Choć w pierwszych czterech miesiącach 2013 r. najwięcej upadłości odnotowano w sektorze produkcyjnym, jedną z głównych „lokomotyw” napędzających ich wzrost pozostaje budownictwo.
Nie po deklaracjach polityków czy statystykach uznających za sukces bliski błędu statystycznego wzrost PKB o 1 czy 1,5 proc., lecz po danych pokazujących np. wzrost tempa upadłości firm w Polsce, widać skalę powiększającego się u nas kryzysu. Jedna z czołowych firm windykacyjnych, Euler Hermes, nie pozostawia co do tego złudzeń. Od początku roku do końca kwietnia ogłoszono upadłość 328 przedsiębiorstw. A zatem o 9 proc. więcej niż w tym samym okresie roku ubiegłego (300 upadłości). W dodatku tempo upadłości znowu wzrasta. Dane z samego kwietnia w tym i w ub. roku pokazują 22 proc. wzrost liczby upadłości firm (po chwilowej stabilizacji pod tym względem w lutym i w marcu).
Charakterystyczna dla obecnego okresu jest zachowawcza polityka banków. Zdaniem dyr. Tomasza Starusa, głównego analityka w TU Euler Hermes - Zarówno ubiegłoroczne wyniki, jak i aktualne dane skłaniają dostawców i banki do ostrożnej polityki kredytowej – ograniczania ryzyka i skupianiu się nie na perspektywicznych, ale aktualnie najsolidniejszych kontrahentach. To zatem ich bardziej zachowawcze, a może realistyczne podejście do rynku odbiera wielu firmom perspektywy dalszego działania, firmom które w lepszej sytuacji gospodarczej nie miałyby takich kłopotów z zaopatrzeniem czy finansowaniem. Dostawcy starają się po prostu jeszcze więcej sprzedawać odbiorcom w dobrej kondycji finansowej, w tym celu polepszając im nawet warunki sprzedaży, usztywniając jednocześnie stanowisko wobec pozostałych odbiorców, odczuwających m.in. skutki zmniejszenia się popytu. Podobnie postępują instytucje finansujące, banki – chcące współpracować z podmiotami, które generalnie nie potrzebują ich wsparcia.
I tak pogarszającą się sytuację w przedsiębiorstwach ciągnie w dół budownictwo. W tej branży dopływ nowych środków finansowych będzie ograniczony w porównaniu do lat ubiegłych, gdyż - stwierdza dyr. Grzegorz Hylewicz z Euler Hermes Collections - skala realizowanych prac także jest mniejsza na każdym szczeblu (krajowym, regionalnym czy lokalnym). Do tego dochodzi nowy czynnik – kłopoty z płynnością części deweloperów (nie tylko mieszkaniowych, ale także handlowo-biurowych), których majątek w postaci nieruchomości jest obecnie trudny do spieniężenia.
Tymczasem w najbliższym czasie nie widać szans na odbicie tej branży, często określanej w poprzednich latach jako „koło zamachowe gospodarki”. Budownictwo infrastrukturalne, w którym odnotowano kilka spektakularnych upadłości dużych wykonawców w ub.r., kończy w br. kontrakty finansowane ze środków unijnych z obecnej „perspektywy finansowej”. Dopiero gdy stanie się jasne jakie konkretnie środki pójdą na inwestycje w kolejnej perspektywie (w latach 2014-2020) i zostaną rozpisane duże przetargi, będzie wiadomo co czeka branżę. Jeszcze długo pod znakiem zapytania będzie stała także przyszłość branży mieszkaniowej. Świadczą o tym tysiące pustych, niesprzedanych nowych mieszkań i zmniejszająca się z miesiąca na miesiąc liczba lokali, których budowę rozpoczęto i na które uzyskano pozwolenia na budowę.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 2586
pełna zgoda, szaleństwo na rynku nieruchomości,
operatorzy na siłę wciskają "szklane domy", coś co jest na zdjęciu, nie na ziemi,
Nie wiem jaką analizę uczynić, to się rozpada...
popyt wewnetrzny poprzez obnizenie realnych wynagrodzen.Po oplaceniu kosztow tzw.stalych, gospodarstwa domowe maja skape srodki na extra wydatki, mieszkania czy nowe samochody...Lepiej juz bylo.