Jak Kubiak o mało nie został dyrektorem, część 1

Tata Łukaszka siedział sobie spokojnie w pracy i udawał, że coś robi. Obok siedział równie zajęty Kubiak, przy drzwiach ich szef, a po drugiej stronie pokoju siedziała stażystka, która zasuwała za nich wszystkich.
- Nie ma to jak równouprawnienie - oznajmił z satysfakcją szef. - Kobiety i mężczyźni pracują tyle samo!
Stażystka spojrzała na niego z rozpaczą i nie powiedziała nic, żeby nie tracić czasu. Nagle zapikał telefon. Stażystka sięgnęła do plecaka, po czym stwierdziła, że musi iść.
- Jest pani w pracy - przypomniał szef.
- Muszę coś pilnie zrobić i stażystka zaczęła wyciągać z plecaka jakieś ubranie.
- Pani dorabia gdzieś na boku? - szef poczuł się urażony.
- Tam też mi nie płacą - odparła gorzko studentka po czym jeszcze raz spojrzała na telefon i zapytała jaki jest adres firmy. Tata Łukaszka odpowiedział.
- No właśnie... - powiedziała powoli stażystka. - A więc nie muszę się spieszyć.
I wyszła.
- O co tu chodzi? - zapytał zaciekawiony Kubiak, ale nikt mu nie odpowiedział. Bo nie zdążył. Na zewnątrz zagrały fanfary i rozległy się dźwięki orkiestry. Podeszli do okien. Na ulicy kłębił się różnokolorowy tłum.- Pewno znów jacyś młodzi skrzyknęli się spontanicznie na Fejsie i protestują.
Na biurku Kubiak zajazgotał telefon.
- Panie Kubiak, błagam, zejdź pan na dół - jęczał portier. - Przecież nie wpuszczę ich do budynku!
- Kogo?
- No ich! Oni są do pana! Wszyscy!
Zaintrygowany Kubiak poszedł do windy, a szef i tata Łukaszka podążali krok w krok za nim. Windy były zajęte, chyba całą firma spieszyła na dół zobaczyć niecodzienne zjawisko. Zeszli więc schodami.
W hallu na dole kłębił się tłum kolorowo przebranych gości.
- To jest właśnie pan Kubiak - portier wskazał Kubiaka jakiemuś panu w uniformie. Pan zakomenderował, goście rozbiegli się i zajęli miejsca. Zagrzmiała orkiestra, wokół Kubiaka zawirowali tancerze, dzieci sypały kwiatki, cheerleaderki (w tym stażystka) wykonały skomplikowany układ taneczny, chór ludowo ubrany odśpiewał coś i na koniec do Kubiaka podszedł pan w uniformie.
- Dzień dobry, Poczta Polska. Polecony do pana - powiedział Kubiakowi.
Kubiak osłupiał.
- Państwowa firma! - sapnął szef taty Łukaszka. - Bizancjum!
- Niech pan podpisze - pan w uniformie podsunął Kubiakowi jakiś papier, a ten podpisał. Pan w uniformie, ku zaskoczeniu wszystkich cofnął rękę z kopertą.
- A list? - krzyknął Kubiak.
- Zaraz. Najpierw reklamy - odparł pan w uniformie, a do Kubiaka podbiegła jakaś pani w średnim wieku.
- Powiedz precz biegunce! - zaczęła.
- Jakie reklamy?! - zaprotestował Kubiak. - Ja chcę list!
- A co, myśli pan, że to wszystko można utrzymać z samych znaczków? - pan w uniformie pokazał osoby mu towarzyszące. - I co z tego, że firma państwowa? Czasy są takie, że pieniądz rządzi wszystkim i my też musimy zarabiać!
- Pomyliliście mi - odezwała się ze złością pani. - Muszę zacząć jeszcze raz!
Kubiak demonstracyjnie odwrócił głowę i nie patrzył.
- Będę mówić - odcięła się pani.
Kubiak zatkał sobie uszy.
- Nosa już pan nie da rady zatkać!! - wrzasnęła pani. - Przedstawię panu reklamę w wersji zapachowej, a jest to reklama środka na biegunkę, ostrzegam!!
Kubiak odetkał uszy.
- Dużo będzie tych reklam? - spytał tata Łukaszka.
- Powinniśmy dzisiaj zdążyć... Do której państwo pracujecie?