawiał się okularnik.
- Powiemy cokolwiek, tylko niewyraźnie!
Po południu następnego dnia udali się z plecakami do jednego z osiedlowych bloków. W zakamarku korytarza wyciągnęli z plecaków koce i owinęli się nimi po czubek głowy. Następnie podkradli się pod drzwi sąsiadki i zadzwonili.
Za ścianą rozległy się kroki, które zbliżyły się do drzwi i ucichły.
- Kto tam? - zapytał kobiecy głos.
- Uwaga! Podaję hasło! - zawołał napiętym głosem okularnik. - He o e e o o!
Zapadła cisza, aż wreszcie chłopcy usłyszeli odryglowywanie zamka. Drzwi uchyliły się.
- Co to za wygłupy? - rozległ się zdumiony, kobiecy głos.
- To my - zadudnił Gruby Maciek. Gdzieś na schodach rozległ się odgłos czyichś kroków, więc pani sąsiadka gestem nakazała im wejść do mieszkania.
- A teraz słucham.
- Wkopała się pani - oznajmił z satysfakcją Łukaszek.
- Ja? Jak to?
- A mówili, że u nas nie ma islamskich terrorystów - kontynuował Łukaszek. - No proszę. A pani tym, że nas zaprosiła, odkryła się i teraz wiemy, że jest pani nas terrorystką!
- Że co???
- No tak, przebraliśmy się za terrorystów, pani nas zaprosiła do środka, czyli gości pani terrorystów, czyli sama pani jest terrorystką, czyli panią zdemaskowaliśmy!
- I teraz pani musi nas zlikwidować! - dodał podekscytowany okularnik.
- Co ty za głupoty gadasz? - zdenerwował się Gruby Maciek i dodał jeszcze wulgarną uwagę o wszetecznym prowadzeniu się matki okularnika.
- No tak jest zawsze w filmach! - sumitował się okularnik. - Na szczęście ten ktoś zanim zginie zdąży wcześniej napisać kartkę dokąd idzie,..
- Napisałeś?
- Nie! - spłoszył się okularnik.
- Ja też nie! Piszemy esemesy - zadecydował Gruby Maciek i zaczęli prędko wyplątywa się z koców.
- Nikt nie zginie - przerwała im sąsiadka. - Nie wiem jak trzeba być chorym na głowę żeby wymyślić coś takiego, ale...
Przerwał je potworny huk. Drzwi wejściowe złamały się na dwoje i wpadły do środka, a za nimi gromada mężczyzn ubrana w czarne uniformy. Mieli też czarne kaski, broń maszynową i groźny wyraz twarzy. Jedyne co psuło efekt to czarne maseczki karnawałowe a la Zorro noszone zamiast kominiarek.
- Tułów na podłogę! Ręce na sufit! - ryczeli groźnie.
- Tułów? Jaki tułów? Jak to się pisze? - Łukaszek kilkoma sprytnymi pytaniami unieruchomił dwóch panów.
- Niech zamiast tułowia będzie korpus! - spróbował trzeci pan.
- Korpus jakie "u"? - zaatakował z flanki Gruby Maciek.
- Proszę nie dezorientować funkcjonariuszy! - podszedł do nich jakiś pan. - Dzień dobry, policja. Dowodzę akcją.
- A panowie tu skąd? - zdziwiła się sąsiadka.
- Zawiadomił nas ojciec Eureksjusz, który rozmawiał z taką dziewczynką, która mieszka koło pani... Melissa ma na imię czy jakoś tak...
- Ach... Teraz wszystko rozumiem... Niech ja tylko dostanę tę szczeniarę w swoje ręce...
- Poinformowała, że jest pani terrorystką... - wyjaśnił dowodzący akcją.
- Ja??? Ludzie! Co tu się dzieje! Słyszeli panowie co wasz dowódca suponuje? - sąsiadka zwróciła się do policjantów.
- Proszę nie poniżać funkcjonariuszy popisywaniem się znajomością wyrafinowanego słownictwa! - zgromił ją dowodzący akcją. - A wy, chłopaki, sprawdźcie resztę mieszkania.
- Wy jesteście policją? - upewniała się sąsiadka. - Czemu nie macie kominiarek?
- Proszę pani, jest lato, czerwiec! Czy pani wie jak w takiej kominiarce gorąco? Jak nic nie widać bo pot zalewa oczy?
- A to dziwne - wtrącił się okularnik z trzeciej ławki. - Na biologii uczyli nas, że pot wypływa spodniami.
- Porami - poprawił go Gruby Maciek.
- Przecież mówię...
- Powiedziałeś "spodnie". To nie to samo co... - i Gruby  Maciek nie zdążył dokończyć bo się pobili. Ale krótko bo bójkę przerwał im gromki okrzyk z pokoju obok:
- Rzuć tę sałatę bo strzelam!!
- Boże, tam jest mój żółwik! Zostawcie go! - i sąsiadka zerwała się do biegu. ostatni funkcjonariusz obejrzał się, ujrzał pędzącą na niego panią sąsiadkę i zareagował odruchowo tak, jak go wyszkolono.
Pani sąsiadce podłoga uciekła nagle spod nóg, ściana zbliżyła się podejrzanie szybko i nastąpiło twarde zderzenie. I tak oto ten dzień, dzień pełen koszmarnych i dziwnych zdarzeń dla niej się zakończył i rozpłynął w błogiej nieświadomości.